Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2019, 00:05   #16
Loucipher
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
No to teraz pora, bym i ja przedstawił Wam wszystkim moją postać.


Ten smagły przyjemniaczek z wydatną szczęką i przeciwsłonecznymi okularami to właśnie kapral Andrew Grayson. Lat... ponoć 20, do tylu się przyznaje. Wzrost... jak by to w Ameryce powiedzieli, 5 stóp i 8 cali, czyli jakieś 172 cm dla tych, co żyją w Europie czy jakiejś innej Irlandii. Włosy jak widać, brązowe, i nie dlatego, że krowy latają (bo nie latają). Oczy też brązowe, kto go widział bez bryli, ten wie. Zbudowany nieźle, choć nie atletycznie... raczej zwinny niż przysadzisty, ruchy ma nawet trochę kocie. Mówi niskim, spokojnym głosem, jest raczej przyjazny i kontaktowy, choć nie jest gadułą. Za to uważnie obserwuje i macie wrażenie, że niewiele rzeczy mu umyka, jeśli w ogóle.

Większości z Was zapadł w pamięć na poligonie. To ten, co jak Wam zrobili bieg w maskach gazowych przez chmurę gazu łzawiącego, to przebiegł pierwszy bez choćby jednego odkaszlnięcia. I do tego... bez maski. Jak już pozbieraliście szczęki, ktoś przytomnie zapytał, skąd gość jest... no i się wydało, że znad Wielkiego Ścieku. Znad Missisipi, znaczy się. Ponoć z okolic Memphis. Tak, to tam, gdzie kiedyś, dawno temu, mieszkał ten znany piosenkarz, za którego płyty niektórzy dadzą wszystkie gamble, jakie mają. Ten, co go wołali "Elvis". Tak czy owak, nie robią na nim wrażenia żadne chemiczne wyziewy. Za to jak raz go wieźli ciężarówką, to usyfił cały błotnik fasolą z puszki. Tą, co była na śniadanie. Chyba ma chorobę lokomocyjną. Albo coś w tym guście.

A jak się znalazł w armii? Ponoć był to komuś winien. W sensie, że obiecał. No, a obietnic wypada dotrzymywać. No to i się zaciągnął.

Jak już trochę razem pokręciliście się po pustyni, to wyszło, że fajnie go mieć w oddziale głównie dlatego, że nieźle się zna na sztuce przetrwania. Ktoś kiedyś dla żartu podprowadził mu kompas, a on i tak wiedział, którędy wrócić z poligonu do bazy. Budowę skraplacza z folii i dziury w ziemi opanował do perfekcji. Sierżanta i inne wyższe szarże wyczuwa chyba po drganiach gruntu, bo jeszcze nigdy nie dał się zaskoczyć podczas spania na warcie. Zresztą czort jeden wie, czy śpi, czy tylko udaje. Ktoś kiedyś w nocy poszedł się odlać, bo myślał, że Andy akurat kima. Jak mu dwa cale przed nosem śmignął nóż i wbił się w tablicę przed namiotem, to gość już miał wszystko zrobione. Z dwójeczką włącznie. Bo Andy akurat nie spał. No nie da się gościa zaskoczyć. Za to on zaskakuje regularnie, bo porusza się cicho i zwinnie. Jak kot. Albo jak duch. Ponoć to jego ulubiona taktyka, zakraść się za kogoś i dorobić mu nożem drugi uśmiech.

Ale zabawić się, czy po prostu niezobowiązująco pogadać z kumplami i kumpelami z oddziału też lubi. Jak trzeba pomóc, to pomaga - w ogóle wyznaje zasadę, że trzeba pomagać sobie nawzajem. Ponoć wyniósł to z rodzinnych stron.

To mniej więcej tyle, czego mogliście się dowiedzieć od Andy'ego na pogaduchach w koszarach, w marszu albo w razie jakiejś przerwy w działaniach bojowych. Chcecie wiedzieć więcej? Pytajcie.
 
__________________
Mam dość ludzi tak szczelnie zawiniętych we własną zajebistość, że zza krawędzi rulonu nie dostrzegają innych ludzi.
Loucipher jest offline