Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2019, 11:04   #256
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Panie i Panowie! W końcu! Oto, właśnie, nastał przed wami ten wielki dzień. Dzień długo przez was oczekiwany! Zwycięstwo władz jasności nad ciemnościami!
Marzenie się spełniło, bo oto właśnie, tu… w tej chwili, trzymamy w rękach słodki owoc waszych odwiecznych pragnień! Święty Grall! Oko Pireony! Ambrozja wiecznej młodości! KAMIEŃ FILOZOFICZNY!
Panie i Panowie! My! Bogowie! Składamy wam najszczersze gratulacje! Możecie wstać z klęczek i przyjąć swoją nagrodę…
Chaaya niosła ostrożnie klatkę, wpatrując się w swój skarb. Modliszkowy smok. Pyraustę. W końcu… po tylu latach walk, głodu, chorób, niesprawiedliwości i biedoty, dostała swojego własnego chowańca! Czuła się prawdziwym zwycięzcą - w pół, w pół zwycięzcą, bowiem jedno niemożliwe się ziściło, ale czekało na nią drugie jeszcze bardziej niemożliwe.
Miała jeńca, niewolnika i musiała go teraz wytresować. O tak… nie odda swojego ssskarbu za żadne rzeczy. Był jej. Wyśniony! SPEŁNIONY!
- Hr akra, hr awiz, hr pero… - szeptała czule w smoczym języku, naciskając klamkę zadkiem i cicho wchodząc do sypialni.
„Mój słodki, mój wyśniony, mój wspaniały…”
Tylko jak do cholery tresuje się smoki? Kurtyzana nie miała pojęcia jak wytresować wielbłąda, a co dopiero zwierze, które nie tylko należy do lądu, ale i powietrza.
Nie ważne. Odepchnęła nogą drzwi, by te z trzaskiem się zamknęły, po czym ułożyła drakona na łóżku i sięgnęła po swoją torbę.
Już ona się dowie jak tresować smoki. O tak!

Wyciągnąwszy wielki tom okryty czarnym jedwabiem, cały wymalowanym w ochronne runy, glify, pentagramy i heksagramy i inne magiczne symbole, które miały powstrzymać to co otulały przed wydostaniem się do tego świata, bardka ułożyła się brzuchem na poduszkach. Zadarła nóżki do góry, bawiąc się stopami w powietrzu. Rozwinęła materiał i dotknęła obrzydliwie miękkiej i ciepłej okładki.
Udręczone, mileniami okropnego więzienia, oczy, spojrzały nienawistnie w kierunku dziewczyny z taką mocą, że ta mogłaby się krystalizować w powietrzu.
Dholianka uśmiechnęła się czule i otworzyła księgę na pustych stronach z daemoniej skóry.
- Hithrik ne gala, o bahut bala, gul Gula, me apke se tumhero, jai ka lao… - wyszeptała przepraszająco, bawiąc się zębatym obramowaniem artefaktu. - No już… nie złość się tyle… musiałam uciec z kochankiem i nie mogłam cię zabrać, byłeś bardzo pilnie strzeżony… ale zobacz, znowu jesteśmy razem. Będę ciebie czytać codziennie… tak jak kiedyś, pamiętasz? Oj nie chmurz się tak, takie jest życie, ja urodziłam się kurwą, a ciebie zredukowali do księgi. Nie ma co rozpaczać… poopowiadamy sobie historie, choć ty pewnie i tak już wszystkie znasz. - Tancerka zaśmiała się dziecinnie i nawinęła kosmyk włosów na palec. Zastanowiła się nad sformułowaniem pytania. Popatrzyła na małego smoczka, rozczulając się nad jego kruchością.
- Powiedz mi… czy ktoś kiedykolwiek wytresował pyraustę? A jeśli tak, to czy napisał jak to zrobić?

Powietrze wokół leżącej nieco zgęstniało… bardziej od napięcia Kamali w oczekiwaniu na odpowiedź, niźli z powodu zaklętej mocy w księdze. Po chwili oczy Sundari rozbłysły błękitną poświatą, gdy pierwsze litery tekstu zaczęły systematycznie zapisywać karty.
Ferragus rozpoznał język, a w zasadzie nie rozpoznał, bo go nie znał, co nie zmieniało to faktu, że perfekcyjnie rozumiał co czyta. Miał przed sobą bardzo starą encyklopedię na temat smoków i ich spowinowaconych odłamów. Dość dokładna i nieco sucha w swojej akademiczności. Zapewne dzieło to było spisane przez jakiegoś arcymaga, który poświęcił całe swoje życie na badaniu smoczej rasy. Niezbyt dobrze się z tego wywiązał, bo czerwone smoki nie były krótkowzroczne i łatwo ulegające czyimś wpływom. Sam był tego dobrym przykładem.

Niestety…”odpowiedź” księgi nie podobała się Chaai. Kolejne wersje rozwiewały jej nadzieję, bowiem by uczynić pyraustę swoim chowańcem musiała być magiem. I to nie prostym uczniem sztuki magicznej, ale czarownikiem stosownej potęgi. Co więcej, pyrausty były nieco inteligentniejsze niż zwykłe zwierzęta, dumniejsze i bardziej lojalne. Zazwyczaj pokładały swą lojalność w prawdziwych smokach.
Przymuszony do posługi osobnik nie mógłby zostać w ogóle chowańcem, bowiem potrafił się zagłodzić na śmierć… lub też uciec przy pierwszej okazji.
~ Och… czyżby genialna księga nie miała rozwiązania twojego problemu? Nic dziwnego skoro cała jego mądrość, jest pożyczona z zapisanych tomów ~ szydził Starzec zadowolony. ~ Na szczęście JA mam rozwiązanie. MIedziany może dać ci jedną pyraustę jako sojusznika w ramach nagrody za lojalność. I wtedy dostaniesz swojego zwierzaka… ~ Zadumał się po chwili drapiąc pazurem po pysku. ~ ...choć drażni mnie myśl, że Miedziany doskonale wiedział jak zareagujesz na taką klatkę.
~ Zaczynam rozumieć dlaczego tak wiele ludzi podąża za przewodnictwem tego dziada. W przeciwieństwie do ciebie, spełnia on pragnienia swoich sojuszników ~ fuknęła gniewnie, mocno rozczarowana kurtyzana.
Pstryknęła palcem grzbiet księgi.
- Postaraj się bardziej, chce wiedzieć jakie lubią smakołyki, wszystkie - mruknęła do zaklętego niewolnika, przyglądając się jak niewidzialna dłoń zaciera pismo i zaczyna pisać od nowa, kolejne teksty.
~ Ponieważ jest miedzianym smokiem. One są słabe i potrzebują sojuszników. Ja nie ~ odparł z dumą Ferragus, podczas gdy księga pokazywała kolejne teksty. Tym razem demonologiczne. Bo jej rozwiązaniem było opętanie ciała pyrausty za pomocą jakoś małego demona.

Kobieta warknęła gniewnie na starcze utyskiwanie antycznego gada.
~ Ach tak? Przypomnieć kto potrzebował pomocy, by uciec ze swojego opętanego ciała? Nie pyskuj mi tu, lepiej powiedz jak te małą france przekupić na swoją stronę, bez proszenia się u chlapoustego ~ burknęła wyniośle, zamykając tom i grożąc palcem przed oczkami Guli.
- Nie chcę nikogo opętywać, mówiłam o przekąskach! Prze-ką-ski! Chce go przekupić jedzeniem… i nie, nie chce propozycji piekielnego jedzenia, a jedynie ich naturalnego, ze środowiska w którym żyją. Na prawdę… z wami facetami to czasem trudno się dogadać - westchnęła na koniec otwierając księgę jeszcze raz.
Niestety kolejne odpowiedzi nie przynosiły pomocy. Karmienie krwią wampira, nekromancja… zarówno opętanie duchem, jak i uczynienie z pyrausty zombie. Księga nie miała odpowiedzi, która mogłaby tancerkę ułagodzić. Jedynie informacje o nawykach żywieniowych zwierzaka.
Tymczasem Jarvis podszedł do swojej kochanki i przysiadł się przy niej. Skupiony na złotorkórej głaskał ją czule po puklach włosów. Chaaya szykowała się do kolejnego ataku na opornego bibliotekarza, kiedy drgnęła zaskoczona czyjąś obecnością. Zamknęła wolumin i nakryła go ochronnym jedwabiem.
- A-Angelo już sobie poszedł? - spytała zdziwiona i nieco rozkojarzona. - Mówił coś jeszcze?
- Nie, pożegnał się tylko. A ty łobuzowałaś podczas posiłku. A gdyby cię tak przyłapał na zabawie? Zobaczyłby w tobie… kobietę. A ja obiecałem ci zemstę - mruczał czarownik już całując i liżąc ucho tawaif.
- Tylko się z tobą droczyłam - usprawiedliwiła się “niewinna” psotka, siadając w pieleszach. Przyciągnęła do siebie zawiniątko i poklepała je. - Później się pobawimy, chcę byś kogoś poznał - odparła całkiem poważnie. Była przy tym skupiona, jakby rozgrywała teraz bardzo ważną potyczkę w szachy.
- Liczę na to, że się oboje polubicie, a przynajmniej ty polubisz jego, bo on… cóż, czasem bywa kapryśny i raz jest miły i uczynny, a raz tylko łypie na ciebie okiem jakby cię chciał zjeść. - Kobieta zerknęła na smoczka w klatce i odwróciła się do niego plecami.
~ Nazywa się Gula. To jego prawdziwe imię. Jeśli chcesz z niego korzystać, musisz je wypowiedzieć na głos przed użyciem, w innym wypadku połknie cię jak całą spisaną wiedzę tego świata ~ wyjaśniła poprzez telepatię, by przypadkiem mały, skrzydlaty podsłuchiwacz nie przekazał tej wieści dalej. Następnie położyła księgę na kolanach mężczyzny, dając mu wybór, czy chce ją odwinąć z jedwabiu, czy nie.
~ Czyli nie teraz chyba? ~ Mag zerknął na pyraustę, a potem na narzeczoną. ~ A jakie magiczne słowo pozbawia moją żo… przyszłą żonkę całego stroju? Chciałbym się go nauczyć.
~ Jarvisie… ~ Kamala mentalnie skarciła ukochanego, ale na jej buzi nie było złości. Uśmiechnęła się czule i pocałowała jego usta, raz i drugi, bardzo delikatnie.
~ Laboni nakazała mi go ukryć przed bratem i siostrą, którzy pojawili się w naszym wymiarze. Starzec chce go oddać Miedzianogłowemu, zupełnie nie wiem dlaczego. Może nam się przecież przydać, prawda? ~ ostatnie zdanie, było niemal błagalne.
~ Myślę, że księga powiedziałyby ci czemu. ~ Westchnął przywoływacz, a potem pogłaskał policzek złotoskórej. ~ Ukryjemy u Miedzianego niego pierścionek z natha. Księgę możesz zostawić sobie.
Sundari uniosła wysoko brwi. Chwilę myślała, wpatrując się w ciemne oczy rozmówcy, po czym pokręciła charakterystycznie głową i zaśmiała się radośnie.
- Widzisz? Mówiłam ci, że teraz będziemy już razem - zwróciła się do księgi, klepiąc ją okładkę jak w bębenek. - Nie drocz się już tak, bo i tak wiem, że się cieszysz.
- To jak z tym magicznym słowem na rozbieranie? Dręczyłaś mnie cały posiłek… czas na zapłatę za swoje figle - pogroził ukochany, mogąc tymi słowami radować Umrao. Przynajmniej pod tym względem kochanek tawaif sprawdzał się idealnie. Rozzłoszczona maska nieco się rozweseliła, już prawie czuła, że oto nadszedł jej moment, ale inne siostry były zbyt uradowane zwycięstwem nad zrzędliwym Starcem.
“Gula zostaje!” wiwatowały gromko. “W końcu rzecz, która jest nasza i tylko nasza i możemy jej używać kiedy chcemy!”
Najwyraźniej nie wszystkie przełknęły fakt, że wybranek zainkasował dla siebie oba magiczne pierścienie.
“Gula srula” burczała Deewani, nadal martwiąca się domniemanym smoczym zasłabnięciem w niedalekiej przyszłości.
~ Bo go wodzicie za ogon. Tak to jest z ludzkimi samcami. Godne pożałowania istotki, myślące swoim przyrodzeniem ~ mruknął pogardliwie czerwonołuski. ~ My smoki mamy lepiej. Nie znamy miłości tylko ruję.

Tymczasem Dholianka zestawiła księgę na podłogę i położyła na niej klatkę ze smoczkiem.
- Wypuściłabym go… ale czy nie ucieknie? - martwiła się na zapas, gładząc pręty małego karcerka. - Nie chcę by się nudził, albo czuł się w potrzasku…
- Nie ucieknie dopóki jest na misji - przypomniał jej Jarvis zerkając na klatkę. - Dopóki misja będzie trwała, musi zostać z nami.
- Tak myślisz? - Chaaya nie wyglądała na przekonaną, lub może bała się, że jej wspaniały skarb, da nogę przy pierwszej okazji.
- Będziesz grzeczny malutki? Chcesz polatać? - spytała w smoczym języku, przyglądając się zieloniutkim łuskom na ciałku gada.
- Grzeczny… tak. Polatać… może? Nie wiem - odparł drakon po chwili namysłu, najwyraźniej nie traktując tej klatki jak więzienia, a tymczasowe gniazdo.

“IIIIIIIAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!” zapiszczało nagle jakieś dziewczę, ku zaskoczeniu Starca. Pisk był tak donośny i pełen ekstazy, że zaczynał się martwić, iż Umrao zaraz znowu się do niego przypałęta… a może… ona już tu była?
Okazało się jednak, że to Nimfetka piszczała, nie mogąc wytrzymać ilości słodkości jakie mieściło w sobie małe zwierzątko.
“Jaki on wspaniałyyy, chcę go przytulić!!” piała w zachwycie, lub w rosomaczym amoku (jak kto woli).

Tawaif oblała się rumieńcem i drżącą rączką otworzyła drzwiczki klatki.
- Dziś nigdzie nie idziemy, możesz polatać jeśli chcesz - odparła miło, po czym spytała. - Czy sam upolujesz sobie jeść, czy mam ci coś przynieść?
Pyrausta wyleciała z transportera i zaczęła nerwowo piszczeć po smoczemu. - Ale misja… misja… misja! Ale co z misją?!
- Wie o tym, że mamy dziś spotkać się ze zleceniodawcą - westchnął czarownik.
- Ojej… - Dziewczyna była tak urzeczona stworkiem, że nawet nie przejeła się, iż przypadkiem go zdenerwowała. Zaczęła chaotycznie tłumaczyć. - Chodziło mi o to, że… dziś nie idziemy na bagna, zostajemy w mieście, ale tak… pójdziemy spotkać się z Axamanderem. Misja dalej trwa… to znaczy plany misji… dalej trwają.
Następnie spojrzała ukradkiem na Jarvisa, wydawał jej się słodki i uroczy, zupełnie jak smoczek. Zapragnęła go przytulić i obcałować policzki.
To stwierdzenie nieco uspokoiło stworka, bo po krótkim trzepotaniu, usiadł na chyba ulubionych chyba tych stworzeń - rondzie cylindra leżącego na stole.
- Jagody… drobne rybki… mięsko… skorupiaki… z posiłków. Nie trzeba polować na misji - wyjaśniła pyrausta. - Jeść to co wy.
- Mhm… dobrze, damy ci co… tylko… chcesz - mruczała Chaaya w przerwach między buziakami z kochankiem. Zaraz jej wróciła ochota do zabaw, bo zanurkowała dłonią do męskich spodni. - Dlaczego je zapiąłeś? - poskarżyła się cierpiętniczo i zabrała się do ponownego rozpakowywania swojego ulubieńca.
- Nie wypadało ganiać z rozpiętymi spodniami - wymruczał jej magik, zajmując się pieszczeniem ucha pochylonej figlarki, która szybko odnalazła berło kontroli nad jego ciałem.
I jak się okazało, nie potrzeba było wiele wysiłku, by doprowadzić je do pełnej używalności. Bardka popchnęła więc mężczyznę na łóżko i pochyliła się nad jego sprzętem, by ustami i językiem go trochę pognębić.
Będąc na klęczkach walczyła z wiązaniem choli, które w końcu rozsłupłała i z siebie zrzuciła, by zaraz zając się zsunięciem z pupy spódnicy. Nie było to proste w takiej pozycji, ale i z tym sobie poradziła.

- Muszę cię pochwalić, byłeś bardzo przekonujący dziś na śniadaniu. - Zaśmiała się zawadiacko Dholianka, wsuwając jedną dłoń pod swoją bieliznę i na powrót przywarła wargami do przyrodzenia przywoływacza.
- Lata praktyki… no i ostatnio… dużo… ćwiczymy. - Jarvis starał się żartować, ale rozkosz płynąca z ust tawaif przez całe jego ciało, rwała nieco mu głos. Leżąc w tej pozycji, kochanek był niewolnikiem swojej pani. Nie mógł się “bronić” przed jej atakami, nie mógł kontratakować, by pieszczotami odwdzięczyć się wybrance, której czujne i ostre spojrzenie spod długich rzęs, przypomniało czarownikowi, że nie on jeden boryka się z problemem zazdrości. Może nie powinien drażnić piranii, która robiła mu teraz przysługę.

Kamala wyciągnęła z między swoich ud dłoń o wilgotnych palach i zaczęła pieścić nimi męskość.
- Jakieś życzenia do spełnienia? - spytała słodko, drażniąc czubek jego włóczni swoim językiem.
- Chcę cię zobaczyć całą… golutką… jak zrzucasz resztę stroju... chcę potem dotykać cię, jak ty mnie… i posiąść gwałtownie. Przyciśniętą do ściany. I chcę by nas posłyszano. Żadnego tłumienia swojego głosu - wydyszał rozpalony pożądaniem i dzikością mag. Najwyraźniej bardzo ciężko było mu znieść “tortury” przy porannym posiłku.
- Jak sobie życzysz - odparła zmysłowo dziewczyna, ściskając mocniej wygłodniałego partnera. Przywarła wargami do jego podbrzusza, delikatnie je kąsając i łaskocząc oddechem, aż ten nie skończył w jej nagich piersiach, zdobiąc perłami jej szyję i dekolt. Wtedy kurtyzana przesunęła się w górę i stojąc na kolanach nad klatką piersiową magika, wzięła jego ręce w swoje i za ich pomocą zsunęła z siebie majtki.
- Wyglądasz prześlicznie - mruknął narzeczony podnosząc się na rękach, by ustami sięgnąć do zdroju lubieżności, by zacząć go chłeptać niczym spragnione zwierzę. Doznanie tym przyjemniejsze, że Kamala wiedziała, co będzie dalej. Nie tylko języka zazna w tym miejscu.
W takich okolicznościach, tłumienie czegokolwiek w ogóle nie wchodziło w rachubę. Do licha z mieszkańcami i całą tą pajęczyną konwenansów, jej tu było dobrze. Bardzo dobrze. Może nawet ZA dobrze.
Sundari przysunęła się bliżej ustom kochanka, wzdychając i jęcząc w obcej dla niego mowie, która tylko dodawała całej scenie orientalnej pikanterii. Jarvis nie mógł dostrzec wyrazu jej twarzy, lecz kobieta postarała się by bardzo wyraźnie ją słyszał i czuł… w postaci przyjemnego drapania za uchem. Och tak, z pewnością spisywał się doskonale.
A kiedy poczuł pod językiem jak drobna struna kobiecości napina się i twardnieje, a całym ciałem Dholianki wstrząsa dreszcz. Bardka zaczęła śpiewać, czysty hymn miłości i swoistą adorację w kierunku mężczyzny.

Wybranek Chaai był zachwycony jej śpiewem jak i uradowany jej spełnieniem. Rozkoszował się sytuacją i władzą nad złotoskórym ciałem. Co jej nie dziwiło, bowiem dobrze znała jego ambicję, by przynosić jej radość i spełnienie.
- Kocham cię i pragnę… bardzo - wymruczał po wszystkim, zerkając na kochankę. - Pragnę cię bardzo… nagutką posiąść przy ścianie. I już nabrałem apetytu.
No... może nie całkiem, ale był blisko. Dostrzegł jednak uśmiechniętą twarz, która z bezgraniczną miłością przyglądała się jego.
- Zaniesiesz mnie? - spytała czule, przeczesując ciemne włosy przywoływacza.
Zachęcony Jeździec usiadł na łożu i zabrał się za rozbieranie do naga. Co przychodziło mu z problemami, bo ciągle gapił się na gołe pośladki tawaif, które kusiły go swoimi kształtami.
- Chcesz się pobawić? - Zaśmiała się beztrosko na ten widok i poklepała się po pupie, jakby zapraszała małego kotka do nowej zabawki.
- Dobrze wiesz, że tak - mruknął czarownik i nachylił się, by delikatnie pocałować, a potem ukąsić lewy pośladek dziewczyny. - …Twoja pupa hipnotyzuje.
Czyż mogła być większa pochwała jej dumy?
- Taki jest jej cel jamun - odparła podniośle tancerka, mile połechtana po ego. - Ma hipnotyzować, kusić i bałamucić. - Zakołysała biodrami, ocierając skórą o policzek mężczyzny. - Ma zniewalać, choć teraz jest już tylko twoja na własność.
- I co ja za takim skarbem zrobię… pochwycę, uwięlbię… - wyszeptał magik, obejmując dłońmi pośladki, ugniatając je, masująć i dając nawet donośne klapsy, by patrzeć z zachwytem jak drżą. W końcu jego usta powędrowały między ich dolinę. Język trącał czubkiem otchłań do perwersyjnych zabaw. Rzadko z niej korzystali, choć zdarzały im się chwile takiej żądzy.
Oj… pyraustra będzie miała co opowiadać smokowi. Choć ona akurat zajęta była wierceniem się na cylindrze. Coś w nim wzbudzało jej ciekawość.
- Chodź… pokażę ci co możesz zrobić - zaproponowała bardka, skronią wzkazując ścianę.
Jarvis przerwał zabawę i goły złapał Kamalę w ramiona i uniósł cmokając czule w czoło.
- Wyglądasz zachwycająco - mruknął, co brzmiało szczerze zważywszy na jego czyny. Tulona zaborczo tawaif mogła czuć się bezpiecznie. Tu była królową, jak słusznie zauważył Starzec. Przywoływacz często ulegał jej kaprysom, a choć pewnie jej jamun mógł wiele wymusić na niej swoim autorytetem, to rzadko miał dość siły woli. A jeśli już był gotów coś wymusić, to najczęściej figle, których Sundari i tak w danej chwili pragnęła.
Powoli zbliżyli się do ściany, która miała być ich łożem. Na szczęście dla Nveryiotha, smok akurat był zbyt daleko by móc usłyszeć to co miało się zaraz wydarzyć.
Kurtyzana stanęła na ziemi i odwróciła się na palcach, by dłońmi oprzeć się na ścianie i dogodnie wypiąć biodra. Następnie przysunęła się bliżej bioder kochanka, masując swoimi wypukłościami jego dzielny oręż.
- Nie masz co sobie odbierać przyjemności, konsumuj mnie tak jak najbardziej lubisz - zachęciła cicho, oglądając się przez ramię z dużą dozą frywolności.
- Nawet bardziej drapieżnie? - zapytał niepewnie Jarvis, obejmując pośladki i lekko napierając włócznią na wrota, których nie powinien otwierać. Choć mógł robić wszystko, to jednak zawsze wolał się upewnić. Chciał dzielić się z narzeczoną swoją rozkoszą i nie sprawiać jej bólu. Można powiedzieć, że troszczył się na swój dziwny sposób.
- Po prostu będę głośniej krzyczeć - odparła czule tancerka i sprzedała mężczyźnie buziaczka. - Nie martw się, będę krzyczeć z przyjemności.
- Dobrze moja śliczna…
Mag nachylił się ku niej. Cmoknął w ucho. Posiadł. Powolny ruch wyrma wczołgującego się do ciasnej jaskini wypełnił zmysły bardki. Czarownik był ostrożny, delikatny, cierpliwy… ale tam był też wyraźny. Jego ruchy bioder były powolne, póki co, ale z każdym pchnięciem Dholianka czuła siłę, tę hamowaną żądzę, która wyrwie się spod kontroli, gdy tylko złotoskóra przywyknie. Jej piersi już lekko zafalowały szykując się do hipnotycznego kołysania.
Tempo rosło, obecność była większa… i wyrywała głośniejsze okrzyki z ust Chaai. Było w tym coraz mniej delikatności Jarvisa, a coraz więcej dzikości poprzedniego kochanka. Bo przecież to ona była źródłem ich pożądania. To jej ciało ich obu rozpalało do szaleństwa. Więc z czasem nic dziwnego, że przywoływacz również tracił kontrolę nad sobą. Nic więc dziwnego, że ciało Kamali drżało pod kolejnymi brutalnymi sztychami, nic dziwnego, że jej piersi kołyszące sie na tych falach, były źródłem gorących oddechów i głośnych krzyków. Wystarczyło zamknąć oczy i pozwolić ciału skupić się na doznaniach. Wystarczyło by Ranveer i Jarvis stawali się jednym kochankiem… stapiali się razem w jej wyobraźni… w tego który ją pragnie i tego którego ona pragnie. Umrao mogła być zadowolona. Oddech kochanka robił się równie ciężki od żądzy i wzbierającego w nim napięcia, które w końcu musiało być uwolnione i dokonało się to w postaci mocnej eksplozji… Sundari mogła być dumna ze swoich talentów kusicielki i z kunsztu miłosnego partnera.
Chwile zwlekała z odwróceniem się do niego twarzą. Dyszała ciężko na deski ściany, prosząc w duchu wszystkich bogów, by za nią stał nie kto inny a Jarvis. W końcu zebrała się w sobie i obejrzała za siebie. Wpierw ukradkiem. Badawczo. Jakby testowała grząski teren.
Był tam. Stał. Wysoki, szczupły i blady mężczyzna o zlepionych od potu, ciemnymi włosami. Uśmiechnęła się z ulgą, ale i bezgraniczną miłością, po czym rzuciła mu się na szyję. Ostrożnie, nie za mocno, bo ich ciała były osłabione i mogły runąć niespodziewanie na podłogę.
~ Wszystko w porządku Ranveerze. Jestem bezpieczna i kochana ~ odparła ciepło, przez omyłkę przesyłając sens tych słów także narzeczonemu. ~ Możesz odejść w pokoju ~ pożegnała się z pierwszą miłością swojego życia, całując aktualną i (wedle jej postanowienia) ostatnią.
Magik nie wtrącał się rozumiejąc znaczenie przekazu. Objął mocno tancerkę i tuląc ją, całował, wodząc po ciele.
~ Co powiesz na taki plan. Ty się zajmiesz pyraustrą i odpoczniesz oraz przygotujesz na spotkanie z Axamanderem, a ja odniosę pierścionek z natha Miedzianemu i wrócę do ciebie? ~ zaproponował. ~ Albo możemy się kochać dalej.
~ Och… zostawiasz mnie? No… może wytrzymam… ~ Dziewczyna przebąknęła niepewnie. ~ Wróć do mnie szybko.
~ Mogę też zostać i pieścić twoja pupę, ale… wtedy nie dam ci się nacieszyć smoczkiem. ~ Czarownik stawiał przed nią nie lada dylemat. Nie to jednak frapowało Dholiankę.
~ Dlaczego chcesz go odnieść? Przecież nie jest magiczny, sprawdzałam… ~ spytała skonsternowana, tuląc się do bladego ciała, jakby była zmarznięta. ~ Fakt, to dziwne, że składał pierścień z fragmentów innej biżuterii, ale nath też nie był zaczarowany… Może po prostu miał… jakąś wizję, którą chciał spełnić, lecz nie miał umiejętności jubilerskiej oraz pieniędzy by komuś zapłacić?
~ Jakoś to wszystko mi cuchnie Chaayu. Za bardzo mu zależało na zdobyciu tego konkretnego fragmentu i z pewnością nie był natchnionym artystą. Pachnie mi to mroczną magią i… uznałem, że lepiej iżby się tym Archiwista zaopiekował ~ odparł wprost czarownik.
~ Nie mów do mnie Chaayu… proszę… ~ zganiła go w myślach. ~ W porządku… odnieś go, jeśli dzięki temu będziesz spać spokojniej.
~ Dobrze Kamalo… ~ Mężczyzna przycisnął mocno kochankę do siebie szepcząc w myślach. ~ Obiecuję, że nie dam ci długo spać dziś w nocy.
~ Nie strasz, bo jeszcze ucieknę.

Tawaif wyswobodziła się z objęć i podeszła do łóżka, po chwili na nie padając. W mig zakopała się pod kołdrę.
- Przypilnuj Gozreha by upolował mysz. Ma być żywa, jeśli chce nakarmić nią chowańca - przypomniała drobną kwestię, dotyczącą ich nowego współlokatora. Jak się nad tym zastanowić, to ciekawe, gdzie się boa ukrył.
- Dobrze… dobrze - odparł Smoczy Jeździec i zaczął się ubierać. Co szło mu gładko, aż do kapelusza. Pyruasta odleciała od razu, gdy chciał go wziąć, więc z ulubieńcem bardki nie było problemu. Gorzej, gdy założył…
- Co jest ?! - Od razu strącił cylinder z głowy, ale nie węża, który wpierw ukrywał się w podszewce jego nakrycia głowy, a obecnie wylądował na głowie, a potem w dłoni… pochwycony przez lekko zdziwionego sytuacją chłopaka.
- Też sobie znalazłeś miejsce - mruknął prosto w ślepia gada. Kobieta zaśmiała się cicho.
- Trzeba mu kupić akwarium… biedaczkowi jest tutaj zimno… może warto zaopatrzyć się w kamień wulkaniczny, co by go grzał w dzień i w nocy? - Tancerka wysunęła dłoń spod kołdry i poklepała materac. - Daj mi go.
- Może… - zamyślił się Jarvis podając jej zwierze. - Wrócę szybko moja śliczna.
Nałożył cylinder na głowę i wyszedł.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline