Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2019, 14:03   #106
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Na miejsce (to pierwsze na ich liście) dojechali po godzinie z hakiem. A przynajmniej to Val twierdził, że dotarli do celu. Sama Nana nie była w stanie dojść do podobnych wniosków nawet z pomocą mapy oraz samochodowej nawigacji. Powodem nie był brak zmysłu przestrzennego u dziewczyny. Był nim natomiast fakt, że Valerius wywrócił ów zmysł do góry nogami przy pomocy swoich mistycznych zdolności. Shateiel stracił rachubę ilokrotnie świat wokół Chevroleta zmienił kolorystykę. Nie wiedział już ile razy szlak wijący się pod kołami auta przeszedł z nieśmiałego odcienia srebra w szczere, pulsujące złoto. Raz nawet pochłonęła ich chmura wyjącego piasku, wypluwając pojazd na jakiejś pooranej bruzdami drodze widokowej... blisko sto kilometrów od miejsca, w którym (według systemu GPS) byli jeszcze parę sekund temu. Ale wszystko dobre, co nie kończy się skasowaniem auta. Sceneria, na którą patrzyła teraz przez szybę para skrzydlatych, nie wyglądała imponująco. Stacja benzynowa składała się trójki ciasno ściśniętych budynków. Na przodzie stała biała sklepowa kanciapa, przed którą zamontowano parę dystrybutorów. Prócz niej była jeszcze wymalowana na zielono jadłodajnia oraz parterowy szeregowiec podzielony na kilkanaście pokoi motelowych. Zabudowania z początku wydawały się opuszczone, jednak zapach benzyny rozlanej obok jednej z pomp sugerował, że jest inaczej.


- Tankujemy? - Zakonnica wysiadła z auta i rozejrzała się po okolicy. Nie zamknęła jednak za sobą drzwi, cały czas się o nie opierając.
- Zależy - odparł ryży anioł, nie kryjąc rozbawienia w głosie. - Czujesz jakąś “potężną aurę zepsucia i rozkładu” od tych dystrybutorów? Bo ja jakoś nieszczególnie, ale to ty jesteś tu specjalistką od tego typu motywów. Tak czy siak, zbieram tyłek do sklepu. Kupię coś do żarcia i jakiś napitek, cobyśmy nie wyglądali jak szpiedzy z krainy deszczowców. Wiesz, pozory i takie tam. Chcesz coś? - zapytał, otwierając drzwi. Czyżby sugerował jej, że powinna rozejrzeć się po okolicy, kiedy on będzie robił zasłonę dymną?
- Kawę i coś do przekąszenia. Zdaję się na ciebie. - Shateiel zatrzasnął za sobą drzwi i podszedł do dystrybutorów benzyny. Trampkiem rozmazał plamę paliwa na chodniku. Czy naprawdę był w stanie zarejestrować jakąś aurę? To było dziwne, czuła ten znajomy aromat. Zupełnie jakby gdzieś obok rozkładały się zwłoki. Jej but zarysował długą smugę, gdy obracała się pomału, starając się wybadać źródło znajomego fetoru. Powoli podniosła wzrok na znajdujący się przy stacji motel. Ból... tak dużo bólu… i strachu. Upadły anioł był niemal pewny, że miał tam miejsce jakiś rytuał. Zaklął pod nosem, przypominając sobie, co Val opowiadał o osóbce, której szukali. Coś odcinało Shateiela od tego miejsca. Nie był pewny co, ale cokolwiek tam było, było złe... głodne. Mógł sobie niemal wyobrazić te wszystkie dusze wołające o pokarm. Dlatego też, złudnie spokojnym krokiem, ruszył za Valem, który zniknął w sklepie.

Sama handlowa pakamera nie odbiega w niczym od zwyczajnych miejsc tego typu. W środku hulała klimatyzacja - z charakterystycznym, nakrapianym zgnilizną aromatem, sugerującym, że nie czyszczono jej od kilku lat. Za kasą, przeglądając świerszczyka, siedział mocno otyły mężczyzna po pięćdziesiątce. Miał sumiasty wąs i wydatne zakola. Kartkował pisemko poświęcając mu zdecydowanie więcej uwagi niż parze potencjalnych klientów. W stronę Valeriusa, mimo jego zdezelowanego wdzianka i facjaty zakapiora, spoglądał sporadycznie. Pomieszczenie podzielono regałami na sześć różnych rzędów, w których można było znaleźć wszystkie środki pierwszej potrzeby potrzebne w (i na trasie). Od gumek, poprzez piwa, na magazynach hobbystycznych kończąc. W rogu po prawej stronie od wejścia ustawiono mikser do kawy wraz ze słoikami i saszetkami różnych marek. Maszyna wyglądała na zadbaną i stanowiła chyba najnowocześniejszy element wyposażenia stacji. Być może sprzedawca był niepoprawnym kawoszem. Tak czy inaczej, miejsce stanowiło oazę spokoju. Zboczuch za kasą najwyraźniej nie wiedział, co zaszło w budynku obok. Co, biorąc pod uwagę jego olewczy stosunek do życia, nie zdziwiło szczególnie zakonnicy. Val buszował obecnie w sekcji z chipsami i batonikami, również błogo nieświadomy odkrycia Nany i jego konsekwencji.

Shateiel rozejrzał się po sklepie zastanawiając się, jak tu przekazać drugiemu aniołowi informacje nie wzbudzając podejrzeń, a do tego najlepiej dać mu znać, gdzie mają się udać. Wzrok Halaku zatrzymał się na pudełkach z gumkami. Poczuł niemal jak Nana krzyczy w jego głowie protestując, ale szybko uciął owe protesty. Toż z tego nie skorzystają. Chodziło tylko o przekazanie wiadomości. Zgarnął małą paczuszkę z brzegu kartonu i podszedł do ryżego mężczyzny.
- Chodź, wynajmiemy pokój na godzinę. - Zamachał kondomem (na szczęście wciąż zapieczętowanym) tuż przed oczami towarzysza.
- Co Ty, ocipiałeś... aś ? - poprawił niezgrabnie wstępną wypowiedź rudy. Cera na jego twarzy zbliżyła się do koloru jego włosów, przyjmując płomienny odcień. Ciężko było stwierdzić, czy Val jest bardziej speszony czy rozjuszony. Jego usta zwężyły się w cienką, ołówkową niemal linię, a palce prawej dłoni zacisnęły w pięść. Miało się wrażenie, że rozdarty jest między butnym wyjściem z budynku, a wkomponowaniem Nany w piramidę z puszek Pringelsów. Dopiero po niemal minucie niezręcznej ciszy, gdy już najeżył się jak wściekły pies, zrozumienie wdarło się siłą do wnętrza jego łepetyny. Spieczone wargi ułożyły się w nieme “O” i trochę się rozchmurzył. Z naciskiem na “trochę”.
- Um, tak. Jasne. No przecież. Pokój. Się rozumie. Tylko może najpierw skończmy zakupy, dobra? - wydukał ze werwą aktorską dorównującą niemal sokowirówkom marki Zelmer, po czym chwycił z półki pierwszy przedmiot, który wpadł mu w rękę. To, że Nana wcisnęła mu w drugą grabkę paczkę z kondomem, wcale nie pomogło.
- I nie zapomnij o kawie. - Shateiel wyszczerzył się, a Nana w jego głowie chyba... oklapła. Z jednej strony kofeina, a z drugiej głupota, którą właśnie zrobiło jej własne ciało. Anioł czuł, że będzie miał chwilę spokoju. - Czekam na zewnątrz.

Nie musiał czekać długo. Valerius - pospieszany swoim własnym zażenowaniem - szybko opłacił zarówno zakupy, jak i sugerowany pokój. Zamykając za sobą drzwi sklepiku, nadal miał gębę czerwoną jak cegła, a spojrzeniem spiorunował drugiego anioła. Słowa komentarza jednak nie udzielił, najwidoczniej nie chcąc dać Shateilowi (jeszcze więcej) satysfakcji. Niekonspiracyjnie - bo w końcu z przekonującą wymówką - postąpili w stronę szeregowca podzielonego na pokoje dla gości. Po drodze, strategicznie, zatrzymali się na tyłach jadłodajni. Anioł w głowie Nany utwierdził się we wcześniejszych przypuszczeniach - lokalizacji tej towarzyszyła silna aura śmierci. Gwałtownej, bolesnej i... w pierwszej chwili makówka podsunęła mu na myśl słowo “niesprawiedliwej”, ale nie. Do czegokolwiek doszło w budynku, towarzysząca zajściu śmierć była prawa oraz całkowicie zasłużona. W tym nadnaturalne zmysły Shateiela zdawały się go utwierdzać. Te normalne zmysły zaś, w szczególności ten słuchu, podpowiedziały mu, że za drzwiami ktoś jest. Ktoś żywy, fałszujący jakąś pop pioseneczkę i rytmicznie uderzający przy tym chochlą w garnek. Zapach gotującego się rosołu sugerował przygotowywany posiłek.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 02-09-2019 o 22:34.
Highlander jest offline