Uciekli, o krok wyprzedzając śmierć.
I mieli podwójne szczęście, bo konie ani nie uciekły, ani nie padły ofiarą żadnego drapieżnika ni małpoluda.
Cedmon podszedł do swego wierzchowca i poklepał go po szyi, chcąc uspokoić zwierzę, przerażone zjawiskami, jakie towarzyszyły zniszczeniu świątyni.
A potem odezwał się Saadi, będący teraz w ciele Zahiji... i zaczął snuć plany, które się Cedmonowi w najmniejszym nawet stopniu nie podobały. A dokładniej - w których nie widział siebie. Przynajmniej nie do końca.
- Proponowałbym odwieźć Jahmillę do domu. - Spojrzał na Ianusa i Enki. - A potem ruszyć do Sabol. Mamy tam sprawę do załatwienia.
Miał tylko nadzieję, że Ianus nie zapragnie chronić Zahiji za wszelką cenę.