Morgan wrócił po trzech godzinach. Poinformował o tym dopiero odgłos otwierających się drzwi, które zostały zamknięte z ociąganiem. Charles, jakby pozbawiony energii, skierował się do kuchni i położył na blacie reklamówkę z dwoma opakowaniami termicznymi.
Corday w milczeniu powiodła za nim spojrzeniem. Minę miała znudzoną, ale nic więcej z jej twarzy nie dało się wyczytać.
- Co masz? - zapytała i odłożyła książkę która czytała.
- Drobiowa tikka masala - poinformował wpatrującą się w niego Iryę. - Nawet nie próbuj narzekać - ostrzegł dając do zrozumienia, że mimo widocznego zmęczenia ma dobry humor.
- Czemu miałabym? Pachnie smacznie - stwierdziła wstając z kanapy i ruszyła w jego kierunku. - Co pijesz? Piwo? Wino? - zapytała podchodząc do lodówki na alkohol.
- Obojętne - odparł sugerując, że może to być cokolwiek co ma procenty.
Wyciągnęła, więc dwie butelki piwa i otworzyła je.
- Wyglądasz na wykończonego - powiedziała idąc do stołu.
- I tak już jest o wiele lepiej - odparł z zadowoleniem. - Pewnie dzisiaj wybiorę się do Pandoriny. Nie powinienem kazać jej zbyt długo czekać.
Irya usiadła i postawiła butelki na blacie. Sięgnęła po pudełko z jedzeniem.
- To ona może się bardziej wkurzyć? - zaśmiała się i napiła piwa. - Tylko wróć na noc, żebym w falstarcie nie wcieliła obiecanych jej gróźb w życie. No ale opowiadaj jak poszło ci dzisiaj? - popatrzyła na niego szczerze zainteresowana.
- Anderson na pewno tam był, ale nie trzymał się na widoku - zaczął nie po kolei. - Ludzie Collinsa namierzyli naszego człowieka i przygotowali obławę. Na szczęście Crimeshield zabunkrowali się w budynku - opowiadał rozpakowując jedzenie.- Była wymiana ognia, byli ranni, ale nikt poważnie. Prawo do obrony było po naszej stronie. Wezwana wasza policja miała prawo do rewizji, ale nie do wtargnięcia - pobieżnie wyjaśnił sytuację. - Zaoferowałem pomoc w formie mediatora. Załatwiłem sprawę narkotyków. Nadzorowałem całą rewizję, którą zresztą wynegocjowałem. Wszystko skończyło się tym, że ludzie Collinsa oberwali za napaść i marnowanie czasu policji - wyliczył. - Swoją drogą co zrobiłaś z torbą? - zainteresował się rozglądając.
Corday zaczęła jeść, gdy z rozbawieniem na twarzy słuchała go.
- Ktoś widział jak załatwiłeś sprawę narkotyków? - zapytała ignorując jego pytanie.
- A jak myślisz? - zapytał tendencyjnie.
- Pozwolili tobie pójść gdzieś samemu na zaplecze i bez świadków naocznych otworzyć portal, w który wrzuciłeś torbę? - ciągnęła dalej.
- Kto pozwolił? - zapytał jakby nie rozumiał pytania. - Ze strony Crimeshield nie musiałem pytać nikogo o pozwolenie, a reszta weszła do budynku dopiero kiedy ja im na to zezwoliłem.
Przełknęła kęs.
- No tak, zapominam, że dryblasy z Crimeshield ci się kłaniają - zaśmiała się pod nosem. - Czyli teraz jedyne logiczne wyjaśnienie gdzie są prochy to takie, w którym spuszczasz je w toalecie - wzruszyła ramionami i popiła jedzenie.
- No właśnie. Gdzie są? - powtórzył poprzednio zadane pytanie.
Korciło ją, żeby powiedzieć, że nie ma pojęcia o jaką torbę mu chodzi, ale miała jeszcze inny sposób by się z nim droczyć.
- Może w rurach, może w piecu - odparła i włożyła sobie kęs do ust.
- W porządku - stwierdził Charles jakby nie wzruszyła go taka opcja. - Ciekawe jaka będzie reakcja Parkera.
- A jaką jego reakcję chcesz osiągnąć? - zapytała.
- Nie planuję żadnej. Każda będzie na swój sposób ciekawa - powiedział beztrosko, jakby po prostu coś kusiło go aby zasiać zamęt.
Irya roześmiała się. Takie zamieszanie jej również pasowało, bo zwiększało szanse, że Crimeshield się potknie i da się ujawnić jego syndykackie oblicze.
- Więc to Parker posłał tym razem ludzi z dostawą? - zdecydowała się dociekać. - Bo chyba zwykle to White rękami Andersona robił.
- Nigdy nie miało znaczenia kto wydaje polecenia - Morgan najwidoczniej nie miał problemu z udzieleniem odpowiedzi. - Parker jest teraz największym udziałowcem. On ma jednocześnie największy wkład i najwięcej traci w takim przypadku. Teraz będzie pretekst, żeby się nieźle wkurzył - Charles zapatrzył się w punkt na ścianie i uśmiechnął się mimowolnie.
- Cieszę się, że mogłam ci w tym trochę pomóc i polecam się na przyszłość - powiedziała z rozbawieniem.
Morgan oderwał wzrok od ściany i skierował go na Iryę, złapał ją za dekolt bluzy i zacisnął dłoń na materiale. Przyciągnął ją do siebie jednocześnie samemu się pochylając i złożył na jej ustach mokrego całusa.
***
- Obiad nam wystygł - skomentowała Irya z rozleniwieniem w głosie. Bez słów, ale przy sporym udziale perswazji w jej wykonaniu, doszli do porozumienia, że Charles odpuści sobie już na ten dzień wychodzenie gdziekolwiek i teraz siedzieli w salonie na miękkim dywanie, oparci plecami o kanapę. Mieli na sobie tylko koc, a ich ubrania leżały nieopodal w nieładzie. Blonydnka sięgnęła dłonią do szyi, żeby się podrapać, ale natrafiając na opatrunek cofnęła rękę. - Będę musiała jutro założyć golf... - mruknęła, bo nie miała ochoty tłumaczyć się w pracy ze skaleczenia na szyi. - A na koniec tygodnia wybiorę się do kliniki, żeby usunąć bliznę. Tobie to się zawsze upiecze, co? - spojrzała na prawnika z uśmiechem i przejechała mu palcem po skórze na szyi.
- Mnie to już większej różnicy nie robi, ale dla ciebie lepsza byłaby blizna niż uleczenie przez Pandorinę - odpowiedział z powagą i dotknął opuszkami swoich palców po opatrunku blondynki.
- Miałem dzisiaj spotkać się z Pandoriną i zdać jej relację z naszego spotkania z Billym. Będę miał przez ciebie problemy - dodał pochylając się i wodząc wargami po skórze na jej szyi.
Irya odchyliła głowę i przymknęła oczy
- Jak ma cię zabić to zawsze lepiej to przesunąć o jeden dzień... - mruknęła z zadowoleniem.
- I nie będziesz za mną tęsknić? - zapytał.
- Wręcz przeciwnie - odparła. - Jutro znowu coś wymyślę, żebyś tam nie szedł... Kolejnego dnia też i tak codziennie to się będzie przesuwać o jeden dzień... - powiedziała z rozbawieniem.
- Gdyby to było takie proste - mruknął z rozmarzeniem. - Nie sądzę żeby ona była aż tak cierpliwa.
- Spróbować zawsze można - zażartowała sobie. - Z resztą już przed jedną heretyczką się wymigałeś to masz przynajmniej doświadczenie.
- To nie jest dobre porównanie - Morgan parsknął śmiechem łaskocząc Iryę w szyję wydychanym powietrzem. - Bardzo niedobre. - dodał nie przerywając tego co robił.
- W takim razie wyjaśnij mi różnice - szepnęła przeciągając się leniwie.
- Dla twojego dobra, im później poznasz różnicę tym lepiej - odpowiedział podnosząc głowę. Popatrzył jej z powagą prosto w oczy, ale zaraz potem delikatnie się uśmiechnął i pochylił żeby ją pocałować.
- Jestem przekonana, że w mojej sytuacji to bardziej się już nie da pogrążyć - stwierdziła w odpowiedzi, dając do zrozumienia, że nie zniechęcił jej ciekawości.
- Owszem. Da - nie zgodził się zaniechując pocałunku w ostatniej chwili. - Ale bezpieczniej dla nas, żebyś nie wchodziła na kolejny etap wtajemniczenia. Im dłużej unikasz mrocznej wiedzy i spaczenia tym mniejsza szansa, że Bractwo cię dopadnie.