Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2019, 23:21   #51
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dziękuję wszystkim za kwestie dialogowo-egzystencjalne

- Dzień dobry paniom. - powiedział Rudiger przywołany do stolika machnięciem ręki Cassandry. - Dobrze wydane pieniądze, Cass. - dodał patrząc na kobietę. - Pasuje ci ten kolor. - rzucił zabijaka siadając naprzeciwko kobiet. - Jak minęła noc w uroczym towarzystwie? - zapytał się z uśmiechem spoglądając na, jak mu się zdawało, wypoczęte twarze towarzyszek.

- Dziękuję - uśmiechnęła się ładnie w odpowiedzi - Wybierałam z myślą o Tobie, byś mi krwią nie ubrudził, bo to drogie rzeczy - dodała żartobliwie Cassandra, która wciąż była uroczo uśmiechnięta, wpatrując się w mężczyznę. Kwestie nocy pozostawiła Erice.

Nowa suknia, fryzura, uśmiech na twarzy. Rudiger musiałby być upośledzony aby nie zauważyć jak starała się przykuć jego uwagę Cassie. Wojownik zdążył już sobie poukładać w głowie po ich rozmowie w Immelscheld jednak na horyzoncie pojawiły się nowe niewiadome. Czy po wydaniu większości albo całego złota dziewczyna nie będzie wolała sięgnąć po prosty, znany jej zarobek zamiast poprosić go o pomoc? Schultz chyba widział między jej piersiami wartą sześć Karli błyskotkę od Sigmarytów zatem i bez tego wystarczyło jej na kilka dni życia…

- Noc minęła bardzo dobrze. Spokojnie - odpowiedziała Erika, zerkając na Cassandrę. - I rzeczywiście, niezła ta kiecka. - Szybko zmieniła temat.

- U mnie podobnie. - odpowiedział Schultz nawiązując do tematu snu. - Mój współlokator nie chrapie i nie przychodzi zalany w trupa. - dodał wojownik. - Zupełnie jakby go nie było. - zaśmiał się zabijaka spoglądając przez ramię na schodzącego Konrada. Mężczyzna z uśmiechem przywitał Erikę, po czym spojrzał na Cassandrę.

- Z dnia na dzień wyglądasz coraz piękniej - skomplementował dziewczynę, chociaż wiedział, że nie dla niego wbiła się w nowy ciuszek.

- A ty jak zawsze czarujący - odpowiedziała Cassandra, wpatrując się w Konrada. - Dziękuję - dorzuciła ze słodkim uśmiechem zgarniając długie włosy na bok.

- Jak zawsze mówię tylko prawdę - zapewnił ją Konrad. Usiadł. - Zamówiliście już coś?

- Tak, kaszę ze skwarkami, chleb i mleko - odparła Erika. - Pewnie zaraz doniosą. To jakie plany po śniadaniu? Idziemy w miasto, nie?

Zanim ktoś zdążył odpowiedzieć na pytanie Eriki do przybytku wszedł zaspany Gerwazy. Czarodziej przeciągnął się, ziewnął i spoczął przy zajętym przez kompanów stoliku. Schultz przywitał go skinieniem głowy.

- Pewnie. - odpowiedział zabijaka. - Mam plan na małe zakupy, ale będę potrzebował wsparcia, Gerwazy. - dodał spoglądając na czarodzieja. - Co byś chciała robić na mieście? - zapytał Eriki. - Może odwiedzimy jakąś mordownię? Za starych, dobrych czasów… - powiedział z uśmiechem wojownik. - No dobra. Nie tak dobrych, ale aspekt zarabiania Karli na turniejach pięściarskich w ciekawych przybytkach był całkiem przyjemny.


- Oczywiście Rudigerze, w miarę możliwości postaram się pomóc. - napomknął młody mag dziobiąc bez przekonania widelcem w zamówionej kaszy i nieobecnym wzrokiem wpatrując się w ciemny kąt sali.

- Wolałabym rozejrzeć się za jakąś dobrze płatną robotą - odpowiedziała Erika. - Wybacz, ale walczę zwykle wtedy, gdy ktoś mi płaci… ale jeśli chcesz się rozerwać i obić komuś gębę, droga wolna. - Machnęła ręką, uśmiechając się lekko. Z przekąsem.

- Będziemy cię dopingować - z lekką ironią w głosie dorzucił Konrad. - I łatać, jak za bardzo oberwiesz. Masz rację z tą robotą - zwrócił się do Eriki. - Też o tym myślałem... i to chyba lepszy pomysł, niż szukanie guza za niepewne pieniądze.

- Ta… - powiedział Rudiger. - Macie rację. - dodał Schultz. - Tylko pod uwagę bierzemy jedynie zlecenia akceptowalne w świetle lokalnego prawa, zgadza się? - zapytał z zadziornych uśmiechem.

- Na razie tak. Rozmawialiśmy nawet o tym wczoraj z Konradem i wstępnie rozejrzymy się za legalną pracą - odparła Erika. - Proponuję najpierw przejść się po dzielnicy kupieckiej, potem może zahaczyć o tę kompanię przewozową. Co prawda nie widziałam, żeby tam się coś szczególnego działo, ale może będą potrzebować kogoś do pracy na szlaku. Poza murami miasta wciąż jest niebezpiecznie.

- Wczoraj przybyliśmy, a już bierzecie pod uwagę wyruszenie? - zapytał zabijaka zdziwiony. - W mieście jest zapewne dużo roboty. - najwyraźniej mimo braku narzekania na podróże Rudiger należał do ludzi miastowych.

- Ale trzeba najpierw ją znaleźć, a miasto jako takie ma duże wymagania finansowe - wyjaśnił Konrad.

- Jestem innego zdania. - powiedział Schultz. - Wystarczy dostosować tempo zarabiania do tempa tracenia Karli. Przez ponad dziesięć lat nie miałem z tym problemów w mieście podobnych gabarytów.

- Skoro wy szukacie zleceń pod swoje profesje, to ja mam szukać pod swoją? Raczej nie będę nikomu „obijać twarzy” - Cassandra wygładziła materiał sukni i zarzuciła włosy na plecy, aby nie wpadały jej do michy z jedzeniem. Do tej pory konsumowała w milczeniu ale z jakiegoś powodu poczuła lekką irytację tym, jak jest pomijana. Powędrowała wzrokiem po wszystkich na dłużej zatrzymując się na Rudigerze. Wydęła słodkie usta i uniosła brew wyczekując na odpowiedzi.

- Masz na myśli krawiectwo, Cassie? - zapytał Schultz z uśmiechem kiedy wzrok kobiety spoczął na nim. - Z tym obijaniem twarzy to żartowałem. - dodał wojownik. - Postaramy się znaleźć robotę dla całej naszej grupy. Taką, która wykorzysta nasz potencjał. Znasz mnie. Od Nuln walczę tylko w samoobronie. - westchnął zabijaka. - W mieście jesteśmy drugi dzień i już przy śniadaniu rozmawiamy o pracy.

- Dopóki się nie odzywałam jakoś ci nie przeszkadzało rozmawianie o pracy - mruknęła cicho Cassandra, gmerając łychą w kaszy i bawiąc się jej grudkami, której odechciało jej się jeść. Erika jedynie uśmiechnęła się spode łba do swojej miski z żarciem, zastanawiając się, jak Rudiger udobrucha nastolatkę.

- Cassie, coś nie tak? - zapytał zabijaka. Wojownik przekrzywił głowę lekko mrużąc oczy. - Nie wiem o co chodzi, a chciałbym w końcu oczyścić atmosferę. - dodał cicho.

Konrad postanowił się nie wtrącać i udał, że jest bardziej zajęty jedzeniem, niż rozmową Cass z Rudigerem. Gerwazy wciąż wpatrywał się w ścianę tak jakby wzory słoi na najbliższej desce były ciekawsze od toczącej się tuż obok rozmowy.

Schultz natomiast oczekiwał na odpowiedź Cassandry. Jej wcześniejsze słowa upewniły go w podejrzeniach, że od ich ostatniej rozmowy nie zarabiała w stylu znanym jej z Miasta Twierdzy. Czyżby ona nie straciła nadziei, że coś jeszcze między ich dwójką będzie? Rudiger poczuł się dziwnie biorąc pod uwagę, że nastolatka mogła pomyśleć, że swoim treningiem czy spotkaniem z Eriką chciał jedynie wywołać w niej zazdrość. Jeszcze gorzej byłoby gdyby Cass zwyczajnie pomyślała, że wojownik próbuje złapać dwie sroki za ogon. To jednak nie było prawdą.

Obie były niesamowitymi kobietami, ale bardzo się różniącymi. Z Eriką rzezimieszek czuł się naprawdę swobodnie. Mógł rzucić mięsem, zagadnąć pomysłem na turniej pięściarski w jakiejś melinie, pożartować o nadwrażliwym na dotyk zadku, a mimo to nie był pewien czy kiedykolwiek uda mu się do niej zbliżyć bardziej niż zeszłego wieczoru. Wojowniczka mówiła o sobie jak o babochłopie, którym w jego oczach nie była. Była piękna, kobieca i zbudowana wręcz idealnie. Cassandra natomiast była filigranowa, delikatna, miała swoje humorki, ale posiadała też bardzo dobre, wrażliwe serce. W zasadzie to ona zainicjowała zmianę w bandycie, który opuszczał Nuln mając wizję na dalsze obijanie ryjów, łamanie kończyn i wybijanie zębów w Grodzie Białego Wilka. Cassie nie miała wysokiej samooceny, ale wynikało to z jej historii, której póki co nie zdecydowała się Rudigerowi opowiedzieć. Mężczyzna zdecydował się jej pomóc i miał nadzieję, że Cass powie mu więcej o sobie jak udadzą się wspólnie do jej chorej matki.

Dopiero kiedy drzwi się otworzyły i wojownik zobaczył wchodzących strażników pomyślał też o drugiej stronie. Czyżby Erika mogła pomyśleć, że Rudiger spędza z nią czas tylko aby wzbudzić zazdrość w Cassandrze? Tak nie było, ale wojowniczka widziała wielokrotnie scenki między nim a Cass, które pewnie ciężko było ulokować w pudle o nazwie „przyjaźń”. Schultz przez moment pomyślał, że może jakby dostał kilka razy okutą pałą w łeb jego myśli by się ułożyły jak powinny, a on wiedziałby co miał zrobić. Jednak palenie magazynów, niszczenie straganów, odzyskiwanie długów w Nuln było prostsze niż kroczenie drogą faceta, który nie chciał nikogo skrzywdzić. Wszystko było prostsze kiedy nie liczyło się z cudzym zdaniem i uczuciami wszystkich wokół.


Strażnicy po krótkiej debacie z gospodarzem znaleźli się przy stoliku zajmowanym przez „powierników ikony”. Rudiger widząc straż mógł podejrzewać, że będą kłopoty jednak póki co mieli tylko porozmawiać z komendantem. Młody strażnik stojący najbliżej Schultza mierzył go niepewnie kiedy ten wstał, a jego idealnie zbudowane mięsnie ramion zagrały niczym żywe organizmy w trakcie przeciągania się mężczyzny. Był to gest bardziej teatralny, bo zabijaka był już po porannym treningu.

Przechadzka nie trwała długo i nie należała do szczególnie ciężkich. Widząc straż ludzie schodzili im z drogi. Cała grupa mogła iść całkiem swobodnie co Rudiger wykorzystał na zajęcie miejsca na końcu pochodu, tuż przed dwoma strażnikami. Jeszcze kilka lat temu wojownik poczułby dumę, że pilnowało go więcej mięsa niż pozostałych, ale teraz było mu to obojętne. Przodem szli Cass z Gerwazym, a za nimi Konrad i Erika, której pracujące mięśnie łydek, ud i bioder podziwiał zamykający pochód Schultz. Cały czas nie mógł wyjść z podziwu równocześnie nie mogąc uwierzyć, że taka kobieta śmiała podejrzewać, że ktoś miał ja za babochłopa…

Budynek straży był mniej postawnym niż ten w Nuln. Nie bez powodu ojczyznę Rudigera nazywano twierdzą, której zdobycie graniczyło z cudem. Surowa, piętrowa kamienica idealnie pasowała do swojego przeznaczenia, a obrazu strażnicy dopełniał tłum ją wypełniający.

Rudiger nie spodziewał się, że Cassandra złapie go za rękę. Zabijaka wysunął się na przód pochodu, będąc wysuniętym krok przed kobietę i mimo iż w siedzibie straży poruszali się dość swobodnie mężczyzna był gotów zrobić jej miejsce. Z Nuln rzezimieszek pamiętał wielu strażników, którzy byli różni jak w każdej innej profesji. Jedni trzymali się kurczowo litery prawa, inni zaś bez oporów sięgali po drastyczne środki niemal nie różniąc się od bandytów, którzy nierzadko opłacali skorumpowaną część straży.

Wojownik wyczuł, że Cassie jest wystraszona. Jej uścisk był bardzo silny jak na filigranową nastolatkę. Zabijaka podejrzewał, że obdarzona większą pulą empatii dziewczyna na własne oczy przekonała się jak kaprawe, wypaczone spojrzenia mogą mieć strażnicy od miesięcy, a nawet lat łapiący zbirów i tłukący się po ciemnych alejkach. To nie była ich wina. Ci z pierwszej linii musieli tacy być aby przeżyć.

Wojownik nienachalnie zwolnił kroku sprawiając, że dziewczyna przylgnęła do niego. Jej głowa znalazła się tuż za nabitymi do granic barkami zabijaki. Mięśnie naramienne Rudigera były chyba najbardziej imponującą partią jaką posiadał. Były nabite do granic z każdej strony przypominając kule armatnie, pod których cienką skórą biegła masa żył przypominając solidną, chaotycznie ułożoną sieć pająka. Wojownik nie musiał się spinać, bo nawet rozluźniony, w kaftanie odsłaniającym ramiona na jego mięśniach było widać prążkowanie i idealną separację. Tak naprawdę na jego przykładzie suchej muskulatury można by nauczać anatomii na lokalnym uniwersytecie. Rudiger złapał rękę kobiety z wyczuciem. Cassandra czuła, że ją trzymał, ale wiedziała, że jak na niego był to delikatny uścisk mający dać jej poczucie bezpieczeństwa, a nie sprawić ból. W pewnym momencie wojownik obrócił głowę w kierunku ramienia, za którym znajdowała się twarz podróżniczki.

- Nie bój się. Jestem przy tobie. Nie pozwolę cię skrzywdzić. – powiedział tak cicho, że jedynie ona mogła to usłyszeć. Spojrzała na niego z wyraźnym zdziwieniem, choć ta mimika szybko uległa zmianie ustępując spokojnemu i pełnemu zaufania spojrzeniu.

- Wierzę - odparła cichutko i chwyciła jego dłoń też drugą ręką, tym samym otulając ją w swym kobiecym uścisku.

Cassie przypomniał się głos Schultza z czasów ich pierwszej wspólnej podróży. Pełen był pewności siebie, stanowczości, ale też wyczuwalne było nie pasujące mu ciepło, troska, spokój. Schultz nie był pewien czy jego słowa odniosą pożądany skutek, ale robił co mógł swoją postawą chcąc dać kobiecie poczucie bezpieczeństwa.

Kiedy drużyna „powierników ikony” przekroczyła próg gabinetu Ulricha Schutzmanna i uścisk Cassandry osłabł aby ostatecznie puścić wojownik zareagował z wyraźnym opóźnieniem puszczając niechętnie dłoń dziewczyny. Nie był pewien czy kapitan nie zauważył, że przed sekundą trzymali się za ręce jednak nie dbał o to. Jeżeli chodzi o ich kompanów nie trzeba było być mistrzem dedukcji czy imperialnym strzelcem aby zauważyć, że szli tak przez większą część zimnych, niegościnnych, kamiennych korytarzy.

Schultz musiał za jakiś czas porozmawiać z Cass, bo sytuacja między nimi nadal była niepewna. Niby dziewczyna nie zgodziła się na poważny związek jaki w swoim mniemaniu zaproponował jej wojownik. Z drugiej strony nie spała z nikim od czasów ich rozmowy spełniając w zasadzie jedyny warunek jaki jej postawił. Rudiger musiał to wyjaśnić i poczynić krok w którąś ze stron. W chwili obecnej Cass była pozbawiona jedynego znanego jej źródła dochodu równocześnie nie korzystając z dobrodziejstw relacji zaproponowanej przez wojownika. To nie było sprawiedliwe.

Gabinet Ulricha Schutzmanna nie wyróżniał się niczym specjalnym. Był surowym, ułożonym miejscem jak pozostałe wewnątrz budynku straży. Wszystkie meble wypełniające spore pomieszczenie były wykonane z solidnego, dębowego drewna. Wzrok zabijaki na moment przyciągnęła wielka mapa Middenheim. Sam kapitan był wysokim, dobrze zbudowanym facetem, widocznie dbającym o takie detale jak fryzura czy zarost. Rudiger widział siebie takim za jakieś trzydzieści lat, jednak on będzie jeszcze przystojniejszym i wyżej postawionym.

Herr Ulrich zaczął swoją przemowę dość enigmatycznie. Przedstawił się pięknie, ale zadał kilka pytań, na które doskonale znał odpowiedzi. Niemałym zaskoczeniem było dla Rudigera oznajmienie, że ojciec Morten dokonał żywota i najwyraźniej nie była to śmierć z przyczyn naturalnych. Gdyby zabijaka mógł siebie obejrzeć w lustrze zapewne zobaczyłby obraz głównego podejrzanego. Uważał jednak, że jakoś uda im się wywinąć. Chciało mu się śmiać, bo gdy popełniał dziesiątki przestępstw w tygodniu jedynym miejscem gdzie widział straż była karczma, w której część stróżów prawa miała zwyczaj grać w kości. Czyżby teraz mieli go zamknąć za coś czego nie zrobił? Wyliczając to matematycznie i tak wyjdzie na plus, ale głupio by było tak zawisnąć za kogoś występek.

Pierwszy głos zajął Konrad. Rudigerowi chyba udzieliła się część empatii Cass, ponieważ w jego głosie wyczuł mało przyjemne nuty pretensjonalne. Były czasy kiedy po takim „na Sigmara” Schultz lałby w pysk, ale teraz był przecież poważną personą. Bohaterem. No i Weber nie mówił do niego zatem mógł dalej wić swoją siatkę dedukcji wiodącą wprost donikąd.

- A co może oznaczać “ciało duchownego Mortena poznaczone śladami mordu”? - zapytał Rudiger spoglądając na Konrada z powagą. - Herr Schutzmann… - zwrócił się do kapitana straży Schultz. - Jak wspomniał mój kompan widzieliśmy się wczoraj z rzeczonym duchownym. Mieliśmy dostarczyć do świątyni ikonę, którą przekazał nam ojciec Dietrich zabity w czasie bitwy z zielonoskórymi w ruinach miasteczka Immelscheld. Prawdę tego co powiadam potwierdzi kapitan Schiller, który jest kapitanem straży z miasta Untergard. Wraz z kapitanem walczyliśmy w bitwie ze zwierzoludźmi, a później pomogliśmy doprowadzić cało do Grodu Białego Wilka uchodźców z Untergardu. - zabijaka przedstawił mało istotne fakty, ale liczył, że strażnik spojrzy na nich przychylniej wiedząc o bezinteresownej pomocy ludziom pokrzywdzonym przez wojnę. - Po drodze walczyliśmy, zginął ojciec Dietrich i w ten sposób staliśmy się “powiernikami” ikony Sigmara. - mężczyzna zastanowił się chwilę. - Nie wiedzieliśmy w kogo ręce trafi sama ikona, ale byliśmy pewni co do samej świątyni Młotodzierżcy. Ojca Mortena poznaliśmy wczoraj. W trakcie naszej wizyty widzieliśmy jedynie jego i innych duchownych. O tym, że mieliśmy ikonę nie wiedziało wiele osób, ale może po naszym wyjściu ojciec Morten komuś się nią pochwalił. Jesteśmy podejrzani? Co najmniej jeden akolita ze świątyni potwierdzi, że kiedy wychodziliśmy ojciec Morten żył i był w posiadaniu ikony. - wojownik mówił spokojnie, nie za szybko, ważąc słowa. Ktoś postronny mógłby śmiało stwierdzić, że zabijaka jak na swój fach należał do tych charyzmatycznych, niekoniecznie wiecznie groźnych typów.

- Było tak, jak mówi mój towarzysz - powiedziała Erika, zerkając na Rudigera. - Mówisz, komendancie, że ciało Mortena znaleziono dwie godziny temu. My w świątyni byliśmy wczoraj koło pierwszego dzwonu, potem na targu i resztę czasu spędziliśmy w karczmie. Włącznie z nocą, możesz pan zapytać gospodarza w “Kulawym Psie”. Druga rzecz, że gdybyśmy naprawdę byli podejrzani, to nie ucinalibyśmy sobie teraz tej pogawędki, i to z najważniejszą osobą w tym budynku, tylko od razu zostali zamknięci w lochu. Więc po co ta cała szopka? O co naprawdę chodzi? - Najemniczka zmarszczyła brwi i skrzyżowała spojrzenie z komendantem, nie uciekając wzrokiem nawet na moment.

- Znaleziono go dwie godziny temu... - Konrad spojrzał na komendanta. - Jak zginął? Zaszlachtował go ktoś, zakłuł, czy może udusił? A może otruł jakąś paskudną trucizną? A po zwłokach sądząc... kiedy zginął?

Po słowach Konrada odezwała się też Cassandra. Mimo iż mówiła cicho to Rudiger usłyszał jej komentarz i w zasadzie popierał go w pełni. Zwykle zabójcami byli najbliżsi albo osoby przez najbliższych najęte. W tym jednak przypadku mogło też chodzić o sam obraz skoro na miejscu mordu go brakowało. Ojciec Morten tak się nim ekscytował, że raczej nie byłby skłonny go oddać po dobroci. Rudiger miał tylko nadzieję, że kapitan lada moment nie poprosi ich o pomoc w ramach oczyszczenia z zarzutów… Schultz z chęcią znalazłby cwaniaka, który zabił uprzejmego duchownego, ale nie był skłonny wyręczać straży za darmo.
 
Lechu jest offline