|
Do tej pory nie wychylałeś się zbytnio i wszystko było wundabar. W takim mieście jak Middenheim nawet bycie strażnikiem miejskim nie zapewniało nietykalności w pewnych dzielnicach. Ty jednak wiedziałeś, gdzie trzeba się kręcić i kiedy zamieniać z kumplami ze straży na zmiany. A jak wychodziłeś na miasto, to jak Pan. Prawo musiało być po twojej stronie, ale tylko tam, gdzie można je było egzekwować w BEZPIECZNY sposób. Dlatego Ostwald i ruiny rzeźni Fleishera, gdzie jebnęła bomba Chaosu omijałeś, bo ponoć kręciły się tam wynaturzone pomioty, ginęli ludzie, a i strażnicy, co się tam zapuszczali, żeby sprawdzić o co chodzi, już nie wracali. To ci do szczęścia potrzebne nie było, bo ty wybrałeś bezpieczną służbę i przeżycie.
Za takie pieniądze, jak dawali w straży, to tylko idioci by szli tam, gdzie Chaos. Liczyła się dobra, spokojna posadka, pokazanie przy mniejszej, bądź większej okazji, że się jest tym, co stanowi PRAWO i tyle. Takie prześlizgiwanie się, w którym byłeś niemal mistrzem. Takie przeżycie, z dnia na dzień, bo zarabiać jakoś trzeba było. Porządek musiał być, bez względu na nastroje, jakie panowały w narodzie, a ty mundur mocno szanowałeś. Zwłaszcza, jak się nie miał gdzie pobrudzić. Tym bardziej zmartwiło cię, że komendant Schutzmann stwierdził, że będziesz nadawał się do roboty w polu. Nie, nie takim polu wiejskim, tylko na mieście. W innych dzielnicach pewnie. A to oznaczało wyjście poza własną strefę komfortu. A to z kolei oznaczało, że już nie będzie tak fajnie i kolorowo, jak do tej pory. Zmartwiło cię to, bo zmian nie lubiłeś, zwłaszcza takich, które ktoś ci narzucał.
Myśląc o tym, doszedłeś do wniosku, że może twój kierownik drużyny szepnął słowo Schutzmannowi, że się opieprzasz, zamieniasz z kolegami na zmiany i idziesz tylko tam, gdzie problemem może być kradzież chleba albo małoletnie dupodajki mające spięcia z domorosłymi sutenerami. A może to, że pobierasz datki na straż, które lądowały od razu w twojej kieszeni? Nie, o tym nikt nie wiedział, chociaż plotki roznosiły się w tym mieście szybciej, niż zaraza. Może Schutzmann chciał cię sprawdzić, czy nadajesz się do czegoś więcej, niż tylko łażenie między ludźmi w mundurze z wysoko zadartą głową i wyciągniętą po pieniądze dłonią? Takie i inne myśli przeskakiwały ci przez umysł, gdy usłyszałeś harde: - Strażniku Glauber, wejść!
Ruszyłeś więc pewnym krokiem do środka, bo przecież nosiłeś na piersi symbol Ulryka. Byłeś PRAWEM w tym mieście!
Schutzmann wysłuchał pytań i tego, co mieliście do powiedzenia. Gdy skończyliście, zabrał głos. - Z tego, co mi wiadomo, ojciec Morten został otruty. Jego ciało wciąż znajduje się w świątyni Sigmara, na miejscu zbrodni. Kapłani i akolici zostali wnikliwie przesłuchani i nic nie wskazuje na ich udział w tym morderstwie. I nie, nie jesteście podejrzani, ściągnąłem was tutaj, bo mam dla was pewną propozycję. - Splótł palce obu dłoni patrząc po was. - Mam niewystarczającą liczbę ludzi. Graf, Ar-Ulryk i rycerze są nieobecni i to na straży spoczywa większość obowiązków związanych z porządkiem i obronnością. Odnosząc ikonę do świątyni, daliście świadectwo, żeście godni zaufania. Przydałaby mi się wasza pomoc w tym śledztwie, zwłaszcza, że częściowo zostaliście już w to wmieszani. Oczywiście nie za darmo - na czas śledztwa będziecie otrzymywać wypłatę strażnika miejskiego, co równa się dwóm szylingom dziennie.
Zarobek może nie był powalający, ale odnosiliście wrażenie, że gdybyście nie zgodzili się na udział w śledztwie, Schutzmann i tak znalazłby sposób, byście zostali jakoś powiązani ze śmiercią ojca Mortena. Była to więc niejako propozycja nie do odrzucenia. - Oprócz tego, dostaniecie wsparcie jednego z moich ludzi, który zna Middenheim jak własną kieszeń i dzięki niemu będziecie mieć ułatwione wejście tam, gdzie cywile zwykle wejść nie mogą. Strażniku Glauber, wejść! - Ostatnie zdanie wykrzyczał mocnym głosem.
Moment później w pokoju pojawił się wysoki, szczupły mężczyzna w biało-niebieskim, nieco znoszonym już mundurze, z twarzy podobny zupełnie do nikogo. - To jest Heinrich Glauber, wasz nowy towarzysz - powiedział Schutzmann. - Glauber, to są ludzie, którzy odnieśli wczoraj ikonę Sigmara do ojca Mortena, zamordowanego tej nocy. Nie są podejrzani w sprawie, będą starać się ją rozwiązać, a ty zapewnisz im wszelką pomoc, zrozumiano? Ułatwisz im poruszanie się po mieście i wejście tam, gdzie będą chcieć wejść. Wszystko w ramach uprawnień strażnika i prawa Middenheim. Gdyby były jakieś problemy, raportuj. Będziesz ich wsparciem do czasu, aż cię osobiście nie odwołam. A teraz, jeśli nasi nowi pomocnicy nie mają już żadnych pytań, przejdźcie się do świątyni Sigmara i zbadajcie jeszcze raz miejsce zbrodni. Może natraficie na coś, co przeoczyła poprzednia grupa. Czas nagli, a ta sprawa ma najwyższy priorytet.
Z wejściem do świątyni nie było żadnego problemu, gdy Heinrich wyjaśnił, po co żeście się tutaj znaleźli. Z mundurem nawet Sigmaryci nie dyskutowali, prowadząc was na miejsce zbrodni. Wewnątrz wciąż kręciło się kilku strażników miejskich przepytujących akolitów, a od mężczyzny, który was prowadził dowiedzieliście się, że najwyższy kapłan zamknął pokój Mortena od razu po odkryciu ciała, więc na miejscu niczego nie ruszano. Niedługo potem znaleźliście się w kwaterze zamordowanego. Oświetlony dwoma lampami pokój nie był duży, lecz wygodnie urządzony. Przy jednej ze ścian stało proste łóżko, po przeciwnej stronie wysoki regał z książkami. Martwy ojciec Morten siedział pod oknem, pochylony nad biurkiem, jakby właśnie zasnął. W pokoju było bardzo zimno, co mogło oznaczać, że okno otwarte było już dłuższy czas. Na blacie biurka i podłodze rozrzucono arkusze pergaminu, którymi smagał delikatny wiatr. Wszystkie na pierwszy rzut oka wyglądały na niezapisane.
|