Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2019, 00:20   #108
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Going to play the bargaining game? You just need to make the other side mad. You want them to get a little annoyed. Then you know that you've come in with a good price.

― Christopher Voss


- Pozostaje oczywiście drobna kwestia odwzajemnienia niniejszej przysługi. Zapewniam jednak, że to czysta formalność, powstała na skutek szacunku dla Jima... jak i dla pańskiej osoby. Nie ośmieliłabym się bowiem uwłaczać wam obydwojgu na tyle, by zasugerować, iż chciał pan zostać z nami jak podrzędny birbant.
- Dopełnijmy więc tej formalności i bądźmy spokojniejsi na noc - jaka przysługa jest potrzebna? - Śmiertelne ciało, nieprzyzwyczajone do luksusu, który wlewał się przez nozdrza, zdradziecko produkowało ślinę i błagało o spróbowanie łyka cudownej herbaty. Jeżeli herbatą można było nazwać coś, co herbaty w sobie nie miało, a głównymi składnikami były nieistniejące (przynajmniej na ziemi) rośliny.
- Chętnie pomogę, nawet jeżeli miałoby to obrócić rachunek w drugą stronę.

- Spokojniejsi, w istocie - zgodziła się enigmatyczna kobieta, przywdziewając maskę ostrożnego ukontentowania. Po raz kolejny zwilżyła usta napojem dostarczonym przez służbę i, przytaknąwszy samej sobie, na powrót zabrała głos.
- Jak zdążył już pan zauważyć, panie Benonie, miejsce to posiada ciekawą zależność względem wspomnień. Marzeń, wspomnień, wspominek, można by rzec. - Uśmiechnęła się. Benonowi faktycznie owa opinia przeszła przez myśl. Nie pamiętał jednak, aby wygłaszał ją otwarcie. To znaczy werbalnie.
- Dlatego też sądzę, że jedno z pańskich wspomnień byłoby wystarczające jako należność za nocleg. Coś barwnego, pełnego emocji, energii... niekoniecznie świadomego. W końcu ze świadomych, otwarcie dostępnych migawek wciąż może pan mieć pożytek. Natomiast ten cały bagaż emocjonalny, ta lawina traumatycznych czynów ledwie powstrzymywana przez śmiertelną powłokę... ośmielę się stwierdzić, że pozbycie się rąbka owych okropieństw odbyłoby się dla pana z korzyścią. - Oj, oj. Po tym wywodzie anielica i jej Latynoska powłoka poczuli się nader nieswojo. Zupełnie jakby cały świat był sceną, a wszystkie światła jupiterów utkwiono na nich niczym serię długich, mierzących pod żebra noży. Rzeczywistość - lub to, co w tutejszych kręgach za nią uchodziło - zdawała się sardonicznie oczekiwać na ich odpowiedź.

- Po czymś takim to nie ja byłabym dłużnikiem. A tego długu nie dałoby się spłacić, jeżeli w ogóle ktoś beztrosko założy że udźwignie taki ciężar. - Odpowiedź, rzecz jasna, była negatywna. Kto w ogóle pyta o takie coś? Ach tak. Oni sami. Upadli. Kupowali kawałki dusz zza grubego całunu Piekła, kawałki istnienia ludzi. - Ale też nie spodziewam się żeby Jim się na to zgodził, prawda? Wydawał się znać swoją wartość. - orzekł Benon.
- Cena. Ale tym razem bez żarcików, zwłaszcza tak obraźliwych jak oddanie kawałka siebie - wysunął dobitnie, najpewniej zmęczony już całym wiktoriańskim teatrzykiem.

Biała dłoń sięgnęła w stronę stolika, ujmując palcami jeden z kolorowych makaroników, których nie było tam jeszcze dwa mrugnięcia temu. Czarne paciorki będące oczyma pani Higgensworth obserwowały nagłe obruszenie Benona z obojętnym, niezobowiązującym do niczego zdystansowaniem. Kobieta umiejscowiła niewielki wypiek na talerzyku.
- Wybaczy pan, nie wiedziałam, że przywiązał się pan tak szybko do egzystencji cierpiętnika. Większość z moich gości wita możliwość uregulowania należności przy pomocy wspomnień z ulgą, a nawet z wdzięcznością, stąd też nie spodziewałam się... tego typu reakcji. - Uśmiech nie zniknął z jej twarzy, jednak teraz jawił się chłopakowi jako groteskowa, nakrapiana czarnym humorem parodia prawdziwej ekspresji radości.
- Niefortunny to rozwój wypadków, doprawdy niefortunny - dopowiedziała.
- Co jednak począć. Obawiam się, że nasze pertraktacje spełzły niniejszym na panewce, gdyż nie jestem w stanie przedłożyć panu innej oferty. Strasznie mi z tego powodu przykro.- Nadziała makaronik na widelec deserowy i, z ezoteryczną prawie delikatnością, umiejscowiła barwny deser w ustach. Mimo zapewnień o jej zgorszonym sytuacją nastroju, makiaweliczny grymas nie zniknął z cienkich jak linia ołówka ust. Co więcej, zdawał się dostrzegalnie poszerzyć w wyniku degustacji.


- Cóż, zostanie nam tylko korzyść z ciekawej rozmowy. - Chłopak zrobił nonszalancko pierwszy łyk nieziemskiej herbaty. Dopiero po dłuższej chwili rozpatrywania nienaturalnych wrażeń przez kubki smakowe był w stanie kontynuować rozmowę. - Dobrze zgadłem że Jim też się nie zgodził? - zapytał niezobowiązująco. Nie wydawał się specjalnie przejęty “niefortunnym” zamknięciem tematu noclegu.
- Lord Jim otrzymał zgoła inną ofertę. Taką, której wymogi spełniał tylko ktoś o jego niezwykłych predyspozycjach... fizycznych. Tudzież metafizycznych - odpowiedziała niezbyt wylewnie gospodyni domostwa, niewątpliwie nawiązując do zmiennokształtnej natury murzyna. Przywołanie w konwersacji osoby kotołaka dało jej jednak najwyraźniej do myślenia, gdyż oderwała spojrzenie od gościa, zawiesiwszy je na jednym z obrazów.
- Hm, być może mogłabym zrobić dla pana wyjątek. Ze względu na Jima, rzecz jasna - ostatnią kwestię zasygnalizowała równie jasno, co dobitnie, utwierdzając Celine w przekonaniu, że jej własna osoba - a zarazem dola i niedola - już dawno przestała być czynnikiem uwzględnianym w kalkulacjach wiktoriańskiej damulki.
- Jedna z moich córek natknęła się ostatnio na problem natury... artystycznej, którego dotąd nie była w stanie samodzielnie rozwiązać. Można by rzec, że jej artyzm odrobinkę ją przerósł i, haha, zaczął żyć własnym życiem. Toteż biedna dziewczyna potrzebowałaby zdać się na kogoś, kto sprawi, że martwa natura martwą pozostanie. Jeśli pamięć mnie nie myli, niektórzy z waszego grona mają w tym kierunku dar... - Czyżby nawiązywała do Rabisu? Celine co prawda nie pamiętała zbyt wiele o sztukach tajemnych Pożeraczy, ale uśmiercać rzeczy, nieskromnie sprawę ujmując, potrafiła jeszcze lepiej niż anioły dziczy. A panią Higgensworth niekoniecznie trzeba było wyprowadzać z błędu...
- Myślę, że taka przysługa byłaby wystarczająca, aby rozwiązać kwestię noclegu.- Dama na włościach przedłożyła demonowi kolejną, tym razem już zapewne ostatnią, ofertę.

- Długiego, długiego azylu, jeżeli w ogóle rozpatruje się tutaj czas. - Mięśnie twarzy Benona wykrzywiły się w ponurym uśmiechu.
- Tydzień. Ni mniej, ni więcej - zripostowała bez zawahania pani Higgensworth. Chłopak wyczuł, że dalsze próby targowania się z przyjmującą go kobietą zdadzą się na niewiele.
- Zobaczmy więc, czym jest ten problem natury artystycznej. Wiadomo gdzie się znajduje? Ów żywotny artyzm, albo choć córka?

Higgensworth uśmiechnęła się z cierpką pobłażliwością, nie podejmując kwestii potencjalnie obraźliwej dwuznaczności w pytaniach wysnutych przez Latynosa.
- Tak, córka znajduje się bezpiecznie poza domem - stwierdziła, sugerując, że potencjalne zagrożenie pochodzi od nowego gościa, nie zaś od artystycznej wpadki.
- Błąd, tudzież problem, stacjonuje natomiast w ogrodzie. Jeszcze tego by brakowało, aby mógł się beztrosko poruszać! - Wzdrygnęła się na tę myśl i pokręciła głową odganiając ją precz, choć nie tyle ze strachu, co ze zdegustowania.
- Służba wskaże panu wyjście na ogród oraz... wyjaśni dokładnie naturę problemu - zapewniła. - Cóż, to chyba wszystko, jeśli chodzi o nasze ustalenia wstępne. To była bardzo... zajmująca konwersacja, panie Benonie.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 14-09-2019 o 12:36.
Highlander jest offline