Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2019, 09:39   #199
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Baker w końcu jakoś pozbierał się do kupy. Wypił nieco alkoholu, parę razy zapalił, i w końcu znowu był na chodzie, znowu był sobą, znowu był tym samym sukinsynem, z jakim mieli do czynienia przez kilka ostatnich dni…

- Chelimo! Potrzebujemy cię! - Major wydarł się na roztrzęsionego Pioniera, efektem czego ten… zamarł w pół ruchu w trakcie tego swojego kiwania się i mamrotania.
- Pij! - Baker podał mu flaszkę whisky. Chelimo nie reagował, wpatrując się jedynie tępo w Majora.
- Pij powiedziałem! - Warknął znowu głównodowodzący, na co w końcu Marco się ruszył i… napił.
- Lepiej?? - Baker spojrzał na niego mrużąc oczy. W odpowiedzi otrzymał minimalne kiwnięcie głową.
- Pij dalej! - Najemnik klepnął go po przyjacielsku w ramię… ale chyba bolało. Chelimo na moment skrzywił się, ale i golnął porządnie znowu z flachy, którą w końcu przejął Major.
- Potrzebujemy cię! Potrzebujemy wszyscy! Zbieraj dupę, bierz się w garść, i idź wartować! - Baker wskazał miejsce przy minie Claymor. A Chelimo poszedł…

- Pobudka! Wszyscy kurwa wstawać! - Ryknął po obozie Major, po czym wyciągnął pistolet i kilka razy strzelił w powietrze!

Było krótko po 9 rano. Ledwie kilka osób spało pełne 4 godziny, większość prawie wcale.

- Wynosimy się z tej pierdolonej wyspy! Czas na… - Major urwał w pół heroicznego zdania. Po wyspie poniosło bowiem dźwiękiem oddalonych, tubylczych bębnów…

- Albo opłakują poległych, albo się szykują do rewizyty - stwierdził Peter.
- To niech So… to bierzcie quady i to sprawdźcie z van Stratenem - Powiedział Major.
- Tak jest. - Peter skinął głową (bez wielkiego entuzjazmu), po czym poszedł się dozbroić. Miał zamiar zabrać więcej granatów, niż przewidywała norma. Quad mógł unieść dość dużo.

Wystrzały przebudziły Hanę momentalnie. Choć trochę się uspokoiła kiedy usłyszała i zrozumiała kto i dlaczego strzelał.
- Debil. - Skomentowała na głos jeszcze w namiocie.
- Hej. Jak się czujesz? - Spytała również przebudzonego Miyazakiego.
- Bywało lepiej… ale ogólnie…"ujdzie" - Zażartował mężczyzna.
- Ech ty. - Zaśmiałą się Azjatka i pocałowała kochanka w policzek. - Choć zbierajmy się i zobaczmy co się kroi. - Powiedziała i sięgnęła po ich ubrania, podając cześć Ryocie i zakładając swoje.
- Yes ma'am - Odpowiedział naukowiec i korzystając z okazji jaka się natrafiła… przejechał dłonią po tyłku Hany. Ta odwróciła się uśmiechając zalotnie. - Trzymaj ten pomysł na potem. - Mrugnęła do niego kończąc się ubierać.

Po wyjściu z namiotu, do uszu obojga dotarł oddalony odgłos bębnów tubylców. Zobaczyli również Currana i van Stratena szykującego quady… pojawiła się również ta garstka ludzi, która jeszcze żyła, wychodząc i ze swoich namiotów. Wiele osób wyglądało na niewyspane.
Azjaci podeszli do majora przyglądając mu się z zaciekawieniem.
- Jaki plan? - Zapytała Hana, mając nadzieję że staruszek w końcu zbierze ich obóz i wycofają się w inną część wyspy. Nikt tutaj nie był w formie by stawiać czemukolwiek czoła.
- Opuszczamy wyspę! - Oznajmił wszem i wobec Baker - Rozmawiałem z Collinsem, rozmawiałem z Chelimo, Miyazaki na pewno też coś w tej dziedzinie zaradzi… - Najemnik spojrzał na lekko zaskoczonego Ryotaro - ...zwijamy obóz, przenosimy się na plażę. Tam budujemy coś dużego, co nas wszystkich pomieści, i odpływamy!
- Zabieramy wszystko czy coś można porzucić? - Hana zadała kolejne pytanie jeśli mieli się zwijać wolała wiedzieć co spakować do samochodów w pierwszej kolejności.
- Na razie zabieramy wszystko. Porzucimy nieprzydatne rzeczy na plaży, gdy odpłyniemy - Odparł Baker.
- Aha, dobra zajmę się pakowaniem sprzętu na jeepy. Reszta będzie musiała szybko zwijać namioty. - Oceniła pilotka patrząc na cześć namiotów w tym puste po martwych członkach załogi.

***

Pakowanie obozu było monotonnym, dłużącym się, i wyjątkowo nudnym zajęciem… pomagał każdy, trochę przy tym, trochę przy tamtym, wszystko jednak i tak ciągnęło się aż gdzieś do 12 w południe. Dwa jeepy i dwa quady były ponownie zapchane sprzętem(bardziej) i ludźmi(mniej), w tym i nieprzytomną Cooke.

W końcu, gdy nadszedł ten moment, rzucono ostatnie spojrzenie na dotychczasowe miejsce obozowiska - tak jakby z sympatią i sentymentem - po czym nie pozostało już nic innego, jak ruszyć w drogę, na plażę.

- Umiesz pływać? - Spytał nagle Hanę w trakcie jazdy Ryo, przyglądając się profilowi kobiety z miejsca pasażera obok kierowcy.
Hana spojrzała przez chwile na kochanka by wrócić spojrzeniem na drogę.
- Żaden ze mnie olimpijczyk ale radzę sobie. A ty? - Dopiero po chwili zdała sobie sprawę że pytanie mogło być nie na miejscu z uwagi na jego kikut zamiast ręki.
- No ja też tak normalnie - Uśmiechnął się przelotnie.
- Skąd to pytanie? - Zapytała zaciekawiona Azjatka i uśmiechnęła się zachęcająco by kontynuować rozmowę.
- No wiesz, skoro opuszczamy wyspę, na czymś co sami zbudujemy, to różnie może być na morzu, pytanie więc czysto techniczne - Odpowiedział Ryo.
- Będzie dobrze. Tylko trzeba też wymyślić plan B jakby to budowanie nie wyszło. - Uśmiechnęła się pokrzepiająco Hana. Myślała by pokusić się do sięgnięcia ręką do dłoni kochanka ale postanowiła trzymać kierownice.
- Czuję się okropnie - Powiedział nagle naukowiec - Wątpisz w nasze zdolności, w nasz intelekt, w nas… jajogłowych - Ryotaro wystawił do niej język - Bo to nie mięśniaki z dużymi spluwami tu wszystkich z opresji uratują, a właśnie kujony! - Stwierdził, po czym wyjątkowo przesadnie, właściwie to nawet teatralnie, się nadąsał.
- Hej, hej. - Powiedziała, sięgając po jego dłoń. - A kto niby ten plan B m wymyślać jak nie ty i Collins, mhm? - Mimo powagi sytuacji ogólnej ta dwójka próbowała funkcjonować normalnie. Droczyli się, wyminiali uprzejmości i czułe spojżenia. Teraz on się dąsał a ona starała się go udobruchać. Tak jakby przeklęta wyspa została odsunięta na drugi plan.

Mężczyzna pogładził kciukiem wierzch dłoni kobiety, po czym się uśmiechnął. Po chwili nawet uniósł ową dłoń Hany i… pocałował ją.
- Jesteś cud… - Zaczął, ale ktoś im się wpierdolił z buciorami w owe romanse. No kto inny jak…
- Boże ja nie mogę, was się słuchać nie da - Burknął z tylnego siedzenia Honzo.
- Jesteś cudowna - Powtórzył Ryo, ignorując natręta za sobą, i ponownie ucałował dłoń pilotki.
Hana uśmiechnęła się do Ryoty. A potem przybrała poważny ton i odezwała do Geologa.
- Siedzenia z miejscami do marudzenia jadą na tereny raptorów a nie na plażę więc albo wysiadasz albo siedzisz cicho. - Potem wróciła swoją uwagę na drogę. Jeszcze parę minut i powinni być na miejscu. Honzo zarechotał na słowa Hany.
- Ta jes kotek - Powiedział w końcu do pilotki.

***

Kwadrans później pojazdy dotarły na plażę. Łódź desantowa wciąż tkwiła w piachu, gdzie ją zostawili… podobnie jak i część wyposażenia, ukrytego w zaroślach. Nie pozostało nic innego, jak teraz w tym miejscu rozbić namioty, postawić obóz, i kombinować odnośnie opuszczenia wyspy.
Powoli, ale do przodu. Hana zaparkowała jeepa na twardej powierzchni i zaczęła ogarnianie rozstawienia nowego obozu. Poprzez ogarnianie chodziło o podzielenie zadań.
W pierwszej chwili ogarnięcie namiotów sypialnych i messy z uwagi na ilość sprzętu namiot majora i namiot vipowski d.r Lee stały się “pomieszczeniami” planowania i ogarniania sprzęt. namioty po zmarłych i broń zostały rozdysponowanie po reszcie. W wolnej chwili pewnie przejrzą ich rzeczy osobiste i spakują “pamiątki” dla rodzin czy tych co by czekali na zmarłych.
Chwilowo, wszyscy musieli mieć gdzie pracować, spać i gdzie jeść. No i zostało jeszcze ustawienie namiotu medycznego i umieszczenie w nim “T”. Stan najemniczki pozostawał niezmienny, była warzywem i chyba nikt nie wierzył że się to zmieni.
 
Obca jest offline