Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2019, 22:08   #73
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Leilena wykorzystałą ten czas na “zwiedzanie” pomieszczenia. Napiła się wody, wytarła z soków paszy i własnego potu, zerkęła czy papirusy napisane są w ludzkim języku, pooglądała sobie wszystkie kobiety. Hama pewnie była najnowszą żoną, w dodatku miała spiczaste uszy - chyba szczyt egzotyki w wykonaniu Druzila. Wszystko wskazywało na to, że pasza był zwyczajnie nudny. Dopiero jak prawie żadne spojrzenia nie odprowadzały ją wzrokiem, zbliżyła się do “czerwonej” i usiadła nieopodal.
- Jak szybko nudzi się paszy nowy prezent? - zapytała cicho.
Kobieta z namaszczeniem odłożyła pergamin wypełniony nieznanymi Lei szlaczkami zanim odpowiedziała w nienagannym wspólnym.
- Bardzo, ale to bardzo różnie. Ty będziesz go cieszyć przez długi czas, widzę to - odpowiedziała, zwracając się twarzą do rozmówczyni.
- Dopóki któraś z żon nie spowoduje nieszczęśliwego wypadku - zachichotała cichutko. - Wydawałaś się zainteresowana pokazem. A na pewno widziałaś to wielokrotnie już.
- Nie musisz się nimi przejmować. Nie odważą się zepsuć własności swego męża - powiedziała, w swojej opinii, uspokajająco. - A twój występ był niespotykany. Kilka z nas umie przyjąć paszę w gardle, ale nie tak jak ty - temat rozmowy był co najmniej nieprzyzwoity, ale kobieta się tym nie przejmowała.
- Mam nadzieję, że nie będzie chciał tak zawsze, bo to niełatwe - przyznała, choć było to pewne niedopowiedzenie, w końcu chodziło o magię. Nie chciała jej zużywać za dużo na Druzila. - Ale co jednego pokaz, a co innego podniecenie związane z jego oglądaniem. Ja już się przyzwyczaiłam, że wszystko co z tym związane mnie podnieca.
- Och, tu ci spowszednieje - westchnęła ciężko rozmówczyni.
- A jak jest z tobą? Widziałam jak patrzysz!
- Bo wypadłam z łask i szczerze mówiąc, trochę się nudzę.
- Oh - westchnęła Lei. - Nie dziwię ci się w takim razie. Może uda mi się jakoś pomóc?
- Jestem zamknięta w złotej klatce - wzruszyła ramionami. - Ty też. Jaką mogłabyś mi zapewnić rozrywkę lepszą, niż te baśnie? - trąciła palcem pergamin.
- Spróbować przywrócić cię do łask, jeśli masz na to ochotę - podsunęła pierwszy pomysł Leilena. Nie zamierzała oczywiście szarżować z jakimiś głupimi propozycjami uwolnienia. Uwolnione stąd kobiety i tak nie miałyby gdzie się podziać i trafiłyby pewnie tylko w gorsze miejsca.
- Trójkącik? Próbowałam już tego z Atalą - wskazała palcem na kobietę z fantazyjnie ufarbowanymi włosami. - Nie pomogło na długo. Ot, dwie stare kochanki zamiast jednej.
- I mało energii - Lei pokiwała do siebie głową. - Rzeczywiście, stracona sprawa. Co najwyżej zadziała na chwilę. No cóż, ja nie lubię nudy. Będę musiała coś wymyśleć.
- Jak wymyślisz, jak sprowadzić tu jakiegoś mężczyznę, to wszystkie cię ozłocą - kobieta zaśmiała się serdecznie.
- A musi być prawdziwy? - zapytała całkiem poważnie Lei.
- Och, wierz mi, zabawek mamy pod dostatkiem. Ale poczuć ciepło ciała… - rozmarzyła się, spoglądając tęsknie na strażników. - Wiesz, pomarzyć sobie można.
- Ciepło ciała to akurat poczujesz w tym udawanym - roześmiała się ruda.
Rozmówczyni spojrzała na nią zaintrygowana. Woalka zasłaniała usta, ale jej oczy i brwi robiły wszystko by nadrobić niedostatki ekspresji.
- Nie teraz - Leilena mrugnęła konspiracyjnie. - No i boję się, że mogę stać się tu zbyt sławna wtedy. Na pewno rozumiesz co mam na myśli.
- Szczerze mówiąc, kompletnie nie wiem - rozłożyła bezradnie ramiona, ale nie ciągnęła tematu.

Nie minęło wiele czasu, a wyczerpany Druzir przebudził się. Wywarło to natychmiastowy efekt, bowiem od razu ustawił się wokół niego wianuszek żon i kochanek, gotowych na każde jego skinienie. Wyjątków, które zachowywały w jakimś stopniu swoją niezależność, było niewiele. Zaliczała się do nich nowa znajoma Lei.
Bardzo zadowolony pasza odgonił jednak swoje wielbicielki i podszedł do rudowłosej.
- Dawno już nikt mi nie dogodził, prezencie - pochwalił. - Możesz sobie zażyczyć nagrody - zaoferował wspaniałomyślnie.
- Chciałabym zostać oprowadzona po twoim pięknym pałacu, panie - powiedziała po chwili, w której udała zamyślenie. Głupio byłoby nie wykorzystać sytuacji!
Grubasek zrobił zdziwioną minę, spodziewając się pewnie próśb o klejnoty, zloto czy inne kosztowności, jednak szybko odzyskał rezon.
- Zgoda. Pokażę ci wszystkie atrakcje mego domu.
Wycieczka okazała się godna zapamiętana. Obrzydliwie bogaty pasza miał w swym pałacu po trochę wszystkiego. Obrazy i rzeźby Leilena już miała okazję dostrzec tu i ówdzie, ale prawdziwie cenne okazy trzymane były w specjalnych komnatach. W zielonych ogrodach, zakute w łańcuchy, wylegiwały się na słońcu lub chowały w cieniu przeróżne dzikie zwierzęta, a nawet parę potworów. W łaźniach i łazienkach unosiły się opary pachnideł, a woda napełniała się magicznie sama bez konieczności interwencji łaziebnych. Pokoje tonęły w miękkich dywanach, a jadalnia kusiła zapachami świeżych posiłków. Takiego przepychu panna Mongle nie widziała jeszcze nigdy, za to to czego nie zobaczyła, to lochy. Yn Kalil nie zapuszczał się do piwnic i podziemi swych włości.
Lei zachwycała się i chichotała niczym mała dziewczynka. Potrafiła doskonale i naturalnie udawać, ponieważ bawiła się tym wszystkim. Zaczynała się nawet jakiś czas temu zastanawiać, czy nie powinna zmienić bóstwa, do którego się będzie modliła. Kapłani nie byli skorzy do opowiadania o patronach oszustów i hedonistów.
- To wszystko jest takie wspaniałe, panie! - kłamała radośnie. - A w piwniczkach pewnie setki win! - zagaiła, sama rozglądając się przede wszystkim za widocznymi zejściami w dół. Widziała takich dosłownie kilka, nie więcej niż cztery, i tylko w głownym budynku pałacu. Pasza skrzywił się trochę na wspomnienie piwnic, ale przecież obiecał dziewczynie nagrodę i miał zamiar dotrzymać słowa. Cofnęli się trochę korytarzami, aż Druzir wybrał schodzące w dół schody. Dla Lei niczym się nie wyróżniały, ale gospodarz zdecydował się z jakiegoś powodu właśnie na nie.
Piwniczne korytarze były tylko trochę mniej czyste, niż reszta kompleksu. O ile z posadzek na piętrze można było jeść jak z talerza, a o tyle na dole lepiej było się z tym wstrzymać. Yn Kalil faktycznie miał bardzo dużo wina w różnych beczkach i butelkach, ale panna Mongle zwracała raczej uwagę na strażników pilnujących niektórych drzwi w labiryncie korytarzy.
- Wspaniałe! Niesamowite! Fascynujące! - wzdychała co chwilę “młódka”, a głowa kręciła na wszystkie strony. - I ilu strażników, to musi być bardzo bezpiecznie, panie. Aż się wzdrygam przed tym, czego pilnują - paplała “niegroźnie”.
- Nie musisz się bać - zapewnił z dumą w głosie. - Pilnują głupców, którzy mi się narazili - powiedział wprost. Nawet, jeżeli wolał pierwotnie nie sprowadzać tam Leileny, to jednak nie miał zamiaru kłamać.
- Bardzo źle, narażać się panu - zgodziła się od razu. Pewnie głupiej nastolatki miałby po jakimś czasie dość, ale nie od razu, z czego korzystała. Długo i tak zostawać nie zamierzała. - Aż mam dreszcze, jak sobie pomyślę, któż taki mógłby tam siedzieć?
- Złodzieje, włamywacze, niedoszli mordercy, a nawet gwałciciele, którzy chcieli zszargać honor moich żon.
- Oh… oh…! - zakryła usta dłonią i przez moment jakby się wahała dalej pytać. - Dlaczego… dlaczego ich pan trzyma? To niebezpieczne, kiedy są tak blisko!
- Ależ Prezenciku - mężczyzna poklepał ją protekcjonalnie po ramieniu. - Przyjaciół trzeba trzymać blisko, ale wrogów jeszcze bliżej. Szczególnie, kiedy można ich karać wedle własnej woli.
- Ohhh… - to już przerodziło się w jęk. - Mnie też chciałbyś ukarać w jednym z takich miejsc, panie? - zamruczała, sunąc dłonią po kroczu paszy.
- Nie tak, jak innych - odpowiedział, a na usta wypełzł mu lubieżny uśmieszek.
- Mmmm, opowiesz mi? - otarła się o niego jeszcze bardziej lubieżnie niż on się uśmiechał. - Albo lepiej, pokażesz? W jednym z tych pokoi… nikt nie zobaczy… - kusiła zupełnie bez strachu.
- Jesteś doskonale wyszkolona - pochwalił, zanosząc się od śmiechu. - Dobrze. Ukarzemy cię zatem za nadmierną lubieżność.
Trzymając dziewczynę w pasie zaprowadził ją pod jedne z drzwi. Machnął jedynie na strażnika, który stał w głębi korytarza, a ten natychmiast podbiegł z kluczami. Cela była pusta i tak jak można było się spodziewać, zupełnie pozbawiona luksusów. Druzir klepnął rudowłosą w tyłek, by zachęcić ją do wejścia, a sam odgonił wartownika. Weszła posłusznie, bez obaw. Przed pojedynczym mężczyzną potrafiła się bronić, ale tu nie spodziewała się niczego zagrażającego życiu. Druzir największą krzywdę mógłby zrobić po prostu leżąc, choć nie wątpiła, że lubi trochę sadyzmu.
- Opowiesz mi o tych, których tu trzymasz, panie? - oparła się pupą o stolik, przybierając przestraszony wyraz twarzy. - Podczas… podczas krzywdzenia mnie…
- Zwykłe szumowiny, o czym tu mówić? - lekceważąco machnął ręką, ale ton jego głosu wcale nie brzmiał niechętnie. No, chyba że w porównaniu z jego wzrokiem, który chętnie dziewczynę rozbierał.
- To… to sprawi, że… że oddam się temu jeszcze bardziej… - mówiła z udawanym strachem i nieudawanym podnieceniem. - Zrobisz mi to, na co masz ochotę, a żadna inna nie dawała ci bez oporów… - Lei zakładała, że opory u kobiet zbyt męczyły grubaska i wolał mieć ułatwione zadanie. Oczywiście zawsze mógł ją też sprostować, rudowłosa była w pełni elastyczna w podejściu do swoich ról. Lubiła je wszystkie.
- Wprost przeciwnie, prawie żadna mi się nie opierała - zapewnił dumnie. Nie tracił przy tym czasu i od razu zaczął rozwiązywać pas i ściągać spodnie. - A to sprawia, że są mądrzejsze od głupców w lochach. Najbliżej nas jest idiota, który usiłował sfałszować kontrakt ze mną. Od tamtego czasu mój kat łamie mu wszystkie palce. A gdy tylko się zrosną, łamie jeszcze raz.
- Oh… - jęknęła w czymś, co spokojnie można było uznać za duże podniecenie. Niby to przypadkiem sukienka podwinęła się, ukazując przód majtek. - Musi strasznie krzyczeć… ale to chyba nie najwyższe przewinienie… co uważasz za najwyższe, panie…?
- Nastawanie na moje życie, to chyba jasne - prychnął. Spojrzenie świńskich oczek skupił między udami rudowłosej. Nie bawiąc się w żadne subtelności, dłonią zaczął doprowadzać się do wzwodu. - Ale tacy nie wytrzymują w lochu długo.
Szarpnęła za bieliznę, aż boleśnie werżnęła się w krocze i jęknęła.
- Robiłeś już krzywdę takim młodym…? - prowokowała. - Co byś zrobił z takim, który chciałby mnie użyć? Ukraść? Zabić zanim się mną znudzisz? Takiego też tu trzymasz? - szarpnęła majteczki raz jeszcze, tym razem na bok, aby odsłonić wargi. Materiał aż zatrzeszczał, choć Lei nie miała dużo siły.
- Och, mam tu takiego. Tępy półork, którego pochwycili strażnicy gdy próbował zgwałcić moją żonę - oblizał wargi. Szybko robił się twardy, ale lepiej było nie zgadywać czy to przez działania Leileny, czy przez sadystyczne wspomnienia. - Jak był taki napalony, to teraz go przypiekam. Pochodnią. To tu, to tam. Jedno muszę przyznać tym zwierzętom, są wyjątkowo odporne.
- Chciałabym to zobaczyć… - jęknęła, palcami pokazując mu jaka jest mokra. - Usłyszeć jak krzyczy, gdy mój pan używa swojego prezentu w tym samym czasie… potrzymać pochodnię…
- A któż to nauczył mój prezent takiego sadyzmu?
- Robiono… robiono mi różne rzeczy, panie… aby mi się podobało - przełknęła ślinę. - Wtedy.. .wtedy samemu zaczyna się to lubić… robić też…
Choć takie wyznanie powinno w normalnych ludziach wzbudzić współczucie albo litość, to yn Kalil tylko zarechotał.
- Myślę, że mogę spełnić twoje życzenie. Ale najpierw - spuścił wzrok na swoje przyrodzenie. - Przecież nie będę tak chodził wśród służby.
Podeszła do niego sugestywnym krokiem, z podnieceniem i strachem mieszającymi się na obliczu.
- Chcesz bym ci obciągnęła, panie, czy wolisz mnie brutalnie zgwałicić? - wzięła jego dłoń i położyła sobie na bieliźnie, przesiąkniętej sokami. - Zerwij je, błagam. Nie mogą przeszkadzać mojemu panu…
Chciał to zrobić. Nawet bardzo. Powstrzymał się jednak, kręcąc głową.
- Nie, później. Teraz użyj ust.
Opadła od razu na kolana, wzięła go w dłoń i przyjęła żołądź w usta, sunąc po nim językiem. Wiedziała, że myślał już o czymś innym, więc od razu narzuciła szybkie tempo, ssąc mu głośno i intensywnie, podrażniając te najwrażliwsze rejony, dążąc do szybkiego wytrysku swojego pana. A ten nastąpił wyjątkowo szybko. Skupiony wyłącznie na swojej natychmiastowej przyjemności mężczyzna skończył raptem w kilka modlitw, a przecież tego dnia miał już kilka orgazmów.
- Jesteś prawdziwą mistrzynią - pochwalił, głaszcząc ją po głowie. Szybko jednak podciągnął spodnie, nie mogąc się doczekać rozrywki, jakiej miał doznać w innej celi. - Chodźmy - nakazał.
Półork, który jak podejrzewała Leilena był Anderem, przetrzymywany był w pomieszczeniu głęboko w kompleksie korytarzy. Była w tym pewna logika - żywcem przypalana ofiara musiała strasznie hałasować. Drzwi do celi pilnował jeden, lekko zaspany strażnik. Ofiary tortur rzadko mają siły na spektakularne ucieczki, więc i warta musiała być nudna. Na widok swego pana Calimszyta ożywił się jednak i stanął prosto.
- Wasza Najczcigodniejsza Obecności, więzień jest nieprzytomny - poinformował.
- To niedobrze, niedobrze - pasza pokiwał głową, przez co wartownik zbladł.
- A… ale zaraz sprowadzę medyka, żeby go ocucił - dodał pospiesznie, co już Druzira zadowoliło.
- I tak trzeba od razu odpowiadać. A teraz otwieraj celę i zabieraj się do swojej roboty.
Wystarczyło raptem kilka sekund, by loch stanął otworem, a strażnik zniknął za najbliższym zakrętem. W zatęchłym, kamiennym wnętrzu, w świetle jednej pochodni Lei mogła zobaczyć przykutego do ściany, szaroskórego mężczyznę w fatalnym stanie. Włosy, przynajmniej część która mu została, miał skołtunione i zlepione krwią. Druga połowa czaszki była pokryta bąblami i bliznami po oparzeniach. Całe jego ciało było w równie złym stanie. Czy Nessalina wiedziała co Druzir robił z jej sługą? Czy nie była tego świadoma i dlatego pozwoliła Lei zwlekać z podjęciem się misji? W końcu była demonem, a ten tu dał się złapać. Rudowłosa nieco tę logikę rozumiała. Nie rozumiała za to dwóch rzeczy: do czego ten tu potrzebny był sukkubowi i po jakiego grzyba próbował gwałcić żonę paszy? To się kupy nie trzymało, więc musiało być drugie dno. Rzecz jasna niczego po sobie nie zamierzała dać poznać.
- Myślisz, panie, że bylibyśmy w stanie go podniecić… żeby no wiesz… przypalić mu stojącego? - zachichotała jak mała dziewczynka. Którą udawała.
- Podoba mi się ten pomysł, ale krocze to pierwsze miejsce, które mu przypaliłem. Już się nie podniesie.
- Oh - westchnęła rozczarowana. - To może zrobimy to komuś, komu jeszcze można? - zaproponowała nagle znowu rozentuzjazmowana. Cóż, w końcu już wiedziala wszystko, co chciała wiedzieć o słudze swojej pani.
- Znajdzie się taki - yn Kalil spojrzał dziewczynie w oczy, chyba po raz pierwszy. Wcześniej lubieżnie gapił się na jej piersi, pośladki czy nogi. - Mówiłaś, że jak masz na imię?
- Ann, panie. Czy… czy możemy mu tak zrobić…? - jęknęła, spuszczając odrobinę wzrok, ale robiła wszystko, aby zobaczył jak podnieca ją ta myśl.
- Możemy Ann. To przestępcy, są tu po to bym ich ukarał - zapewnił. Nie przejmując się specjalnie półorkiem, który i tak był nieprzytomny, wyszedł na korytarz. Strażnik miał wszak zaraz wrócić, a pasza nie myślał już przy użyciu głowy.
 
Lady jest offline