Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2019, 15:28   #29
Dedallot
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
Na widok kapłanek staruszka się uspokoiła, nieco.

– Mówiłam, że sprowadzę wam kogoś chętnego do rozmowy… jej się usta nie zamykają – Powiedziała Evi puszczając jej kubrak.

- Kiedy gobliny przyjechały do waszej wioski? - zapytałam kobietę, z miejsca przechodząc do rzeczy.

– Te przebrzydłe paskudy przyjechały trzy dni temu! Chcieli jakie świnostwa nam sprzedawać aleśmy ich psami szczuli i plwali na nich, bo te zielone ochydy powinny w stepie siedzieć a nie do nas się pchać. – Pomstowała starowinka.

Niestety czas na upartego mógłby pasować. Motyw zarobkowy też odpowiadał: zatruć studnię i sprzedawać leki... Ale nie, od razu by objawów nie było.
- Co chcieli sprzedać? - dopytywałam.

– A co może takie paskudztwo sprzedawać! Szczyny pewno albo trucizny! – Zawołała niemal się nie opluwając ze złości.

– Takie realia – Powiedziała Evi z rezygnacją. – Dla nich gobliny to paskudy, orkowie to bestie, elfy to uchate demony…

– A żebyśta wiedzieli! – Podnieciła się starowinka. – Nic tylko szkody przez nich! Od miesięcy naszą wioskę żyglucza klątwa nawiedza! Od miesięcy i wszystko przez te czarownice i dzikusy ze stepu! – Staruszka krzyczała coraz głośniej.

Klątwą żygluczą wieśniacy nazywali właśnie typowe dla zatrucia Glewnikiem objawy… no i zatrucia wieloma innymi rzeczami, jeśli utrzymywały się dłużej niż kilka dni… Słowem wszystko, co wywoływało utrzymujące się wymioty i biegunkę. Niestety jednak mimo nauk kościołów siedmiu, wciąż zabobonne chłopstwo przypisywano to demonom i czarownikom.

Przewróciłam oczami poirytowana gdy wieśniaczka zaczęła swoją tyradę. Ale kiedy wspomniała o klątwie to od razu się zainteresowałam. Spojrzałam wymownie na Morrisanę, a później znów na wieśniaczkę.
- To jest wasza jedyna studnia? Tylko z niej bierzecie wodę? - pytałam dalej.

– Nasze dziady ją wykopały, a kapłani pobłogosławili, pewno, że z niej, rzek blisko nie ma żadnych.

Chciałam powiedzieć, że błogosławieństwo kapłanów powinno się przynajmniej raz na rok nad studnią odprawiać, ale darowałam sobie.
- Jak pachniał ten specyfik co zieloni chcieli sprzedawać? - zadałam chyba ostatnie potrzebne mi pytanie.

– Nikt tego nie wąchał! Niech mnie bogowie bronią! – Zawołała. – Ale jak ich Incek zobaczył, że chcą co do studni wlewać, zaraz mu to z łap wytrącił i straże wezwał. Mówił, że to zielskiem jakim pachniło co rozlał, aleśmy ziemią przysypali a cebro spalili, żeby się trucizną nie struć – Wyjaśniła.

- Teraz wszystko jasne - mruknęłam i spojrzałam na Morrisanę. - Czy coś jeszcze potrzebujemy?

– Obawiam się, że to nie będzie takie proste… ale chyba już nic więcej się nie dowiemy – Stwierdziła. – Dziękujemy ci za pomoc – Powiedziała delikatnie skłaniając głowę przed staruszką. – Chodźmy do kapitana.

Pokiwałam jej głową. Rozumiałam obawy starszej kapłanki co do kapitana straży, bo był on wybitnie oporny na rozmowę. Również lekko skłoniłam się chłopce, która nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że swoim gadaniem pomogła goblinom.
Bez gadania ruszyłam prosto do domu z którego nie tak dawno wybiegł tutejszy kapitan.

Evi również ukłoniła się staruszce, jednak znacznie głębszym i bardziej dostojnym ukłonem, co chyba z jej strony było przejawem sarkazmu, a potem ruszyła za wami.

Posterunek był tu jedyną murowaną budowlą i przypominał pojedynczą basztę z oknami do prowadzenia ostrzału i masywną, kutą bramą. Gdyby jednak wziąć pod uwagę jak zawzięci potrafili być wojownicy ze stepów, to gdyby tylko chcieli, mogliby zburzyć tą wierzę w zaledwie jednym natarciu… gdyby oczywiście ktoś ich zorganizował i poprowadził.

Gdy szłyście w kierunku posterunku, zauważyłaś, że Evi zrobiła sobie pętlę szubieniczną z czerwonej wstążki i założyła na swoją szyję.

– I jak wyglądam? – Uniosła koniec wstążki w górę i pociągnęła, równocześnie robiąc minę jakby się dusiła. – Pasuje mi taki szal? – Zaśmiała się.

- Jeszcze za wcześnie na takie żarty... - skomentowałam patrząc na nią kątem oka. - Musimy najpierw wyciągnąć ich zza krat... A mamy na drodze do tego durnia, który wyprze się wszystkiego, żeby nie przyznać do błędu…

– Właśnie dlatego teraz jest idealny czas na żarty – Powiedziała poważniejszym tonem. – Może się nie domyślasz kapłanko, ale nie chcę zawisnąć. Żarty pozwalają mi poradzić sobie ze strachem… zawsze to robię i zawsze działa. Robiłam tak gdy zaufałam, że Gali sobie poradzi, świadoma, że jeśli nie, to zostanę zgwałcona przez kilkunastu mężczyzn i zaufałam, że ty sobie poradzisz… więc… moja mała prośba… nie spieprz tego.

- To masz jeszcze czas uciec zanim przyjdzie świt - odparłam jej tonem, który nie zdradzał czy mówię poważnie czy, że był to tylko sarkazm z mojej strony.

– Wtedy powiesiliby kogoś innego… Któraś z was się pisze? – Zapytała.

- Na pewno kogoś unieszczęśliwiłaś sprawiając, że nie mi to przypadnie - skomentowałam w ponurym wydźwięku. Martwiło mnie to czy uda się uwolnić gobliny i gotowało się we mnie, że zostały skazane przez głupców za to, że okazali dobrą wolę oraz troskę o zupełnie obce im osoby.

– Dowiodłaś niezwykłej odwagi… jeśli nam się nie uda, będę ci towarzyszyć jako duchowe wsparcie w ostatniej drodze – Powiedziała Morrisana kładąc jej dłoń na ramieniu. – Powinnaś jednak bardziej szanować własne życie… choćby ze względu na tego, kto cię uczył.

– Jeśli rzeczywiście go znasz… wiesz, że to on nauczył mnie ryzykować własnym życiem aby pomagać innym. – Odpowiedziała.

Kapłanka boga umarłych zamilkła.

Dotarłyście do posterunku przed, którym stał jeden wartownik. Spojrzał na was z niezadowoleniem. Był jednym z tych, którzy towarzyszyli kapitanowi gdy do was wyszedł.

Zaskakujące było to jak bardzo mój własny pesymizm udzielił się moim starszym towarzyszkom. Nie wtrącałam się w ich rozmowę milcząc aż dotarłyśmy na miejsce.
- Zakończyliśmy sprawdzać co zaszło i chcemy już pomówić z kapitanem - powiedziałam uprzejmym tonem do wartownika.

– Czeka na was – Powiedział ponuro i wpuścił was do budynku.

Inny żołnierz kazał wam iść za sobą i poprowadził was dwa piętra w górę do obszernego pomieszczenia ze stołem do narad. Za nim, z kielichem wina w dłoni, wciąż w nocnej koszuli zasiadał kapitan. Mężczyzna wyglądał jakby drzemał, zaś kielich tylko cudem jeszcze nie wypadł mu z ręki.

Pomieszczenie oświetlał ogień w kominku. Podłogę wyłożono dywanem a ściany zdobiły gobeliny i herby cesarskie.

"Wóz albo przewóz..." pomyślałam patrząc na kapitana straży. Podeszłam do biurka i zastukałam w jego blat jakby to były drzwi, żeby obudzić mężczyznę.

Człowiek otworzył oczy.

– A zatem? Macie jakieś dowody? - zapytał bez ogródek.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline