Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2019, 13:49   #363
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Nie, nie stworzyliśmy, ja je stworzyłem. Nie, żebym chciał ci odebrać zasługi. Pamiętam, że wyzwoliłem falę energii Phecdy i ona zmutowała wszystko, co było w pomieszczeniu, ale też wpłynęła na ludzi na piętrze. Waruna, Hana, Alexieia, Sunan, ciebie też. Ta orchidea, czy tam storczyk był na komodzie… no cóż, długą drogę przebył od tego czasu. Natomiast pająk… jak to pająk… gdzieś wił swoją sieć w jakimś kącie. Wolałbym jednak unikać tworzenia kolejnych stworzeń, bo czuję odpowiedzialność za nie wszystkie. I tak wszystko dzieje się tak szybko… nie musimy mieć już w tej chwili ogromnej rodziny, możemy dorabiać się jej powoli. Kiedy będziemy uzyskamy pewność, że nas na nią stać.
- Masz rację, nie musimy się spieszyć, choć najchętniej codziennie na świat wydawałabym jedno twoje dziecko… - zaśmiała się z takiej wizji.
Prasert już miał odpowiedzieć żartem, ale zastygł i zagryzł wargę.
- Dlaczego? - zapytał. - Dlaczego chcesz to robić? Jesteś młodą, bardzo atrakcyjną kobietą… Koordynatorem. Czemu nagle zaczęłaś pragnąć wydobywać z siebie kolejne nadnaturalne stworzenia? Boję się, że niechcący… indoktrynowałem was do mojego kultu. Zapanowałem nad waszymi umysłami… Phecda to zrobiła… ku mojemu… naszemu własnemu, osobistemu, samolubnemu celowi.
- Co w tym złego Prasercie? Nie dzieje ci się krzywda. Żadnemu z nas nie dzieje się krzywda. Jesteśmy szczęśliwi, zaspokojeni, a przebywając tu, bezpieczni. Zdrowi, pełni sił. Każdy człowiek na Ziemi pragnie tego wszystkiego, co mamy, dzięki temu i tylko dzięki temu, że właśnie staliśmy się… Może i nawet twoimi wyznawcami. Żadne z nas nie chciałoby tego oddać. To co robisz z nami, naszymi ciałami… Nie jest złe. Jest wspaniałe - oznajmiła. Nie brzmiała na owładniętą czymkolwiek, jedynie wyrażała swe odczucia.
- Jesteś potężny, masz władzę nad życiem Prasercie. To ogromne zadanie, ale poczuj ją. Oswój ją. Przypomnij sobie jakie to przyjemne - zasugerowała. Privat automatycznie przypomniał sobie o tym co odczuwał, kiedy był ze wszystkimi zeszłego wieczora w tym salonie.
Prasert w trakcie tej przemowy chwycił jej dłoń i ścisnął ją mocno. Położył na swoim udzie i przykrył drugą ręką.
- Masz rację. Wszyscy są szczęśliwi. Dlatego tego nie kończę, bo wszyscy dobrze na tym wychodzą. Po prostu boję się. Że zrobię z wami coś, co w tej chwili nawet nie przychodzi mi do głowy. Że umrę… nie dosłownie, nie fizycznie. Ale to, co czyni mnie… mną… zginie… a narodzi się na miejscu dawnego Praserta Privata zupełnie nowa, obca osoba. Przywódca erotycznego kultu, praktykant najróżniejszych rodzajów magii. Właśnie to się dzieje. Robię się coraz potężniejszy i… nazwij mnie zadufanym w sobie, ale… bardziej intrygujący i lepszy. Już nie mam prawa czuć się nieco zagubionym młodzieńcem, strażnikiem królewskim, którego nikogo jeszcze nie ochronił. Teraz to ja sam jestem królem i mam swoich własnych, wiernych strażników. Role obróciły się kompletnie, a ja czuję się tym pijany i lekko wypłoszony.
- Ty urodziłeś się, żeby być tym królem. Wcześniej tylko spałeś Prasercie. Nikt cię nie zastępuje. Nadal będziesz sobą. Po prostu wreszcie odnajdujesz swoje miejsce na świecie. To najprawdziwsze. Tak to widzę. Nie ma nikogo, kto mógłby cię zganić za testowanie swoich zdolności, nie ma nikogo, kto poczułby się źle z tym co robisz. Bo życie… To życie. Nie ma nic lepszego od niego. Nie obawiaj się. Po prostu badaj wszystko - powiedziała pewnym siebie tonem. Przechyliła się i pocałowała go w policzek.
- Króluj nam. Królu - szepnęła.
Prasert uśmiechnął się nieśmiało i lekko podniecił na ten pocałunek.
- Jeszcze miesiąc temu byłem zwykłym chłopakiem. Trenowałem Muay Thai, miałem trochę znajomych, ale niezbyt dużo bliskich przyjaciół… oprócz Waruna. Zarabiałem mało pieniędzy, pracując głównie jako dekoracja. Mieszkałem na ubogim poddaszu z grzybem pokrywającym pół sufitu. Nie chciałem cię zaprosić do mnie, żebyś tego nie zobaczyła. Teraz moją rezydencję pokrywa… nie grzyb, ale śmiertelnie niebezpieczna roślina. Gdybym chciał, mógłbym rozkazać jej zabić wszystkich w tym budynku. Czuję to podświadomie… czuję jak pyta mnie, czy to już teraz, czy to ta pora, czy ktoś jest mi wrogi. Odpowiadam, że nie. Pewnie gdybym powrócił do mojego mieszkania w Bangkoku, to z kolei ten grzyb zacząłby się mnie słuchać - Prasert zaśmiał się lekko. - Nigdy nie widziałem siebie jako przywódcy. Nie uważałem siebie za kogoś wyjątkowego… i uwierz mi lub nie, ale nie pragnąłem tego. Znam mnóstwo ludzi, którzy od razu odnaleźliby się w tej roli i którzy czuliby się nią podbudowani. Czemu więc przypadła mi? Najlepsze, że mam na to odpowiedź. To dlatego, bo miałem bardzo kompatybilną duszę z Phecdą i najłatwiej było jej się połączyć ze mną. Ale nawet jeśli… to czemu akurat ja? To ogromna odpowiedzialność. Co powinienem zrobić z tym wszystkim, co posiadam? Wypowiedzieć wojnę terrorystom na bliskim wschodzie? Walczyć z kapitalizmem i globalnym ociepleniem? A może… może…
Przed jego oczami pojawiła się wizja strasznej istoty, którą pokazała mu Phecda. Była kobieca, fioletowa, piękna… ale niepokojąca. Jej ciało zdawało się nagie, jednak z drugiej strony wokół nóg znajdował się materiał przypominający suknię… choć raczej nie została wykonana z żadnego ziemskiego materiału. Głowę przykrywał jej ostrosłup, sięgający aż barków. Był półprzezroczysty, szklany. Prasert nie widział oczu, gdyż zasłaniał je pojedynczy blask.
- A może powinienem obrać za cel istoty i organizacje tak straszne, że nie chcę o nich nawet myśleć.
Nina przechyliła głowę i oparła ją na jego ramieniu. Zaczęła dłonią gładzić jego udo.
- Czemu nie. Kiedy nadejdzie czas, na pewno dowiesz się po co to wszystko. Czemu na razie nie czerpać przyjemności z tego co jest… - powiedziała. Morozow znów podniosła głowę i pocałowała go ponownie.
To było zdrowe podejście. Oczywiście, że Privat nie mógł go przyjąć.
- Kocham cię Prasercie. Chcę być z tobą na zawsze. Cieszę się, że cię poznałam i że to mnie wybrałeś - oznajmiła i uśmiechnęła się do niego ciepło. Naga zbudziła się tymczasem i zamlaskała sennie po leniwym ziewnięciu. Wzrok Niny spadł na smoczątko. Opiekuńczo pogładziła je po grzbiecie. Sądziła, że przez jakiś czas na pewno nie będzie wołać jedzenia po tym wszystkim, czego napiło się zeszłego wieczoru.
Naga przeturlała się i wnet położyła na plecach. Otworzyła oczy. Były duże i promieniowały blaskiem. Oddychała całą sobą, jednak nie wydawało się to oznaczać jakiejś choroby. Nagle Prasert spostrzegł, że coś zabulgotało w jej brzuszku. Maluszek miał wzdęcia… Privat nie mógł przestać uśmiechać się, patrząc na małego smoka. Przypominał bardziej te kreskówkowe, komiczne i zabawne, niż ziejące ogniem potwory. Przynajmniej teraz, kiedy był mały. Nagle Naga zastygła, po czym beknęła… wydobywając na zewnątrz obłok niebieskiego ognia. Bardzo szybko zgasł i nie był zbyt duży… ale Prasert widział go wyraźnie. Kompletnie zapomniał o poprzednim temacie rozmowy.
- Widziałaś?! - zapytał, łapiąc mocniej dłonie Niny.
Nina uśmiechnęła się.
- Tak. Widziałam… wcześniej tego nie robiła… To pewnie skutek tego całego wczorajszego pojenia mlekiem… Może nie urosła tak jak roślina, czy pająk, ale i na nią miało to rozwijający wpływ - zauważyła i pogłaskała Nagę.
- Moje maleństwo… Wspaniale… Tatuś jest zachwycony i mamusia też - pochwaliła Nagę ciepło. Morozow zerknęła na Praserta i uśmiechnęła się do niego czule, ciepło, jak szczęśliwa matka.
- A może… dopiero teraz na to wpadłem… Warun wtedy przywalił mi tak mocno na ringu, że wpadłem w śpiączkę i to wszystko mi się śni? To by pasowało - uśmiechnął się delikatnie. - Wróciła do mnie moja pierwsza kobieta… i kobieta, w której się zakochałem, a która zniknęła bez śladu. Co później się zdarzyło, nawet nie będę wymieniał.
Pocałował Ninę w policzek i pogłaskał Nagę po brzuszku.
- O czym mówiłaś wcześniej? - zastanowił się. - Ach tak… ja ciebie też kocham. I wybrałem cię, ale nie była to świadoma decyzja, że zostaniesz matką moich dzieci - uśmiechnął się lekko. - Jednak nie wskazałbym na nikogo innego. Swoją drogą, wiesz, że najpewniej Sunan będzie w ciąży z dzieckiem Waruna? - zapytał.
- Nie cieszy cię to? Wydaje mi się, że są ze sobą szczęśliwi. Myślę, że to dobrze… Dzięki temu zbliżą się do siebie bardziej - oznajmiła.
- Cieszy, cieszy… bez mojego błogosławieństwa do niczego by nie doszło. I to w tak dosłownym znaczeniu, jak tylko możesz sobie wyobrazić.
- Poza tym, Sunan nie będzie bardziej kobietą, niż gdy zostanie matką - dodała.
- To również prawda.
- A co do błogosławieństwa, skoro jesteś naszym królem, to oczywiste, że go potrzeba - stwierdziła. Nina pogładziła Nagę po łebku, a smoczątko zaskrzeczało zadowolone z pieszczoty od matki.
- Niby tak… ale nie uważasz, że to mimo wszystko trochę dziwne? Ci ludzie, przynajmniej mężczyźni, nie są w stanie uprawiać seksu beze mnie. Są dosłownie impotentami, jeżeli nie dotykam ich ciał, lub jeśli nie jestem moją męskością w osobie, którą chcą wziąć. To chyba krok dalej od zwykłego bycia królem - rzekł. - Nie narzekam, nie mam do tego powodu. Po prostu… nigdy nie słyszałem o tych rzeczach, które dzieją się tutaj, pod tym dachem. Ciekawe kiedy i czy w ogóle… przyzwyczaję się do tego. Najwyraźniej ja sam najwolniej podążam za zmianą - uśmiechnął się lekko.
- Sądzę, że to kwestia czasu, gdy przyzwyczaisz się do wszystkiego - oznajmiła.
- Jesteś głodny? Zrobimy jakieś śniadanie? - Nina zdawała się chcieć karmić nie tylko jego dzieci, ale i jego samego również.
- Tak. Teraz trzeba gotować dla sześciu osób - powiedział, obliczając prędko w głowie. - Pomogę ci. Myślę, że zrobimy jajecznicę na cebuli i do tego kanapki. Będzie chyba najszybciej i najsmaczniej. Mam ochotę na takie śniadanie… przez ostatnie dwa tygodnie nie jadłem nic, a wczoraj tylko lekką zupkę. Teraz mam ochotę na tłuszcz i masło - uśmiechnął się lekko. - Szczerze mówiąc, gdybyś nie powiedziała, to bym kompletnie zapomniał - rzekł. - Pewnie chodziłbym głodny tak długo, aż bym padł. Dobra z ciebie… matka - uśmiechnął się lekko.
Nina posłała mu ciepły uśmiech, po czym wzięła Nagę na ręce, a ta weszła jej na ramię i ułożyła się za jej karkiem jak ozdoba.
- Chodźmy więc - zaproponowała i podała dłoń Prasertowi, by mogli wspólnie udać się do kuchni.

***

Minęło kilka dni. Prasert coraz lepiej przyswajał swoją nową sytuację. Zauważył, że wszyscy domownicy świetnie się zgrywają, a od czasu ich wspólnego stosunku wydawali się nawet nie mieć potrzeby uprawiania seksu. Póki on jej nie wyrażał. Spędzał dużo czasu z Nagą, która już jeździła na nim tak jak na swojej mamie, dosiadając jego pleców, lub ramienia. Warun zaczynał szukanie miejsca na otwarcie na obrzeżach swojej sali treningowej. Tymczasem Sunan zdawała się spełniać tymczasowo w roli gospodyni domu, bo Nina była chwilowo zajęta swoją pracą. Han i Alexiei, podobnie jak Morozow, znikali na kilka godzin, by potem wracać i pracować przy komputerach w domu. Zapytani co robią, tłumaczyli, że wypełniają raporty, lub zlecają zadania swoim podgrupom. Nina wspomniała Privatowi, że zlokalizowano już siedzibę Sakchaia i było kwestią czasu, nim zostanie pochwycony. Wszystko układało się bardzo przyjemnie i dobrze. A on nadal nie wybudzał się ze swego snu, zaczynając sądzić, że jednak ten mógł być prawdą. Rodzice byli zadowoleni, że zaczął zdrowieć i mieli nadzieję, że szybko całkowicie powróci do siebie. On tymczasem czuł się lepiej w swojej skórze, niż kiedykolwiek.

Czwartego dnia Nina szła korytarzem i weszła do salonu, aby poszukać na regale książki z atlasem świata. Już przywykła do swojej garderoby. Suknię nosiła tylko na specjalne okazje, tymczasem na co dzień siatka zdobiła jej skórę niczym bielizna, a na nią Morozow zakładała zwyczajne ubrania. Westchnęła przyjemną wonią kwiatów. Tutaj była najintensywniejsza.
- Dobry wieczór Pnącze… - powitała roślinę, której główne kwiaty znajdowały się właśnie w tym pokoju. Podeszła do regału i zabrała się za szukanie książki.
Pnącze obrastało nawet regał. Przez kilka ostatnich dni poszerzyło nieco swe wpływy, jednak nie wzrastało już tak intensywnie, jak na samym początku, tuż po wypiciu soków Matki. Nie zareagowało na jej słowa, jednak Nina również nie spodziewała się reakcji. Mimo że okno było otwarte, to w pomieszczeniu i tak unosił się przyjemny zapach. Do środka jednak nadciągało zimne powietrze i wkrótce zapewne trzeba będzie je zamknąć.
Wnet główne drzwi do posiadłości otworzyły się. Morozow usłyszała to, mimo że nie widziała z tej strony korytarza. Usłyszała znajome kroki. Nie minęło dużo czasu, a już była w stanie rozpoznać poszczególnych ludzi po sposobie w jaki chodzili. Nie miała stuprocentowych sukcesów na tym polu, jednak uznała, że to Prasert i tak rzeczywiście było. Mężczyzna wszedł do salonu i oparł się o ścianę, ciężko oddychając. Miał na sobie krótkie spodenki i polar. Ociekał potem. Biegał.
- To jakiś cholerny diabeł - rzekł i zerknął w bok na Suttirata, który zdawał się w dużo lepszej kondycji. Nie rzęził tak, jak Privat. - To ostatni raz. Już z nim więcej nie wychodzę - Prasert mówił, zbierając oddech.
Nina zerknęła na ozdobny zegar koło wyjścia na taras. Wskazywał prawie dwudziestą drugą.
- Długo biegaliście. Dobrze, że twoja kondycja wraca. Zostawiłam kolację na patelni w kuchni - powiedziała i podeszła do niego. Uśmiechnęła się. Obserwowała jego spoconą skórę. Stanęła odrobinę na palcach i złożyła lekki pocałunek na ustach Praserta.
- Wiem, że i tak jutro znów będziesz z nim biegał - powiedziała, patrząc mu w oczy. Oblizała usta, które też stały się lekko słone, ale nie przeszkadzało jej to. Trzymała w dłoniach atlas, po który tu przyszła.
- Wczoraj też się zarzekałem, to prawda. Chyba staję się niesłowny - Privat westchnął. - Czuję się przy nim jak ułomny - mówił jakby go nie było, choć Warun tak właściwie stał tuż obok.
Następnie Prasert zwrócił uwagę na atlas, który Nina trzymała w dłoniach. Założył z góry, że chodziło o coś związanego z jej robotą. Jeżeli ją o nią pytał, to często odpowiadała, że to nieistotne, nudne, albo nie chciało jej się tłumaczyć. Raz ją nieco przycisnął i okazało się, że rzeczywiście ta wiedza w żaden sposób nie zmieniała jego życia.
- Co robisz? - mimo wszystko rzucił. - Wciąż pracujesz? Już jest dość późno… - jęknął.
- Szukałam atlasu, jutro będę musiała zaprojektować mapę. Nie mam nastroju siedzieć nad tym dziś. Jedynie zbieram materiały - wyjaśniła kobieta.
- Rozumiem. Cieszę się, że będziesz miała trochę czasu dla mnie - uśmiechnął się Privat.
- Może weźmiemy razem prysznic? - zaproponowała Prasertowi. Warun przewrócił oczami, ale uśmiechnął się rozbawiony.
Privat uśmiechnął się, co zdawało się odpowiedzią samą w sobie.
- Lubię, jak o mnie zapominacie - rzucił.
- Mam ciebie dość, diable - Prasert mruknął, zerkając na niego.
Już miał powiedzieć w żartach “zgiń, przepadnij”, ale ostatnimi czasy zrobił się dużo bardziej ostrożny w wygłaszaniu tego typu klątw. Nie miał władzy nad śmiercią, lecz nie chciał się o tym przekonywać.
- A co, chciałbyś do nas dołączyć? - zapytał Prasert.
Następnie zerknął na Ninę ze spojrzeniem mówiącym “czy chciałabyś, aby do nas dołączył?”.
- Czemu nie. Zmarnujemy mniej wody niż na troje, kąpiąc się wszyscy razem - zauważyła Morozow, choć nie narzekała na brak środków do życia, aby musieć oszczędzać akurat na wodzie. Suttirat mruknął.
- Jeżeli czegoś się nauczyłem przez ostatni tydzień, to tego, że wilgoć jest bardzo cenna… - mruknął Prasert, spoglądając na Pnącze, a potem zerknął na Ninę pokrytą perłową siatką i uśmiechnął się lekko.
- Skoro Nina się zgadza, a ty zapraszasz. Nie śmiem odmówić - zgodził się Warun. Wyglądało na to, że czekała ich wspólna kąpiel w dużej łazience. Każda sypialnia miała swoją prywatną, ale największa była ta na końcu korytarza, która miała całe osobne pomieszczenie dla siebie.
- Zaraz do was dołączę, tylko odniosę książkę. Wybierzcie czy bierzemy prysznic, czy kąpiel w dużej wannie - poprosiła Morozow i zaraz wyszła z pomieszczenia, podekscytowanym krokiem.

Prasert ruszył w stronę pomieszczenia.
- No chodź - rzucił, zerkając na przyjaciela. - Szczerze mówiąc, to nie miałbym nic przeciwko tej dużej wannie. Mam ochotę wymoczyć się w ciepłej wodzie i usiąść w bąbelkach. Jestem wykończony po tych kilometrach - mruknął. - I czuję się bardzo brudny, ale to akurat będzie trwało raczej niedługo - rzekł. - Jak dużo biegasz zazwyczaj dziennie? - zapytał, trochę bojąc się usłyszeć odpowiedzi.
Warun szedł za nim.
- Zazwyczaj odrobinę więcej niż dzisiaj przebiegliśmy. Sądzę, że po tak długim okresie snu i tak całkiem dobrze sobie radzisz - zauważył Suttirat.
Gdy weszli do łazienki, jak w każdym pomieszczeniu w domu i tu były kwiaty i pędy Pnącza. Może odrobinę więcej, bo w końcu łazienka dawała stały dostęp do wody. Wanna była bardzo duża i kwadratowa, wchodziło się do niej po schodkach i drewnianym podeście. Było w niej jaccuzzi i podświetlenie w postaci lampek, które można było zapalić podczas korzystania. Warun od samego wejścia ściągnął z siebie przepoconą koszulkę i rzucił ją do kosza na pranie. Nie miał kompletnie żadnych oporów. Ruszył w stronę wanny i puścił wodę. Za chwile zsunął z siebie spodnie, buty i skarpetki, pozostając w samych bokserkach.
Prasert na tym etapie już w ogóle nie odczuwał wstydu w rezydencji. Zazwyczaj rano i wieczorem chodził po domu nago i jedynie w środku dnia miał na sobie ubrania. Wiele osób tak samo porzuciło bardzo podstawowe nawyki okrywania miejsc intymnych zawsze i bez względu na wszystko. Choć jeśli się zastanowić Sunan i Nina raczej jednak nie pojawiały się na korytarzu kompletnie nago. Privat wnet pozbył się z siebie wszelkich materiałów i stanął nago. Wszedł po schodkach do wanny. Nie mógł już się doczekać kąpieli. Spojrzał na napełniającą się wodę. Następnie podniósł wzrok na Waruna i dwa razy poklepał uda.
- Siadaj - rzucił.
 
Ombrose jest offline