Administrator | Pogoda była, jak to niektórzy określają, w kratkę - trochę słońca, trochę deszczu - z tym jednak, że tego deszczu było nieco więcej. Zbyt dużo, jak na gust podróżnych, a nauczony wcześniejszym doświadczeniem Karl nie nalegał, by kontynuować podróż w strugach lecących z nieba wody. Jak by nie było, nikt ich nie poganiał, więc lepiej było nie ryzykować, że z powodu przeziębienia trzeba by przedłużyć jakiś z postojów o tydzień czy dłużej.
I tak na przykład w wiosce, do której na obiad zajechali, musieli się zatrzymać na dłużej. I to nie dlatego, że jadło w karczmie było wspaniałe, trunki pierwszej jakości czy służące nadobne i chętne. Po prostu wypadało się zatrzymać, by nie jechać dalej w strugach deszczu.
Powiadają, że jeśli podąża się stale w stronę celu, do w końcu, mimo przeszkód i postojów, dotrze się na miejsce.
Co prawda Ristedt tym celem nie było, ale miasto miało gospodę, w której można się było zatrzymać, nawet na noc, bo “Pod odyńcem” znaleźli i jedzenie, i pokoje.
Gości w gospodzie, takich interesujących, też było paru. Obu płci zresztą, lecz Karl nie po to tu przyjechał, by znajomości nowe zawierać. Zajął się jedzeniem, ale i tak okazało się, że okazja do zawarcia nowej znajomości sama do nich przyszła.
- Pozdrowiony - odparł, podnosząc się z miejsca. - Proszę usiąść. - Gestem poparł słowa. - W czym możemy pomóc?
Mógł wysłuchać, co kobieta ma do powiedzenia. Wszak w każdej chwili mógł przerwać rozmowę i odprawić kobietę z niczym.
- Dziękuję. - kobieta odparła kiwając głową i dosiadając się na ławę. Odgarnęła kosmyk włosów i chwilę chyba zastanawiała się jak zacząć. - Nazywam się Aldona Khelman. Jestem uczoną. Zajmuje się archeologią - zaczęła w końcu mówić patrząc na obydwu rozmówców. Karlowi coś się kojarzył ten termin chociaż nie mógł sobie przypomnieć z czym się to je. Chyba jakaś nauka. Tladinowi nie kojarzyło się to w ogóle. Może po prostu jakiś tubylczy, ludzki termin na coś co khazadowie nazywali po swojemu.
- To taka nowa nauka co się zajmuje starymi dziejami. Trochę jak historia. - Uczona chyba przywykła do takiej reakcji bo szybko coś wyjaśniła z czym to się je. - I właśnie chodzi o to, że prowadziłam pod miastem wykopaliska. Znaczy badania takie. Ale zostaliśmy napadnięci i uciekliśmy. Ale nie wszystkim się udało. Każdy uciekał jak tylko się dało więc nic nie zdążyłam zabrać. Wszystko zostało tam. Może nawet ktoś tam jest jeszcze żywy i trzeba mu pomóc. No ale sama to się boję tam iść. Potrzebuję kogoś kto by tam poszedł ze mną. - Kobieta przedstawiła jak się sprawy mają i gdy doszła do tych dramatycznych dla siebie wydarzeń na twarz wrócił jej strach jaki owe wydarzenia u niej wywoływały. Popatrzyła niepewnie na dwóch rozmówców jak zareagują na tą prośbę.
- Karl von Schatzberg. - Karl przedstawił najpierw siebie, potem pozostałych. - Ilu ich było, tych napastników? - spytał. - I co wykopaliście? Bo pewnie myśleli, żeście się do skarbu dokopali...
- Nie wiem ilu. To było w nocy. Tylko krzyki i bieganina. To było takie przerażające, że od razu uciekłam! - Kobieta przez chwilę wyglądała jakby się miała rozpłakać ale w końcu dała radę się opanować. Przełknęła ślinę i znów mogła mówić dalej. - I skarb? Jaki skarb? Nie było żadnego skarbu. Dopiero co zaczęliśmy tam szukać i kopać jeszcze nie zdołaliśmy znaleźć nic wartościowego. Przynajmniej dla przeciętnego ulicznika. - Uczona westchnęła rozgoryczona i rozżalona od niewłaściwego przeczytania jej intencji przez napastników.
- Zwykli ludzie niewiele o nauce wiedzą, a jak widzą, że kto kopać zaczyna, to od razu stosy złota sobie wyobrażają - powiedział Karl. - Dokończymy jedzenie i pójdziemy, chociaż jestem pewien, że niewiele ocalić się uda. Jaka uczelnia panią przysłała? I czego chce się pani dokopać?
- Oh, żadna uczelnia. Pracuję dla pewnego magnata który jest wielkim miłośnikiem sztuki i historii. Udało mi się go namówić na sponsorowanie tej wyprawy. A tam, w lesie, są jakieś ruiny. Budynek na planie prostokąta. Być może świątynia, być może jakiś magazyn, trudno powiedzieć bo dopiero zdążyliśmy odgrodzić teren i zdjąć wierzchnią warstwę. - Uczona rozłożyła ramiona i zasępiła się nad poruszonym tematem. Wydawało się, że samą ją bardzo ciekawi co tam znaleźli w ziemi za miastem. - I bardzo się cieszę, że trafiłam na tak znamienitych kawalerów co zgodzili się pomóc kobiecie, nauce i archeologii w potrzebie. - Uśmiechnęła się promiennie do obydwu rozmówców aby im podziękować za chęć pomocy w tej sytuacji.
Tladin odciągnął Karla na bok.
- Ty to tak za darmochę chcesz kark narażać? Nikt nam za to nie płaci. Jak ona taka uczona w historii, to może by nam pomogła szukać bastionu chociaż?
- Właśnie o tym myślę - odparł cicho Karl. - Skoro tyle wie, to może wie i więcej.
- Ale, jako znawczyni historii - powiedział, wróciwszy do kobiety - może pani i nam pomóc. My też czegoś szukamy w okolicy...
Ostatnio edytowane przez Kerm : 07-09-2019 o 10:50.
|