Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2019, 10:51   #258
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Podróż gondolą odbyła się we względnej ciszy oraz w znacznej odległości między sobą. Tancerka udawała, że pochłaniają ją widoki kwiecistych balkonów i wcale nie zauważa namiętności w spojrzeniu narzeczonego, czy coraz większej wilgotności między swoimi udami. Kiedy dopłynęli i dziewczyna dostrzegła profil rogacza, rozpromieniła się i rozluźniła, bowiem nie musiała się już tak pilnować. Zdziwiły ją jednak pytania magika. Że co… że jak… że on z nimi? Nieee, nie ma mowy. Wszystkie desery lodowe są jej.
- Nie powiedziałam Axamanderowi, że z tobą przyjdę. Zresztą… to ja ciebie zatrudniam, a nie on ciebie. Nie musisz tam być. Możesz poszukać nam karczmy na obiad, tylko w odległości naszej więzi, dobrze? - odparła skwapliwie wstając z ławeczki pomimo protestów przewoźnika, wszak jeszcze nie dobili do brzegu. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie, by tykarz umilkł.
- Wolałbym bliżej. Tak w odległości wzroku i może słuchu - mruknął Jarvis starając się nie brzmieć jak zaborczy zazdrośnik. W przeciwieństwie do Ranveera, dawał jej margines swobody, dawał jej wybór… ale mimo to bardka czuła, że robi to niechętnie. Jakby dwie przeciwstawne siły walczyły w jego sercu o dominację. Świadomość ta sprawiła, że kolejna fala gorąca zalała jej trzewia. To było przyjemne… ale i niezręczne… nie po drodze.
- Zacumujesz pan czy mamy płynąć wpław?! - Huknęła na gondoliera, szykując się do szybkiego abordażu.
Nie mogła sobie pozwolić na chwilę słabości. Jej słodki, zabroczy i przeuroczo zazdrosny kochanek z pewnością tylko na to czekał. Tak jak on ulegał jej, tak ona ulegała jemu. Trzeba było więc uciekać czym prędzej i dalej.
- Tak pani. - Gondolier pospiesznie dobił do brzegu.
- Więc… ukryję się blisko i będę miał was na oku. Z pewnością może próbować czegoś… niewłaściwego - odparł dyplomatycznie czarownik, ale znaczenie jego słów było dosadnie proste.
“Może się dobierać do mojej kobiety”.
Czego z pewnością nie zamierzał spokojnie znosić. Mężczyzna chętnie dawał swobodę Chaai, ale jak się okazywało… nie gdy czuł zapach rywala do jej wdzięków w okolicy.

Dholianka wyskoczyła na kładkę podkasając tren sukni, by go nie pobrudzić, wynikiem czego jej uda z czerwonymi podwiązkami i pończochami, przedarły się przez przecięcia spódnicy. Tawaif zdawała się tego nie widzieć, tak samo jak nie odczuwać spojrzeń wszystkich mężczyzn w okolicy.
- Znajdź coś fajnego z rybami - poleciła przywoływaczowi, po czym potruchtała szybciutko do lodziarni.
~ Zaczynasz wrastać w miasto Kamalo. Zaczynasz być jego częścią. ~ Usłyszała w odpowiedzi, gdy wchodziła schodkami na górę. Co to dokładnie miało znaczyć, nie wiedziała, ale i nie zaprzątała sobie tym głowy. Umrao rwała się na wolność...
Gdy weszła na taras, wszystkie oczy skupiły się na niej. Włącznie z wybałuszonymi ślepiami Axamandera. Jego ogon zaczął nerwowo drżeć swoją końcówką, gdy szła w jego kierunku czując zazdrość emanującą z mijanych kobiet i zaintrygowanie, zachwyt i nutki pożądania widoczne w oczach ich partnerów.
- Wyglądasz zaprawdę… - Język ugrzęzł diablikowi w gardle, gdy łakomie wodził po niej wzrokiem. Ubrany był elegancko i szarmancko. Wedle tutejszej mody… chyba.
- ...zapierasz dech w piersiach.
Wstał pospiesznie i odsunął krzesło by mogła wstać, wyraźnie speszony faktem, że spodnie ubrał zbyt obcisłe, a jego entuzjazm do urody kurtyzany rósł z każdą chwilą. Kobieta usiadła i przysunęła się do stolika.
- Oczywiście, że zapieram. Kiedy już dostaję na kogoś zlecenie, muszę być pewna, że ryba wpadnie w moje sieci - mruknęła figlarnie z tajemniczym błyskiem w oczach. Jeśli rogacz miał być w tej chwili ową rybą, to zapewne wcale tego nie żałował.

Bardka wyciągnęła rączki w koronkowych rękawiczkach i zagarnęła napoczęty deser, który w mig zaczęła jeść, cicho przy tym mmm-mając.
- Zamówić ci coś… co nie jest moim deserem? - zażartował przyjaciel szepcząc do jej ucha, tak, że czuła ciepło jego oddechu i miała świadomość, że czai się tam, niczym wąż, jego rozdwojony na końcu język. Po tych słowach usiadł naprzeciwko niej i uśmiechnął się szeroko. - Jesteś w dobrym nastroju, więc mam przewagę w negocjacjach.
- Zamów mi coś… a nawet dwa cosie… sobie też możesz coś zamówić, bo tego tu już ci nie oddam - stwierdziła filuternie egzotyczna tancerka, oblizując łyżeczkę w mało przyzwoity sposób. - Nie wiedziałam, że dziś mamy coś negocjować, myślałam, że chciałeś się ze mną spotkać, bo za mną szalejesz - odgryzła się wrednie, ale zaraz zaśmiała się wesoło.
- To też - odparł diablik z uśmiechem. - Negocjacje to pozór. Tak naprawdę chciałem cię zobaczyć w szałowej sukience i skusić do zgubienia całej garderoby.
Ogon diablęcia śmiało, pogłaskał kostkę Sundari pod stołem.
- No i chcę cię zaciągnąć na wyprawę na gorące i wilgotne bagna… by między nami zrobiło się gorąco i wilgotno… na tych bagnach.
- Musisz jeszcze popracować nad tym bałamuceniem. Dużo… dużo popracować - stwierdziła niczym surowa mentorka do mało inteligentnego ucznia. - To po lodach idziemy… gdzie? Masz gdzie spać, czy dalej kusisz durne owieczki do lochu?
- Mam już gdzie mieszkać. Ostatnio zakupiłem wygodny pokoik w milutkiej kamienicy - odparł “obrażony” mieszaniec, wystawiając długi rozwidlony język. - Przydaje się na cele reprezentacyjne.

“HO HO HOOO” usłyszał Starzec nawet kiedy był ukryty na samym dnie jaźni. Umrao niczym gladiator, szykowała się do pokazowej walki. Jak dobrze, że tym razem dała mu spokój.

- To skoro kwestię przyjemności mamy omówioną, porozmawiajmy o interesach. - Dziewczyna uśmiechnęła się złowieszczo, prowadząc “głupiego byczka” tam gdzie tego chciała.
- Czy wszystkie sprawy są dopięte na ostatni guzik?
- Nawet bardziej niż bym chciał. - Westchnął Axamander nieco markotniejąc. - Sponsorzy mej wyprawy chcą bym zabrał ich przedstawiciela. Czarodzieja jakiegoś. Niespecjalnie mi się to uśmiecha, ale… cóż.
- Czarodzieja… - powtórzyła po nim mało zachwycona Chaaya. - A wiadomo… dlaczego? Ma nas pilnować, czy może… ma coś znaleźć przed nami?
Kurtyzana zmrużyła lekko oczy, przyglądając się rozmówcy. Przez chwile wyglądała jak ktoś, kto z wyrachowaniem, na zimno kalkuluje wszystkie posunięcia, niczym prawdziwy strateg dyplomacji. Zaraz jednak błysnęła uśmiechem i na powrót wyglądała jak lubieżna kotka, chłepcząca śmietankę.
- Na pewno patrzeć nam na ręce. Pytałem czy jako mag pomoże nam przy ocenie ksiąg, ale spotkałem się z zakłopotanymi spojrzeniami i odpowiedzią, że nie. - Zamyślił się rogaty, głaszcząc towarzyszkę po kostce. - Co może świadczyć, że mamy do czynienia z bardzo… kiepskim magiem.
- Po kiego ci na wyprawie kiepski mag? No chyba nie wierzysz w to co mówisz? - Prychnęła pogardliwie, zdegustowana tawaif. - Sprawdziłeś go?
- Ani trochę nie wierzę… z tego co wiem, to jakiś kupiecki arystokrata szkolący się na maga. Coś tam rzucić potrafi, ale byle bard by go zdeklasował pod względem potęgi. - Wzruszył ramionami Axamander. - To z pewnością szpicel inwestorów, ale… musiałem go wziąć. Opłacają tą wyprawę, więc… niewiele mogłem zrobić, gdy zgodzili się na wszystkie moje warunki w kwestii wynagrodzeń. Pod tym względem moja oferta dla ciebie pozostaje taka jaka była.
- Jesteś beznadziejny - oceniła kwaśno złotoskóra. - Od razu mówię, że jeśli położy łapska na moich księgach, to go zabiję.
- Wspomniałem o tym inwestorom. Nie byli zadowoleni, ale… ostatecznie się zgodzili - odparł mężczyzna i podrapał się za rogiem. - Musisz wiedzieć moja droga Paro, że o ile biblioteczka jakiegoś maga byłaby cennym znaleziskiem i łatwo byłoby ściągnąć fundusze na wyprawę, to niemagiczne tomy… nie budzą już takiego entuzjazmu.
- Co ty możesz wiedzieć? - spytała ironicznie. - Wodę grabisz, wiatr przesiewasz. Na wyprawach to ty się chyba w ogóle nie znasz. Lepiej dobrze się przygotuj, bo ja ci tyłka nie będę ratować. Idę z tobą by się obłowić i dobrze zabawić.

Kamala przemilczała fakt, że sama do niedawna była równie nieżyciowa co jej mieszany kompan, bo o ile intrygi wyssała z mlekiem matki, o tyle zabawę w poszukiwacza przygód odkryła dość nie dawno, góra przed rokiem.
- Gdzie są moje lody? - burknęła nieco łagodniej.
- Przekonasz się na bagnach na czym się znam, a na czym nie - odparł żartobliwie jej rozmówca i po przywołaniu sługi gestem, wystawił do Dholianki język “strasząc”. - A ty uważaj na bagnach na rogate węże, lubią wślizgiwać się niepostrzeżenie do namiotów.
Sundari prychnęła dumnie.
- Kochany… pochodzę z pustyni. Ja na wężach spałam, nie wspominając o tym co jeszcze z nimi robiłam. - Popisywała się zadziornie, zadzierając nosa i tylko nieopatrznie, dociskając biust do stolika, tak, że niemal wypłynął ze stanika.
- Nie wątpię… ale wyraźnie lekceważysz zagrożenie płynące z tego wężyka. - Ogon z kostki przesunął się głębiej pod suknię. Na łydkę… nie przestał muskania, nawet gdy przyszedł kelner by dziewczyna mogła złożyć zamówienie.
Te jego nieudolne umizgi musiały się spotkać z ciętą ripostą, a kiedy do tego doszła widownia, kurtyzana nie mogła się przed tym wprost powstrzymać.
- Zważ kotku, że lekceważenie… a olewanie nieudolnego adoratora, który jest nie dość pewny w swoich działaniach, to dwie różne sprawy. - Tu urwała dobitnie i popatrzyła z wyższością na kolejnego (zapewne nieudolnego) samca. - Raz Czekoladowy Szał, oraz specjał dnia. A… poproszę też jakiś kwiatowy likier. Mam nadzieję, że posiadacie coś na stanie?
- Oczywiście - odparł dumnie sługa i ruszył z powrotem.

- Wiesz jak to jest... - odparł diablik, gdy ów mężczyzna się oddalił. Splótł dłonie razem, wędrując ogonkiem po łydce na udo i wodząc nim powoli po całej odległości. - …jesteś jak dziki gryf, śliczna ale też i niebezpieczna i nieprzewidywalna. Wolę być ostrożny. Poza tym… potrzebuję cię nie tylko dla twej urody i rozkoszy z nią związanej. Więc nie chcę błędnymi decyzjami stracić twojej przychylności.
Chaaya westchnęła ciężko, z trudem powstrzymując się przed przewróceniem oczami. Umrao zaczynała się niecierpliwić, tym bardziej, że Deewani postanowiła wykorzystać sytuację i objeść się na zapas słodyczami.
“Staruszku, Staruszku lubisz czekoladę? Na pewno lubisz. Dam ci trochę spróbować, ale nie myśl sobie, że cię lubię” gaworzyła wesoło ignorując teatralne jęki i posapywania jednej z masek. “Ja cię wcale, a wcale nie lubię, nawet ociupinkę. Ja po prostu troszczę się o twoje zdrowie, bo chce byś zabrał mnie na wycieczkę. O! Tylko dlatego dam ci czekoladę. No… i może po to byś miał siłę się ze mną bawić.”
~ Jasne, że nie lubisz ~ zgodził się smok i postanowił nie wyjaśniać młodej masce, że on nie czuje smaku potraw jakie bardka je, ani innych jej doznań. I to z własnego wyboru. Wcale nie miał ochoty się dowiadywać, czemu tancerka lubiła posapywać przyciśnięta do muru przez Jarvisa.

Tymczasem ogonek diablęcia… wreszcie trafił w odpowiednie miejsce, wodząc leniwie po przemoczonej bieliźnie kobiety… i to odkrycie zachęciło go do bardziej śmiałych ruchów.
- Czuję duży apetyt - odparł łobuzersko Axamander uśmiechając się drapieżnie. - Acz… muszę z tobą uważać. Jesteś zmienna w nastrojach jak wiatr.
~ I to nie twoja zasługa… ~ pomyślała zgryźliwie złotoskóra, uśmiechając się przymilnie.

“Czuję się dosyć niezręcznie…” skomentowała całą sytuację Ada. “To tak jakbyśmy podrywały naszego młodszego brata… zupełnie nie mogę wczuć się w klimat…”
“Chuj z klimatem!” zakrzyknęła Pasja. “Ja chcę się tylko dorwać do jego spodni… cała reszta mało mnie interesuje.”
“Nooo… jeśliby patrzeć z tej strony tooo… w sumie racja. Olać całą resztę” zgodziła się Jodha, choć nie była do końca przekonana. Nimfetka od razu się zdegustowała i obruszyła.
“Ale jak to tak… bez miłości? A jeśli on ma miłe wnętrze? Delikatną duszę?”
“Kochanieńka…” Umrao zaczęła groźnie powarkiwać. “Może on mieć i duszę ze złota. Ja chce wiedzieć czy jego fiut ma łuski i co może nim wyczyniać! A teraz bądź tak miła i ZEJDŹ mi z drogi.”
“Ha, ha! Kłócą się, kłócą! Starruszku dam ci posypkę. Posypka jest fajna, spodoba ci się.” Chłopczycą kierowało bardziej skąpstwo i troska o zachowanie najlepszych kąsków dla siebie, lecz była na tyle wspaniałomyślna, że nie dała po sobie tego poznać, choć smok… i tak o tym wiedział.
~ Łuski… też wi wielka sensacja. ~ Ziewnął Ferragus. ~ Ja też mam łuski i jakoś się tym nie ekscytuję.

- Ustaliłeś już kiedy wyruszamy? - spytała bardka, dopijając resztki rozpuszczonych lodów.
- Najwcześniej jutro po południu, jeśli ci to pasuje. Masz jeszcze jakieś, życzenia i uwagi? - zapytał diablik wpatrując się w oczy tawaif.
~ Miałaś mu ponoć Jarvisa wcisnąć do tej wyprawy ~ przypomniał smok, z całkiem samolubnych pobudek. Wolał mieć pod ręką ochroniarza swojego naczynia.
“Ssss”
Namiętna emanacja cicho się piekliła. Jej plany i klimat i w ogóle wszystko jakoś się posypało! Co małej rozrabiace było w to mi graj. Dawno nie robiła psikusów. Czarownik był beznadziejnym obiektem do drwin. Staruszek był bardzo słabego zdrowia, więc wolała go oszczędzać. Nvery był na wyprawie… zostały więc siostry.
~ Z tego co się orientuję. Jamun wyrusza z mojego ramienia. Nie będzie brał opłaty, nie będzie zajmował niczyjego miejsca i nie ma w tej wyprawie żadnego interesu, więc nie trzeba o nim wspominać… prawda? ~ Kamala najwyraźniej miała swoje plany, które starannie przemyślała i całą sytuację trzymała w ryzach. ~ A ty się nudzisz, że przerywasz mi zabawę? ~ spytała, z jadowitą satysfakcją pochylając się nad stolikiem w kierunku rogatego kompana. Wszak przyjemnie było patrzeć na durną myszkę, która sama włazi do pułapki. W tym zachowaniu było coś sadystycznego i okrutnego.
- Czy mogłabym dotknąć cię w ucho? Nigdy nie dotykałam takiej szpiczastej końcówki… - odparła ciekawsko.
~ Nie znam się na ludzkich interakcjach. Ale gdyby mi jakaś samica przyleciała z drugim niezapowiedzianym samcem… to miałbym wiele podejrzeń ~ odparł sarkastycznie gad i wzruszył skrzydłami dodając. ~ Te wasze rytuały godowe rzeczywiście mnie nudzą. My smoki od razu przechodzimy do rzeczy.
Deewani nieco zmarkotniała. Zapewne to właśnie jej był ów plan, by wpuścić diablę w maliny i zobaczyć jego zdziwioną minę na widok kochanka. Od razu straciła zapał do dalszych psot i nawet wizja lodowego pucharku, nie poprawiała jej gorzkiego stanu.
Nimfetka od razu się nad nią zlitowała i zaczęła ją pocieszać, co tylko skończyło się awanturą i płaczem.

- Skoro chcesz - odparł przyjaźnie i nieco naiwnie Axamander nachylając głowę, ku kurtyzanie, która z błyskiem w oczach dotknęła delikatnej skóry na płatku jego ucha. Wpierw opuszką przesunęła wzdłuż małżowiny, aż dotknęła szpiczastego zakończenia, wzdychając przy tym troszkę z podziwu, a troszkę z zaskoczenia.
- Masz bardzo ciekawe ciało… ogon, uszy… rogi - mruknęła w zamyśleniu, dotykając nasady rogu na czole mężczyzny, po czym cofnęła rękę wielce zawstydzona. - Przepraszam. Nie chciałam być niegrzeczna…
- Zważywszy co ja robię pod stołem, masz pełne prawo mnie dotknąć. Poza tym to było przyjemne. Masz śliczne i delikatne paluszki - odparł z uśmiechem mieszaniec, a do stolika przyszedł sługa z zamówionym obfitym lodowym posiłkiem. Uprzejmie wszystko postawił przed klientką wraz zamówionym likierem.

“Wiecie co? Ja już nie chcę lodów” bąknęła chłopczyca, wprawiając maski w popłoch.
Ale jak to? Ale dlaczego? Co się stało? Jesteś chora? Daj spokój! No weź nawet tak nie żartuj.
Łobuzica jednak była uparta i odmawiała cieszenia się ze słodyczy.
“To wszystko wina Starca! Za dużo memła ozorem!” poskarżyła się babci Nimfetka. “Zrobił jej przykrość!”
- Ile płacę? - dopytała się tancerka, sięgając po monety, ukryte w mieszku pod sukienką.
Zanim sługa zdołał się odezwać, Axamander szybko rzekł. - Ja mogę zapłacić jeśli nie masz nic przeciwko.
- Dwanaście sztuk srebra za deser i pięć za likier - ozwał się w końcu pracownik przybytku.
~ Tylko wskazałem fakty ~ obruszył się Starzec jeżąc łuski na grzbiecie.
“Zły Starzec! Zły!” skarżyła się Nimfetka, ale umilkła dość szybko bo nie znalazła u nikogo poparcia. Poza… samym smokiem.
~ Oczywiście, że jestem ZŁY. Jestem antycznym, czerwonym smokiem. Postrachem śmiertelników i zgubą paladynów. Moje imię wzbudza trwogę, a mój płomień spopiela każdego kto mi się narazi ~ sarknął napuszony jak łuskowata żaba Ferragus. ~ Jestem bardzo zły… ale myślałem, że to już ustaliliśmy dawno temu.
Łagodna maska spochmurniała. Może i była malutka, słabiutka i bardzo delikatna, ale nie pozwoli, by ktoś w jej obecności robił przykrość którejś z sióstr, a już zwłaszcza Deewani.
“Niedobry. Nieczuły i brzydki w środku.” Burknęła dobitnie, jakby to były największe obrazy tego świata. “Fuj! Nic dziwnego, że nikt cię nie lubi i zawsze jesteś sam! Jeszcze raz usłyszę jak psujesz komuś zabawę, to naślę na ciebie babcię!”
~ Potężni zawsze są sami, gdy siedzą na szczycie świata ~ odgryzł się jaszczur metaforycznie “spoglądając z góry na Nimfetkę”. ~ A poza tym nie wiem o co wam chodzi. Przecie nie powiedziałem ani temu rogaczowi, ani waszemu kochankowi o intrydze. Możecie sobie ją do woli realizować.
Maska coś tam popiszczała, po czym umilkła, bo i bała się ukarania w postaci zamknięcia w klatce.

- Jeśli chcesz… to proszę - odparła miło zaskoczona kobieta. Uśmiechnęła się cieplej, wyrzucając spod spódnicy nieproszonego gościa. Dość już się tam nabawił, teraz trzeba było jeść, a nie się dystraktować.
- Zjedz do połowy specjał dnia, a ja zjem połowę czekolady, później się wymienimy - zaproponowała.
- Jak dla mnie może być. - Diablę zabrało się za jedzenie, zerkając co chwila na przyjaciółkę.
- Przybyłaś tu cała w skowronkach. Mniemam, że wczorajszy dzień lub dzisiejszy poranek był wielce udany?
Jego długi, rozwidlony język zmiatał lody z zaskakującą szybkością. Bardce nie przyjdzie długo czekać na jej kolej, nie żeby jej się spieszyło. Czekoladowy deser był wielce absorbujący.
Kamala ostrożnie nakładała porcję na łyżeczkę, starając się zgarniać, i posypkę, i polewę, i śmietankę, i lody, po czym wyraźnie rozkoszowała się smakiem, mrużąc w uniesieniu oczy.
- Wczoraj byłam na wycieczce. Fajnie było. Dawno nie tańczyłam dla dużej widowni wiesz? - Rozpromieniła się na samo wspomnienie wczorajszego pokazu. - Wspaniale było poczuć się w ruchu i czuć muzykę całym swoim ciałem.
- No cóż… to może poszukamy potem tawerny i zatańczymy razem? - zapytał żartobliwie Axamander. - Jeśli nie boisz się, że mi się ogon zaplącze tam gdzie nie powinien?
- Umiesz tańczyć?! - Podekscytowała się Sundari, na chwilę zapominając o jedzeniu. Intensywnie wpatrywała się z diablika z wyraźną nadzieją, że ten faktycznie zabierze ją na tańce, po czym zaraz się zreflektowała.
- Jarvis mi nie pozwoli - stwierdziła z rezygnacją. - Zresztą ja nie znam tych waszych wygibasów i bujania się na boki w objęciach… to głupi pomysł.
- Jeśli ty mu nie powiesz, to ja też nie. Dlaczego miałby zresztą ci nie pozwolić? Poza tym… nie przejmuj się. Ja cię nauczę. Zresztą to nie jest trudna sztuka - odparł z uśmiechem mieszaniec.

“Nie jest trudna sztuka… a jebnął ci ktoś kowadłem?!”
Tym razem zdenerwowało się wspomnienie babki, które nie bardzo faworyzowało adoratorów “wnuczki”.

- Nie wiem… Jarvis taki jest. Niby na wszystko mi pozwala, ale najlepiej jakbym nic nie robiła. Trudno ocenić, bo niewiele mi mówi i muszę się sama domyślać. Czasem odgaduję co mu w głowie siedzi… ale to tylko czasem. Tooo co potrafisz tańczyć?
- Jestem całkiem niezłym tancerzem. Błyskawicą przemierzającą salę balową z partnerką w ramionach. Dosłownie porywam do tańca - chwalił się mężczyzna.
I to był jego błąd.
- Acha… czyli nie umiesz tańczyć - stwierdziła kwaśno, zawiedziona kurtyzana, wracając do dzióbania lodów.
- Oczywiście, że umiem - zaperzył się diablik słysząc tą “obrazę”.
- Chyba w swojej głowie - ironizowała bardka, choć z każdym kęsem stawała się na powrót wesoła. - I jeśli się okaże, że będę w łóżku twoją pierwszą to chyba skisnę ze śmiechu.
- Nie będziesz pierwszą. Wczoraj przed południem gruba pokojówka zasnęła mi w łóżku zamiast je zaścielić. Leniwa baba - sarknął Axamander przyglądając się dziewczynie, która chichotała jak chochlik. - Umiem tańczyć i figlować w łóżku też. Przekonać się możesz… jeśli starczy ci odwagi.
- Z naszej dwójki to ty tu jesteś tym co ma problemy z odwagą - wytknęła mu ten mały szczegół, pokazując język.
- Po prostu byłem onieśmielony twoim urokiem… ale coraz mniej z tego onieśmielenia mi zostaje. - Teraz to rogacz nachylił się ku dziewczynie wysuwając język. - Odważysz się z nim zatańczyć?
- Dobrze wiesz, że nie przy ludziach - mruknęła Dholianka zmęczonym tonem. Ile razy będzie musiała to jeszcze powtarzać?

“Może faktycznie ktoś przyjebał mu kowadłem i dlatego jest taki tępy?” dywagowała Laboni.

Chaaya wymieniła pucharki i zabrała się za konsumpcję drugiego deseru.
- Ale odwagi mi nie brakuje… może się przy tobie zapominam... ale odwagi starczy - dodał z uśmiechem Axamander i dodał po chwili. - W każdym razie możemy pójść na tańce do najbliższej tawerny jeśli masz ochotę spróbować.
- W porządku, możemy iść. Jedź bo ci się rozpuszczą - poleciła złotoskóra, a kompan skinął głową i jego język pospiesznie zaczął zamiatać zawartość pucharka.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline