Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2019, 12:17   #39
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
XXIV dzień miesiąca Rova (IX), Fangwood, 55 dni po ucieczce z Phaendar, 29 dni po dotarciu do jaskiń

Kolejna noc nad strumieniem minęła spokojnie - aż dziwne, że żadne nocne bestie nie próbowały zakłócić odpoczynku bohaterów. Może rzeczywiście natura, albo sama puszcza, w ten sposób odwdzięczała się za życzliwy gest w stronę jej najmniejszych dzieci?
Następnego dnia, zaledwie parę godzin po ruszeniu w dalszą drogę bohaterowie dotarli na brzeg rzeki Gilrain. Rozlewała się dość szeroko, a jej nurt był w tym miejscu bardzo spokojny, a jej brzegi porastała gęsta roślinność. Szum czystej wody oraz liści, wszechobecne odgłosy zwierząt oraz gromady ptaków szykujące się do odlotu na południe sprawiały, że w marsz wkradała się odrobina przyjemności.


Co niepokojące, nikomu nie udało się odnaleźć żadnych śladów humanoidów, co oznaczało, że Łowcy nie chodzili po tej okolicy, mimo że ich twierdza była zaledwie półtora dnia drogi stąd. Hannskjald, wznosząc się w powietrze podczas zwiadu, dostrzegał już fragmenty jej murów wystający ponad drzewami w oddali. Jeśli w tak bliskiej odległości , do tego na głównej ścieżce z Phaendar brakowało śladów, znaczyło to, że albo nie prowadzono tu patroli, albo Łowcy potrafili perfekcyjnie maskować swoją obecność - co akurat nie było niczym zaskakującym.

Pierwsze tropy zaczęły pojawiać się dopiero po południu, najpierw pojedyncze, potem w większej grupie. Prowadziły wzdłuż rzeki, aż do niewielkiej przecinki, która musiała być miejscem walki, albo wręcz masakry. Ziemia była zabarwiona od krwi, walały się na niej zielono-szare strzępki materiału, kilka mieczy, łuków oraz kołczanów ze strzałami. Cokolwiek się tu wydarzyło, ktoś zadbał o to, by żaden poległy nie pozostał w tym miejscu - wyraźnie widać było ślady ciągnięcia prowadzące na wschód, a największym fragmentem ciała, jaki się tu znajdował, była pojedyncza, zaczynająca już gnić ręka, wciąż kurczowo ściskająca rękojeść miecza. Mimo postępującego zepsucia bohaterowie dostrzegli wyraźnie, że kończyna była brudnoszara, a palce zwieńczyły czarne paznokcie - musiała należeć do hobgoblina!
 
Sindarin jest offline