Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2019, 23:38   #57
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dziękuję wszystkim za dialog

Rudigera ciekawiło w jaki sposób został otruty ojciec Morten. Trucizna mogła zostać podana w różnej formie i na różne sposoby. Mogła to być malutka strzałeczka nasączona śmiertelnie niebezpiecznym płynem, którą zabójca trafił duchownego w odsłoniętą część ciała przez uchylone okno. Mógł to być podmieniony niezauważalnie lek, który ojciec Morten zażywał. Mogła to być trucizna w jedzeniu albo trunku. Mogła to być nawet maść, która według jakiegoś szarlatana odstraszała owady. Możliwości było naprawdę wiele, a odpowiedź zwykle wychodziła przy bardzo dokładnej sekcji zwłok. Do tego jednak potrzeba była prawdziwego wirtuoza od krojenia trupów, a znaleźć takiego nie było sprawą aż tak banalną i oczywistą.

Schutzmann poinformował, że akolici i kapłani zostali wnikliwie przesłuchani jednak Rudiger wątpił w skrupulatność wymiaru sprawiedliwości, któremu najwyraźniej brakowało ludzi aby zająć się czymś tak ważnym i priorytetowym jak śmierć wysoce postawionego kapłana Sigmara i kradzież najstarszej widzianej w Imperium ikony Młotodzierżcy. Schultz doskonale znał świat przestępczy, w którego spektrum idealnie wpisywali się strażnicy szukający winnych tak aby nie wpaść w zbyt głębokie szambo przy okazji zbierając kilka hojniejszych „datków”.

Wynagrodzenie, o którym wspomniał kapitan wywołało u zabijaki malutki uśmiech. Wojownik był rad, że nie byli podejrzanymi jednak 2 Srebrne Szylingi za dzień pracy? Oni żyli z takiej pensji? Ci strażnicy musieli z postury przypominać rybaków jedzących resztki niesprzedanych po połowie ryb… Z drugiej strony Schultz bez wahania wziął te robotę, bo idealnie wpisywała się ona w jego nowy życiorys bohatera. Ojciec Morten był dla nich miły i ofiarował im naprawdę sowite wynagrodzenie za doniesienie obrazu na miejsce. Nie narzekał, nie żałował dobrych słów. Kapłan nie musiał dawać im nic, bo oni dotrzymywali słowa danego na łożu śmierci innemu duchownemu. Morten jednak postąpił uczciwie. Zapewne staruszek pochwalił się komuś co przypłacił życiem i utratą relikwii. Dobrzy ludzie byli często zbyt ufni…

Nowo mianowani śledczy nie mogli ruszyć w miasto samopas – z glejtem czy odznaką od kapitana – dlatego Schutzmann wspaniałomyślnie przydzielił im jednego ze swoich ludzi. Rudigerowi aż szkoda było tego biedaka, który będzie musiał niańczyć grupę, która pierwszy raz w życiu miała zająć się dochodzeniem w sprawie morderstwa. O tak. Oni nie mogli zająć się na początek czymś mniej wymagającym jak samozapłon stodoły czy pobitym do nieprzytomności kramarzem. Nie. Im musiała przypaść kradzież wartego zapewne setki Karli obrazu i mord na jednym z najstarszych, najbardziej znanych kapłanów w Middenheim. Im. Adeptom sztuki dochodzeniowo-śledczej. Jeden co prawda już tropił, ale różniła była taka, że wyglądał wojsk nieprzyjaciela, a nie mikrośladów na szyi pomarszczonego kapłana zastanawiając się czy to znamię po szczepionce z dzieciństwa czy dziurka po igle, która trafiła Mortena kilka godzin wcześniej po wystrzeleniu przez uzbrojonego w dmuchawkę zabójcę udającego sprzedawcę brukwi.

Poza Konradem w drużynie mieli samych asów wywiadu. Jedna dosłownie wybijała informacje z ludzi na tyle głupich aby wejść jej w drogę. Kolejny był bardziej mistrzem taktycznym, bo jak nazwać to co odjebał w Immelscheld wchodząc na wóz aby po chwili zrozumieć, że nie ma widoczności na przeciwnika? Dalej było tylko lepiej. Nastolatka potrafiła dosłownie wyssać wszelkie cenne informacje ze swojego informatora. Ostatni petent też był na swoim miejscu stosując metody, które tutejszej straży spodobałyby się tak bardzo, że zatrudniliby go na miejsce szkoleniowca. Pierwszy wykład nosiłby nazwę „Dlaczego dwa dolne żebra przesłuchiwanego łamią się łatwiej niż suche gałązki runa Drakwaldu?”.

Rudiger myślał, że ktoś przyszedł posprzątać, ale okazało się, że gość, który wszedł do gabinetu kapitana nie był sprzątaczem tylko ich nowym towarzyszem. Heinrich nie wyróżniał się niczym specjalnym nie przypominając ani rybaka, ani strażnika. Schutzmann wspomniał o uprawnieniach strażnika, które Schultz z chęcią by poznał. Dokładniej interesowała go granica kontaktów niewerbalnych, na które mógł sobie pozwolić w kontakcie z przesłuchiwanym. Schultz nie lubił załatwiać spraw bez przemocy czy zastraszania, a przy Cassie nawet przeklinać mu nie wypadało. Dziewczyna wzdrygała się za każdym razem kiedy rzucił mięsem. Może to było powiązane z jej ojcem, który nie tylko ją krzywdził fizyczne, ale też wyzywał? Zabijaka wzdrygnął się na myśl śledztwa zgodnego z literą prawa jednak czuł też dziwny spokój i rozluźnienie kiedy było mało prawdopodobne, że po tym „śledztwie” trafi na stryczek.


Cassandra od razu po wyjściu z gabinetu komendanta, chwyciła Rudigera za rękę. Nowy strażnik, który z nimi wyszedł, wydawał się być uprzejmy, jednak dziewczyna miała uczucie, że jej nie lubi. Poza tym szli obejrzeć zwłoki kolejnego kapłana, a dla wrażliwej Cassandry jeden trup był wystarczający i nieco się zestresowała. Nie rozumiała czemu ma się tym zajmować. Niby fart, jakby Randall czuwał, bo znaleźli robotę do której wspólnie się nadają, ale Cass nie czuła się z tym komfortowo. Kiedy opuścili budynek straży, Rudiger postanowił się odezwać.

- Wygląda na to, że los mimowoli wrzucił nas w to samo bagno. - rzucił wysoki, dobrze zbudowany facet z kwadratową szczęką i lekko podkrążonymi oczami. - Rudiger Schultz. - przedstawił się wojownik ubrany w ćwiekową skórznie.

- Erika Kraus - powiedziała do Heinricha. - Mam nadzieję, że współpraca będzie nam się układać, bo nie lubię się niepotrzebnie denerwować. - Posłała mu wymuszony, ponury uśmiech, jeden z tych na zasadzie: “jak jesteś wkurwiającym typem, to lepiej nie wchodź mi w drogę”.

- Konrad Weber - przedstawił się przepatrywacz, nie dodając do imienia i nazwiska żadnych komentarzy dotyczących ewentualnej współpracy.

- Glauber. Heinrich Glauber - przypomniał strażnik. Na razie zastanawiał się czy bardziej opłaca mu się do nich zbliżyć, czy trzymać na dystans. Okaże się podczas śledztwa. Chociaż właściwie, pewne rzeczy są opłacalne już teraz. - Jeśli czegoś potrzebujecie z zasobów Straży Miejskiej, powiedzcie.

- Na razie byśmy potrzebowali, żeby straż miejska się od nas odwaliła, ale na to nie możemy liczyć, więc cóż… - Erika wzruszyła ramionami, odpowiadając Heinrichowi dość oschle. - Ja innych potrzeb na razie nie mam, bo te, które mam, się teraz nie spełnią.

- Skoro miejsce zbrodni czeka na nas nietknięte chyba najlepszym wyjściem będzie aby Konrad i Heinrich zbadali ślady. - powiedział po chwili ciszy Rudiger. - Ja mogę przypilnować szeroko rozumianego porządku. Porozmawiałbym z osobami najbliższymi kapłanowi o ile nie zrobili już tego strażnicy. Mogę też pilnować aby w trakcie badania śladów w gabinecie kapłana nikt tam się wam nie pchał. Jeszcze ktoś zadepcze ślady… - wojownik spojrzał na Cassandrę. - Cassie, pomożesz mi przy wyciąganiu informacji od akolitów? - kiedy Cassandra kiwnęła twierdząco głową, zabijaka spojrzał na najemniczkę. - Erika, może byś porozmawiała z rycerzami zakonnymi, o ile któryś się ostał w świątyni? To zwykle weterani więc pewnie znajdziecie wspólny język.

- Obejrzę ślady - odparł Konrad - ale pewnie tam się przewinął cały tłum ciekawskich - dodał z brakiem entuzjazmu.

- Kapitan mówił, że miejsce zbrodni zostało zamknięte. - powiedział Schultz. - Jak ktoś tam przed nami był to pewnie nie były to tłumy.

- Sigmaryci przestrzegają prawa - przyznał niechętnie Heinrich, jak zawsze kiedy musiał mówić coś dobrego o nich - przynajmniej na pokaz. Więc pokój będzie zamknięty.

- No przecież Schutzmann mówił, że akolici i kapłani zostali przesłuchani i żaden z nich nie jest zamieszany w to morderstwo - rzuciła Erika w stronę Rudigera. - Najpierw rozejrzę się z Konradem i Heinrichem po pokoju Mortena, a potem w razie wątpliwości porozmawiam jeszcze z innymi. Poza tym, ty masz bardziej gadane, to możesz spróbować znaleźć rycerzy.
Wolała rozejrzeć się po miejscu zbrodni. Na gadanie będą mieć jeszcze czas.


- Zostali przesłuchani, ale o co byli pytani poza standardowym “czy ojciec miał wrogów “ albo “czy nie kręcił się w okolicy ostatnio nikt podejrzany” nie wiemy. - rzucił Rudiger z przekąsem do wojowniczki. - Rozejrzyjcie się we trójkę po pokoju kapłana, a ja z Cass postaramy się znaleźć kogokolwiek posiadającego przydatne informacje. - dodał spoglądając z uśmiechem na Cassandrę.

- Do przesłuchania pewnie doszło… ale nie zaszkodzi jak pogada z nimi ktoś niewyglądający na strażnika - dodał strażnik - I wbrew opowieściom bajarza Csimajami, zazwyczaj takie właśnie pytania wystarczają. O ile nie okazuje się wręcz, że “morderstwo” to wielkie słowo na sprawę męża, który po pijaku uderzył żonę jeden raz za dużo. A pokój mus nam obejrzeć. Podobno dostarczyliście ojcu Mortenowi jakąś świętą ikonę?

- Dokładnie. - odpowiedział Rudiger. - Nie był to byle obrazek, bo ojciec Morten omal nie zszedł ze szczęścia. - dodał wojownik. - Ponoć najstarsza ikona jaką kapłan widział w życiu, a pewnie wiele już w owym doświadczył.

- Twoim zdaniem wyglądał na kogoś kto pochwalił by się nią całemu zgromadzeniu, czy zachował to dla siebie? - dopytał Heinrich - A, i czy jesteście pewni że nikt za wami nie szedł? Kto wiedział, że macie ją ze sobą? Taka ikona jest cenna, musi być wiele warta. Dla kolekcjonera. Albo kultystów. Wygląda mi to na motyw - może i mówił oczywiste rzeczy, ale kto wie, czy dla ludzi, którzy pierwszy raz prowadzą śledztwo też takie są.

- Wiedzieli jedynie nieliczni. - powiedział Schultz. - Kapitan straży z Untergardu, nieliczni ochotnicy walczący z nami ramię w ramię z zielonoskórymi. Jak dla mnie to nikt ze wspomnianych. Prędzej byłbym w stanie uwierzyć, że ojciec Morten komuś się pochwalił, bo ekscytacja sięgała zenitu. - zabijaka się zastanowił. - Nie jestem jednak pewien, bo kapłana widziałem raz w życiu. Może ktoś z akolitów powie czy denat wszem i wobec ogłosił istnienie tej ikony.

- A jak dla mnie to kilkunastu podejrzanych albo świadków. Niemożliwe, żeby żaden z ochotników po przybyciu do karczmy nie napił się piwa i nie pochwalił, że brał udział w ocaleniu cudownej ikony… Najdalej pojutrze całe miasto będzie wiedzieć. A różni dobrze poinformowani wiedzieli pewnie już wczoraj. No nic, zobaczymy co zastaniemy na miejscu.

- Jest wiele mniej i bardziej głupich docinek o “niemożliwe” a my dopiero się poznaliśmy więc nie prowokuj, Heinrich. - rzucił z uśmiechem Rudiger. - Uwierz mi, że ludzie, którzy przeżyli dziewięciodniową bitwę ze zwierzoludźmi, starcie z nieumarłymi, trasę przez Drakwald i walkę z zielonoskórymi srają na obraz w pozłacanej ramie. - wyznał smutną prawdę wojownik. - Ci dobrze poinformowani to chyba guślarze, wróżbici i ewentualnie osoby, którym się pochwalił ojciec Morten. Wiedz jednak, że jak śledztwo utknie w martwym punkcie sprawdzimy i uchodźców. Sprawdzimy wszystko.

- Nie zrozumieliśmy się. Wierzę, że ludzie, którzy przeżyli dziewięciodniową bitwę ze zwierzoludźmi, starcie z nieumarłymi, trasę przez Drakwald i walkę z zielonoskórymi srają na obraz w pozłacanej ramie. Niestety, uwierz mi, ludzie, którzy przeżyli dziewięciodniową bitwę ze zwierzoludźmi, starcie z nieumarłymi, trasę przez Drakwald i walkę z zielonoskórymi gdy tylko dotrą w bezpieczne miejsce również idą się napić. I gadają o tym co przeżyli. A w Middenheim mamy prężnie działające środowisko kryminalne. A i kultystów znajdziesz jak dobrze poszukasz, nigdy nie da się ich wybić do końca, przyczaili się tylko. I mają informatorów, którzy z pewnością pilnie nasłuchują wieści spoza miasta.

"Prężnie działające środowisko kryminalne", powtórzył z ironią, w myślach, Konrad. "A straż nic z tym nie robi..."
- No to straż się przydaje - powiedział.

- Tak, pewnie łażą tam, gdzie bezpieczniej, żeby w cymbał nie dostać, skoro działa tutaj prężnie środowisko kryminalne i kultyści - rzuciła z przekąsem Erika, zerkając na Konrada, który do niej mrugnął.

- Rzeczywiście się nie zrozumieliśmy. - powiedział Schultz. - W Nuln też mieliśmy prężnie działające środowisko kryminalne. - dodał z ponurym uśmiechem. - Duże miasta wiele łączy chociaż tam bardziej waliło prochem. - zaśmiał się zabijaka.

- Poza tym… - Erika nie byłaby sobą, gdyby czegoś nie dodała do tej wymiany zdań między oboma panami. - Nie widziałeś uchodźców z Untergardu… w większości to starcy i kobiety z dziećmi. W dodatku całkowicie wycieńczeni psychicznie tym, co ich spotkało. Nie wydaje mi się, żeby któreś z nich łaziło po karczmach i rozpowiadało o tym, żeśmy odnieśli ikonę w złotej ramie. Zwłaszcza, że wiele dobytku im nie zostało i pewnie zostali zakwaterowani jak te szczury w tych barakach w Południowej. - Skrzywiła się. Nie cierpiała ludzi, którzy nie znając sytuacji innych, ferowali wyroki.


Z nowym towarzyszem śledczy mogli bez ogródek przejść do sedna sprawy. Jedni skierowali swoje kroki do pokoju ojca Mortena, a drudzy zdecydowali się zebrać informacje od akolitów, kapłanów i rycerzy zakonnych – o ile któryś z tych ostatnich był na miejscu. Rudiger wraz z Cass zapytali o wszelkie rewelacje również będących na miejscu strażników. Zabijaka wątpił aby któreś z podręcznikowych pytań zadawanych przy morderstwie wykazało coś więcej niż już wiedzieli jednak zapytać zawsze było warto.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 31-08-2019 o 09:24.
Lechu jest offline