Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2019, 20:26   #90
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Znajdowali się w pustym, małym magazynie przerobionym chyba z małej hali produkcyjnej. Leif pamiętał mało, boi krwi dostał mało. Pamiętał spory o to co książe przekazał, pamiętał, że chyba wersja Marka wygrała, poparta pewnym Olafem oraz lekko zakłopotanym Kościtrzaskiem. Chyba też oprawca dał się przekonać…
Widać, iż miejsce musiało służyć jako więzienie lub przesłuchań. Do wbitych w ziemię (czy raczej betonową wylewkę) łańcuchów przykuto spalone ciało Leifa. Na taborecie siedział Marek.
- Ale awantura... - Wampir kręcił głową patrząc na starszego.
- Interpretacja słów księcia była niełatwa? - Leif mimo wszystko lubił Marka, do tego dochodziło coś jeszcze, w dzisiejszych czasach mało ważne, ale dawniej przeciwnie. Braterstwo zawarte stoczonym wspólnie bojem. Dlatego właśnie słowa einherjar nie zabrzmiały ironicznie.
- Jeszcze się nie zorientowałeś - Marek pokręcił głowa - trudno. Słyszałeś jaka jest decyzja. Jak się z tym czujesz?
- Zorientowałem, sęk w tym, że umykają mi szczegóły, które mogą spiąć to w spójną całość. - Leif odpowiedział przekrzywiając głowę, aby spojrzeć na towarzyszącego mu wampira. - Co oznacza “spętanie”?
- Więzy krwi.
- Nie.
Szeryf spojrzał na niego lekko zdziwiony.
- Nie? Wiesz jaka jest alternatywa. Możesz wyjść, zawalczyć, zginąć tutaj… Lub odejść po walce. Możesz też tutaj zostać. Kościtrzask mówił mi, iż wiesz co było w pucharze. Jeśli tutaj zostaniesz, puchar zmyje moje więzy
- Nie chcę tu zostawać. Jestem samotnikiem Marku. Bolą mnie te czasy, gdy muszę choćby czasem “wchodzić w towarzystwo”. Jak tu, czy w Oslo. Znosić te wszystkie gierki, znosić tłumy ludzi. Tym bardziej kwestia “księcia”. Nie, to nie jest miejsce dla mnie.
- Tedy pozostanie ci położyć żywota w walce lub odejść po wszystkim. Jednak bez więzów nie mogę cię puścić na miasto, jako odpowiedzialny szeryf. - Uśmiechnął się lekko, po raz pierwszy od ostatniego spotkania.
- Wszak taka była wola księcia - lekko mrugnął.
- Jak to działa? Telepatia osób z kręgu wtajemniczonych? - Einherjar zainteresował się nagle.
- Nie - Marek wzruszył ramionami - nie słyszałeś jak książe mówił, że zgadza się na twą propozycję i będziesz pod moją opieką? No nie mów - pokręcił głową - mówił trochę niewyraźnie, ale bez przesady. - Marek chyba lekko żartował. - Pomyśl, a gdybyś poprosił o audiencję księcia… porozmawiałbyś… wcześniej… Ciekawe czy byłaby taka awantura czy może wszyscy przytaknęli głowami nad mądrością księcia? No ale tego już nie sprawdzisz. Wiesz jaki jest wybór, spętam cię więzami krwi albo umrzesz. - Jakiś żal ponownie zagościł w oczach Marka.
- Wasza cywilizacja tak bardzo przywiązuje wagę do życia, że nie potraficie zrozumieć pogardy dla śmierci. Jestem już spętany, przez wiedźmy. Nie dały mi wtedy wyboru, może gdybym go miał, to byśmy tu nie rozmawiali.
- Pogarda dla śmierci - szeryf zamyślił się - widywałem takich. Nie licząc szaleńców, pamiętam królów, książąt, hrabiów którzy przed bitwą robili pasowanie rycerskie. Zwykle nawet nie wiedzieli nic o młodych rycerzach, ot łapanka. Kilku naprutych adrenaliną młodych chłopców może pociągnąć za sobą cały oddział. Gdy jeszcze opowiesz im o honorze rycerza i nowym stanie, to dopiero skłonni się umierać z pieśnią na ustach. Potem widywałem czasem ich z rozprutymi flakami albo okaleczonych. Często nie było czasu dobijać rannych, a jak ktoś biedniej uzbrojony to i do niewoli… Zresztą, człowiek ranny czasem nie ma sił dać znać, że żyje i prosi o łaskę. Wiele miejsc zwano potem psimi polami od burków szarpiących jeszcze żywą padlinę. - Szeryf zamyślił się. - Ale to cię pewnie nie interesuje. Czyli rzuciłeś propozycję lecz ostatecznie… Cóż. Zatem śmierć?
- Tak. Choć jest jeszcze trzecia droga…
Marek milczał.
- Szanuję cię Marku, ale nawet Tobie nie dam się sthralić krwią. To jednostronna więź, gdzie jeden ma pełną kontrolę nad drugim. - Leif mówił powoli znów obracając głowę by patrzeć w sufit. - Dawniej, nawet zwycięzca nie robił tego pokonanemu, przez szacunek. Ale były zawierane braterstwa krwi. Więzy obopólne. Nie by uniknąć śmierci, chędożę to, ale uważam żeś osobą z którą takie braterstwo zawrzeć bym chciał. Inaczej kończ to, jestem zmęczonym tym światem.
- W innych okolicznościach - Marek zamyślił się - po tym wszystkim, jeśli bylibyśmy cali, chciałem ci to zaproponować, tylko jeden łyk wspólny na odejście, aby się poznać na rozstajach świata. Ale teraz…
Szeryf pokręcił głową.
- Więzi nie muszą być pełne - Leif odpowiedział. - Trzy razy w trzy noce trzeba podać krew. Daj mi dziś swoją, a jutro i kolejnej nocy wypijemy obaj. Zwiążesz mnie, ale będę pewnym, że oddaję się w moc komuś, kto nie będzie traktował mnie jak niewolnego, o co zadbają dwa łyki mej krwi.*
- Przykro mi - wbił wyjęty zza pasa, rzeźnici nóż w serce Leifa.



Gdy w zatęchłym magazynie płonął Leif i życie żeń odchodziło na wieczność, mógłby myśleć, iż nie tak miał wyglądać kres einherjar. Mógłby tak myśleć gdyby tylko myśli w pełni funkcjonowały. Gdyby tylko nóż nie tkwił w jego sercu, gdyby tylko głęboki ser nie pożerał jego świadomości, gdyby tylko przyszli bogowie.
Leif odchodził w trzasku płomieni. Nie przybyły walkirie, bogowie nie rozpaczali, a on nic nie czuł. Rozpłynął się w niebycie tak jak rozpływała się pamięć o dawnych czasach.



- Nagrabiłeś sobie.
Kościtrzask mruknął do Marka patrząc na ostatki zredukowanego popiołu, ostatnią pamiątkę po Leifie.
- Chociaż próbowałem mu pomóc - szeryf pokręcił głową przybity - a ty jak się trzymasz, mocno cię rani?
- Dwie noce i będę jak nowy - nosferat powiedział pewnie -co o tym wszystkim myślisz? Te istoty, morderstwa, przybycie tych całych magów, Sabat. Czuję się jakby ktoś wrzucił mnie do wrzącego kotła.
- Idylla zawsze się kończy - Marek uśmiechnął się kwaśno na banalność własnych słów - Sabat działa… tak teraz myślę… zbyt nieracjonalnie. Zauważyłeś, że nie przejęli najważniejszych elementów? Tylko szarpią się z nami jakby ich cele były inne, lub coś osłaniali.
- Tak. Sabat jest wewnętrznie rozdarty, Nahban puścił trochę pary z ust. Był u niego ktoś z Czarnej Ręki, on ich nazywa Niepokonanymi, historyczny termin - nosferat machnął ręką - powiedzieli mu, że nie włączą się do szturmu. Jeden problem z głowy.
- Tylko po to go odwiedził?
- Diabeł wie tych assamitów.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline