Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2019, 08:48   #374
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Jazda nocą nie należała do najprzyjemniejszych, ale była wymagana.
- Siostro Francisco… - zaczął Fyodor - wspominałaś, że jednym z Twoich darów jest świadomość gdy ktoś cię śledzi… dobrze zrozumiałem? Możesz powiedzieć czy teraz jesteśmy śledzeni?
- Nie - odpowiedziała Francisca
- Dobrze. Więc opcje… dar kontroli i rozmowy ze zwierzętami pochodzi prosto od Boga. Nauczył on go Noego i zwierzęta musiały być mu posłuszne. Niestety z czasem dar uległ splugawieniu. Jeden z jego potomków został przeklęty wampiryzmem zachowując swój da i przekazując go dalej. Kilka wieków przed Chrystusem także jeden czarnoksiężnik z Lewantu wymusił na potomku Noego by nauczył go tego, a i wilkołaki mogłyby pewnie rozkazywać szczurom jako drapieżniki wyższego szczebla. Wyeliminować możemy niestety jedynie istoty z zaświatów które by nie poniżyły się do interakcji z tak podłymi stworzeniami… więc niestety niewiele nam to mówi… Anno…
- Piotr wspominał, że na tych terenach mieszka potężny wampir podszywający się pod dawnych bogów i zapewne jest w stanie władać szczurami. - Zakonnica wpatrywała się w drogę przed nimi czując szczerą obawę. Tylu przeciwników.. A oni byli sami.
- Siostro Anno. Przytoczysz jeszcze raz co widziałaś w wizji gdy byliśmy w zamtuzie?
Zakonnica zarumieniła się.
- Wi.. widziałam jak jakiś grubszy mężczyzna brał w posiadanie znaną nam ulicznicę i… i wtedy wizja przeniosła się do tego chłopca. Spał i wtedy przyszedł do niego szczur. Rzucił na niego urok i wtedy chłopcu przyśnił się koszmar…. Szczur opuścił zamtuz. Widziałam też jak przemierzają ogrody klasztoru… ktoś zabił jednego z nich. - Anna czuła narastające zmęczenie wraz z tym jak przypominała sobie kolejne obrazy. Wraz z nimi powracał ból i zawroty głowy, więc mocniej chwyciła się jedną dłonią łęku siodła.
Francisca zabębniła palcami w udo.
- Czyli jest ich czterech? - próbowała sobie poukładać w głowie kto jeszcze może dybać na ich życie.
- Wilkołaki.. Możliwe że wampir… Tamten mag i faun. - Anna westchnęła ciężko. - I nie wiadomo kto jeszcze i kto z kim współpracuje.
- I Benezja
- dodała Wenecjanka - Mag i faun są przeciwko sobie. Benezja, o ile wampir nie kłamał, nie stoi po żadnej ze stron. Reszty musimy się dowiedzieć - rzuciła spojrzenie na pobliską chatę - bez tego trudno zaplanować kolejny ruch. Tego oraz wiedzy o tym kto i co kontroluje. Biskupa kontroluje faun. Kusi go tym, czego on pragnie. Mag kontroluje… żaka Przemysława. Do tego demon z nad rzeki, cyganie Kamil, którzy chcą mnie porwać… zbliżamy się chyba do końca tej wyliczanki.
- Co cyganie mają przeciwko tobie?
- Anna przyjrzała się niepewnie Włoszce. - Gdzie w ogóle jedziemy?
Kobieta spojrzała na Annę:
- Dobre pytanie, siostro. Kolejna z rzeczy, które musimy się dowiedzieć. Jakub ma mnie chyba do nich przyprowadzić. To dłuższa historia.
Francisca dodała więcej szczegółów, coraz bardziej wpatrując się w chatkę.
- Coś mi mówi, że to miejsce też warto odwiedzić. Nikt się tam nas nie spodziewa, a to może być dobry znak.

Reznov patrzył z ukosa na Francescę. Po czym powiedział spokojnie:
- Uważajcie. Jeżeli mam rację, to również za Benezją stoi jakiś pakt ze złem. Pamiętajcie wszak, że wampir prosił ją o pomoc. O ochronę. Zatem musimy przyjąć, że jest ona niezwykle niebezpieczna. Zmówmy krótką modlitwę, by Pan nas ochronił.
Fyodor zsiadł z konia i w niemal kompletnej ciemności, z małą tylko lampką zaczął odmawiać modlitwę do której przyłączyła się Francisca.
Anna także zatrzymała konia i w ciszy prosiła Pana o łaski i pomoc. Z kim tym razem przyjdzie się im zmierzyć? Zacisnęła dłonie na wiszącym na szyi krzyżu. Odezwała się dopiero gdy modlitwy dobiegły końca.
- Jak.. jak chcemy to zrobić? Zapukamy tam i wejdziemy? - Szepnęła niepewnie. - Na terenie, na którym mieszka mogą być jakieś sidła.
Fyodor przystanął w półkroku. Anna mogła mieć rację.
- Nigdy nie można być zbyt ostrożnym. Francisco, pułapki i wnyku wydają się bardziej Twoją domeną, nie mylę się?
Francisca zmrużyła znacząco oczy.
- Myśli brat, że kobiety mojego stanu chodzą po lasach i polują na króliki? Widzę i słyszę i potrafię sprawdzić, że inni widzą i słyszą nie to co powinni. Nie dotyczy to jednak królików.
Niemniej uważnie obserwując ostrożnie ścieżkę ruszyła w kierunku chatki.
Domek nie wyglądał zbyt okazale. Przed wejściem w niewielkim zagonie rosły zioła. Anna rozpoznała kilka z nich, choć większość wzięłaby za zwykłe chwasty.

Z tego co widzieli chata miała tylko jedno wejście i cztery okna. W oknach były rozciągnięte rybie pęcherze. Same okna były tylko od strony wschodniej i południowej. Benezja musiała być kiepską gospodynią, gdyż przy belkach podtrzymujących zadaszenie rozciągała się pajęczyna. Na jej środku, w świetle księżyca wisiał sporej wielkości pająk. Siostrę Annę przeszył dreszcz. Nie taki, jak zsyłał jej Pan, by ją ostrzec. Taki, jakim jej ciało reagowało na widok pająków.
Na szczęście miała w sobie dość silnej woli, żeby opanować odruch jęku, który mógł zdradzić ich obecność. Zakonnica zakryła usta dłońmi i z przerażeniem wpatrywała się w lśniące w świetle księżyca nitki i czającą się na nich bestię. Jej ciało było jak sparaliżowane.
Fyodor maszerował powoli i ostrożnie, dając Francisce wytyczać ścieżkę, bo potrzebował chwili którą mógł poświęcić na co innego. Jego usta poruszały się w bezgłośnej modlitwie proszą Michała Archanioła dowodzącego zastępami anielskimi o ochronę przed siłami zła i by chronił jego umysł i wsparł w walce.

Sáncte M�-chael Archángele, defénde nos in proélio, cóntra nequ�-tiam et ins�-dias diáboli ésto præs�-dium. Ámen.

- Trzymajcie się blisko mnie - polecił Fyodor siostrom wychodząc do przodu - pańskie błogosławieństwo wtedy i was będzie chroniło.
- Anno… jesteś w stanie wymodlić wizję by dowiedzieć się czegoś o mieszkańcach tego domu?
Francisca początkowo uważała chatkę, za domostwo jakiejś podstarzałej zielarki, ale patrząc na zachowanie Fyodora nabrała przekonania, że może być inaczej. Zbliżyła się do niego, złapała mocniej za drewniany krzyż i wciągnęła nosem powietrze. Możliwe, że tu wreszcie znajdą jakieś odpowiedzi… albo kolejne zagrożenie. Albo jedno i drugie.
Anna trwała w bezruchu. Miała… zbliżyć się do tego domu? Pająk zdawał się ją obserwować szykując do skoku. Toż ta bestia, zaraz ją dopadnie!
Wenecjance nie były obce lęki kobiece. Znała też jednego biskupa, który piszczał w panice, gdy widział mysz. Sama… Sama mężnie ruszyła przed ich niewielki oddział i... zatrzymała rękę w powietrzu. Spojrzała na Fyodora i Annę. A co jeśli znów są obserwowani. Popadała w paranoję.
- Cicho - szepnęła i złapała Annę za rękę. Jej dłonie były miękkie, delikatne i zupełnie nie nawykłe do trzymania czegokolwiek poza piórem i małym nożem do krajania mięsiwa.
- Zamknij oczy, oddychaj powoli i idziemy - powiedziała łagodnie do siostry - ścisnę cię za rękę, to otwierasz oczy.
Zakonnica przytaknęła przytrzymując wolną dłonią krzyż na piersi, a drugą ściskając rękę wenecjanki. Co… co jak tam będzie ich więcej?!
Siostra Anna jednak korzystając z chwili gdy miała zamknięte oczy poprosiła Pana o wizję. Momentalnie zbladła, co dało się zauważyć nawet przy znikomym świetle księżyca.

Wizja zaczęła się bardzo spokojnie. Widziała chatę w lesie. Tę samą przy której stali. Fyodor wchodził pierwszy. Jednak w domu nie było zielarki. Zakonnica nie tak wyobrażała sobie zielarkę. Na szerokim łóżku leżała kobieta. Miałą przepasane biodra czarnym skrawkiem materiału. I było to jej jedyne odzienie. Jej piersi sterczały niemal nienaturalnie. Były duże, więc zgodnie z tym czego nauczyła się Anna powinny być obwisłe. Tymczasem one kusząco i wręcz wyzywająco sterczały celując sutkami w jedynego mężczyznę w grupie.

Francisca zaś trzymała na dłoni pająka. Tego, samego, który wisiał przy drzwiach. Ale był większy. Wędrował po ręce Wenecjanki. Był wielkości kota. Pocierał swoimi tylnymi odnóżami o wielki i włochaty odwłok.

Kobieta zaś czule obejmowała Fyodora. On stał niemal na baczność. Niczym skała. Zdał się niewrażliwy na jej wdzięki. Jej jędrne piersi ocierały się o jego koszulę wystającą spod czerwonego płaszcza.

Wtedy jej dłonie zaczęły się zmieniać. Stawały się czarne. Zaczynały przypominać pajęcze odnóża.

Annę przeszły ciarki.

Ciało kobiety zmieniało się coraz bardziej, aż w końcu sama stała się ogromnym pająkiem. OGROMNYM!

Wokół niej biegała cała masa innych, mniejszych pajączków. Cała masa.

Wtedy dotarło do niej coś jeszcze...
ściany...
wszystkie ściany w chatce były pokryte małymi pająkami. Siedziały upchane przy sobie tak ciasno, że nie było widać spod nich ani jednego skrawka drewna.

Była przerażona. Za nic nie mogli wejść do tej chaty!




A potem zwymiotowała tuż obok trzewików Francisci. Widzieli już wiele razy jak miała wizje, jednak tym razem z pewnością wizja jej nie oszczędziła.
- Ona… ona jest pajęczycą… pająki… tyle pająków. - Szeptała nerwowo z trudem łapiąc oddech i czując jak zbiera się jej znów na wymioty. - Obejmowała Fyodora… - Zwymiotowała, drżąc intensywnie.
Włoszka poderwała nogę. Można się bać pająków, ale to jeszcze nie powód, żeby tytłać jej buty. Westchnęła jakby zrezygnowana.
- No to przynajmniej nie od niej te szczury. I pająki nie krwawią - przygryzła wargę i odwiązała chustkę.
- Tu nie zostaniesz. Stracisz zmysły, albo wpadniesz w panikę i znajdziemy cię… albo cię nie znajdziemy. Daruj sobie dalsze wizje. Zawiążę ci oczy. Twój umysł jest nam potrzebny i twoja wiara. Gdy będzie trzeba patrzeć damy ci znać - Francisca niejako bezwiednie weszła w rolę starszej druhny, a poziom zagrożenia z każdej strony zagłuszył w niej myślenie o strategiach i układach. Skupiała się bardzo praktycznie na tym co widziała przed sobą - Dobrze?
- Ale… - Anna poddała się Włoszce, szczerze obawiając się tego pomysłu. Na co mogła się przydać ze związanymi oczami? Ścisnęła w dłoni nóż, który podarował jej Gerge.
- Bracie Fyodorze, co wiemy o wierze pająków w Naszego Pana? Franciszek i dla nich znalazłby miejsce - podziw dla otwartości i radykalizmu tego zakonnika mieszał się w niej w politowaniem dla jego naiwności.
- Pisma nie mówią o nich wiele, raczej są wykorzystywane jako symbol. Słabości wiary “jak pajęczyna”, czy kłamstwa “jak jad”. Ale nie przychodzi mi do głowy żaden konkretny cytat. Dobra… w tym momencie ona już wie, że tu jesteśmy. Wejdę pierwszy, wy zostańcie na zewnątrz, ale nie oddalajcie się.
Po uchyleniu drzwi zobaczył palenisko, wokół którego rozwieszono pęki ziół. Pomieszczenie oświetlało kilka świec. Z lewej strony od wejścia znajdował się stolik. Fyodor zauważył na nim kilka naczyń. Było zbyt ciemno, żeby dojrzał co było ich zawartością. Dalej w głębi pomieszczenia stała świeca na wysokim świeczniku. W pomieszczeniu panował mrok. Gdzieś tam, na końcu pomieszczenia było chyba jakieś łóżko. Przynajmniej nie było go widać nigdzie indziej, a właścicielka domku gdzieś powinna być. I najprawdopodobniej była tam. Z cienia wystawały dwie nagie nogi. Damskie nogi. Prawa powoli i zmysłowo pocierała lewą.
- Cóż was sprowadza? - głos kobiety był niski. Bez wątpienia był to ten sam głos, który rozmawiał z Guzem.
Włoszka, delikatnie wprowadzając Annę za sobą, ukłoniła się grzecznie.
- Dobry wieczór - powiedziała. - To bardzo dobre pytanie. A co możemy tutaj otrzymać? - uśmiechnęła się delikatnie.
Fyodor uśmiechnął się do siebie widząc, że siostry i tak weszły za nim… nie zamierzał gardzić towarzystwem w tej sytuacji, skoro miały odwagę aby go wesprzeć.
Wykorzystał moment który dała mu Franciska przyjmując na siebie inicjatywę zamawiając krótką, pozbawioną słów modlitwę proszą Pana o wgląd w serce tej niewiasty… dla upewnienia się… ale bardziej czy aby na pewno ona tu stała, czy może nie była to iluzja czy inne widziadło zostawione dla nich.
- Jeżeli macie jak zapłacić, to praktycznie wszystko. W stare lędźwie znów tchnę życie, tak żeby dogodził tobie i przyjaciółce. Muszę przyznać wiele widziałam, ale takiej trójki jeszcze nie. On jest bogaty co? - podsumowanie było kierowane do Francisci, choć nadal ich gospodyni nie ukazała swej twarzy.
- A ta młoda z opaską na grę wstępną… prawdziwa zakonnica, czy to też fetysz?
Francisca zrobiła znudzoną minę, choć w ciemnościach pewnie nie było tego widać.
- Będziemy się tak bawić? Ty potrzebujesz nas, a my ciebie. To proste.
Z poznanej trójki, Benezja wydawała jej się ostatecznie najmniej problematyczna. Zapewne tylko jej.
- Nie jesteśmy Nim. Nie zostawimy niczego tak jak jest teraz. Ci, którzy teraz walczą o władzę są... ślepi, ale ty nie. Ty jesteś kobietą. Żeńskim pierwiastkiem - Francisca postukała palcem w krzyż - prawda?
Brat Fyodor poczuł natomiast na swoim przedramieniu dotyk owego krzyża. Jedno z ramion wbijało się delikatnie w ciało.
Inkwizytorka rozglądała się dokładnie. Pod powałą widziała gęstą pajęczynę z kilkoma czarnymi kształtami. Przy kobiecie też coś się poruszało, choć to akurat mógł być kot. Ale przyznać należało, że coś w chatce przyciągało pająki. Szybkimi spojrzeniami wychwyciła sześć. Tylko jeden większy od tego przed chatką. I dwa kształty zdawały się czmychnąć pod naporem jej wzroku.

- Żeńskim pierwiastkiem? Może. W kołowrocie dziejów określilabym się jako Marzannę, więc może masz rację.
Kobieta wstała i postąpiła krok w ich stronę.
Była wysoka. Bardzo wysoka. Francisca nie spotkała tak wysokiej kobiety na swej dotychczasowej drodze. Z pewnością była wyższa od jej męża. Wszystko przez długie nogi. Nogi, które zdawały się wypełniać pomieszczenie. Były niczym droga, na końcu której czeka obiecana rozkosz. Osłaniała je jedynie szeroka spódnica z rozporkiem niemal do pasa.
Tors okrywała jej koszulka skórzana. Wyglądała jak element zbroi przerobiony przez mistrza sztuki krawieckiej na ozdobny kaftan. Kaftan głęboko wycięty i przyciągający uwagę do biustu. Francisca nie dała się zmylić. Za dużo wiedziała o kobietach. Wiedziała, że odpowiednio ściśnięty gorset może zdziałać cuda. Nawet średnie piersi mogły być ukazane mężczyznom niczym góry namiętności. I to właśnie definitywnie przekonało Franciscę, że daleko jej rozmówczyni do wiejskiej baby.
- Czyżbym gościła sławną Inkwizycję? - jej dłonie wykonywały jakiś dziwny odruch. Fyodor nabrał podejrzeń, że jest to jakiś czar. Francisca rozpoznała gesty typowe dla wielu dam. Sama w dokładnie taki sam sposób przebierała palcami gdy uczyła się tkania i musiała rozplatać swoje niedoszłe dzieła.
Francisca dmuchnęła krótko nosem i zerwała opaskę Annie.
- Patrz tylko na nią - mruknęła.
- Nie rób tego - powiedziała do kobiety.
Anna spojrzała na kobietę, starając się skupić na niej wzrok. Marzanna… Zakonnica przyglądała się kobiecie w jej wyuzdanym stroju. Mimo to widziała je. Pająki… wszędzie były pająki. Cały dom zdawał się poruszać. Miała wrażenie, że nawet hafty na ozdobnym kaftanie drgają lekko. Cicho zaczęła szeptać modlitwę prosząc Ducha Świętego o dar odwagi. Musiała przetrwać.. Musiała pomóc swym towarzyszom.
- Źle ci tutaj? - mówiła dalej widząc, że Anna jest w stanie się opanować.
- Starcie jest nieuniknione i nic nie pozostanie takie jak jest. Nie musisz stawać po stronie któregoś z nich, a Kościół nie ma nic przeciwko zielarkom, które pomagają wypełniać mężom ich obowiązki małżeńskie. Powiedzmy…
Francisca cały czas obserwowała kobietę, czekając na jej kolejny ruch.
Fyodor pozostawał spięty, choć starał się tego nie pokazywać. Franciska mogła z tego wyciągnąć swoimi metodami więcej niż on. Ale był gotów do walki.
Kobieta zignorowała ostrzeżenia Francisci. Jej ręce rozplątywały niewidzialną materię niczym gobelin utkany z błędem.

Anna poczuła to pierwsza… wizja przyszła wraz z dziwnym uczuciem spokoju.
W wizji widziała mury tak wysokie, że nie mógł ich wznieść żaden człowiek. Ogromne. Bez okien. Bez słabości. Wyglądały jak wyciosane z jednego kawałka marmuru. Ale żeby znaleźć jeden taki kawałek trzeba by było kształtować go bezpośrednio w skale, bo nikt nie byłby w stanie przenieść tak wielkiego elementu na plac budowy. Było pewne, że to Bóg stał za tą budowlą. Czuła kojącą potęgę Pana w tym murze.

Pod murem pojawiła się dziwna i przerażająca istota. Na korpusie z sześcioma odnóżami i ogromnym odwłoku znajdował się korpus kobiety. Tej z którą rozmawiali. Poznała ten sam kubrak ze zdobionej skórzanej zbroi. Ta sama fryzura z włosami opadajacymi na twarz. Przed tą przerażającą istotą stało krosno, a nad nim rozciągnięta tkanina. Istota z niezwykłą szybkością rozplatała wątek i osnowę tkaniny, a gwałtownymi ruchami rąk odrzucała na boki swobodne nici.

W tym samym momencie Boski marmurowy mur rozpadał się nie pył. Z każdym pociągnięciem nici ściana, której szczyt ginął gdzieś w chmurach rozpadała się. Znikała bez śladu. Po trzech zamaszystych ruchach ręką po murze nie było już śladu. Przed pajęczą tkaczką stał Fyodor, a za nim Francisca i Ona sama. Cokolwiek zrobiła ta istota, to właśnie odarła ich z ochrony Pana.



Wizja zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Stali w zatęchłym pomieszczeniu w świetle niewielu świec. Na pozór nic się nie zmieniło. Tylko ręce kobiety zwisały już wzdłuż jej ciała. Skończyła swoją tkacką pracę.

Fyodor w pierwszej chwili myślał, że stał się ofiarą iluzji, czy też jakiegoś otumanienia. Myślał, że istota, co do której już był pewny, że nie jest człowiekiem zrobiła mu coś, czy też rzuciła jakiś urok. Choć nie mógł jeszcze skojarzyć wszystkich faktów… czuł się głupszy niż chwilę temu.

Francisca nie posiadała żadnych nadprzyrodzonych przesłanek, żeby sądzić, że coś jest nie tak. Jednak wystarczyło jej subtelne drgnięcie Fyodora i zmiana wyrazu twarzy Anny, żeby domyślić się, że zadziało się coś złego.

- To co nadchodzi jest zniszczeniem w czystej postaci. Nie zmienicie tego przychodząc do mnie. I wbrew temu co mówią w Płocku, to nie jest do zatrzymania - powiedziała spokojnie.
- A ja nie jestem osobą, która miałaby jakikolwiek interes w zatrzymaniu kołowrotu życia. Coś trzeba zniszczyć, żeby narodziło się nowe.

Francisca nie ruszała się patrząc na kobietę zdumiona. Chyba nie tego się spodziewała i zanim zdążyła się zastanowić z jej ust padło pytanie:
- Ale co zniszczyć?
- Zazwyczaj to co stare.
- powiedziała zagadkowo.
Wenecjanka westchnęła cicho, a przez jej głowę przebiegły obrazy z Wenecji i północnej Italii.
- Nie ma tu za wiele do niszczenia… w tym kraju... Ty się nie boisz, prawda? A Faun z Ptasznikiem pewnie się tego nie spodziewają.
Fyodor w pierwszej myśli chciał uderzyć. Rzucony urok kończył kulturalną dyskusję, ale… nagle poznał, że są inne możliwości. Spojrzał na wiedźmę znacznie łagodniej niż dotychczas.
- Pomóż nam. Choćbyśmy i tak byli skazani na porażkę… chcielibyśmy wiedzieć co nam zagraża.
Anna stała nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Ktoś z taką łatwością przeciwstawił się mocy Pana. Czuła, że jej strach przed pająkami nagle stał się bardzo bardzo uzasadniony. Przylgnęła nieco bliżej Francisci.

Tymczasem kobieta patrzyła z uwagą na Fyodora. Mierzyli się spojrzeniami przez moment. Podeszła dwa kroki bliżej Czerwonego Brata i przechyliła głowę. Uśmiechnęła się.
- Pomogę. Od początku chciałam pomóc. Ale pomoc ma swoją cenę. Sami zdecydujecie ile chcecie wiedzieć. Zapłatą jakiej oczekuję jest krew. Jeżeli każde z was zada mi po jednym pytaniu, to myślę, że wyjdziecie stąd bez szwanku. Ale jeżeli chcecie wiedzieć naprawdę wiele, to może się okazać, że nie zostanie w was dość krwi, żeby wrócić do Płocka.
Francisca uniosła delikatnie rękę z krzyżem niefortunnie zachaczając ostrą krawędzią o opuszek palca. Na jego czubku pojawiła się odrobina krwi.
- Chrześcijańskiej krwi? - zapytała zdziwiona.
- Żadne z nas nie dysponuje swoją krwią. Należy ona do Pana, bo to jemu ślubowaliśmy posłuszeństwo i oddanie. Poza tym skąd mamy wiedzieć, że nas nie okłamiesz? Chcesz naszej krwi, w zamian za zagadkową propozycję. My powiedzieliśmy ci wiele, nie chcąc nic w zamian. Przyszliśmy tutaj w dobrej wierze, a miłosierdzie Pana nie zna granic.
Gdy mówiła, nie spuszczała oczu z kobiety.
Wreszcie dodała jeszcze nieco niepewnie:
- I w jaki sposób zamierzasz pobrać swoją zapłatę? - niektórzy bali się pająków, inni mdleli na widok krwi.
Fyodor… nie chciał tego przed sobą przyznać, ale… odrobinę panikował. Mury jego woli były wciąż naruszone po spotkaniu z Guzem, teraz wiedźma odebrała jego umysłowi łaskę pańską. Czuł się taki… przeciętny. Boskie błogosławieństwo dawało mu poczucie bezpieczeństwa, że Bóg poprowadzi jego myśli właściwymi torami. Teraz tego nie czuł. Wiedział, że jedną z pierwszych rzeczy jaką zrobi gdy sytuacja się uspokoi to poprosi boga o tę łaskę raz jeszcze. Ale to później. Franka zagadywała samozwańczą Marzannę kiedy usta Fyodora poruszały się delikatnie w modlitwie która była bardziej myślana niż mówiona.
- Czyli chcesz dowiedzieć się w jaki sposób zabiorę twoją krew? I za odpowiedź na to właśnie pytanie chcesz mi zapłacić krwią? Nie sądzisz, że to nieroztropne? - Kobieta uśmiechała się kpiąco, a półmrok panujący w pomieszczeniu dodawał jej rysom twarzy ostrych kątów. Wyglądała przez to na twardą i niebezpieczną.
Tymczasem na twarzy Fyodora widać było napływający spokój. Mimo rozpływającej się aury. Anna słusznie odczytała to jako odbudowanie murów Pańskich. Czerwonemu bratu wydało mu się, że istota jaka przed nimi stoi zagrażała nieporównywalnie bardziej ich umysłom niż ciałom.
Tymczasem kobieta zbliżyła się do Francisci. Wzięła ją za rękę. Była przyjemnie ciepła. Uniosła dłoń inkwizytorki na wysokość swojej klatki piersiowej. Drugą ręką odsunęła rękaw sukni. Delikatnie pochyliła swoją głowę w stronę odsłoniętego nadgarstka. Wciągnęła powietrze, niczym Luis na kolacji u Biskupa gdy podano kaczkę.
- Jesteś pewna, że to na to pytanie chcesz poznać odpowiedź? - usta kobiety szczerzyły się w drapieżnym uśmiechu.
- Nie.. nie powinniśmy. - Anna z trudem przełamała swój strach i wydusiła z siebie kilka słów. - To.. to pająk.. Ona niszczy mur pański. Ona… jest zła.
Francisca uśmiechnęła się przyjaźnie do kobiety i podniosła rękę nieco wyżej jednocześnie nachylając ku niej twarz.
- Nic tu nie jest takie jak się wydaje i nagle usłyszymy od Ciebie słowa prawdy. Osobiście mam wątpliwości - uśmiechała się przyjaźnie jakby właśnie prezentowała przyjaciółce perfumy rozpylone na nadgarstku.
- Usłyszycie ode mnie słowa wiedzy. Od was zależy czy uwierzycie. Ale do niczego was nie zmuszę. Chcecie odejść, to was nie zatrzymam - i wtedy odwróciła się nagle do siostry Anny, jakby ignorując Franciscę.
- Czym dla ciebie jest zło dziecko?
- Działanie przeciwko woli Pana.
- Anna odpowiedziała bez zawahania.
Te słowa odbiły się echem w niewielkim domku. Niczym wyrok. W dłoni Fyodora już spoczywała złamana laska, a w zasadzie jej część. Czerwony brat wykorzystał fakt rozmowy między trzema kobietami. W myślach poprosił, żeby to Pan prowadził jego rękę. Zacisnął ją mocno i wymierzył cios w niczego nie spodziewającą się, stojąca tyłem do niego kobietę. Precyzja z jaką trafił jej kark tuż u nasady czaszki była wręcz porażająca. Głowa kobiety odgięła się nienaturalnie do tyłu odsłaniając jej naszyjnik wprost przed Franciscą.
Wenecjanka nie zastanawiała się długo. Wszak Pan zsyłał jej ów dar wprost do wyciągniętej ręki. Zacisnęła dłonie na symbolu pająka i szarpnęła mocno. Ściskała w dłoni zdobycz, podczas gdy kobieta padła u ich stóp. Kręgosłup złamał się, niczym gałązka dębu, z suchym trzaskiem. Pałka w dłoni Czerwonego brata połyskiwała lekkim światłem. Z ust Marzanny płynął strumyczek krwi na podłogę. Przy kiepskim oświetleniu jej krew zdawała się być czarna jak smoła.

Stali więc w trójkę. Czerwony mściciel ze swa świętą pałką, którą wymierzył sprawiedliwość. Młoda zakonnica, która dokonała osądu i wydała wyrok. I szlachcianka, która jeszcze tylko chwilę temu czuła, że naszyjnik ma jakąś tajemną moc, a teraz stała się właścicielką tegoż osobliwego spadku. Było krótko po północy.

Fyodor pozwolił sobie się rozluźnić odrobinę. Wziął wdech i wypuścił powietrze. Relaks trwał może dwie-trzy sekundy nim jego spojrzenie znów zhardziało. Rozejrzał się po chatce szukając dalszych zagrożeń. Jakiegoś roju skaczących pająków chcących pomścić wiedźmę. Stada wilków o ludzkich oczach wychodzących z innych pomieszczeń, czy samego czarta. Gdyby ktoś chciał w nich uderzyć to właśnie teraz byłby moment.

Przykucnął przy wiedźmie, chwycił ją za włosy i upewnił się, że kark jest złamany a ona nie żyje. Dopiero potem spojrzał na siostry, starając się wyczytać z ich twarzy jak przyjęły… egzekucję. To nie było coś co miał okazję z nimi przegadać… ale przyjmował możliwość, że będzie się musiał przed nimi tłumaczyć.
- Sytuacja była trudna. Żałuję, że jej nie przesłuchamy ale nie mogłem ryzykować klątw. Musiałem celować w co najmniej pozbawienie jej przytomności, a nie wiedziałem czy nie otoczyła się jakimiś plugawymi zaklęciami by się chronić. No nic… Anno… jeśli nadużywam twego daru albo nie rozumiem jak on działa to mnie upomnij, ale… czy byłabyś w stanie wyprosić u Pana następną wizję? Czy możliwość dotknięcia jej cokolwiek da?
- Może.
- Anna wzdrygnęła się. Chciała wyciągnąć rękę ale jej ciało zaprotestowało. To.. to był pająk. Ta kobieta… pająk. Bała się. Zamknęła oczy by nie patrzeć na chatkę. - Ale… będziecie musieli mi pomóc. - Dodała drżącym głosem, czując jak łzy zbierają się jej pod powiekami.

- Francisco, mogłabyś? - zapytał Fyodor samemu wciąż zachowując czujność.

Żaden atak nie nastąpił. Pająki nie rozbudziły się cudownie. Nie zerwał się wicher, nie trzaskały pioruny. Nie zadziało się kompletnie nic. Jedno co, to krew sącząca się z ust kobiety zostawiała coraz większą plamę wokół głowy.

Włoszka popatrzyła na Fyodora beznamiętnie i wzruszyła ramionami. Schowała też szybkim ruchem naszyjnik w tylko sobie znanym miejscu. Popatrzyła na Annę, a potem na Fyodora.
- Ona wiedziała dużo i nie była naszym wrogiem. Podobnie jak Piotr. Nie mamy mocnych przyjaciół. Zaraz zostaną tylko ci, którzy naprawdę czyhają na nasze życie. Oby tak dobrze szło nam też z prawdziwymi wrogami - nie mówiłą zdenerwowana. Jej ton był wyraźnie rzeczowy. Uniosła rękę nie pozwalając się nikomu odezwać.
- Spróbujemy to jeszcze przeszukać? Choć pewnie jedyne co tu znajdziemy to trucizny i leki na… - wykonała gest przedramieniem do góry.
- Pomóc ci w czym? - zapytała Annę.
- Nie… nie dotknę jej. - Zakonnica zacisnęła mocniej powieki. Francisca mogła twierdzić, że pajęczyca nie była ich wrogiem, ona wiedziała że nie była też sojusznikiem. Czemu zniszczyłaby mur Pana.. po co, skoro mogłaby się z nimi dogadać? - To nie było jak z Piotrem. On nigdy nie wykazał wobec nich takiego ataku, bo… to był atak. Musisz.. Ułożyć moją dłoń. Ja… - Zakonnica zacisnęła wargi czując jak zbiera się jej na mdłości na samą myśl o dotykaniu kobiety.
Francisca szybko złapała dłoń Anny i przyłożyła do ciała martwej zielarki.
- Nic nie wiedziałam o ataku. Nie była dobra. Masz rację. I myślę, że nie zrobiliśmy jej nic. Zbiliśmy tylko misę w której spoczywała.

Francisca myliła się. Anna ledwie dotknęła zwłok i poczuła, że istota była jedyna w swoim rodzaju. Była czymś między człowiekiem a pająkiem. Nigdzie nie było takich jak ona. A jednak zginęła. Zginęła z ręki Czerwonego Brata? Czy w ogóle umiała walczyć?

Anna ujrzała tę kobietę w innym stroju. Błękitnej sukni. W lesie. Jakieś obleśne ręce próbowały zedrzeć suknię. Rozpruły ją tylko odsłaniając ramię i pierś. Kobieta rzuciła się na napstników. Jednemu wydłubała oczy. Drugiemu wyrwała miecz i nabiła go na niego. Czas zdawał się zwolnić. Anna zrozumiała natychmiast… ta kobieta ruszała się szybko niczym wiatr. Jej niedoszli gwałciciele przemieszczali się niczym muchy w smole. Gdy jednemu obcięła nogi, to jego korpus nie zdążył spaść na ziemię, a już kolejni dwaj zginęli. Mrugnięcie okiem. Bandyci leżeli. Pajęczyca z długim nożem w zębach zdejmowała skórzaną kamizelę z tego, który rozdarł jej suknie. Anna poczuła jak pot spływa jej po plecach, gdy zdała sobie sprawę, że Fyodor mógł nie trafić. Albo mógł nie zabić jej jednym ciosem. Czy ich ciała leżałyby teraz bez ruchu?

Wielka pajęczyca zwisała przed swoją ofiarą. Mężczyzna o orientalnych rysach. Kupiec z Levantu? W ogromnej pajęczynie. Owinięty i skrępowany. Anna widziała w jego oczach strach. Pająk wiszący przed nim był wielki jak wóz drabiniasty, którym wracali z Mogilna. Cztery pary oczu wpatrywały się we wszystko. Anna czuła jak przewiercają się do wnętrza jej duszy. Potężne szczęki wbiły się w szyję kupca, a szkarłatna krew trysnęła na pajęczynę. Krew tryskała coraz mocniej, a ośmionogi potwór z ochotą zagłębiał swój pajęczy łeb w jej strugach.

Annę przeszły dreszcz, gdy do wizji wkradło się wspomnienie:
“I w jaki sposób zamierzasz pobrać swoją zapłatę?”
“Jesteś pewna, że to na to pytanie chcesz poznać odpowiedź?”

Zakonnica poczuła jak grunt osuwa się jej spod nóg. Całym swoim ciężarem opadła na Franciscę. Jednak wizja nie dobiegła końca.

Wisła. Krwawa rzeka. Wizja przypominała to co opowiadał Gerge. Walka anioła i demona na brzegu rzeki. Tym razem Anna bardzo dobrze rozpoznała Demona. Spotkała go gdy pod postacią mgły nawiedził ją w kąpieli. Walczył zaciekle z człowiekiem w płaszczu z piórami. Ptasznik? Demon i Anioł? Płomienie trafiły demonicznego rycerza i ten uciekł. Ptasznik zaś wszedł powoli do rzeki. Anna nie była pewna, czy ma rację, ale z opisu mężczyzna naprawdę teraz przypominał czarownika z opowieści Francisci. Gdy zanurzył się do pasa w wodzie jego ciało zaczęło się z nią zlewać. Wyglądało to tak, jakby nagle się rozpłynął.

Nagle na brzegu pojawił się Gerge. Minęła chwila. Dosłownie minutę temu natrafiłby na tę nieludzka walkę. Gerge uklęknął i poprosił Pana o swoją wizję. Tę, którą jej opowiedział. I padł twarzą w błoto. Padało. Widziała jak długo leżał w błocie. A pajęczyca siedziała nieruchomo. Obserwowała. Czekała.

Wtedy rozpoznała siebie. Przyszli wraz z Fyodorem nad rzekę. Znalazla Gerge. Doskoczyła do niego. Pomagała mu. Nie zauważyła obecności małego pająka na którego pajenczynie zbierały się krople deszczu. Zresztą, nie chcialaby zauważyć. Lecz Fyodor był czujny. Wszedł do wody. Wypatrywał. Stał o krok od miejsca w którym spoczął mag zmieniony w wodę. Wiedziała, że gdyby tylko czarownik chciał, to mógłby pochwycić Czerwonego brata.

Byli tak blisko….

Niosła ją rzeka.
Niosła ją do portu. I znów widziała pająki. Dlaczego nie widziała ich wtedy? Gdy szli w trójkę po porcie rzecznym szukając Guzego? Cały czas byli pod obserwacją. Anna była świadkiem rozmowy. Pajęczyca rozmawiała z rannym wampirem. Z rozmowy wynikało, że szukał pomocy. Ochrony przed Inkwizycją. Anna wychwyciła sens, choć wiele nie rozumiał.

Dwie siły oczekiwały wierności od Guzego. Pajęczyca nie mogła związać Guzego krwią. Dlatego zależało mu właśnie na jej wsparciu. Ona odmówiła. Nie miała interesu w tym, żeby mu pomagać. Czy fakt, że nie chciała pomagać wampirom przemawiał na korzyść Pajęczycy?. Anna odwróciła się słysząc jak Fyodor wchodzi do pomieszczenia. Wtedy ciało Pajęczycy rozpadło się. Rozpadło się na stado pająków. Setki. Nie… tysiące! Tysiące pająków wciskały się w szczeliny między deskami. Znikały.

Ostatnie dwa pająki chowały się gdy Fyodor stał już przed Guzem. Kolejna tajemnica wyjaśniona.

Dlaczego to musiały być pająki?



Anna zwymiotowała.

Zakonnica czułą jak targają ją torsje. Jak ciało drży, a brzuch boli od wymiotów.
- B..błagam.. - Powiedziała niemal płacząc. - Wyjdźmy stąd.
 
Aiko jest offline