Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2019, 23:05   #113
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Witold Bury

Trójka mężczyzn wpadła do środka, zaś najbardziej obszerny, mający najlepsze lata za sobą z nich znalazł się na przednim fotelu pasażera.

- Jedź! Jedź… człowieku, jedź! – wrzeszczał z trudem łapiąc oddech. Był czerwony na twarzy. Ktoś kopał z tyłu jego fotel. Tylko jedna osoba posłuchała jego polecenia, co rozpoznał po kliknięciach świadczących o bezskutecznej próbie trafienia metalowym zaczepem w otwór.
Facet sięgnął do drążka zmiany biegów. Gnojek z tyłu przestał kopać i zaczął szarpał ramię Burego.

Były żołnierz był szybszy, przez co grubas złapał go za rękę i ani myślał puścić, ale w tej chwili były ważniejsze rzeczy niż obmacujący go wąsacz. Wsteczny, sprzęgło, gaz, kierownica, ręczny. Wszyscy nieprzypięci polecieli na prawą szybę. Brzuchaty jegomość mocno trafił w nią głową. Z tyłu rozległy się jęki bólu. Sprzęgło, jedynka, gaz. Już po krótkiej chwili pasażerowie wciskani w fortele zaczęli panicznie chwytać pasy. A Witold mógł wrzucić dwójkę. A potem trójkę.

Samochód błyskawicznie się rozpędzał. Nim usłyszał kliknięcia już przygotowywał się do wrzucenia piątki. Spoglądał we wsteczne lusterko. Dysk leciał pochylony w ich stronę i cały czas się zbliżał pomimo tego, że Bury właśnie domykał szafę. Na prostej nie miał szans.
Ręczny, kierownica. Wszedł w zakręt bokiem niemalże wpadając na latarnię. Wewnątrz rozległy się krzyki. Redukcja, gaz, powtórz. O tej porze ruch uliczny był znacznie mniejszy niż w ciągu dnia, ale i tak Bury często zmuszony był wyprzedzać przynajmniej na trzeciego w sytuacji, gdy pozostałe pojazdy również przyspieszały chcąc uciec przez niezidentyfikowanym obiektem latającym. Zmuszony był lawirować mniejszymi uliczkami, a także wyprzedzać z prawej strony. Fotoradary błyskały jak nadchodząca burza. Zagłuszona przekleństwami i krzykami przerażonych pasażerów.

- Będę rzygał! – usłyszał za swoimi plecami w momencie, w którym spodek poleciał do przodu, zaś Bury zwalniał ze zgaszonymi niedawno światłami.




Adam Sosnowski, Patricia Phoenix

- Wiesz Szefie czego naprawdę, NAPRAWDĘ bym chciał? Żebyś wsadził so…

Krótki wizg wystrzału skutecznie i przedwcześnie zakończył wypowiedź Adama. Świadomość bólu dochodziła do niego zadziwiająco powoli. Nie czuł żadnego uderzenia ani szarpnięcia. A przynajmniej nie tak jak to się odbywało w filmach, gdzie ludzie skonfrontowani z pociskami tańczyli jak podłączeni pod wysokie napięcie. Krew dość obficie spływała na siedzisko.
Palec wskazujący lewej ręki Sosny leżał tuż obok niego oddzielony od ciała wylewającego z siebie. Patricia widziała jak Sprzęgło siedzi niewzruszony. Tuż przed wystrzałem lekko poruszył dłonią. Musiał mniej więcej celować w rękę Sosnowskiego. Nawet gdyby nie trafił, to najprawdopodobniej zaprowadziłby ciszę. Nie mógł nie patrząc nawet na swoją broń skierować ją tak, by odstrzelić komukolwiek palec. Takie umiejętności istniały tylko na kartach komiksów DC, gdzie istniał Deadshot. W rzeczywistości to było absolutnie niemożliwe. Prawda?

- Nawet nie wiesz jakie masz szczęście, dzieciaku – odezwał się spokojnie. Widok nie robił na nim najmniejszego wrażenia. Ponownie zaczął mówić. Powoli, niespiesznie, z namysłem.

- Masz wielkie szczęście, że mam bardzo silne przypuszczenia odnośnie natury twojej mocy. Masz szczęście, że z niej nie skorzystałeś. Wiesz, co by wtedy było. Zgrabny otworek między oczami. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, że daję wam wolność. Owszem, brudną, ale wolność. Myślicie, że możecie teraz wyjechać gdziekolwiek i pozostać anonimowymi? Nie dla służb specjalnych. Czy rozumiecie, że jesteście bronią, o którą każdy kraj gotów będzie zabić każdego? Nigdzie się nie ukryjecie. Możecie wyjechać, uciekać, ale was znajdą. Jeśli nie jedni, to drudzy. Uciekniecie Niemcom, to schwytają was Francuzi. Znikniecie Francuzom, to wręcz w prezencie podacie się na tacy Hiszpanom. Możecie próbować uciekać w nieskończoność, a i tak wam to nic nie da. W mojej opinii wpadniecie przy pierwszej akcji służb. Nie wydostaniecie się. Uchowaliście się tylko dlatego, że jest was dużo i rozpoczyna się chaos. Zostaniecie bronią lub królikami doświadczalnymi. Chyba, że będziecie mieć pieniądze na całkowitą zmianę tożsamości. Za tydzień, nim opadnie kurz, możecie być wolni dzięki brudnym pieniądzom zarobionym jako łapacze niewolników. Albo do nich dołączycie. Na moje oko zabrałem wam już tyle czasu, ile było trzeba, żebyście nie mieli go zbyt dużo. Musicie włożyć palec do lodu i wezwać karetkę, a może jeszcze da się go odratować. Każda chwila jest cenna, ale zanim zaczniecie coś robić potrzebuję odpowiedzi na moje pytanie. Jesteście zainteresowani moją propozycją? Oczekuję odpowiedzi „tak” lub „nie”. Od obojga. Każde z was ma jedno słowo do wydania. Więcej nie przyjmę. Słucham.




Dominik Kollar

Ranek był bardzo spokojny. Przynajmniej w stosunku do poprzedniego wieczora, jeśli wierzyć słowom Bojana. W telewizji, przed którą siedział Seba, niemal na każdym Malijskim kanale przedstawiano relację na żywo spod statku kosmicznego. Obiekt ponownie zawisł nad stadionem i ani myślał się poruszyć.

- No ba! – odparł brodaty matematyk, kiedy tylko Dominik zaproponował wyjście na dach.

- Czekaj no, gdzieś tu miałem teleskop.

Otworzył gwałtownie szafę i pochylił się. Ich uszu doszły stuki i brzęki przewalanych rzeczy. W końcu wielki przyjaciel księdza wyłonił się trzymając w garści całkowicie amatorski teleskop na kolebiącym się statywie. Zapewne kupił go w supermarkecie po okazyjnej cenie. Gwiazdy przez to zapewne przypominały nieco większe kropki, ale powinien być wystarczający w przypadku statku kosmitów znajdujących się w odległościach nieliczonych w latach świetlnych. Żółta tuba była w rzeczywistości większą wersją używanej od wieków lunety. Tylko się nie składała, przez co była znacznie mniej poręczna.

- Mogę iść z wami? – dziewczynka odezwała się pierwszy raz. Miała dziecięcy głosik.

- Jasne, no nie? – zwrócił się do Dominika Bojan, po czym zapytał kibica Tytanii czy również chce dołączyć, ale łysa czaszka wykonała dwa przeczące ruchy głową. Przełączył na Eurosport.

- Nein.

Kilka minut później już byli na górze. Znajdowały się tam rozmaite anteny i małe „szopki” z metalowymi drzwiami. Przeszli obok piorunochronu, po czym zatrzymali się. Bojan rozstawił teleskop i ustawił go. Przez dłuższą chwilę nie odrywał wzroku.

- Cholera, chyba szkła się zamazały, ale dziadostwo wygląda na całkowicie gładkie. Sam zobacz.

Kiedy Dominik spojrzał przez urządzenie zobaczył mocno rozmazany obraz. Zupełnie jakby ostrość była źle ustawiona. Niemniej mimo wszystko i tak widział gładki, opływowy kształt statku kosmicznego. Nie było na nim żadnych wypustków, wgłębień ani zdobień. Jednolita, metalowa konstrukcja, w której ciężko było wyróżnić linie łączące poszczególne części konstrukcji. Niemniej nie mógł mieć żadnej pewności przez niską jakość obrazu.

Po nim przyszła kolej na Klarę – tak przedstawiła się dziewczynka, którą Bojan zapytał o imię. Z jej ust wyrwało się westchnienie. Nie mogła oderwać oka od przerośniętej lunety.
Obiekt nie był daleko. Mógł być najwyżej kilkanaście kilometrów dalej, przez co mieli dobry widok. Szczególnie, że pojazd wisiał na wystarczającej wysokości, by nie zasłaniały go budynki.

W końcu jednak zeszli do mieszkania. Nic się nie działo. Statek nie poruszył się ani na jotę, zaś ulice wyglądały na opustoszałe, co było nieco osobliwe. O tej porze większość z nich biegła do pracy.
Otworzyli drzwi i… jak na komendę obaj się zatrzymali. Przy jednym ze stolików siedziało czterech mężczyzn w średnim wieku. Grali w… pokera kartami do Czarnego Piotrusia.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline