Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2019, 16:19   #74
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Eidith: Retrospekcja

Lata wcześniej

Nastoletnia Eidith patrzyła na wykrwawiającego się adepta, którego to postrzeliła w brzuch.
- Ty mała… kurwo… - Jęczał, czołgając się do tyłu. Dziewczyna spokojnym krokiem za nim podążała. Widząc to, adept uniósł dłoń i zaczął zbierać w niej energię. Przerwało mu tę czynność potężne kopnięcie w szczękę, gdy wilczyca go dopadła.
Zanim zdążył cokolwiek zrobić Eidith na niego usiadła i zaczęła go tłuc po twarzy kolbą. Nie miała pojęcia ile razy to zrobiła, ale gdy się opamiętała, mag twarzy już nie miał, gdyż zamieniła się w krwawą miazgę. Przyglądała się krótką chwilę, zwłokom Cieszyło ją to. Sprawiało jej to radość. Gdy bydle skomlało z bólu, białowłosa czuła szczęście. Kiedyś ją to nurtowało, dlaczego taka jest, ale to już minęło…
Podniosła się ze zwłok i nabrała powietrza w płuca.
- ~AŁUUU! - Dała upust gotującym się w niej emocjom. Usłyszała szelest w pobliskich krzakach, natychmiastowo tam wycelowała ze swojej broni.
- Eidith… wow. Załatwiłaś go na cacy. - Chłopak był z tej samej grupy, z tym że nie posiadał tyle sprzętu co ona. - Skąd ty to wszystko masz? - zapytał, drapiąc się po głowie.
- Ze zwłok. - Odparła, po czym zaczęła grzebać adeptowi po kieszeniach. Nie miał przy sobie nic przydatnego więc odpuściła.
- Wiesz… to chyba dzisiaj. Uda nam się! Szkoda tylko, że została nas garstka. - Westchnął smutno, na co dziewczyna mu odpowiedziała.
- Selekcja naturalna. Nie przeskoczysz. - Wzruszyła ramionami, po czym zaczęła iść w stronę swojego małego obozu. Faktem było, że wystarczyło poczekać aż dzień się skończy.
Eidith była bardziej niż pewna, że jej się uda. Żaden z adeptów nie był dla niej zagrożeniem, nawet ci potężniejsi nie byli w stanie przechytrzyć kuli przelatującej przez ich mózgi.
- Yyy… jak już wrócimy będziesz chciała… no ten… - Ewidetnie nie mógł się wysłowić, zanim cokolwiek mógł dodać Eidith mu odpowiedziała.
- Nie. - Stanowczo zgasiła wszelkie jego zapędy, a chłopak jedynie opuścił głowę podążając za wilczycą.

W drodze do obozu dwójka rekrutów usłyszała krzyk… bardzo długi i głośny jakby kogoś obdzierano ze skóry. Na ustach Eidith pojawił się szeroki uśmiech, nie wiedziała kto ale pięknie krzyczał. Towarzyszący jej chłopak zerknął na nią i przemówił.
- Z czego się cieszysz? Ja mam ciary na plecach. - Wzdrygnął się
- Zaraz zobaczymy. - Odparła idąc w stronę skąd przybył hałas. Gdy się zbliżyli zobaczyli scenę z horroru. Ciała rekrutów były dosłownie porozrywane na strzępy, wbite w drzewa, i poskręcane jak zepsute zabawki. Pośród nich stał osobnik odziany w skafander, mierzył dobre dwa metry i był bardzo barczysty, na głowie miał hełm z czerwoną kopułą. Ciężko było stwierdzić czy to był jakiś pancerz wspomagany czy nie. Dało się też słyszeć jak ciężko oddycha, jakby każdy wdech sprawiał mu trudność.

- Gomi… zettai gomi. - Bełkotał astmatycznym głosem, gdy zwrócił głowę w stronę Eidith i chłopaka, ponownie przemówił. - Wy jesteście… ostatni… dobrze. - Z saszetki przy pasie wyciągnął jakiś mały przedmiot. Wyglądało jak inhalator i zapewne nim było bo przyczepił go do przodu hełmu, nacisnął przycisk i wziął głęboki wdech.
- O..o..o.. - Jąkał się chłopak próbując pojąc co właśnie widzi. Chciał już dobyć swojej broni gdy kolos nagle wykonał wymach ręką. Chłopak został przepołowiony razem z drzewem które za nim stało. Eidith z niedowierzaniem patrzyła co się dzieje, ten bydlak ewidentnie był magiem.
Wilczyca zaczęła do niego strzelać, lecz osobnik tylko uniósł rękę na wysokość głowy i zaczął iść w jej stronę. Dziewczyna pierwszy raz widziała takiego maga, w ogóle się nie przejmował tym że trafiają go pociski. Te jakby wytracały prędkość tuż przed kontaktem ze skafandrem.
Mimo tego strzelała dalej ciągle się cofając do tyłu. Gdy już skończyła się jej amunicja odrzuciła karabin na bok i złapała za mały toporek który ze sobą miała.
- Strata surowców … śmieci… beztalencia. - Mówił zbliżając się do wilczycy.
- Ale z pewnością… umiesz bardzo… ładnie śpiewać. - Kolos wyciągnął ręką by pochwycić wilczycę, ta odskoczyła w tył przy okazji tnąc jego rękawice. Został na niej widoczny ślad, lecz nie została rozcięta. - Chisei okami… Pokaż czy chociaż ty… masz kły. - Zaraz po tych słowach zamachnął się ręka do tyłu i zaciśniętą piesćią miał zamiar uderzyć w głowę dziewczyny. Zwinny unik uchronił ją od tego, a tam gdzie stała wcześniej ziemia była popękana.
- “On ledwo oddycha a ma tyle siły?! Czym on jest?!” - pytała się w myślach nie pojmując tego. Jedyne co jej przyszło do głowy to uciekać, zerwała się więc do pionu i zaczęła biec. Gnała tyle ile miała sił w nogach, w głowie miał tylko jeden cel, przetrwać.
Osobnik w skafandrze oparł dłonie na biodrach i pokręcił głową. - Mendokusai… - Wysapał, po czym skulił się delikatnie przygotowując się do biegu.

Eidith dyszała ciężko nie przerywając biegu, a gdy obejrzała się za siebie zobaczyła go… biegł sprintem, to wielkie bydle biegło sprintem taranując co mu stało na drodze. Doganiał Eidith w zastraszającym tempie. Nie minęło długo gdy poczuła jego uścisk na karku. Uniósł dziewczynę jak szczeniaczka do góry, po czym rzucił ją za siebie jak szmacianą lalkę. Wilczyca obiła się o drzewo i głośno zakaszlała.
- Czym… ty kurwa jesteś?! - Wycedziła ledwo, a kolos przechylił lekko głowę w bok.
- Jestem… Yato… - Przedstawił się, gdy powoli zbliżał się do dziewczyny. Eidith w tym czasie się podniosła i ustawiła w pozycji bojowej. Walczyła już z adeptamii, nie rozumiała dlaczego trzęsły się jej ręce. Tym razem to ona pierwsza zaatakowała, zaszarżowała prosto na niego lecz tuż przed wykonałą wślizg między jego nogami, uderzając toporkiem w zgięcie kolana. Tym razem się wbiło, widziała krew. Uśmiechnęła się do siebie, skoro krwawi to może go zabić. Kolos jednak nie wyglądał na specjalnie poruszonego.
- Oh? - Wydał z siebie, oglądając się przez ramię na Eidith. Ta już była gotowa to kolejnego natarcia. Yato ponownie sięgnął po inhalator, to był moment w którym wilczyca zaatakowała. Z rozbiegu wykonała skok z zamiarem wbicia toporka prosto w hełm bydlaka. Nie wiedziała kiedy ją chwycił za twarz i zawisła w locie. Kolos nie przerywał inhalacji, gdy Eidith wierzgała w powietrzu. Gdy skończył odłożył przedmiot i zacisnął pięść. Uderzył dwa razy w brzuch wilczycy i cisnął ją do przodu. Czuła jakby dostała kowadłem bo bebechach, ból był tak silny że zwymiotowała.
- Powinniśmy już… kończyć… mam inne… obowiązki. - Powolnym krokiem zbliżył się do Eidith. Nie zdążyła się pozbierać przez ból, gdy nagle poczuła kolejny. Z całej swojej siły nadepnął jej na kolano, doszczętnie je miażdżąc. Dziewczyna wydała z siebie krzyk, lecz zaraz po tym złapała za toporek i zaczęła nim bezskutecznie tłuc no nodze Yato. Ten jedynie pokręcił głową i chwycił za nogę którą nadeptywał. Smagnął Editih jak biczem o ziemię. Spotkanie z glebą złamało jej nos i wybiło parę zębów. Leżąc na glebie zaczęła się czołgać do przodu.
-”Zginę… zginę… zginę…” - Yato w tym czasie wykonał wymach ręką, rozcinając swoją umiejętnością oba ścięgna achillesa dziewczyny. Wydała z siebie kolejny krzyk, gdy łzy mimowolnie zaczęły jej spływać po policzkach.
-Zaśpiewaj mi… ten ostatni raz. - Przemówił łapiąc za toporek, który wcześniej upuściła.
Drugą ręką złapał ją za szyję i uniósł na wysokość swojej twarzy. Patrząc jej prosto w oczy, zaczął wciskać trzonek toporka pod obojczyk dziewczyny. Robił to bardzo powoli, a z gardła dziewczyny wydarł się przeraźliwy, płaczliwy pisk. Głowa kolosa pokiwałą się na boki, gdy wzdychał ewidentnie się tym rozkoszując.
- Subarashii… przepięknie śpiewasz… Na zawsze zostaniesz… w moim sercu… - Wyszarpał trzonek broni i palcem otarł łzy Eidith.
- Zaraz będzie… po wszystkim… - Tym razem chwycił dziewczynę oburącz za szyję i uniósł do góry. Powoli patrzył jak ucieka z niej życie, lecz nagle dojrzał że jej usta się poruszają… coś szeptała. Yato zaciekawiony nadstawił ucha by usłyszeć.
- Pom-pomóż mi, pomóż mi. - Szlochała cicho. Kolos pokręcił głową. - Nie tak… się błaga o litość… żegnaj piękna… - Gdy już miał dodać ostatni skrawek siły by złamać jej kark jak zapałkę, stało się coś czego nigdy by się nie spodziewał. Czarne łapska wyskoczyły z barków Eidith i cięły pazurami po torsie Yato, tworząc cztery głębokie rany.
Od razu odskoczył w tył jak oparzony, trzymając się za klatkę piersiową.
- Nani? - Wydał z siebie,

“Yet again i have to save your sorry ass… Alright sushi dick, you dance with me now”

Prócz rąk wychyliłą się jeszcze rogata głowa z pleców Eidith mająca cztery pary oczu. Pojawiły się do tego macki które owinęły się wokół nóg dziewczyny, a następnie wbiły w przecięte ścięgna. Ból był tak potężny że białowłosa zalałą się pianą i zemdlała. Jej głowa dyndała bezwładnie gdy powoli podnosiła się do góry za sprawą obecności.
- Kuro… oni… - Wycedził Yato ustawiając się w pozycji bojowej. Czarne łapska rozchyliły się na boki, zapraszając swojego przeciwnika. Nie musiał czekać długo kolos wykonał wymach posyłając niewidzalną falę energii w kształcie ostrza, na co zmora odpowiedziała upadając nisko do podłogi.
“Childs play, i've seen your petty attack boy.”
Z tej pozycji ruszył na czworaka dosłownie taranując Yato rogami. Kolos jednak się zaparł i nie pozwolił się przewrócić, wtedy to wyrosły kolejne ręce. Jedna chwyciła go za twarz, a druga zadała cios wyprostowanymi palcami w nerkę. Pazury zjawy wbiły się z głośnym mlaskiem w bok, co spowodowało pomruk bólu. Łapsko które trzymało bydle za hełm wydłużyło się i zakręciło szerokie koło w powietrzu, zaraz po tym z impetem wbiło Yato w ziemię. Obecność odskoczył w tył. Jedna para rąk klaskała, druga pokazywała środkowe palce.
- Yaro… - Wysapał podnosząc się do pionu. Niedługo po tym stało się coś kuriozalnego, Yato zacisnął pięść i zaczął się nią okładać po ranie w boku którą podarowałą mu zmora. Wydawał z siebie okropne pomruki, całe jego ciało się trzęsło. Obecność przyglądał się temu z zaciekawieniem. Kolos chwycił ponownie za inhalator, wziął z niego bardzo głęboki wdech i zmiażdżył przedmiot w swojej garści. Zaraz po tym jego głowa zaczęła się trząść, bardzo szybko jakby ktoś na nagraniu przyśpieszył odtwarzanie dziesięciokrotnie, to tego wydał z siebie ryk, który w żaden sposób nie był ludzki.
Wtedy nagle zaczął wykonywać najróżniejsze wymachy, z prędkością o której nikt by nigdy nie podejrzewał takiego gościa.
“This again? Please…” Skomentował upiór szykując się do uniku. Jednak nic nie nadleciało, a sam Yato teraz zapraszał do ataku kiwnięciem dłoni.
“You little fuck, enough of you.” Z pleców dziewczyny zaczęło wyrastać dziesiątki macek, każda zaostrzona na szpicu i wymierzona prosto w Yato.
“Die.”

Macki wystrzeliły jak pociski w stronę kolosa, by zrobić z niego sito. Ten jednak z niesamowitą zwinnością ich unikał. Salta, przewroty, piruety w powietrzu robił to tak długo aż okrążył zmorę, by stała plecami do miejsca gdzie on stał ostatnio. Gdy już wylądował macki przestały go ścigać, cofnęły się z powrotem by ponownie naprężyć się do ataku.
Wtedy Yato wykonał gest jakby chciał do siebie coś przyciągnąć.
“Something not right…” Skomentował upiór, gdy nagle szybko odwrócił się do tyłu. Czuł że nadchodzi fala energii, lecz o wiele potężniejsza i szybsza niż ostatnio.
“Fuck, he can delay those?! I dont have time to dodge!”
W ostatniej chwili obecność skrzyżowała dziesiątki macek przed sobą tworząc swoistą tarczę. Cały skumulowany atak uderzył, niszcząc macki a dziewczynę razem ze zmorą posłała daleko na ziemię.
“Ugh… I had my fill, he can rip you to shreds for all i care.” Zmora zniknęła w ciele Eidith a sama dziewczyna leżała jak zepsuta lalka pod drzewem.
Yato trzymając się za bok zaczął powoli zbliżać się do wilczycy.
- Chisei… okami… - Wydyszał stojąc nad nią. Przyłożył dwa palce do jej tętnicy by sprawdzić jej puls. Żyła, ale prędko przytomności nie odzyska. Wziął ją na ręce i zaczął iść w swoją stronę.

Eidith otworzyła oczy i pierwsze co zobaczyła to kręcący się wiatrak na suficie. Chciała się podnieść ale nie była w stanie była obolała jakby potrącił ją pociąg. Dźwignęła się do góry i rozejrzała dookoła. Była w jakimś pokoju medycznym, a dopiero w odbiciu lustra zauważyła że jest całą zabandażowana jak mumia.
- Żyję… Żyję? Dlaczego… - Nie rozumiała dlaczego tamten potwór jej nie zabił. Zaraz obok łóżka na szafce stał kosz z owocami, obok niego kwiaty i mała kartka. To pewnie od Klausa, gratulacje, że przeżyła. Złapała za kartę i ją rozłożyła by przeczytać zawartość.

“Hej piękna, jednak czasami da się znaleźć diament w gównie które zbiera Klaus Życzę szybkiego powrotu do zdrowia, i mam nadzieję że będziesz o mnie śniła, ja na pewno będę o tobie <3 Witam w Magica Icara.”
P.S. Chciałbym jeszcze kiedyś usłyszeć twój śpiew xoxo
Pozdrawiam i całusy
Yato


Eidith tętno przyspieszyło, łzy ponownie zaczęły płynąć jej po policzkach. Przyrządy do których była podpięta zaczęły głośno piszczeć, co spowodowało że za chwilę pojawił się cały oddział pielęgniarek. Cieszyła się że przetrwała… ale wolała nigdy nie poznać Yato.
 
__________________
"My common sense is tingling..."

Ostatnio edytowane przez Deadpool : 04-09-2019 o 16:27.
Deadpool jest offline