Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2019, 04:18   #11
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Tura 5 - Modlitwa

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ymEjfp_o-yQ[/MEDIA]
Gdzieś w głowie detektywa majaczyła wizja prezerwatywy, ale widok i dotyk pośladków na jego ciele zagłuszył wszystko inne. Jedną ręką rozpiął spodnie, a drugą sięgnął ku kochance. Zadowolony faktem, że jest gotowa od razu przystąpił do ataku, dziewczyna syknęła krótko. Jego palce wbiły się chyba faktycznie zbyt mocno w jej ciało, ale nie zwracał uwagi na reakcje. Nie mógł już dłużej wytrzymać, przyłożył sztywnego członka i zaczął ją brać, kawałek po kawałku coraz głębiej, rozpychając rozgrzane wnętrze i torując sobie bezpardonowo w nim drogę, aż wbił się po samą nasadę. Brunetka jęknęła z ulgą, wyginając plecy w łuk.

Już nie mruczała elegancko, tylko jęczała gdy równie powoli się wycofał jakby delektował się ciepłem i wilgocią, jaką jej wnętrze mu dawało. Szeptała cichutko żeby nie przestawał, że chce mocniej, że mógł ją mieć w każdy inny sposób. Słowa, gesty i rosnące podniecenie jakoś nie pozwalały podziwiać obrazów za szybą. King zamiast na widoku rzeki skupiał się na tym bliższym, gdzie wbija się w mniejsze ciało do samego końca długimi, powolnymi ruchami. Czuł jak ściskane mocno biodra zaczęły współpracować, wychodząc naprzeciw jego pchnięciom i narzucając szybsze tempo.
Wykonał takie ruchy kilkukrotnie, po czym, jakby zmienił zdanie - nagle uderzył z impetem tak mocno, że z ust Sary wydobył się krzyk. Gdyby mógł dopchnąłby się do samego gardła. Ręka mężczyzny chwyciła uwolnioną ze stanika pierś. To nie była pieszczota, ściśnięte piersi musiały zaboleć, a złapane między palce sutki uwolniły kolejny jęk. Ścisnął je jeszcze mocniej, z satysfakcją obserwując jej reakcje. Była głośna - jęki, urywane słowa i gwałtowny oddech podniecały go jak jeszcze bardziej, o ile to możliwe. Biodra w spodniach coraz szybciej i mocniej uderzały o damskie krocze, poruszając się w nim coraz głębiej. Nagle dziewczyna wygięła się i znowu doszła, opadając górą tułowia na kanapę. Dół cały czas był podtrzymywany w odpowiedniej pozycji przez Nowojorczyka, pieprzącego ją w pocie czoła ciągle i ciągle. Nie pozwolił jej odetchnąć nawet na chwilę, nie przestawał nawet kiedy skamląc prosiła aby przestał, bo już nie ma siły. Rżnął ją dopóki nie nadszedł wyczekiwany finał. Fala gorąca przeszła przez dwa złączone ciała, tym większym szarpnęło. Ulga, zmęczenie i nagły bezruch po szybkim, morderczym wyścigu otumaniały. Opadł na małolatę, szorując brzuchem po jej plecach.

- Mówiłam że najlepszy jest tu widok - usłyszał ochrypły szept Sary tuż obok swojego ucha. Dysząc ciężko przekręciła się na plecy i zaśmiała się zmęczonym, ale bardzo zadowolonym śmiechem najedzonego kotki, zaspokojonej i z bajorkiem spermy między nogami.

- Dobrze że nie jesteś tu przejazdem - westchnęła szczęśliwa, pociągając go do siebie bliżej. Stęknęła trochę, gdy padł na nią i przekręciła się na bok, tuląc plecy do jego piersi.
- Będzie wam tu wygodnie… i chyba nie muszę się przypominać, co? Znajdziesz czas dla mnie w toku śledztwa mam nadzieję. Tylko nie łap mnie za tyłek przy rodzicach albo braciach, bo to niebezpieczna sprawa. - Zaśmiała się filuternie, pocierając pośladkami o jego biodra, ale tym razem spokojniej, powoli i sennie. Razem, wtuleni w siebie, patrzyli na toczącą powoli swe wody rzekę, znajdującą się kilkadziesiąt metrów za szybą okna. Leżeli tak parę długich, cichych minut, łapiąc oddechy i ograniczając interakcję do delikatnego pieszczenia dłońmi mokrej od potu skóry na twarzach, ramionach i piersiach. Gdzieś w oddali zaszczekał pies, w bliższej perspektywie rozległo się głośne krakanie.


Ogarnięcie się zajęło im kolejne parę minut. Podczas gdy King wystarczy że podciągnął spodnie i ogarnął resztę ubrań, Sonia musiała błyskawicznie iść do łazienki, gdzie doprowadziła się do porządku za pomocą miski z zimną wodą, mydła i ręcznika. Nuciła coś przy tym wesoło, wypytując detektywa o jakieś drobnostki - o co konkretnie nie za bardzo rejestrował, rozwalony na kanapie i odpoczywający po nagłym, niespodziewanym maratonie. Gapił się w sufit z nieobecnym uśmiechem, czując że mały sukkub wyssał z niego sporo siły. Kleiły mu się oczy, głowa ciążyła i tak przyjemnie było móc leżeć na plecach i gapić się w drewniany sufit.

- Nie śpij! - poczuł uderzenie dłonią w udo, zaraz rozległ się śmiech. Spojrzał w dół, gdzie pochylona nad nim naga dziewczyna odwzajemniała spojrzenie z figlarną miną. Wręczyła mu szklankę z pachnącym ziołowo naparem, a potem szybko przeszła przez pokój do szafy przy oknie i grzebała w niej intensywnie, wyciągając sukienkę. Tym razem dłuższą, do kolan i mniej wyzywającą niż mokra od ich soków czarna mini leżąca smętnie na podłodze obok łóżka. Widząc ją gospodyni mruknęła coś pod nosem.

- Przyjdę po nią wieczorem - dorzuciła głośniej, wkopując ciuch pod materac i już nie zawracała sobie nim głowy. Skończyła się ogarniać akurat gdy Chris skończył herbatę, albo coś podobnego. Grunt że te parę łyków wlało w jego ciało nową energię, zupełnie jakby napił się mocnej kawy. Puste naczynie stanęło na stole, a oni wyszli z domu, tym razem w pośpiechu i bez zbędnego zwlekania.
- Pompę macie tutaj - wskazała na charakterystyczną rurę niecałe dwadzieścia kroków od domu. Pomalowana za lekko pordzewiały brąz, miała w zestawie sporej wielkości plastikowe wiadro, w którym jak gdyby nigdy nic, zażywały kąpieli dwie żółte kulki. Widząc je King uświadomił sobie, że krakanie które wcześniej słyszał było kwakaniem. Kaczek… cholernych kaczek. Jakby dla kontrastu gdzieś z oddali dobiegło ich pianie koguta.

- W Nowym Jorku pewnie nie słyszycie tego na co dzień. Idzie przywyknąć, nie trzeba też budzika. - Sara wzruszyła ramionami, biorąc go pod ramię.Ruszyli znaną już detektywowi trasą między krzewami i drzewami, wyszli na główna drogę i dalej skierowali się przez most prosto na wzgórze gdzie stał kościół. Mijając kolejne uliczki nie dało się nie odnieść wrażenia, że ponownie znaleźli się w mieście duchów, gdzie żywi ludzie stanowią jedynie wspomnienie minionej epoki.
- Mówiłam że zdążymy - małolata pokiwała głową, gdy przekroczyli bramę terenu parafii, a od strony kościoła dobiegł ich mocny, męski głos, wylewający się przed otwarte główne wrota.

- Wolna wola – wolność ducha – to jeden z największych darów, którym Stwórca obdarzył człowieka i którym upodobnił go do siebie. - głos mówił stanowczo, powoli. Był też stary i pełen przewrotnego entuzjazmu. - Człowiek tego daru nadużył, uległ pokusie pychy, rzucił Bogu wyzwanie. Nastąpiła katastrofa – odbóstwienie, mroki, poniżenie, zbydlęcenie. W brzemiennej klęską chmurze zjawia się jednak tęcza nadziei powstania z upadku. Księga Rodzaju mówi: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę”. A więc przyjdzie Odkupiciel, pogromca szatana, by synów grzechu podnieść ku Niebu. Mijają lata, tysiąclecia. Nad ludzkością przewalają się fale najrozmaitszych potopów, a utęsknione ludzkie serca wołają z nadzieją: „Spuście nam na ziemskie niwy Zbawcę z niebios, obłoki”. Aż nadchodzi roziskrzona gwiazdami, opromieniona światłem niebieskim wielka, tajemnicza, błogosławiona Noc Betlejemska, której ciszę przerwała cudna, radosna pieśń anielska, zwiastująca kres mroków i poranek nowej ery…

- Nie, nie tędy! -
Sara syknęła, ciągnąc Kinga za ramię w bok. Ominęli główne wejście szerokim łukiem, przemykając między wypielęgnowanymi krzewami róż i przekradli się na bok budynku, schylając się żeby nie dało się dostrzec w oknach jak przemykają chyłkiem zaraz po drugiej stronie zewnętrznej ściany.

- Jeśli wejdziemy normalnie od razu zaczną się plotki - dodała szeptem, gdy przekradli się prosto pod niepozorne drzwi. Dziewczyna zrobiła znak krzyża, wstrzymała oddech i bardzo powoli nacisnęła na klamkę. Zamek ustąpił bez najmniejszego jęku skargi, detektyw widział że jego towarzyszka odetchnęła z ulgą.

- Chodź i udawaj zaciekawionego… i skruszonego - dodała szeptem, wciągając go za rękę do budynku. Znaleźli się nie w głównej nawie, a chyba na zakrystii.

Ponownie dało się słyszeć głos księdza, nadającego z ambony do wiernych owieczek.
- Jak naprawdę przedstawia się wolność chrześcijanina? W sposób zasadniczy zajmuje się tym problemem św. Paweł w Liście do Galatów. W pierwszej części Listu zwraca się przeciwko niewłaściwemu pojmowaniu chrześcijaństwa, które powoduje, iż wiarę w miłosierdzie Boga odkupiającego przez Jezusa, zastępuje się samą sprawiedliwością według prawa. Kto mniema, że własnymi czynami coś sprawi, kto sądzi, że jest „w porządku”, ponieważ spełnia swoje obowiązki nałożone przez Boga, a przez to Bóg zapewni mu wszelkie łaski, ten po-zostaje zamknięty w sobie. Pozostaje sam jak małżonek, który spełnia skrupulatnie wszystkie obowiązki małżeńskie, zamykając się jednocześnie w skorupie własnych interesów, poglądów i zapatrywań…

- Mamy fart, nie ma jeszcze nikogo
- Sara uśmiechnęła się pod nosem, zapuszczając żurawia przez framugę drzwi. Przeszli przez ciemny korytarz zatrzymując się gdzieś z boku głównej sali. Widząc że jest bezpiecznie, wślizgnęli się do niej w miejscu, gdzie widok wścibskich oczu zasłaniały kolumny.
Stał tam konfesjonał - drewniany i wielki. Drzwiczki środkowej części zostały otwarte, przez co dało się zobaczyć puste wnętrze.
Tymczasem ksiądz nadawał dalej, rozsiewając wokół siebie specyficzną aurę posłuchu. Cała sala zamarła, słuchając jego słów z nabożną uwagą i czcią, nikt nie śmiał choćby kichnąć.
- Jakże często małżeństwa, które zewnętrznie są idealne, kostnieją od wewnątrz, rozpadają się, ponieważ brak im dialogu, brak wspólnoty. Tradycja chrześcijańska nie stanowi wskazówek do osiągnięcia bezbłędnego samo-usprawiedliwienia. Chrystus przyniósł wspólnotę z Bogiem, żywą wymianę miłości między Bogiem a człowiekiem, bez której człowiek skazany jest na izolację. Kto nie pozwala, aby istotną rzecz podarował mu ktoś inny, ten obraca się wokół własnej osi, własnego osiągnięcia. Zbawienie, wyzwolenie do prawdziwej wolności polega na tym, że człowiekowi otwiera się więzienie, którym jest on sam dla siebie, gdy sam stanowi oś własnego życia. Ale czy człowiek, który obraca się wokół osi innego, jest wolny? Pismo Święte rozwiązuje ten problem genialnie: jeśli przestaniesz obracać się wokół siebie samego, wtedy doświadczysz, że Bóg obraca się wokół ciebie, że jesteś centrum, osią, wokół której krąży Jego Miłość. „Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak życie moje obecne jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie”. Podobnie występuje św. Paweł przeciwko innemu niewłaściwemu pojmowaniu wolności.

- Widzisz? Mówiłam że nikt nie zauważy jeśli się spóźnimy
- z boku doszedł go rozbawiony szept Sary. Stanęli oboje pod ścianą konfesjonału, czekając jak para gorliwych wiernych na spowiednika. - Znając życie proboszcz jeszcze sobie pogada, bo lubi. W zeszłą niedzielę mszę odprawiał młody wikary, John. Pastor Aaron stracił głos, zapalenie strun głosowych… podobno. Dlatego teraz sobie musi odbić - drobna dłoń wylądowała na przodzie spodni detektywa, pieszcząc powolnymi ruchami jego przyrodzenie.

- Nieporozumieniem jest sądzić, jakoby „uwolnienie”, jakie przyniósł Jezus Chrystus, było glejtem dla samowoli, czynów i myśli według własnych kaprysów. - Proboszcz nazwany przez nią Aaron wciąż przemawiał do wiernych, nie wiedząc i nie widząc co dzieje się z dala od jego zapewne srogiego wzroku - Ten kto uważa, że miłosierdzie Boże daje mu dyspensę od wysiłków zmierzających do spełnienia Jego życzeń, czyni zasadniczo tak samo, jak ten, kto – opierając się na własnej sprawiedliwości – sądzi, że podoba się Bogu. Jeden i drugi obraca się wokół siebie samego, są ulegli własnej woli. Na ten fakt zwraca uwagę św. Paweł w słowach: „Wy zatem, bracia, powołani zostaliście do wolności, tylko nie bierzcie tej wolności na zachętę do hołdowania ciału. Wręcz przeciwnie, miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie”. To zdanie stawia nowe akcenty. Kto obraca się wokół Boga, kto – uwolniony od samego siebie – żyje życiem Bożym, ten też będzie się obracał wokół swojego bliźniego. Da mu świadectwo wolności, do której go Chrystus powołał. Swoim życiem przemówi do bliźniego: nie jesteś sam, nie jesteś w pułapce swojego „ja”, nie jesteś również jednym z trybów nieograniczonego mechanizmu świata, bo jestem dla ciebie! W ten sposób tamten uwierzy, że Bóg jest dla niego. Nie może być inaczej, ponieważ ten, kto wkroczył w miłość Bożą, kto zezwala, aby Ona go obdarowała i uwolniła, ten nie może się nie dać wciągnąć w rytm życia samego Boga, „który miłował mnie i oddał życie dla mnie”.

W bliższej odległości towarzyszka Kinga niechętnie zabrała dłoń, przenosząc ją ze spodni na ramię w płaszczu.
- Dobrze, że się mną tak cudownie zająłeś - puściła mu łobuzerskie oko - Inaczej pewnie sprawdziłabym czy ten konfesjonał wygląda tak niewygodnie jak w rzeczywistości. Byłbyś moim spowiednikiem. - nachyliła się w jego stronę, napierając ciałem na tors mężczyzny - Usiadłabym na tobie i zacząłbyś mnie błogosławić ile sił… a na koniec uklękłabym przed tobą żeby przyjąć komunię prosto z twojej ręki… no dobra, niekoniecznie ręki - zaśmiała się cicho, a w tle rozlegał się nieprzerwanie głos starca.

- Święty Paweł uważa to za znak prawdziwej wolności, że „miłością ożywieni służymy sobie wzajemnie”. Co mówią nam te słowa w naszej dzisiejszej sytuacji? Jak możemy świadectwem chrześcijańskiej wolności odpowiadać na pytania i zarzuty stawiane chrześcijaństwu i Kościołowi? Chrześcijaństwo nie polega tylko na trzymaniu się tego, co słuszne i prawdziwe ani na odrzuceniu tego. Nie można mówić o wolności Chrystusowej, jeśli własne prawa i poglądy czyni się jedyną miarą postępowania. Wolność polega raczej na tym, że każdy w danym momencie, niezależnie od sytuacji, uwalnia się od siebie samego i włącza się w rytm owej Miłości, która sprawiła, że człowiek stał się centrum Bożego Serca. Być obdarowanym i móc obdarowywać, to jest chrześcijańska wolność.A jak problem ten przedstawia się w życiu codziennym? To, co w moim sercu, w moim życiu narasta, czego nie mogę zrozumieć, rozwiązać, to, co mi nie pozwala na swobodny oddech – to nie należy do mnie, lecz do Tego, który mnie umiłował, który niósł to w swoim sercu i je przemieniał. Jestem wolny właśnie tam, gdzie spotykam moją własną niewolę, jeśli tylko Jemu ją powierzam. Nie obezwładnia mnie żadna wina, żadne rozczarowanie, żadna ciemność ani opuszczenie, ponieważ On wszystko to wziął na siebie. Z drugiej strony wolno mi miłującą obecność Boga uczynić treścią wszystkich moich godzin, dla mnie i dla drugich. - w głos wdarł się nowy dźwięk: kroki. Szybkie, energiczne. Dobiegały od strony z której parka zakradła się do kościoła.

Nie minęło dużo czasu gdy ze znajomego korytarza wyłonił się mężczyzna w sutannie. W przeciwieństwie do przemawiającego był młody, uśmiechnięty i sprawiał wyjątkowo sympatyczne wrażenie.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - Sara szybko przejęła inicjatywę, robiąc krok do przodu i dygając przed kapłanem wdzięcznie.

- Na wieki wieków, Amen - ten odpowiedział ciepłym tonem, przyglądając sie czekającej dwójce z zainteresowaniem. - Dobrze cię widzieć Saro, jak twoja mama?

- W porządku, dziękuję że ksiądz pyta -
dziewczyna odpowiedziała, za rękę pociągając detektywa bliżej mężczyzny w czerni - To mój przyjaciel Chris, przyjechał aż z Nowego Jorku. Trochę się obawia reakcji reszty… wiecie jak tu jest najlepiej. Ale to pokorny chrześcijanin, bardzo chciał wziąć udział we mszy. Więc stoimy tutaj - przeszła gładko od prawdy do fałszu, nie zmieniając intonacji, ani nawet na sekundę się nie wahając.

- Chris? - wikary przeniósł uwagę na Nowojorczyka i wyciągnął w jego stronę dłoń - Daleka droga za tobą synu, cieszę się że przyjechałeś nas odwiedzić. Miło cię poznać, jestem John. Ojciec John… wystarczy John. Bourbonville to naprawdę urocze miasteczko, sam zobaczysz… hm - zmarszczył brwi, zerkając łobuzersko gdzieś w stronę głównej nawy, z której dochodziło kazanie. Nagle zrobił natchnioną minę i tylko oczy mu się świeciły jakby miał zamiar sprzedać okolicy psikusa. Zaprosił gestem Kinga do konfesjonału.
- Sakrament Eucharystii jednoczy wszystkich chrześcijan w Jezusie. Tych miejscowych i tych z daleka. Wszyscy jesteśmy dziećmi bożymi. Pokażemy to ludziom, a zobaczą w tobie brata, nie obcego - dokończył pogodnie, a detektyw kojarzył, że Eucharystia oznacza komunię, a tę brało się po spowiedzi.

Z głównej nawy zaś kazanie chyba powoli dochodziło do finału.
- Być może nie wiem, co tobie, mojemu bliźniemu, dać lub powiedzieć w tym momencie, lecz wiem, że On tą samą miłością umiłował ciebie. Dlatego mogę przekazać ci Jego „tak” tym spojrzeniem, tym gestem, tą milczącą obecnością, tym czynem, tym słowem. I każdą godzinę wypełnić tą treścią. Pustka i monotonia tych godzin należą do mojego wielkiego Brata – Jezusa, a monotonia i pustka mojego sąsiada do mnie. W tym dwojakim kierunku trwam: do Jezusa i do sąsiada, ponad własne „ja”, uwolniony od siebie, wolny ku Bogu, ku światłu. Pytania o wolność chrześcijanina, stawiane dziś Kościołowi od wewnątrz i od zewnątrz, nie otrzymały „patentowej” odpowiedzi. Jeżeli my, chrześcijanie, odważymy się żyć tą wolnością na co dzień, wtedy wytworzy się klimat, w którym duch samej wolności, duch Chrystusa, przygotuje odpowiedzi, jakich potrzebuje świat i Kościół.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline