Wśród członków wyprawy był średniego wzrostu, łysy mężczyzna który w normalnych warunkach nie przykuwałby absolutnie niczym uwagi. Nie miał cech wyróżniających, jego twarz była gładka, bez charakterystycznych blizn, a broda przycięta była w popularnym w tym rejonie stylu. Na ciało narzucał typowe pustynne ubrania w kolorach brązu i żółci, ułatwiające krycie się na piasku jak i zapewniające nieco ochłody, oraz szeroki płaszcz w tych samych kolorach. Na nogach miał czarne buty, wyglądające tak jakby się do nich przyssały od brudu. Z szyi zwisały mu symbole żywiołów: Wody, Ziemi, Powietrza i Deszczu, popularne wśród podróżników amulety mające chronić przed burzami piaskowymi, jak i zapewniać czystość wody w oazach.
Był tak absurdalnie przeciętny w swoim wyglądzie że rzadko komu zapadał w pamięć. Tylko bronie które nosił odcinały się od tej mierności. Dwa średniej długości stalowe ostrza, z rękojeściami pokrytymi symbolami zdobiły jego pas, przyciągając pełne zazdrości spojrzenia. Stal była rzadka, a stal wykuta tak pięknie... Była warta więcej niż większość ludzi widziała przez większość swego życia. Nikt jednak się na nie nie łasił. O tyle o ile jego wygląd tego nie sugerował, to jego niesława go poprzedzała.
Mężczyzna obozował na obrzeżu karawany, a jego namiot rozbity był dokładnie po przeciwnej stronie od miejsca gdzie urzędował Czarodziej. Ci którzy obudzili się tuż przed świtem zauważyli że jego namiot był już złożony i zapakowany do juk jednookiego erdlu, zwierzęcia które ten zabrał ze sobą na wyprawę. Samego
Łotra nie było nigdzie w pobliżu, ale pojedynczy ciąg śladów prowadzących za jedną z wydm sugerował że ten musiał się tam oddalić, zapewne za potrzebą.
***
Dalacitus wyłonił się zza pobliskiej wydmy i podszedł do zbiorowiska radzącego co począć z napotkanym plemieniem. Moglibyście przysiąc że wyglądał nieco inaczej niż dnia poprzedniego, jakby się odświeżył. Może przyciął nieco brodę? A może jego skóra była delikatnie jaśniejsza po starciu brudu? Skinął uprzejmie głową zgromadzonym, a Czarodzieja obrzucił spojrzeniem w którym widać było głęboką nienawiść. Jego dłonie leżały swobodnie oparte na rękojeściach mieczy.
- Mogę ich zutylizować jeśli będą niewychowani. - wskazał podbródkiem trójkę nadciągających jeźdźców
- Za satysfakcjonującą opłatą naturalnie. - dodał uśmiechając się przy tym uprzejmie.