Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2019, 18:17   #259
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Gdy wychodzili Chaai było nieco ciepło i wesoło, choć nie wypiła tyle trunku, by stracić nad sobą kontrolę. Zalotnik pociągnął ją za sobą na uliczkę i zaprowadził do wybranej karczmy... miał rację. Taniec nie był trudną sztuką, ten taniec przynajmniej.
Obserwując przytulonych do siebie tancerzy, bardka przekonywała się o jego prostocie. Jej fachowe spojrzenie wychwyciło kolejne pozycje i kroki osób na środku sali, którzy obracali się wokół siebie i pozostałych par. By go zatańczyć, tawaif nie potrzebowała nauk Axamandera. Samo przyglądanie się, pozwoliło jej wychwycić wszystkie jego reguły.
Karczma była nieduża i nie miała dużo stolików. Na małym podeście dla artystów, trójka z nich brzdąkała na instrumentach: lutni, skrzypcach i kastanietach.
Przy barze i stolikach siedziało parę osób, ale większość była na parkiecie. Żadnych potraw tu nie serwowano… jedynie drinki.
- Wygląda na dość… - Złotoskóra szukała jakiegoś mało ofensywnego słowa na określenie tutejszej sztuki tanecznej, ale jedyne co cisnęło się na usta to: ubogi, nudny, niewyszukany, prostacki. - No to… eee… no. Co teraz?
- Zatańczysz ze mną? - zaproponował rogacz z uśmiechem. - Czy wolisz popatrzeć?

“Idź z nim…” wtrąciła niepotrzebnie babka. “Idź bo zaraz tu pośniemy.”

- Już myślałam, że nie spytasz. - Kurtyzana uśmiechnęła się słodko, jak kobieta, która pół zabawy spędziła na oczekiwaniu, aż jej sympatia zbierze się na odwagę i do niej nie podejdzie.
Diablę pochwyciło dziewczynę i rzeczywiście porwało ją do tańca. Oplótł ją ramionami i ogonem, po czym zawirowali razem wśród par. Axamander dobrze tańczył, energicznie… robił drobne błędy w krokach, ale to były detale. To był wszak plebejski taniec. Liczył się entuzjazm i zabawa, a nie dokładność. Dholianka się rozluźniła i rozpromieniła. Nawet tak prosty układ sprawiał jej przyjemność i z pewnością gdyby mogła, poszła by na całego i dała niezłego czadu. Jej partner jednak zawodowcem nie był, choć to nie umniejszało radości z zabawy.
- Często tak tańczysz z dziewczynami? - spytała ciekawsko, przyglądając się sobie w ramionach kogoś innego niż Jarvis. Podglądała także sąsiadów, analizując ich gesty i ilość stykającego się nawzajem ciała. To było takie… dziwne i zadziwiające, by bez krępacji, tulić się do siebie jakby się było w łóżku.
- Dość często… - przyznał się mieszaniec całkowicie skupiony na tuleniu tawaif do siebie. Co akurat tutaj nie było niczym nieprzyzwoitym. Miejscowi ocierali się o siebie w tańcu, niektóre gesty były nawet prowokacyjne. Niemniej stanowiły część “przedstawienia” i nikogo nie gorszyły.
Niektórzy tancerze pozwalali sobie na piruety i diablik poczynił podobnie… choć mógłby wpierw ostrzec o swoich planach.
- Bo taniec zbliża do siebie dwie pokrewne dusze - mruknął, a na pewno zbliżał ich ciała do siebie.
Ciężka sukienka załopotała niczym skrzydła spłoszonego ptaka. Chaaya poczuła jak oblewa się rumieńcem, ale bynajmniej nie z zażenowania.
- Takie banały zachowaj dla swoich mieszczanek. - Zaśmiała się cicho, w duchu myśląc o czarowniku. Czy dałby się wyciągnąć do takiej tawerny? Czy zatańczyłby z nią tak jak tańczyli w elfich ruinach?
- Nie mówiąc, że oba ogonki się radują z twojej obecności - odparł z lubieżnym uśmiechem Axamander. Dziewczyna tym razem parsknęła śmiechem, bowiem im bardziej się rogacz starał, tym bardziej przypominał jej nieudolnych braci.
- Musisz podrywać same desperatki skoro uważasz, że mnie złapiesz na takie teksty… - Po tych słowach przejęła prowadzenie i sprawnymi piruetami uciekła kompanowi z objęć. Dygnęła grzecznie, wygładzając spódnicę, która podczas tych manewrów mogła pokazać obserwatorom odrobinę za dużo niźli tego chciała jej nosicielka, po czym bez słowa udała się do baru.
- Nie lubisz poezji, ni dosadności… aż kusi mnie by pobierać nauki u twojego… “przyjaciela”. Musi być mistrzem uwodzenia - odgryzł się mężczyzna podążając za swoją nimfą, która akurat miała okazję się przekonać, że serwowano tu wszystko… co miało jakichś alkohol w składzie.
- Wydaje mi się, że lubię i jedno i drugie, sęk w tym, że ty jesteś w tym beznadziejny. Co mi polecisz do picia?
Kurtyzana usiadła na stołeczku, bokiem do lady i pozwoliła by jej kształtne udo wypełzło z czeluści stroju. Poprawiła pasek przytrzymujący pończochę i chwilę przyjrzała się dłoni, po czym bezceremonialnie podsunęła ją diablęciu pod nos, jak do pocałowania. Jednakże skoro nie lubiła być dotykana w miejscach publicznych, zapewne chodziło jej o pokazanie pierścionka, od “przyjaciela”, na serdecznym palcu.
- To aż tak daleko zaszło? Wiedz moja śliczna, że to bynajmniej mnie nie odstrasza - mruknął kompan zerkając na palce. Spojrzał na kobietę pytając się. - I co będzie po nocy poślubnej? Zamierzacie się ustatkować, zapuścić korzenie i żyć spokojnie? Czy też nadal będziecie ryzykować życie i fortunę dla przygody?
Kamala potrząsnęła charakterystycznie głową, ni to potakując, ni zaprzeczając. Uśmiechnęła się czulej i delikatnie cmoknęła zimny metal obrączki, po czym zamówiła u barmana owocowy likier.
- Będzie co ma być - wyjaśniła niczego nie wyjaśniając - nie ma co na zaś planować. - Bo kochanek może zginąć, ona wpaść w niewolę i tak dalej i dalej…

Zamyślona Sundari usiadła przodem do szynku i wspierając się na łokietkach, przyjrzała się wystawie butelek z “egzotycznymi” trunkami. La Rasquelle samo w sobie nie słynęło z jakiegoś alkoholu, owszem… mieli winnice, ale nawet na pustyni hodowano winogrona.
Wino nie było niczym oryginalnym. Było jak woda - ogólnodostępne. Tymczasem, proszę, wino z ryżu, któremu bliżej do likieru. Wino z daktyli smakujące jak rum. Absynt z maku. Wszelkiego rodzaju destylaty z kaktusów, trzcin cukrowych, soków drzewnych, nawet z ziemniaków.
Świat był różnorodny i zachwycający, to miasto jednak… nie, lub bardzo dobrze skrywało swoją duszę.
- Niby nie. Ale warto mieć jakieś marzenia dla których przemierza się wilgotne bagna. - Zaśmiał się rogacz i dodał po chwili w zamyśleniu. - My zaś wyruszymy ze wschodniego portu. Mam tam wynajętą płaskodenną łódź, która podwiezie nas kawałeczek. Potem zaś na piechotę. Będziemy mieli tragarzy, ale żadnych lektyk.
- Biedaczku… jak ty sobie poradzisz w takiej głuszy? Bez lektyki? A niani też nie weźmiesz? - Zakpiła tancerka, spoglądając ukradkiem na rozmówcę. - Mogłeś mi wcześniej powiedzieć o tych tragarzach. Zdążyłam już sobie jednego opłacić.
- To cóż… zwrócę ci przy rozliczeniu wyprawy za niego. O ile nie przepłaciłaś. - Axa pogroził jej żartobliwie palcem, zerkając na koronkę jej pończoszki, która wystawała z rozcięcia sukni.
- Och… nie wypłacisz mi się do końca życia. - Złotoskóra szepnęła pod nosem, odbierając kieliszek z napojem. Umoczyła usta, ostrożnie go próbując, a kiedy smak jej podpasował napiła się.
- Musi to być mocarny tragarz… olbrzymia bestia mogąca unieść dziesiątki torebek, skoro tak drogi jest - odparł żartem mężczyzna zamawiając przy okazji trunek, podczas gdy Chaaya przekonywała się o mocy swojego drinka.
- Och taaak. - Rozpromieniła się dziewczyna, świetnie się bawiąc kosztem towarzysza. - Jest nie do zdarcia, prawdziwy gladiator… aż sama się sobie dziwię, że go znalazłam w tym mieście pełnym miernot.
- Doprawdy? Peros Halkur? Myślałem, że on służy u tych… no… A poza tym nie jest tragarzem. A może Vanhaim? On już wrócił z tej wyprawy w poszukiwaniu złotej świątyni? - Zaczął ni to na głos rozmyślać, ni to dopytywać Axamander. - Już wiem… To musi być Xalamar Półgigant, ale musiałaś mu nieźle zawrócić w głowie, by niósł twoje bagaże.
Dholianka śmiała się jak syty impek, lecz jej uśmiech był nieco tajemniczy.
- No zobacz, zobacz… tyle możliwości, tyle ludzi do wyboru, a odpowiedź dostaniesz dopiero jutro. A powiedz mi, wygodnicki kotku, kim jest owa łotrzyczka którą bierzemy? Hmm dobra jest w tym co robi?
- Nazywa się Sharima i jest piratką z Wybrzeża Kości. A w zasadzie była nią, zanim jej statek nie został zniszczony przez konkurencję, smoka, węża morskiego, czy któreś z imperium. Wiesz… ma wersję na każdą okazję. - Zaśmiał się rogacz i podrapał po podbródku. - Niemniej zna się na pułapkach: zwykłych i magicznych, oraz na portalach.
- I tylko ona z nami idzie? I ten mag? A jakiś wojownik lub myśliwy? Jak nas zaatakują elfy to wątpię by pirat w dżungli nam się przydał. Tak samo uczeń maga. - Kręciła nosem kurtyzana.
- Co do dżungli to liczę na pomoc druida o imieniu Fealsenor. Półelfa znającego język swojego ojca i nieco obyczajów dzikich elfów. Nasz uczeń maga zaś zabiera ze sobą obstawę. Jako, że biedny nie jest, to zakładam, że jego świta będzie składała się z profesjonalnych rębajłów. A jeśli… ty masz kogoś znajomego, kogo da się tanio zwerbować to… jestem skłonny nachylić uszka - odparł mieszaniec otrzymując kielich pełen aromatycznego wina. - Bo… sponsorzy nie są, aż tak hojni niestety.
- Hmmm… nie podoba mi się ten mag. - Skrzywiła się bardka, dopijając likier. - Jarvis dobrze walczy… to znaczy, czaruje. No i mój brat jest silny, nawet bardzo.
- Mi też nie… ale cóż, sponsorzy nalegali. A, że zgodzili się na resztę moich warunków, to nie mogłem im odmówić. A drogi jest ten Jarvis? Albo twój brat? Bo wziąłbym obu - odparł z uśmiechem ogoniasty, na co złotoskóra zwięziła oczy i niemal zasyczała.
- Brzmisz jak desperat… - oceniła krótko i dość chłodno. - Zaczynam wątpić w twoje umiejętności planowania. Ostrzegam cię, jeśli ten mag mnie zirytuje to nawet obstawa wojska go nie uratuje. Zrozumiałeś?

Kurtyzana dała Axa czas na przemyślenia, a sama zamówiła sobie kolejną kolejkę, tym razem wybierając inny smak, nalewki. Następnie nieco uspokojona, odparła cicho.
- Jarvisowi to ja codziennie płacę w nocy… w łóżku, ale jeśli chcesz być uczciwy to sam z nim porozmawiaj. Mój brat ucieszy się z książki, on lubi przygody i jest samowystarczalny.
- Jestem diablęciem okazji. Myślę, że poradzimy sobie i bez Jarvisa i bez twojego brata… bo ta część bagien jest spokojna i pozbawiona zagrożeń. Ale wsparciem nie pogardzę, jak jest okazja - odparł z uśmiechem organizator wyprawy i podrapał się po karku. - A co tamtego maga, to… słyszałem różne plotki na jego temat. I raczej nie przewiduję zaczepiania przez niego kogokolwiek.
- Zobaczymy - burknęła kobieta znad kieliszka. - Najwyżej wrócę do miasta sama.
- Wypadki chodzą po ludziach, a bagna bywają zdradliwe - odparł z łobuzerskim uśmiechem diablik. - A ja w razie czego… odwrócę oczy.
- To jak… mam wołać Jarvisa byście sobie pogadali o interesach, czy może masz ochotę pokazać mi swoje włości? - spytała wyzywająco Chaaya.
- Pokażę ci moje włości - zadecyował szybko rogacz. A może to trunek który wypił, podjął decyzję za niego?
- W końcu jakieś konkrety - mruknęła zadowolona Dholianka, dopijając likieru. Następnie opłaciła rachunek i zeskoczyła ze stołka, pogrążając się w myślach w których szukała swojego narzeczonego.
~ Tęsknię i objadłem się rybami. Ponoć dobrze robią na sprawność łóżkową. ~ W końcu pochwyciła ciepłą myśl maga, gdy przemierzyła z kompanem kilka uliczek.
~ Jadłeś beze mnie? No wiesz co? ~ Obruszyła się na pokaz, wybuchając cichym śmiechem od którego zakręciło jej się w głowie, więc wsparła się na ramieniu mieszańca.
Zdziwiona, przyglądała się chwilę szpiczastemu uchu, koziej bródce i krótkim rogom. Dziwne… tak podróżować z kimś innym niż przywoływacz. Dziwne… zachowywać się jak gdyby nigdy nic.
Owa dziwność sprawiła, że sama siebie się przestraszyła.
~ Axamander zabiera mnie do siebie…
~ Co? Czemu cię zabiera do siebie? I po co? ~ myśli Jarvisa kipiały od tłumionego gniewu i zazdrości, a starał się by przekaz był przynajmniej… neutralny.
Bardka jeszcze raz spojrzała na Axamandera. Znowu to dziwne uczucie. Jakby… puste w środku. A może to ona czuła pustkę patrząc na niego. Ciekawość, pożądanie i fascynacja czymś nowym i innym, została jakby wessana w próżnię. Zniknęła, albo zatarła się do tego stopnia, że tawaif nie potrafiła sobie przypomnieć jak właściwie owe uczucia smakowały w jej wnętrzu.
Za to serce coraz mocniej rwało się w drugą stronę, w kierunku czarownika.
~ Chyba przesadziłam w kokietowaniu ~ przyznała się ze wstydem do gorzkiej porażki, gdyż sama wpadła we własne sidła. CO ONA sobie myślała?
Z pewnością coś na pewno… ale z jakiegoś powodu teraz nie miało to żadnego znaczenia.
~ Cóż.. to akurat mnie nie dziwi. Ja sam ledwo trzymałem dłonie przy sobie jak wychodziliśmy ~ odparł czule i żartobliwie jej kochanek. ~ Sama mu się wymskniesz, czy ja mam was szukać?
~ Nie wiem gdzie jestem… chyba ~ stwierdziła Kamala, przystając i rozglądając się niepewnie po alejce i kanale. Ze stresu nie bardzo wiedziała, czy kiedykolwiek widziała to miejsce, lub jego odległe punkty.
To było dziwne…Znowu DZIWNE uczucie. Wszak była dziwką, chodzenie do łóżka z obcymi mężczyznami było dla niej codziennością. Teraz jednak zaczęła panikować. Jak ona ma się wymsknąć z tego impasu? Jeśli pójdzie do pokoju, to już z niego nie wyjdzie… była tego pewna. Musiała więc działać tu i teraz, ale jak? Wepchnąć rogacza do wody? Zdjąć buty i dać w długą? Powiedzieć prawdę, że się rozmyśliła? Czy może łgać w żywe oczy?
~ Axamander to twój dobry znajomy. Chyba nie będzie miał za złe jak powiesz, że zmieniłaś zdanie ~ odparł Jarvis czule i… tłumiąc zazdrość dodał. ~ Będę cię musiał przy nim pilnować podczas tej wyprawy.

Tancerka zamknęła dłonie w piąstki i postanowiła działać, nim będzie za późno, lub co gorsza… podda się jak to miała w zwyczaju.
- Axa w sumie masz rację, myślę, że powinniśmy z tym zaczekać. Łączenie seksu i interesów, może źle się skończyć…
- Nie sądziłem, że coś takiego mamy w planach. - Zastanowił się diablik spoglądając na Chaayę. - To znaczy, ja miałem w planach cię oczarować i uwieść, ale nie zdawałem sobie sprawy z twoich.
Podrapał się po rogu.
- Stawiasz mnie w ciężkiej sytuacji, bo… spójrz na siebie. Pewnie sama byś się porwała do najbliższego pokoiku w karczmie i… no dobra… to po interesach? Zobaczymy co wtedy wyjdzie? Mamy w planach wizytę w zamtuzie.
- Po wyprawie - zgodziła się złotoskóra, zachowując jakieś pozory naturalności, które wpoiła jej nauka Laboni. - Nie wiadomo co by z tego wyszło… lub nie… więc gdybyśmy byli skazani na siebie w dżungli to mogłoby wyjść… dziwnie. Jeszcze dziwniej niż teraz.
- No tak. Masz rację - odparł niemrawo Axamander stojąc koło brzegu kanału. Tak kusząco blisko brzegu wody. Wystarczyło go utopić i już nigdy nie będzie mieć z nim problemu…
Zaraz! O czym ona znowu myśli? Jakie topić?!

“Ihihihi!” Deewani zapiała energicznie. “Utopmy go, utopmy! Ja chcę go utopić! Chcę, chcę, chcę!!”

- Przepraszam… ale tak będzie lepiej… - mruknęła cicho Dholianka i pokazała przeciwną stronę do kierunku w którym zmierzali. - Pójdę już… do zobaczenia jutro.
- Do jutra więc - odparł z nieco sztucznym uśmiechem rogacz maskując nim swój zawód. Bardka oblała się rumieńcem zażenowania samą sobą, po czym podreptała niepewnie tam gdzie pokazała, rozglądając się przy tym jakby szukała w fasadach budynków czegokolwiek znajomego.

Okolica nie robiła się bardziej znajoma, ale obecność Jarvisa wyraźniejsza. Jej ukochany się zbliżał, co prawda przy okazji klucząc. Sama dziewczyna znalazła się pod karczmą “Pod czarcim rogiem”, bo świat chyba stroił sobie z niej żarty.
O bogowie… po takim numerze, musiała się napić. Weszła do środka, nie bacząc na to czy przypadkiem nie pakuje się w jeszcze większe bagno, resztkami sił przesyłając szyld magikowi. Następnie udała się prosto do baru, niczym pies myśliwski, który podjął trop i zamówiła szklankę rumu.
- Rum raz sukkubie - mruknął tajemniczo barman, ubrany w szaty tajemniczego maga… przez co wyglądał jak przerośnięty wieszak na płaszcze. Cały wystrój przybytku, był mroczny i złowieszczy, a ściany pokrywały świecące ogniem runy, które… każdy szanujący się znawca magii uznałby za bazgroły, ale na miejscowych pijusach robiły wrażenie. Podobnie jak iluzyjny ogień unoszący się nad szklanicą podanego przez barmana trunku.
Kamala dorwała się do alkoholu i wmusiła w siebie jeden duży łyk, który rozpalił ją od środka, aż poczuła, że się dusi. Paradoksalnie poczuła przy tym ulgę, więc odetchnęła ze spokojem. Niemniej nie miała nastroju do poznawania tutejszych widoków czy bywalców. Wlepiła beznamiętne spojrzenie w neutralną przestrzeń ściany i siorbała rum za każdym razem gdy jakaś myśl próbowała wykralować się w jej umyśle.
- Chłopak rzucił, czy ty rzuciłaś jego? - zapytał mimochodem opiekun baru szykując kolejną szklanicę rumu dla spragnionej. O tej porze niewielu było bywalców w tym przybytku i żadnego chętnego by zaczepiać Sundari. Jej postawa przy barze była wyraźnym ostrzeżeniem dla śmiałków.
- Szkoda gadać, niezły cyrk odwaliłam… aż sama się sobie dziwię - odparła smętnie amatorka pijaństwa z wdzięcznością przyjmując kolejną szklankę. - Najgorsze jest to… że trochę mi go żal, ale jeszcze bardziej mi żal mojego narzeczonego.
- Jak kocha to wybaczy. - Pocieszał ją barman starymi jak świat maksymami.
- Ja bym mu nie wybaczyła, więc nie chcę by mi wybaczał… a może chcę? Sama nie wiem… - Tawaif przyjrzała się rozmówcy, jakby dopiero teraz do niej dotarło, że ów głos miał też ciało. Zaraz jednak znowu wpatrzyła się w ścianę. Dostrzegła przez tę chwilę, że jak na “maga”, mężczyzna miał zbyt zakazaną gębę, pociętą bliznami od noża i szpetną źle ogolonym zarostem. Nieco łysawy, bardziej przypominał draba z bocznej alejki niż uczonego akademika sztuk magicznych, co dawało zabawny kontrast z przykusymi szatami czarodzieja, które nosił.
- Najlepiej się z tym zmierzyć od razu. Nie ma co uciekać przed tym, czego się nie uniknie - odparł karczmarz i wskazał palcem dekolt bardki. - A i warto podczas konfrontacji z narzeczonym stosować brudne sztuczki. W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone.
“Nie ucz kurwy dupy dawać” pomyślała smętnie Chaaya, która zastanowiła się nad słowami obcego. Chyba nie chciała wystosowywać żadnych trików wobec Jarvisa, nie chciała oszukiwać go tak jak innych mężczyzn i nie chciałaby by on traktował ją jak inne swoje kobiety. Dziwne… ale był dla niej wyjątkowy i chciała dla niego jak najlepiej. Dlaczego więc omal go nie zdradziła… w sumie jeśliby zsumować wszystkie spotkania z diablęciem, można spokojnie rzec, że zdradziła go i to nie raz.
Dlaczego? Dlaczego robiła to sobie i jemu.

- Co taka piękna kobieta robi w takim miejscu jak to? - znajomy głos, znajoma sylwetka. Czarownik przysiadł się do złotoskórej, zajmując taborecik obok niej i zamawiając to samo co ona.
Uśmiechnął się do niej pytając telepatycznie. ~ Jak się czujesz?
Kobieta skrzywiła się nad szklanką rumu i popatrzyła niepewnie na maga. Znajome ciepło rozlało się po jej podbrzuszu i nie była to zasługa alkoholu. Uśmiechnęła się pod nosem i lekko zwiesiła głowę.
- Miejsce jak każde inne. Sprzedają tymczasowe zapomnienie, a to najważniejsze - odparła, odwracając w zawstydzeniu twarz, bowiem czuła się paskudnie.
- Acha… czyli po całym procesie zapominania mam odholować cię do domu? - zapytał czule ukochany głaszcząc ją po włosach. Tawaif zesztywniała nieco, być może oczekując ciosu niźli pieszczoty, a może nawet po pijaku wstydziła się tak bezpośredniej bliskości w miejscu publicznym.
- Wolałabym już teraz wracać… piłam na czczo, więc zaraz zwalę się pod bar - stwierdziła przepraszająco, chybcikiem dopijając to co miała na dnie.
- Dobrze… to chodźmy - zgodził się mężczyzna z delikatnym uśmiechem.
~ Acz nadal wyglądasz prześlicznie i nie gwarantuję, że nie wykorzystam okazji już w pokoju ~ dodał telepatycznie.
Kamala skuliła się w sobie. Zapłaciła barmanowi, zostawiając mu niewielki napiwek, za to, że przynajmniej udawał zainteresowanego jej nastrojem, po czym ruszyła lekkim zygzaczkiem do wyjścia. Nawet w takim stanie, jej biodra kołysały się kusząco, zapewne dlatego, by wywalczyć równowagę.
~ Wiesz gdzie jesteśmy? ~ spytała mentalnie, nawet nie próbując stłumić swojego smutku i niechęci do własnej osoby. Przywoływacz wyczuł także silny konflikt wewnętrzny, choć nie umiał sprecyzować z jakiego powodu. Zapewne dziewczyna sama nie do końca wiedziała co właśnie przeżywała.
~ Tak. Znam okolicę ~ odparł jej wybranek asekurując ją, gdy kusiła swoimi ruchami… choć nieświadomie. ~ Będziemy musieli wynająć gondolę, jeśli chcemy szybko dotrzeć do domu.
~ Nieee bo wrzucisz mnie do wody ~ zaprotestowała szybko, odwracając się z powrotem do karczmy jakby planowała uciekać.
~ Dlaczego miałbym to robić? W tej chwili mój dylemat przebiega pomiędzy zaciągnięciem cię w boczną uliczkę, a położeniem cię do łóżeczka byś się zdrzemnęła nie niepokojona ~ odparł Jarvis blokując jej drogę ucieczki.
Sundari wygięła usta w smutną podkówkę i nieco skulona cofnęła się przed narzeczonym, jakby się obawiała skarcenia.
Nie odpowiedziała, rozglądając się niepewnie na boki, po czym zaczęła dreptać wzdłuż uliczki, zanim sobie nie przypomniała, że właściwie to się zgubiła i warto by było trzymać się kochanka. Przystanęła i odwróciła się do niego z pytającym wyrazem na twarzy.
- Chodźmy. - Magik podszedł i zazdrośnie i zaborczo przytulił bardkę do siebie, jakby bał się, że ta mu ucieknie, lub ktoś ją zechce porwać.
~ Wyżal mi się. Co cię gnębi. Dlaczego miałbym wrzucić cię do wody? ~ zapytał.

Dholianka przylgnęła do mężczyzny jak wystraszone sarnię do matki. Wczepiła się dłonią w poły jego marynarki i wsunęła palec w dziurkę na guzik, by upewnić się, że nawet jeśli puści materiał to się nie rozdzielą.
~ Bo jestem zdradziecką dziwką, która nie zasługuje na ciebie i ze mną zrywasz? ~ odpowiedziała pytaniem, czerwieniąc się na twarzy tak jak to tylko przyłapani winowajcy mają w zwyczaju.
~ Ale przecież mnie nie zdradziłaś. Inaczej musiałbym cię porywać wprost z sypialni twojego kochanka, przy okazji demolując mu dom ~ odparł żartobliwie Jarvis, tuląc ją mocniej do siebie. ~ A zamiast tego wyciągam cię z baru zalewającą smutki rumem.
~ Zdradziłam cie, jestem tego pewna. Kurwie się nie ufa, sama się wrzucę do wody ~ postanowiła zdeterminowana Chaaya, próbując odbić w kierunku wody, ale tak, by nie puścić czarownika.
Zaskoczyła tym Jarvisa, więc oboje niebezpiecznie zbliżyli się do brzegu kanału. Tam jednak przywoływacz stawił opór wstrzymując jej bieg.
~ Dość tego. Rzeczywiście muszę cię ukarać ~ stwierdził próbując przerzucić tawaif przez ramię i rzeczywiście ją porwać. Dziewczyna trwożliwie stanęła, kwiląc tylko ze strachu.
~ Proszę tylko mnie nie bij! ~ Najwyraźniej opacznie zrozumiała jego słowa, bo była bliska płaczu.
~ Nie zamierzam bić. Mam inne pomysły ~ odparł mag biorąc tancerkę ostrożnie w ramiona i tak niosąc, ruszył do najbliższej karczmy w której dało się wynajmować pokoje. Mocno i władczo przyciskał jej ciało do swojego. - Nie wypuszczę cię, skoro łączą nas obrączki.
Dholianka się nieco wierciła pod spojrzeniami przechodniów. Ostatecznie oparła głowę o ramię kochanka i zakryła twarz jego marynarką. Tak… z pewnością była teraz jeśli nie niewidzialna, to przynajmniej pół.
- Nie chcę być twoim przykrym obowiązkiem… - mruczała sennie, bo kołysanie chodu magika, działało na nią kojąco i rozluźniająco… może aż nazbyt.
- Nie jesteś przykrym obowiązkiem. Jesteś pokusą… - wymruczał czarownik pozwalając swoim palcami sugestywnie macać jej pośladek.
To i tak nie powstrzymało snu skradającego się niczym złodziej.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline