Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2019, 14:06   #342
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Najpierw pojedziemy do Hedeb, żołnierzyku – Saadi podkreślił pierwsze słowo. Białe ząbki Zahiji błysnęły w gniewnym grymasie. – Potem możecie sobie jechać do Sabol, czy gdziekolwiek chcecie… A teraz do Dakhi.

Wyruszyli w drogę, posiłkując się mapą jaką Ianus znalazł przy trupach wiszących na wielkim drzewie. Tym razem, po zniszczeniu świątyni Res Hora’ab milczało. Nie słychać było przeklętych bębnów ani jakichkolwiek odgłosów krwiożerczych małpoludów w gęstwinie. Jedyne co się nie zmieniło, to komary. Nadal ich chmary krążyły nad jadącymi awanturnikami, tnąc na potęgę.

Trzy dni minęły, ale nadal nie dotarli do Dakhi. Wyjechali natomiast z gór, zagłębiając się w pokryte nielicznymi skupiskami drzew, wysuszone pogórze. Niektóre doliny jakimi jechali były zieleńsze, wilgotne od płynących ich dnami rachitycznych cieków. W którejś z kolei dolince między wzgórzami, Jahmilla oznajmiła, że poznaje okolicę. Minęli zniszczone gospodarstwo, potem kolejne.
- To małpoludy – wyjaśniła księżniczka. – Z tamtej przełęczy będzie już widać Dakhi.


Siedziba szejka nie zrobiła na podróżnych zbyt dużego wrażenia. Zabudowania rozlewały się wokół stoków wzgórza, na którym znajdował się meczet i schodziły nad błotnistą, wolno płynącą strugę, która pełniła rolę nie tyle obronną co kanalizacyjną. Nad jej brzegiem wzniesiono w kilku miejscach kamienne odcinki murów, z których w górę pięły się wieżyczki. Nad wszystkim powiewały czarno-granatowe proporce z symbolem naciągniętego łuku.

Jahmilla skierowała się do brodu. Obecni tam strażnicy, widząc kto nadjeżdża podnieśli larum. Ktoś pognał zawiadomić władcę Dakhi i powrocie porwanej córki. Zaciekawieni ludzie zbierali się przy głównej ulicy, chcąc zobaczyć o co chodzi. Gwardziści formowali kordon.

Jahmilla przybrała władczą pozę, zupełnie nie współgrającą z jej opłakanym wyglądem i pozdrawiała tłum, trzymając się pleców Cedmona, za plecami którego jechała. Saadi okutał się w zawój Zahiji, zasłaniając całą swoją aparycję. Mruczał coś pod nosem, ale jadący obok Ianus nie mógł zrozumieć słów. Już wcześniej Czarnoksiężnik wymógł na nim zwrot skrzynki, jaką legionista wydobył w jego krypcie. – Mam nadzieję, że nie zabawimy tu zbyt długo – odezwał się głośniej. – Spieszy mi się do tego Hedeb… Już tak blisko…

Jechali główną aleją, wzdłuż kramów, warsztatów, kawiarni i palarni, a naprzeciw nich, z pałacu wyszła, a raczej wybiegła grupa osób. Przewodził jej wysoki, chudy mężczyzna w czarno-granatowej, wyszywanej złotymi monetami szacie. Miał ciemną brodę, przetykaną siwizną i krótko ścięte, siwiejące włosy. Jego czoło zdobił wytatuowany werset z Świętej Księgi.
- Córko. Dziękować Fahimowi, żeś zdrowa wróciła w domowe pielesze – sięgnął w górę i ściągnął Jahmille z konia. Skinął komuś z tyłu i natychmiast wystąpiła zawoalowana kobieta, która owinęła księżniczkę błękitnym zawojem. Córka szejka pokłoniła się i wycofała bez słowa, stając wśród podobnych sobie, identycznie odzianych kobiet.

- Dostaniecie swoją nagrodę… - zaczął szejk, ale umilkł przyglądając się kompanii. Zmrużył podejrzliwie oczy, przeskakując wzrokiem po twarzach i sylwetkach. – Kim jesteście? Nie z Wami umawiałem ratunek córki.
 
xeper jest offline