Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2019, 10:56   #105
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Niecałą godzinę później Nana zajęła siedzenie pasażera w błękitnym Chevy Impala, który opuszczał mury Enklawy. Valerius prowadził. Quasu nie udała się z nimi. Udzieliła jedynie (dość formalnej) odprawy i dała byłej zakonnicy kilka porad odnośnie trzymania Anunaka na krótkiej smyczy. Co najwidoczniej - zgodnie z papierzyskami pełnymi wytycznych, jakie otrzymała dwójka “misjonarzy” - leżało teraz w uprawnieniach Nany, gdyż to ona została wybrana jako organ dowodzący. Val miał zająć się logistyką i dostarczeniem ich na miejsce w stanie względnie nienaruszonym. Kwestie dyplomatyczne (tudzież strategiczne) leżały w gestii Shateiela. Jednak patrząc na wertowane świstki papieru, anioł szybko pojął, że całość zadania nie jest zwyczajną wycieczką krajoznawczą i że zakres jego obowiązków znacznie przewyższa “przywileje” płynące z dowodzenia. Samo znalezienie “artystycznej duszy”, o której opowiedział jej niedawno Val było kwestią nie tyle koordynatów geograficznych i mierzonych kilometrów, co ustanowienia synergii empatycznej - czy innego rezonansu aur - między dwójką aniołów, a ich kontaktem. Wkład Eshata w ową operację Nana czuła wokół całego samochodu. Kawał niebieskiej blachy z 1967 buzował praktycznie koneksjami sympatycznymi mającymi skierować pasażerów we właściwym kierunku. To, w połączeniu z nadnaturalną zdolnością mapowania szlaków (co w wykonaniu siedzącego za kółkiem Malefactora obejmowało dość szeroki wachlarz koncepcji powiązanych z owym słowem) niemal gwarantowało, że Nana i Val dotrą do punktu przeznaczenia. Albo raczej punktów. Konkretnie trzech, z których pierwszy znajdował się w miejscu co najmniej trywialnym - w przydrożnej jadłodajni.
- Chcesz mi wyjaśnić kto mógł wpaść na genialny pomysł, że przypadkowo spotkany upadły jest najlepszą do dowodzenia kimkolwiek? - Shateiel z rezygnacją wrzucił papiery pod przednią szybę i założył, ku rozpaczy Nany, nogi na deskę rozdzielczą prowadzonego przez rudzielca auta.


- Ten sam facet, który wiedział gdzie i kiedy mamy Cię “przypadkowo spotkać”, jak zagadać, żebyś z nami poszła i co zjesz dzisiaj na śniadanie - uśmiechnął się bezczelnie płomiennowłosy anioł, najwidoczniej wcale nie zrażony tym, że podczas tej wyprawki przyszło mu grać drugie skrzypce. - Poza tym, musisz pamiętać, że z powodu mentalnego szamba, w jakie każdy z nas wpada opętując jeden z tych worków mięsa - dla emfazy trzasnął się wolną ręką w klatkę piersiową - niejednokrotnie wychodzi tak, że drugi skrzydlaty może wiedzieć o Tobie więcej niż Ty sam. Pamięć pamięci nierówna, a Eshat, z tego co zdołałem podpatrzeć, ma we łbie cały rejestr syfu, jakiego dopuściliśmy się podczas wojny. Więc jeśli wybrał Cię jako koordynatora tej jebanej potańcówki, to ode mnie sprzeciwu nie usłyszysz. Ale nie przejmuj się, też przerabiałem to, co ty teraz.
Najwidoczniej wyciągnął z tych rozważań dość konkretne wnioski.
[i]- Jedziemy do jakiegoś psychopaty, wiesz co ja najwyżej mogę z nim zrobić? Doprowadzić do tego samego stanu co Lemoine. Nawet rozebrać się nie dam rady bo ktoś to mocno oprotestuje[i] - Przy ostatnim zdaniu popukał delikatnie swoją głowę, nie zważając na to czy Val to zrozumie czy nie. Nana wewnątrz wyraźnie się speszyła i zaczęła zawalać jego myśli wizjami z przeszłości. Jakąś mszą, jej ślubami. Oczywiście odrazu nasunął mu się na myśl inny obrazek, za co się wyraźnie obraziła. -Toż tak się nie da nic zrobić. - Powiedział ni to do swego towarzysza ni to do siedzącej w głowie zakonnicy.
- Spokojnie. Na chodzie nie jesteś nawet pół tygodnia. Daj sobie... hm. Dajcie sobie trochę czasu na dojście do stanu używalności. O “normalności” nie mówię, bo z tym możecie się pożegnać na dobre. Rzecz w tym, że cały syf w środku musi się unormować, dostroić i tak dalej. Ty nigdy nie widziałeś świata przez ludzkie okulary. Ona nigdy nie czuła, jak świadoma manifestacja śmierci i rozkładu steruje jej każdym ruchem - brzmiał trochę jak konsultant z poradni małżeńskiej udzielający rad parze rozczarowanej swym związkiem.
- Poza tym, nie jest to idealna ustawka, ale, jak już powiedziałem wcześniej, mogłeś wylądować znacznie gorzej. Ten facet, o którym wspomniałem ci w tunelu? D.T.? Dexter T... jakiśtam, ale z racji jego zwichrowanego łba każdy woła na niego Delirium Tremens. Nawet ta jego asystentunia. Całkowicie zdominował upadłego, który się z nim połączył. Nie jestem pewien, ale chyba odparował nawet jego anielską świadomość. Wyobrażasz sobie tego typu bajzel? Tkwić bezradnie w czyjejś jebanej przysadce mózgowej aż otchłań nie wessie cię z powrotem? Ha! To już Spętani mają lepiej - warknął wzgardliwie, nie pozostawiając właściwie żadnych wątpliwości, co najchętniej zrobiłby z panem D.T.
Nana w głowie anioła wyraźnie się zmieszała. W sumie nigdy nie wpadł na pomysł by dokładniej jej wyjaśnić czym lub kim jest. Kim! Wyraźnie słowo wypełniło jego głowę. Był pewny, że zakonnica go lubi, w jakiś pokraczny sposób, mimo tego co robił z jej ciałem. Może rzeczywiście była szansa, że kiedyś się dogadają.
- Dobrze.. Rozumiem. Ale nie uważasz, że sensowniej byłoby dowództwo zlecić komuś kto już to ma ogarnięte? - Ten temat nadal go niepokoił. Eshat mógł znać jego cały zasrany ludzki i niebiański życiorys, ale tak długo jak sam tego nie ogarniał, to jaki był z tego pożytek?
- Ogarnięte, hę? Haha, kurwa. Aż sobie to zapiszę, jak się zatrzymamy. Pozwól, że naszkicuję Ci ładny obrazek. Udajemy się do kolesia, który jest zupełnie nieludzki. Empatię zna z definicji słownikowej, wartość ludzkiego życia to dla niego abstrakcja jak z nouveau artu, warta mniej niż notka słownikowa. Jego narodziny miały miejsce podczas jakiegoś bluźnierczego przesilenia, w lokalizacji, której wystrój ma wyjebane na euklidiańską geometrię. Dorastał pośród pojebów o równie zwichrowanym światopoglądzie, nie mając jakiegokolwiek realnego kontaktu z ziemską kulturą czy historią. Myślisz, że ktokolwiek z nas jest na to przygotowany? Że ktoś w ogóle *zdołałby* to ogarnąć? Heh.
Val pokręcił dobrodusznie głową.
[i]- Jeśli już, to nadajesz się do tej roboty właśnie dlatego, że nie masz jeszcze wszystkiego obcykanego. Że nie poznałeś jeszcze na własnej skórze, jak działa świat śmiertelnych, że dopiero co wyściubiłeś łeb z otchłani i pamiętasz jej zimny uścisk na swoim dupsku. To, mój chłopcze, są jebane walory, kiedy przychodzi do interakcji z kimś takim, jak nasz artysta.
Zakonnica skuliła się i wycofała, a Halaku westchnął ciężko.
- Dziewczyno. Powiem tak, jako aniołowi z tego co kojarzę było mi co do płci wszystko jedno, a tą mała to boli. - Poczuł dziwną wdzięczność i z niedowierzaniem pokręcił głową. - Jak tam sobie chcecie, powiedziałam że pomogę to to zrobię. Nana przez większość zakonnego życia zadawała się z dwoma psychopatami, może to w czymś pomoże.
Kanciaste palce kierowcy zaczęły majstrować przy pokrętle od radia. Przeskoczył wskazówką trzy radosne skupiska szumów i urwanych dźwięków, po czym zatrzymał ją na audycji jakiegoś mocno ochrypłego głosu. Speaker wychwalił niemal trzydziestoletni album grupy, o której Nana nigdy nie słyszała, pochwalił liryki oraz przesłanie czołowego utworu, a następnie pozwolił piosence mówić samej za siebie. Samochód wypełniło łagodzące nerwy muzyczne pojękiwanie B. Corgana ze Smashing Pumpkins.
- Łańcuch dowodzenia to jedno, wybór rzępoliny w czasie jazdy to drugie. Mam nadzieję, że lubisz złote starocie, bo na nic innego Ci się nie zanosi - zapowiedział ostrzegawczo Val, ustanawiając swoją muzyczną dyktaturę ziemi chevroleckiej.
- A jeśli o mnie chodzi, możesz się identyfikować seksualnie nawet jako helikopter bojowy, ale ok. Będą zwroty osobowe ona, jej i ją, jeśli to pomoże Tobie i twojej ludzkiej połowie lepiej się ustawić - zapewnił nonszalancko (choć i tak dość dyplomatycznie jak na niego) rudy.*
- Na pewno będzie wprowadzało mniej zamętu w mojej głowie i ułatwi mi myślenie. - Shateiel wzruszył ramionami i skupił spojrzenie na drodze. - A co do muzyki.. Nanie już chyba wszystko jedno po rewelacjach, które usłyszała, a ja wolę cięższe brzmienia. - Odchylił się do tyłu i przymknął oczy dając swojej ludzkiej powłoce odpocząć.
 
Aiko jest offline