Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2019, 20:25   #89
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Einherjar zbliżył się powoli do grobowca i położył na nim dłoń. Przez chwilę przemieszczając się wodził nią po kamiennej płycie. Wyczuł tylko zupełny brak ważnych emocji. Był pewny, iż nie jest to zamaskowanie historii tego przedmiotu, po prostu był sam w sobie mało ważny. Ze szczelin między płytami lekko zaciągało powietrze. Pchnął lekko płytę, aby wyczuć opór, jak mocno przymocowana jest do sarkofagu. Płyta leżała luźno, tylko dociskając swym wielkim ciężarem.
Śmiertelny spojrzał na niego z zaciekawieniem, a Leif uśmiechnął się kącikiem ust do mężczyzny i pchnął płytę by odkryć sarkofag. Przesuwanie kilkuset kilogramowego bloku skały nie należało do rzeczy normalnych. Jegomość wpatrywał się w Leifa z mieszaniną fascynacji i obłędu w oczach.
W chwilę później nie tylko on...

W Leifa wpatrywały się też puste oczodoły kościotrupa leżącego w grobie na glinianym klepisku. Delikatnie, jakby pieszczotliwie, einherjar przesunął dłonią po czaszce zmarłego ponownie sięgając ku mocy krwi. Wyczulone zmysły starszego nie czuły nic poza tłem, jak i sam Leif nic nie poczuł. Ot zwłoki pełne smutku, śmierci, radości, wspomnień, ale w gruncie rzeczy, po długim czasie - niczego co byłoby w zasięgu jego percepcji, nie był wszak nekromantą.
Tylko, że.. Coś było nie tak. Od szkieletu bił jakiś dziwny blask, niczym aureola. Dopiero po chwili Leif zorientował się, że blask mocy nie dobiega z kości, lecz zza nich. Niczym przeciekająca woda, bijące źródło.
- W jakich latach dokładnie ten szacowny jegomosć rezydował w Lillehammer? - spytał odwracając się na chwilę ku przewodnikowi i sięgając jednocześnie ku krwi, aby wzmocnić swe martwe mięśnie.
- Musiałbym sprawdzić… Ja zajmuję się bardziej historią sztuki, grób został odnowiony kilkaset lat temu, poprzednia krypta została zniszczona, to już… Chyba czwarty grobowiec, z czego drugi kamienny.
- Czwarty… ale w tym samym miejscu? - nieumarły naparł na sarkofag próbując go przesunąć.
- Tak.

Jegomośc zamarł z chwilą gdy sarkofag pękł pod naporem monstrualnej siły spokrewnionego. Kamienie skruszyły się po bokach, lecz Leif przesunął całą konstrukcję. Gliniane klepisko ze środka rozsypało się na kawałki, szkielet wleciał do ciemnej dziury za grobem.
Płyta nagrobkowa z hukiem zsunęła się na ziemię i pękła. Śmiertelnik zawył wystraszony, odsunął się do ściany.
- Proszę… przestać…
Jakiś obłęd w jego oczach kazał mu pozostać.
I jakieś oczy obserwowały Leifa, wampir czuł niemal na plecach czyjś wzrok. Mało mu brakowało aby dowiedzieć się kto, z jakiego miejsca, kto - lecz było to poza jego zasięgiem, jak słowo pozostające na końcu języka. Cokolwiek to mogło być… nie pozostawiało widocznej aury, a zatem to mogła być jedynie podświadomość nieumarłego. Przynajmniej on starał sobie to tak wytłumaczyć.
- Już przestałem - mruknął do Northuga i zajrzał w dziurę odsłoniętą naruszeniem sarkofagu. Jego oczy przywitał nieprzenikniony mrok, ale dla Leifa nigdy nie było to problemem. Jego kocie oczy rozjarzyły się czerwienią, gdy usiłował przejrzeć ciemność.

Krzywe schody prowadziły głęboko w środek. Leif spostrzegł, iż śmiertelny powoli kierował się ku wyjściu.
- Zostań tu - powiedział twardo obracając na niego na chwilę spojrzenie. - Inaczej się pogniewam.
Jegomościa aż wmurowało. Chyba zbierały się mu łzy w oczach. Patrzył na świecące krwawą, wściekłą czerwienią oczy Leifa wystraszony.
Nieumarły postawił nogę na pierwszym ze stopni schodków.
- Zostań, a wszystko będzie dobrze. Jak cię tu nie zastanę, to cię poszukam - dodał wibrującym głosem. Stracił zainteresowanie śmiertelnym. Zaczął wchodzić w mrok.

Z każdym krokiem Leif wczuwał się w zimno, stęchłe powietrze oraz bijącą ze środka moc. Mimo, iż kroczył w ciemności, widział doskonale - tylko, że nie było tutaj nic do podziwiania. Korytarz ktoś wycisał w skale, wzmocnił cegłą i metalowymi, porzewiałymi belkami. Nie widać było zdobień ani jakiejś większej finezji.
Do chwili, gdy Leif wyszedł z korytarza, zszedł z ostatniego schodka i spojrzał na podziemne pomieszczenie. Wielka hala utrzymywana kamiennymi, rzeźbionymi kolumnami. Ślady drewnianych ozdób, ale też kości, trochę złota. Wejście wydawało się siłą wybite bokiem, nie stanowiło integralnej części pomieszczenia.

Na środku sali stał wielki, kamienny stół. U jego stóp leżały resztki przegniłych krzeseł. Prowadziło stamtąd wiele zamkniętych drzwi, zasypanych korytarzy oraz gruzowisk w rogach sali. Całe pomieszczenie buzowało potężną energią.
I wtedy Leif dostrzegł na szczycie stołu kamienno-żelazny tron. Nie przeznaczony aby przy nim jeść, sądząc po masie zgniłego drewna, do tego musiało służyć krzesło. Tron był symbolem władzy, ponad stołem biesiadników, aby ich doglądać.
I aby móc z niego zejść i jeść. I pić z nimi.
Na tronie spoczywała… Rozpadająca się, acz dobrze zakonserwowana kukła, wykonana głównie z worków siana, niezdarnie połączonych żelaznymi prętami i sznurami, kawałków drewna, kości zwierząt i złota. Twarz była prostą, drewnianą kulą, z niezdarnie wyrzeźbioną mimiką. Jeden oczodół posiadał wprawiony topaz, drugi był pusty i wyraźnie mniejszy.
Kukła “trzymała” w dłoni włócznię skierowaną ku dołu. U jej stóp leżały zmumifikowane zwłoki, w kilku miejscach tkanka ciała ustępowała kości. Włócznia przebiła bark (nie serce) ofiary, a Leif nie czuł od trupa ani krzty mocy.
Po chwili dojrzał, że poza truchłem, wokół leży wiele kruczych piór.

- Eynstein I - odezwał się nie sciszając głosu i powoli podchodząc ku kukle siedzącej na tronie. Tu wszystko aż kipiało starością, zatem szaleństwo musiało trwać pewnie i wieki. Szaleństwo każące oddawać cześć kukle. Za jego czasów nie było tu prawie nic, a zatem… czasy późniejsze. A jednak pewne motywy ozdób, niuanse wybitnie pochodziły z czasów gdy Nordmani zamieszkujący Nord Vegr nazywali go Panem Gór, a może i jeszcze wcześniej.
Leif zbliżył się do kukły i sięgnął po włócznię wbitą w bark zasuszonego trupa. Uchwycił ją w dłoń i wyciągnął z truchła. Przyjrzał się uważnie drzewcu i grotowi, aby zauważyć iż zachowane są nadspodziewanie dobrze, ale nie były to raczej specjalne właściwości broni.
- Eynstein I - powtórzył kiwając głową. - Ponad tysiąc lat kukiełek. - Sięgnął ku kukle sprawdzając jak ‘mocno’ jej części są ze sobą zespolone, te jednak trzymały się dość solidnie, acz cała konstrukcja należała do elastycznych, nadając kukle ruchomość stawów. Nieumarły zmrużył oczy przygladając się temu “tworowi” i raz jeszcze rozejrzał, sięgając przy tym do mocy krwi. Szukał źródła, lub poszlak, emanacji tego, co ujrzał jeszcze na górze, przy fałszywym grobowcu. Nie było to jednak możliwe, jakby całe to pomieszczenie, cała ta scena była źródłem tej dziwnej emanacji. Nieumarły uniósł kukłę podnosząc ją z tronu, aby złożyć na kamiennym stole.

Gdy “Eynstein I” spoczął na blacie niczym Loki na głazie pierwotnych jaskiń związany jelitami własnych synów, Leif wciąż z włócznią w ręku zasiadł na tronie i zadumał się dłuższą chwilę spoglądając na ciała, stół, Eynsteyna I.
Trwał tak jakiś czas nim podniósł się po raz wtóry.

Grotem włóczni rozorał sobie przedramię by wytoczyć z siebie krew i skropił nią lekko truchła, tron, kamienny blat, samą kukłę, po czym zaczął na stole pisać runę poznania. Sam nie potrafił znaleźć odpowiedzi, zatem odwołał się do samych run. Chciał wiedzieć po co to wszystko, kto uczynił ten teatr grobowy, kiedy, dlaczego.
Poczuł odpowiedź, ale był w niej istny chaos, nic nie dało się z tego odczytać i równie dobrze mogło to nie być nic, a jedynie emanacja mocy run przebudzonej jego krwią, bez związku z tym miejscem i jego intencjami. By się nauczyć odczytywać je ponownie, w ich nowej, zmienionej wiekami wersji, musiało upłynąć wiele czasu.

Nieumarły zaczął obchodzić komnatę badając drzwi i rumowiska zasypujące korytarze. Po kilku minutach odpuścił i ruszył z powrotem ku wyjściu i schodom, aby wyjść na górę.

Na powierzchni Leif nie zastał śmiertelnika, natomiast poczuł czyjąś obecność jeszcze mocniej niż wcześniej..
- Masz zamiar ukrywać się w nieskończoność? - spytał na głos stojąc nad sarkofagiem wciąż trzymając włócznię w dłoni.
- Na starość robię się w tym gorszy.
Starszy usłyszał po prawicy znajomy głos. Odwróciwszy się, ujrzał nikogo innego jak Kościtrzaska w gustownie skrojonym garniturze (i spinkach do mankietów w kształcie krzyży). Nosferatu wyszczerzył się w grymasie który ze względu na jego zdeformowane oblicze mógł być zarówno wyrazem sympatii jak i groźbą.
Wyciągnął w kierunku Leifa dłoń na przywitanie.
- Chociaż nigdy nie byłem w tym zbyt dobry - mrugnął monstrualnie dużym okiem.
- Jak stara jest ta sala? - Leif spytał odwracając się do wampira.
- Była tu anim założyciel naszej wspólnoty tutaj przybył. My tylko nadbudowę odnowiliśmy.
- Czyli założyciel Waszej wspólnoty odnalazł ten grobowiec, czy mu go wskazano?
Kościtrzask spojrzał wymownie na swoją dłoń wciąż wyciągnięta w geście przywitania.
Einherjar uścisnął ją przekładając włócznię do lewej ręki. Nosferatu kiwnął głową.
- Ale to nie był grobowiec. Dopiero teraz jest to rodzinna krypta.
- W jaki sposób zginął Eynstein I? Zachorował?
- Jak każdy na starość. Z tego co mi opowiadano, Eynstein I był silnego zdrowia, umarł naturalnie. -
Kościtrzask spojrzał na uszkodzony sarkofag. - Strasznie narobiłeś balaganu.
- Mało widziałeś bałaganów - Leif wspomniał wysypisko, stosy ciał w siedzibie Rasmusa. - Sala wciąż istnieje - dodał podając Nosferatowi włócznię.
Wampir nie przyjął broni.
- Sądzę, że powinieneś po sobie posprzątać. Zarówno grób jak i uciszyć śmiertelnego, tylko bez krzywdzenia go. Nie lubimy tutaj zbyt bałaganu, nie jesteśmy Sabatem.
- Przyślę firmę sprzątająco-murarską, jak znajdę odpowiednią w Internecie. Co zaś do śmiertelnika… Chcesz powiedzieć, że on niewtajemniczony?
- Nie wiem - Kościtrzask wzruszył ramionami - unikamy wtajemniczania ich. Czasem wiedzą… Coś. Niektórzy używają mocy aby byli potężniejsi lub aby usunąć im pamięć. Wiedza jest zaszczytem, nie sądzisz?
- Sądzę, że Camarilla nie ma tu realnej władzy.
- My jesteśmy Camarilla - wampir odpowiedział z dziwnym przekąsem.
- Camarilla posłałaby o wsparcie do wyższych władz Camarilli o wsparcie, w sytuacji gdy miasto szturmuje lub otacza połowa sfor Sabatu z tej części Skandynawii.
- Dzięki Bogu, że tego nie zrobiła - odezwał się teatralnie przerażony nosferatu - debil jesteś, Leif. Taki stary, a taki głupi. Sam byłem archontem Camarilli, nasi Tremere mają pół Wiednia za sobą… Tylko, że pojawienie się tutaj innych wampirów… Wiesz jak to jest z wojną, pewnie walczyłeś w niejednej. Najbardziej poszkodowana jest miejscowa ludność, a to my nią jesteśmy. Powiedzmy, że Camarilla się trochę od nas dystansuje, a do pewnego stopnia nam to nawet na rękę. Poza tym… Oni są słabi, cholernie słabi i głupi, młoda, rozwodniona krew.
- I tak sami, bez żadnego wsparcia, w jakieś półtora tuzina, na być może i dziesięć sfor operujących w okolicy? - Einherjar zmrużył oczy. - Gdy mają takich jak Rasmus?
- Widzisz.. Camarilla nie chce ocalić miasta. Albo sprzedaliby nas za pokój, przesuwając granice dalej albo sami zajęli miasto. Parszywa sytuacja, tylko w Bogu nadzieja.
- Waszego boga do tego nie mieszaj - Leif uśmiechnął się lekko. - Lillehammer akurat jest chwilowo pod wpływem moich. Książę źle się czuje - zmienił temat. - Gdyby (oby nie) przyszedł na niego czas, jest już następca?
- Książe ma dwoje dzieci. Córka, młodsza studiuje w Japonii, syn, prawowity dziedzic odbywa zwyczajową podróż po świecie. - Wampir był śmiertelnie poważny rozmawiając o kukiełkach. - Czegoś ty właściwie tu szukał, Leif?
- Zejdź ze mną na dół, a spróbuję wytłumaczyć - nieumarły odpowiedział, starając się odgonić wizję kukły w peruce z warkoczykami siedzącej w pierwszym rzędzie w auli uniwersytetu tokijskiego.
- Byłem tam. Pytałem czego TY szukałeś.
- Księcia. Możesz być tam jeszcze raz - Leif zaczął schodzić po schodach zerkając na Kościtrzaska. - idziesz?
Nosferatu wzruszył ramionami schodząc za Leifem.

Gdy zeszli, stary nieumarły zbliżył się do stołu na którym leżała stara kukła. Obserwował bacznie Nosferata.
- Nie szanujesz zmarłych - Nosferatu warknął. - Myślałem, że tylko patrzyłeś. Inne sale też sprofanowałeś? - Wampir wyglądał na wzburzonego.
- Szczątki o tylko kości, gnijące mięso - Leif odrzekł spokojnie, w zadumie. - Ważna jest pamięć, opiewanie czynów w sagach. Gdybym nie szanował tych resztek zrzuciłbym je na podłogę. Musiałem zbadać tron.
- Szybko zmieniły ci się wartości, jeśli musisz prawdę - nosferatu spojrzał na zmumifikowane zwłoki leżące pod tronem, te które wcześniej przebito włócznią.
- Kim był ten leżący pod tronem? - Einherjar podążył wzrokiem tam gdzie spoglądał Kościtrzask.
Nosferatu zrobił krok w tył, bliżej wyjścia. Wyglądał na zmieszanego.
- Myślałem, że ci mówili…
- Chcę to usłyszeć tu, od ciebie, w tym miejscu.
- Nie chcę z tobą walczyć - nosferatu odsłonił krzywe zęby - więc powściągnij butę. Tutaj leży ten którego zwałeś Odynem.
Einherjar przechylił lekko głowę.
- I to ja, nie szanuję zmarłych?
- Potworów - nosferatu poprawił. - Święty Jerzy też triumfuje nad smokiem.
- Czyją krwią poiliście mnie w Elizjum? - Leif znów zmienił temat i rozorał sobie przedramię grotem włóczni.
- Zwierzęcą - nosferatu postąpił do przodu stając pomiędzy Leifem, a zwłokami - to nic nie da. Musiałbyś utopić całe miasto we krwi. Lecz mimo wszystko, nie pozwolę. To byłaby profanacja tego co osiągnął nasz założyciel.
- W krwi tej wyczułem coś jeszcze. Dodaliście do niej inną.
Nosferatu pokręcił głową.
- Jeśli chcesz tutaj żyć, możesz przyjść do Elizjum, rozpruć żyły i dodać i swej krwi. Wszyscy z uśmiechem wypijemy taki dzban razem z tobą. Już rozumiesz? Braterstwo.
- Na to trzeba wyrazić zgodę. A jednak dolaliście… Wszyscyście tu nawzajem związani?
- Nie nazwałbym tego więzami tak jak ty to rozumiesz.
- Wytłumacz zatem.
- Trochę magii, trochę samej kwestii mieszania. Potrafimy zmyć stare więzy. Nie jesteś tak podatny na innych członków naszej społeczności. Po prostu - Kościtrzask przebierał palcami - przestajesz być takim dupkiem jak wielu spokrewnionych. Przynajmniej do sobie nawzajem.
- Cała związana ze sobą uczuciami, szczęśliwa, Lillehammerska rodzina. - Leif pokiwał głową. - Zazwyczaj w takich społecznościach zachodzą rządy kolektywu.
- Mamy lepszy system. Książe cię lubi, prosił abym miał na tą wycieczkę oko.

Leif nie odpowiedział, oparł za to włócznię o kamienny blat i całkiem delikatnie uniósł kukłę spoglądając na tron. Minął Nosferata i złożył ‘to coś’ na siedzisku tak jak zastał scenę. Wziął włócznię i włożył ją w miejsce gdzie była, w “dłoń”, ale nie wbił w zmumifikowane zwłoki, lecz oparł o posadzkę.
- Tego - ruchem głowy wskazał uprzednio przebite truchło - zabieram.
- Nie - nosferatu pokręcił głową - jeśli masz sentyment, a możesz mieć - wampir skrzywił się z wyraźnym obrzydzeniem - porozmawiaj z księciem. Może coś poradzi, jest geniuszem.
- To się nie stanie. Bo ja księcia nie słyszę.
Wampir spojrzał na niego nie rozumiejąc.
- Jeżeli to jeden z nas - Einherjar zignorował pytające spojrzenie Nosfertaa - to nie zostawie tu go. To tylko kości, ale i symbol. Mówiłeś, że nie chcesz ze mną walczyć, a ja polubiłem Monikę i obiecałem jej, że Ci nic nie zrobię. Jeżeli nie będę musiał, Kościtrzasku.

Nosferatu wyglądał na lekko rozczarowanego postawą Leifa, może też za maską goryczy krył się strach.
- Wiesz dobrze, że ja wyboru nie mam. Ty masz, możesz rozmawiać. Dalej chcesz walczyć?
- Nie mogę rozmawiać. - Leif warknął obnażając lekko kły. - Bo chędożę wasze święte oburzenie, ale w księciu widzę tylko kukłę. Zwykłą kukłę w peruce. Tak jak w tym - zamaszystym gestem wskazał na tron - z tym nie da się rozmawiać. I nie jestem jedynym, Bjorn gdy przybył do miasta pobił się o to z Markiem, o czym z pewnością wiesz. Alboście szaleńcami, albo ktoś się bawi wami rzuciwszy na was zaklęcie. Nie mam z kim tu rozmawiać!
Nosferatu spojrzał na niego zdziwiony.
- Jesteś synem Malkava? Idiota - burknął w jednej chwili kompletnie przestając traktować Leifa poważnie. - Nie dość, że wariat - powoli wypowiedział - to i - mocno akcentował i - głupek. Nie znasz się.
- Odstąp Kościtrzasku.
- Z wariatem to nawet wstyd walczyć - nosferatu spoważniał - dalej chcesz wynieść truchło?
- Zobaczmy jak mocno zależy ci na tym, by tu pozostało. - Leif zmrużył oczy. - Jesteś gotów na spore poświęcenie?
Kościtrzask pokręcił głową. Deliktnym, powolnym ruchem zaczął rozpinać guziki marynarki. Wyglądał na kogoś, kto nie chce zniszczyć sobie ubrań podczas ewentualnego starcia. Milczał, słuchając do Leif powie.
- Nie powiesz nikomu o naszej rozmowie, a ja nie zabiorę ciała teraz, ani później. O ile tu zostanie. Ty zaś napijesz się mej krwi.
- W Polsce na miejscu dostałbyś po mordzie za takie propozycje - nosferatu fuknął - mówiłem ci na początku. W każdej chwili możesz pić kielich z nami, na pełnych prawach.

Z dłoni Leifa wysunęły się szpony.
- To nie odpowiedź. - Einherjar spiął się.

Kościtrzask wyglądał na zdenerwowanego. Spokojnie zdjął marynarkę i położył ją na zakurzonym stolę. Zaczął podwijać rękawy koszuli.
- Jestem ciekaw czy dopadną cię już w trakcie walki czy, jeśli wygrasz, już po niej.
Podwinął prawy rękaw. Nieśpiesznie to samo zaczął czynić z lewym, z pewnym namaszczeniem.
- Tri nornar eg ber, at liv skal du spinne - odpowiedział Leif i zrobił krok w kierunku trupa, wciąż spoglądając na Nosferata. Kościtrzask ostentacyjnie stanął pomiędzy einherjar a truchłem kończąc podwijać drugi mankiet. Krew aż zeń buzowała wraz z pewnością siebie którą przynosiła.

Leif wyciągnął kły i szeroko rozcapierzając ręce runął na niego całym ciałem. Przeczył jednak jedną rzecz. Nosferatu rozmawiał z nim, poruszał się po krypcie bez światła, a mimo to - jego oczy nie świecieły niezdrowym blaskiem.
I właśnie lecąc na Kościtrzaska, na ułamek sekundy Leif dostrzegł palące wściekłą czerwienią źrenice… znajdujące się tuż obok Leifa. Zatem stary potwór musiał być lepszy w sztukach niewidoczności niż pozwolił staremu nieumarłemu sądzić.
Einherjar mógł zagłębić się w tą myśl gdy w locie na ziemię pomógł mu potężny cios w plecy. Z całym nieludzkim impetem przywalił w posadzkę, aż zadraż strop. Z równie odczłowieczoną prędkością Kościtrzask pochwycił włocznię i wbił ją w plecy Leifa, dosłownie kilka centymetrów od serca.
Leifa ogarnął niepokój. Większy cios, ruszanie drzewcem, czy nawet własna motoryka mogą oznaczać, iż metal dosięgnie serca. Mógł tylko dziękować fortunie, iż wiekowe narzędzie nie rozpadło się na potencjalnie groźniejsze odłamki. Wywinął się zatem w bok, w stronę z której cios chybił serca, aby siłą odśrodkową przekrzywić wbitą weń broń z dala od serca, lub złamać włócznię. Wiedział, że Nosferatu jest poza zasięgiem lecz i tak na wszelki wypadek zamachnął przed sobą dłonią za szponami, gdy sprężył się do powstania. Sztuka krwi Kościtrzaska mogła mamić wzrok, dlatego sięgnął po własną moc by kierować się widmem aury wampira. Tylko, że Leifowi trudno było skupić wzrok i zmysły na czymś czego nie widział w prawdziwej postaci. Przeturlał się na bok, drzewce włóczni pękło pod wpływem sił, zostawiając wystający kawałek i głęboko wbity grot. Zamachnął się pazurami, poczuł nawet, że coś dotknął, może nawet przeciął z prawej, gdy to z lewej potężny cios nogą uderzył go w goleń. Gdyby nie szczęście, kości pękłyby jak zapałki.
Tylko, że pękły. Leif usłyszał dwa trzaski, jeden dochodził z prawej nogi, drugi - z barku. Wydawało się mu, że na ziemi szarpie się ze starym nosferatu. Tylko, że jego lśniące oczy pojawiły się w innych pozycjach niż Leif czuł.

Einherjar próbował wbić szpony w przeciwnika, jednakże zmienił taktykę. Nie dało się walczyć z kimś kogo nie widać. Zaczął zmieniać się w mgłę. Czuł, jak rozpływa się, a kolejne ataki przechodzą przez zwiewne ciało. To, co mogło niepokoić Leifa, był fakt, iż ciągle czuł blisko serca morderczy grot (a przynajmniej potencjalnie paraliżujący) nawet po przemianie.
Kościtrzask pozostał w mgle w która przemienił się Leif, w pozycji zapaśniczej - niskiej, szerokiej, jedną dłoń opierając o ziemi. Leif nie widział krwi Nosferatu chociaż wydawało się mu, iż go zranił.
- Tchórz - były archont warknął - i to jest legendarne męstwo?
*To była pierwsza runda* - Leif odpowiedział mentalnie, wślizgując się swoimi niewypowiedzianymi słowami w umysł Nosfertu. *Tylko idiota walczy z czymś czego nie widzi. Zobaczymy jak spodoba ci się to.*
Leif uderzył tak mocno jak tylko umiał. Najgłośniej jak mógł, wrzasnął krzykiem orła prosto w umysł Kościtrzaska. Rozeszło się to jak kręgi po wodzie, lekko wzburzone lecz nie mogące się rozprzestrzenić czy stać sztormem.
- Wiesz co płynie w mej krwi? Dar zrozumienia bestii - Kościtrzask wyglądał na spokojniejszego - wracasz do pojedynku czy czekamy tutaj?
*Czekamy?* - pomiędzy słowami Leif pchał w umysł Kościtrzaska kakofonię irytujących dźwięków wypowiadając je niejako. - *Czekanie, oznacza… czekanie na coś. Już jadą?* - W tonie Einherjar dało się wyczuć drwinę.



Kościtrzask milczał, ciągle zachowując czujność. Nie odstępował mgły na krok. Leif zauważył, iż być może nieumarły Polak tylko nie chce mu pokazać swojej irytacji. Poczuł też coś innego. Tak jakby strach. Chociaż… To nie był strach, strach smakował inaczej. To było zaskoczenie - i to jego własne - gdy u wejścia do sali tronowej dojrzał ostre światło latarki. Po chwili u progu tego przedziwnego grobowca stało trzech spokrewnionych. Nieco zmarnowany, wyraźnie zmęczony Marek, wyglądający na znużonego, wiecznie elegancki Sigrud oraz pięknie wymalowana Ingrid trzymająca w dłoni tradycyjną latarnię.

*Goście… Opowiedz co tu zaszło i czego chcę. Nie będę się bawił w każde z osobna* - Leif pchnął myśli ku Kościtrzaskowi urywając kakofonię pisków, ryków i wrzasków w głowie Nosferatu.
- Leif - zimny, godny głos Ingrid rozbrzmiał w grobowcu - wiemy wszystko co nam trzeba. Pamiętasz jak ci mówiono, że nasza magia wspierała was w walce? Cóż - kobieta wydęła usta w uśmiechu - nie od zawsze były telefony, a posyłanie gołębi jest trochę w złym stylu.
Sigrud uśmiechał się głupkowato tak ktoś, kto nie do końca kojarzy powagę sytuacji. Marek patrzył na ziemię, milczał.
*Uwięziliście tu jednego z moich, nie zostawię tak tego.*
- To trup bez ducha, debilu - Kościtrzask warknął emocjonalnie - mówiłem ci.
- Leif - kobieta zaczęła władczo, godnie ale też jakby namiętnie - przywdziej formę materialną albo cię do tego zmuszę.
*Razmus spalił cały własny lęg na wysypisku, bo pchnąłem w niego własną wściekłość. Spróbuj. Niech tylko poczuję nić przymusu, pchnę to w jedno z was. Wolę wtedy popatrzeć w tej formie.*
- Tak mi przykro, Leif - Marek odezwał się z wyraźnym przygnębieniem w głosie - tak bardzo przykro…

Ingrid wysunęła latarnię do przodu, drugą dłonią jakby kierując… Czymś. Leif w jednej chwili poczuł falę gorąca, jakże podobną do tego, jak wyglądał pojedynek z Rasmusem. Kościtrzask odszedł, Leif nawet nie wiedział kiedy najpierw stał w jednym miejscu, a po chwili w drugim (może ciągle się tam ukrywał). Mgła przybrała barwę wściekłej czerwieni, a płomienie ogarnęły Leifa.
Tylko, że nie były to płomienie bezmyślne, czuł ich wściekłą wolę spętanych niewolników. Czuł… Słyszał. W bólu który pojawia się wszędzie, myślał. To duchy ognia, tylko mówiły doń - wyklinały - w obcej mowie, brzmiącą na dialety arabskie. Targnęło nim, w bólu zapadł się w sobie, choć nie miał ciała. Tym razem mentalnego wrzasku nie kierował do kogokolwiek, ale może mogli go odebrać. Pchnął swą bestię w Kościtrzaska, lecz gniew go nie opuścił. Kolejny pieprzony fantom. Leif w formie mgły rzucił się ku wyjściu z sali. Ból… O bólu można było zapomnieć. Lecz nie można było zapomnieć o tym co niósł dla ciała i ducha. O tym jak obrażenia je ograniczały, jak płomienie wypalały krew, wypalały wolę, spalały siłę ducha i pozostawiały tylko dogasające zwłoki.
Leif poruszył się do przodu, za wolno. Ślamazarnie. Mgła z natury nigdy nie była najszybsza, a teraz…
Dojrzał w oczach Marka fascynację i żal. Spokój w oczach czarownicy.
Tak chyba wyglądał koniec.
Nie miał zamiaru ginąć w niematerialnej formie. Mgła zaczęła przybierać ludzki kształt. Targany bólem, ale stojący dumnie. Do chwili gdy padł na kolana. Skóra schodziła z niego płatami, ciało parowało. Czuł jak odpływa odeń świadomość, lecz również płomienie odchodziły z niego.



Tremere wynieśli pogrążonego w wiecznym śnie spalonego Leifa. W ponurym grobowcu został na chwilę Marek i Kościtrzask. Milczeli długą chwilę.
- Marek… Ja przepraszam. Ten idiota nic nie rozumiał, musiałem... - Nosferat zacisnął pięść patrząc na swoją porwaną koszulę. Leif wiele razy naciął go pazurami. Rany były przypadkowe i płytkie, lecz kto wie co stałoby się gdyby trafił kilka razy lepiej.
- Wiem - szeryf miał smutne oczy - wiem, starałeś się. Po prostu żal mi. Lubiłem go.
- Bo tak bardzo przypominał ciebie?
- Tak - Marek przyznał rację - dawno nie spotkałem już prawdziwego wojownika. Sam wiesz, ty pasujesz bardziej do mistrza skrytobójców. - Mrugnął z pewnością, iż nosferat się nie pogniewa - on ma te same korzenie co ja.
- I co zrobisz?
- Wszystko czego zechce książe.
Kwaśny uśmiech pojawił się na obliczu szeryfa Lillehammer.



Leif czuł jak powoli wraca do świadomości. Tylko, że nie poprzez poczucie przebudzenia, nie przez pekki smak posoki na ustach (jak mniemał świńskiej, zawsze wydawała się mu tłusta i pachnąca łojem) lecz poprzez palące uczucie na skórze… I w środku niej. Tak, gdy był mgłą, a obce, ogniste duchy wschodu roznieciły płomień swej nienawiści, ucierpiał cały. Gdyby nie to, że był nieumarły i w sumie nie potrzebował spalonej wątroby czy poparzonych nerek (oraz przerwanych przez ogień jelit) to po przebudzeniu szybko umarłby.

Dopiero po kilku chwilach zaczął słyszeć gwar głosu, gwar kroków i gwar rozmów. Długo nie mógł wyodrębnić słów, głosów i znaczeń. Lecz jednak mu się udało.
- Niebawem się obudzi - usłyszał młody głos, chyba należący do Rosy, mikrej wampirzycy którą Leif spotkał w Elizjum. - Powinien być w stanie mówić do czasu przyjazdu księcia.
- Dobrze - Sigrud westchnął - te demony były przygotowane na kogo innego, ledwo złapaliśmy połowę - zwrócił się do kogoś jeszcze w pomieszczeniu. - Wisisz mi dobrą płytę.
- Widzisz - Rosa zachichotała - co to za słownictwo panie arystokrato?
- Wybacz, zacna pańi - Tremere powiedział lekko kpiącym, lecz przyjacielskim tonem - trochę mnie to całe zdarzenie wyprowadziło z równowa…

Cisza.

Leif usłyszał czyjeś kroki. Chyba czuł zdziwienie okolicznych wampirów.
- Witam cię Mateczko - Sigrud powiedział dostojnie.
- Nie jestem jeszcze stara aby mnie Mateczką nazywać.
Głos był kobiecy, gniewny i bardzo pewny siebie. Głos ten należał do Marty, tego był pewny.
- Znacie go? - Sigrud zapytał jakby machinalnie. Nie czekał na odpowiedź. - Czyli złamał wcześniej kolejne prawo…
- Znam - Verbena fuknęła. - Kto na bogów go tak urządził? Wygląda jak Jaś po bliskim zapoznaniu się z piecem wiedźmy - znów fuknęła do siebie.
- Chciał wynieść ciało pradawnego, a być może napoić go krwią - Tremere wyjaśnił - nic by to nie dało mu, ale sama wiesz jak bardzo wydłużło wszystko.
- Nie musisz mi streszczać, rozmawiałam z Jørgenem. Rany - fuknęła - Książe tutaj przybędzie wydać wyrok i od razu obejrzeć egzekucję? Inni już są?
- Olaf i Marek przyjadą z Księciem, Maria stwierdziła, że… - Tremere zawahał się - że ma to gdzieś, przy czym nie powiedziała tego tymi słowami. I złożyła mi dość wulgarną propozycje.
- A jej to coś zrobił - przebudzona zaciekawiła się.
- Problemy, jak w każdej rodzinie - Tremere westchnął.
Leif poczuł ciepły oddech życia nad sobą.
- Przytomny - Marta stwierdziła - to nawet lepiej. Możesz mówić Leif?
- Tak - odpowiedział wciąż nie otwierając oczu.
- To dobrze - poczuł drganie gruntu gdy Marta usiadła na betonowej podłodze, tuż przy nim - co ci do do głowy strzeliło?
- Nic. Chciałem zabrać jednego z naszych, którego pamięć profanują w krypcie tej starej kukły.
- Twoich już nie ma - Verbena pociągnęła gorzko. - Nie ma już takich jak ty. Myślisz… Myślałeś dlaczego cię obudziliśmy? Tylko nie mów o byciu pionkiem.

Wampiry milczały. Czuł irytację w głosie Marty.
- Słyszałem. Wyrok, egzekucja. - Leif leżał w bezruchu.
- Kiedy cię obudziliśmy po tysiącu lat snu - Marta powiedział cicho lecz wyraźnie - ty stary, zadufany w sobie potworze.
- Nie raczyłyście wyjaśnić.
- Stasia utrzymuje, że prosiła o to Freja. Ja nie znam się na waszych bogach - gorycz brzmiała w jej głosie - lecz echo ostatnich pamięci o danym źródle, którego to kapłanką i ja jestem prosiła o ciebie. Nie o Odyna, nie o pamięć o was, tylko o ciebie.
Milczała chwilę.
- Jestem Wiosną, a nie mogę przynieść ci nadziei…
- Nawet wasza potęga to za mało by wskrzesić boga, Freya musiała to wiedzieć. Pewnie dlatego ja.
- Boga? Widziałeś to pomarszczone ścierwo z którego z każdym rokiem odchodzi ostatnia kropla krwi aby pamięć o nim upadła. Jeśli to był bóg, to boskość była tylko kwestią mocy.
Marta była poirytowana. Leif czuł, iż przebudzona sama do końca nie wiedziała co ma robić, miotała się w pretensjach do wszystkich na tą sytuacje, również do siebie.
- Twoją boginię dużo kosztowała rozmowa ze Stasią.
- To pomarszczone truchło, to nieumarły, jeden z naszych. Może i przybrał imię Odyna - Leif w końcu otworzył oczy. - Ale nim nie był. W krainie duchów, głęboko, jak wiesz są miejsca, gdzie żyją idee. Może to ludzie stworzyli Asów i Wanów opiewając ich w sagach, ale oni istnieją, trwają, lub umierają odcięci od ludzkiej wiary. - Nieumarły wzruszył lekko ramionami wciąż leżąc. - To im służymy, służyliśmy… służę. Nie truchłu każącemu nazywać się “Odyn”. Magia run powróciła, Freya przemawia, Hel bawi się nami. Ragnarok trwa. Nie spłycaj tego do pokonanego, starożytnego einherjara, którego pamięć ta banda pohańbia w krypcie.

Milczeli długo. Marta oddychała powoli, chyba przebierała palcami. Zastanawiała się. Wampiry coś szeptały, niewyraźne słowa, krótkie wymiany zdań.
- Jesteś niereformowalny - westchnęła - to twa siła, i jak widzę, słabość. Mogłeś rozmawiać, nawet ze mną lub ze swoją krwią - zacisnęła usta. - Chyba wiem po co tu przyjechałam. Ciągle patronuję świtowi - pokręciła głową - chciałam abyś dał mi jakiś powód czemu masz żyć.
Powstała, powoli.
- Chciałabym powiedzieć, że zasiądziesz w Valhalli, lecz jak zauważyłeś, Valhalla miała być tutaj. Żegnaj, Leif.
- Tutaj? - miast się pożegnać spytał.
- Nie widziałeś ruin - czarownica przystanęła - tronu Odyna, stołu. Kamień, wszystko skryte przed słońcem. Mogę się mylić… Ale jeśli dobrze zrozumiałam to co widzę, tutaj miał być wasz raj. I chyba jeszcze przed twoim powstaniem wszystko zaczęło się psuć. - Czarownica wahała się. - A może tylko źle czytam w starych drzwiach, schodach, salach i łaźniach.
- Im to się nawet nie dziwię Marto. - Leif wpatrywał się w wiedźmę. - Oni mają swoje legendy i swoją historię, a ich świat runął na północ by niszczyć naszą pamięć. Są częścią tego co słudzy “Przybitego do Krzyża” nieśli wszędzie. Dla nich spłycenie boskich sag do tego, że Odynem był nieumarły, a Valhalla to miejsce pod Lilehammer jest...
- Twoim Odynem był nieumarły - Marta wcięła się ostro - tym o którego chciałeś walczyć, tym z którego krwi jesteś. Nie wiem czy krew z krwi jest spłyceniem, lecz wiem, że nikt nigdy nie widział aby duch jakiegokolwiek wampira wędrował w krainach poza krainami. To jest wasza nieśmierć, wasza chwała i wasza nieśmiertelność. - Głos się jej łamał w dziwnej pasji. -- Może jestem młoda, podchodzę do tego cynicznie. Nie mamy o czym rozmawiać, nie chcę uczestniczyć w procesie - odezwała się do obecnych wampirów.
- Im się nie dziwię - powtórzył Leif - ale cóż musiało się stać, by Werbena, jedna z Trójcy, skłaniała się do uznawania starych bogów za nieumarłych. To nie od nich bierze się moc run. Skoro przemawiała do Stanisławy Freya, to jak możesz wątpić, że był lub jest Odyn, prawdziwy, a nie ten w krypcie.
- Wątpię czy ty masz cokolwiek z nim wspólnego.
Odeszła.
- A Jezus był poganinem.
Jej głos dobiegł z daleka gdy wychodziła z sali, a Leif na powrót przymknął oczy.



Długi czas zajęło (lub długi się wydawał) gdy na sąd zjechali wszyscy zainteresowani. Starszy poznał po głosie dwójkę Tremere, Olafa, Marka, Carstena i Kościtrzaska. Słyszał też swego potomka, Oprawcę. Musiał tu być też książę, lecz jego głosu siłą rzeczy nie słyszał.
Trudno było mu ogarnąć rozmowę gdy co raz który rozmówca przerywał, wysłuchiwał niemych słów księcia i po tym odpowiadał mu. Wyglądało to tylko na wstępną dyskusję, bez decyzji.
- Masz coś na swą obronę, wytłumaczenie lub cokolwiek - silny głos Olafa zabrzmiał w sali - lub chcesz nam coś powiedzieć?
- O co jestem oskarżony? - Poza charakterystycznym drapieżnym wibrowaniem, głos Leifa był spokojny.
- Kradzież ciała przedpotopowca, domniemana chęć nakarmienia go krwią i co chyba najbardziej bulwersujące - Olaf był spokojny - atak na jednego z nas. Przyjęliśmy cię jak przyjaciela, jak gościa, gość w dom, bóg w dom. Nie była to dobra zapłata za gościnę.
- Zapłaciłem Rasmusem i jego watahą za gościnę. - Odpowiedź miała gorzkie nuty cynizmu. - Nie jest zaś kradzieżą usiłowanie zabrania ciała pokonanego w boju, aby go pogrzebać, gdy jego zwycięzca hańbi jego pamięć.
- Gdyby tak w istocie było - odezwał się Sigrud - wyjechalibyście z miasta tuż po walce, kończąc gościnę lub z niej rezygnując. Niewygodnie jest gdy wprowadzasz pod swe skrzydła gościa, płacisz monetą, dajesz mu łoże, a on bałamuci służki gdyż twierdzi, że rachunki są zamknięte.
- Jak zawsze, trafnie - Olaf odpowiedział - mogłeś z nami porozmawiać, porozmawiać z księciem, jeśli troszczysz się o zdrowie panującego, w tak ważnej sprawie sumienia by ci nie odmówił. Mogłeś poczekać, Leif. Jeśli ci pamięć dawnych dni bliska - Olaf mówił spokojnie, lecz Leif wyczuł w jego głosie złowrogie napięcie - mogłeś dołączyć do nas. Może byłbyś lepszym Odynem niż mit - szepnął cicho lecz mocno. - Masz coś do powiedzenia? Chciałbyś nas wyzywać, przeprosić, zaproponować rozwiązanie? Ja osobiście przychylam się do opinii Księcia. Jak i każdy, jesteś dla nas niebezpieczny.
- Mogłem… Mogłem… Widząc jak hańbicie pamięć einherjar, mogłem odejść spokojnie by zaoferować się sabatowi aby pomóc im zniszczyć was w zemście za to co zrobiliście w krypcie. Gdy przybył Marek, Ingrid i Sigurd mogłem uczynić jak z Rasmusem, pchnąć moj gniew w Marka i patrzeć na rzeź. Mogłem wiele rzeczy. Moja krew w waszych szeregach, tedy nie godziłoby się przeciw Wam stawać. Powiedz mi Marku, o co pobiłeś się z Björnem, gdy tu przybył?
- O brak ogłady - Marek odpowiedział melancholijnym głosem - i wyjątkowo brak taktu w stosunku do Księcia. Jednakże Björn przeprosił, został nam przyjacielem i bardzo się miastu przysłużył.
- Nie zastanawia was czemu przybyli mają ten brak ogłady, choć przyjmujecie ich z otwartymi ramionami? Björn, ja... z pewnością to nie jedyne przypadki.
- Bo są głupcami - wtrącił się Kościtrzask z wyraźną irytacją w głosie - nie zastanawiało cię czemu potem przystępują z nami lub odchodzą? Nikogo nie przymuszamy. Nawet Björn ma swe miejsca na świecie, chronimy przyjaciela.
- Ci, którzy akceptują co się tu dzieje, zostają. Ci co nie mogą, odchodzą. Zapowiadałem, że odejdę, a wy oskarżacie mnie o to, że chciałem zabrać jednego z moich, z einherjar z tego teatru poniżenia , które zrobiliście w sali utrzymując to taumaturgią? Nie chciałem go przebudzać tam na dole. To byłoby samobójstwo… Nawet gdyby się udało, to powstałby oszalały, głodny potężny byt rozrywający na strzępy wszystko i wszystkich. Chciałem się upewnić reakcją Kościtrzaska, że to naprawdę starszy pokonany przez Eynsteina. To wy nie mieliście prawa hańbić pokonanego wroga tą poniżającą scenerią, a nie ja przeciwstawić się temu.
- Oszalały, głodny, potężny byt rozrywający na strzępy wszystko i wszystkich - Olaf powtórzył słowa Leifa powoli, z silną ironią w głosie, lekko nawet rozbawiony - jestem jednym z tych nielicznych którzy byli przy pierwszym księciu podczas walki i wybacz Leif, nie widzę różnicy jak niby ponownie przebudzenie miało przedpotopowca zmienić.
- Dlatego tych najstarszych się nie przebudza - Leif zgodził się. - Ale pokonanego wroga się nie hańbi. Czemuście nie zakopali truchła?
- Pierwszy książe nie był w stanie posiąść całej jego mocy - Olaf wyjaśnił spokojnie - musiał być w tym miejscu aby odejść całkowicie. Ja jestem dość nieczuły na mistyczne mocy - parsknął - lecz mądrzejsi twierdzą, że to miejsce jest do tego potrzebne. A scena?
Senszel wzruszył ramionami.
- Pokonano potwora, to i jak potwora pochowano.
- To nie pochówek, a nawet potwory zasługują na coś więcej. Ja postąpić inaczej nie mogłem. Szczególnie,wiedząc czego chcą w Lillehammer Burzookie istoty. - Einherjar ponownie przymknął oczy.

Wampiry zamilkły, patrząc na księcia. Chyba przemawiał. Sigrud pokiwał głową w przejęciu, Olaf słuchał z powagą, zachowania innych Leif nie zarejestrował.
- I temu musiałeś zaatakować jednego z nas - Marek powiedział znudzony, chyba nieszczególnie skupiał się na tym co mówił książe.
- To Kościtrzask wybrał walkę.
- Przy braku alternatyw - Marek pokiwał głową. - Wszyscy wiemy czego chce Książe, nie będę dyskutował z jego wolą. Masz Leif coś jeszcze do powiedzenia…
Patrzył na Leifa z wyrzutem. Chyba chciał powiedzieć “mnie” lecz nie chciał tego w gronie rodziny.
- Nie. Poza prośbą. Nim mnie zniszczycie, pozwólcie mi wpierw spróbować zniszczyć Burzookich, Freya przepowiedziała mi, że polegnę w tej walce, a Wam winno zależeć, by ktoś choć spróbował. Jeżeli jednak mi się uda, to zgłoszę się na wyrok jaki zapadnie, lub zapadł.

Wampiry zastygły patrząc na księcia. Mówił chyba długo swoją sentencję, uzasadniając, Tremere wyglądał jakby rozpływał się z zachwytu nad mistrzostwem retoryki, Olaf słuchał poważnie, Kościtrzask bardziej obserwował miny pozostałych.
Marek patrzył zaś w podłogę.
- Będzie z twoją wolą - Marek odpowiedział pewnie jako szeryf i wykonawca brudnej roboty - jak wszyscy słyszeli, zabiorę go.
- Zaraz - Sigrud powiedział zdumiony - nie słyszałeś? Tutaj i teraz…
- Słyszałem wolę księcia i ją wykonam - skłonił głową w kierunku ukły - jak na Szeryfa przystało.
- Książe - Carsten zapytał z podejrzeniem w głosie - czyli jednak nie chcesz go spalić tutaj?
Milczenie, książe “przemawiał”.
- Widzisz Marek - Sigrud zaśmiał się - wytęż uszy.
- Wytężyłam - Szeryf wyprostował się - słyszałeś to co i ja. Leif zostanie spętany i przystapi do walki. Jeśli przeżyje, zostanie wygany.
- Co ty pleciesz - Kościtrzask powiedział niepewnie.
Tremere przyglądał się Markowi jak debilowi. Olaf marszczył brwi.
- Marku - zaczął Olaf - nasz książe jest mądry. Cieszę się, że wykonujesz jego mądrość.
Potem zaś trwała awantura.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline