Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2019, 15:56   #130
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Zbyszek nie spodziewał się tego, co było w stanie spowodować serce starszego. Na pewno dało radę to, na co miał nadzieję, pozbierało do kupy Dobroleszego. Do kupy i jeszcze trochę można by wręcz powiedzieć. Nie dziwił się już, że kultyści próbowali je splugawić, gdyby im się udało, cała okolica mogłaby się zamienić w drugie mazury. Czy może raczej Czernobyl, z tego co widział to możliwe, że w podobnych okolicach mógł być tworzony czarci pył, którym zalewali front sowieci. Warszawa jakoś mu nie pasowała do schematu, zastanawiał się nawet, czy tamtejsze marionetki zdawały sobie do końca sprawę jak niszczycielską trucizną był ten odpad antymagi. Nie zastanawiał się jednak nad tym zbyt głęboko, cieszył się relatywnym spokojem, jaki nastąpił po tym, jak drzewiec tąpnął nogą.


Sielanka nie mogła jednak trwać wiecznie i odesłali go do natarcia na Poznań. Chwilę się zastanawiał czemu rozdzielili resztkę drużyny, która była w stanie zająć garnizon, ale narastający w nim cynizm, podpowiedział mu, że to właśnie dlatego. Zbyt duża efektywność i zbyt duże nieprzewidziane skutki w jednym miejscu. Byli politycznie niewygodni, ale zbyt ciężko byłoby się nimi zająć i ich zniknąć. Mógł się mylić, Kowalik nigdy nie był aż tak lotny jak niektórzy, ale swoje poglądy miał. Kiedy natarcie utknęło na przedpolach Poznania, a cała reszta operacji poszła w cholerę, mógł zrobić tylko to, co do tej pory nawet mu wychodziło. Skoncentrował się na przeżyciu. Walki miejskie dawały mu drobną przewagę, nawet w tak zdemolowanym miejscu jak Czapury czy Sypniewo.


Dni zmieniały się w tygodnie, w trakcie których co prawda słyszał co jakiś czas wieści z innych fragmentów frontu i politycznych przetasowań dookoła całej wojny domowej. W środku tego w zasadzie się znajdował, wojny domowej, musiał często mordować ziomków, czy to w mundurach WRP, czy wypranych marionetek czarnej kompanii. Mógł sobie tłumaczyć, że wcale tak nie jest, że wróg to wróg, ale bezsens całej rzezi nie mógł nie mieć na niego żadnego wpływu. W czasie między salwami artylerii i wzajemnymi podjazdami, słuchał klasyki polskiej muzyki z przełomu poprzedniego wieku. Na jednej słuchawce, bo nigdy nie było wiadomo co i jak, do tego wściekał się niemiłosiernie, kiedy nie miał jak naładować swojej niemalże antycznej mp3. Do wroga nie bardzo mógł mieć pretensje i pogodził się z tym w pewnym momencie. Oni mieli swoje rozkazy, on swoje, każdy walczył za konkretną sprawę, lub w ramach interesów. Może poza ludzkimi dronami CZ. Nieco problematyczna była też babia Jola, co prawda nie wchodziła mu w drogę, ale czuł, że jej błogosławieństwa to niezbalansowana mieszanka. Zwłaszcza przy tych kilku razach, kiedy Zbyszek nieco oberwał i otwierał oczy kilka chwil później, pośrodku wrogiego oddziału, gdzie próbował rozrywać metaludzi praktycznie gołymi rękoma. Z punktu widzenia taktyki i przeżywalności na froncie XXI wieku, był to skończony idiotyzm, ale babcia tylko się uśmiechała i kiwała głową, krwawym uśmiechem pełnym rekinich zębów.


Potem przyszedł wrzesień, miesiąc, w którym tradycyjnie zaczynała się szkoła. Kiedy Kowalika wycofali spod Poznania i posłali na szkolenie, przez dobre pół godziny nie mógł się przestać śmiać. Nie był tylko pewien, czy to dlatego, że schodził z niego stres, czy dlatego, że starego chłopa we wrześniu potraktowali jak uczniaka. Cieszył się, jak głupi. Chwilowo nie musiał brodzić w morzu krwi i co trochę kogoś mordować, żeby tylko samemu przeżyć. Uczył się jak robić to lepiej, szybciej i z większym rozmachem, ale przerwa była mile widziana. Podobnie jak kilka znajomych twarzy. Wywoływały mieszane uczucia. Z jednej, okazało się, że nie tylko on przeżył to letnie piekło, a z drugiej, wracały wspomnienia poprzednich batalii i twarzy, które zostały na zawsze pogrzebane. Fizyczna strona treningu była dla trolla łatwa, na tyle, że musieli mu dorzucić kilka przeszkód. Z wykładami szło mu trochę gorzej. Nie, żeby był opornym tłukiem, ale mutacja solidnie go rozjechała, poszerzyła możliwości fizyczne, ale nieco zawęziła horyzonty. Po zakończeniu szkolenia, mógł być z siebie dumny, całkiem jak instruktorzy.


Dopiero kiedy dowiedział się, gdzie ich wysyłają, poczuł w ustach gorzki smak. Miał nadzieję, że siostra, kiedy tylko zwietrzyła zawieruchę, wyniosła się z Gdańska, ale miał pewne wątpliwości. - Co ty na to babciu? Co ty na to? - Wyszeptał cicho Zbyszek, czując się zmęczony bardziej niż przez ostatnich kilka miesięcy razem wziętych.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline