Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2019, 22:23   #16
Leminkainen
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Potężny czarnoskóry mężczyzna na oko zbliżał się do czterdziestki i krótkie kręcone włosy przyprószyła już siwizna, siedział przy stoliku na zewnątrz budynku koszarowego i powoli rozkładał swoją poskładaną z różnych części hybrydę AR15/M16, broń w zasadzie była czysta bo jak to w wojsku w bazie czyścili ją regularnie. Ale ponieważ było to trochę klasyczne malowanie trawy na zielono więc przy z góry zadanym czasie broń miała na koniec zadanego czasu być złożona i wyglądać ładnie. Interesował go jednak stan elementów które ulegają zużyciu.
Odpiął granatnik i położył na stole. Następnie wyciągnął tylną szpilkę otwierając obie połówki pociągnął za rękojeść napinania i wyciągnął zespół zamka który ostrożnie postawił na sztorc tak żeby suwadło było na górze a całość stała na tłoku następnie położył karabin obok i wyciągnął książkę. Po unitarce nauczył się doceniać każdą chwile kiedy mógł poczytać, w procesie “formowania” żołnierzy w bazie szkoleniowej posiadanie jakiejkolwiek literatury było zakazane, z tego co wiedział było tak w Armii od zawsze, nie chodziło o budowanie drużyny bo większość po szkoleniu i tak była rozdzielana i rozsyłana do istniejących jednostek. Czas wbrew pozorom też nie był problemem bo zawsze znalazła się chwila w ciężarówce w drodze na poligon. Ot po prostu przepis którego sens, o ile był zaginął w pomroce dziejów. Otworzył zip baga w której trzymał ostatnio znalezioną książkę, brakowało okładki ale strony były kompletne. Spokojnie zagłębił się w lekturze czekając na wyniki prostego testu.

Nie minęło wiele czasu, nim spokój lektury został przerwany przez natręta. Najpierw pojawił się zapach - ostry, drapiący w nosie swąd spalenizny.

Męzczyzna podniósł głowę marszcząc czoło, pociągnął nosem obracając głowę żeby ustalić źródło.

Zapaszek dobiegał gdzieś z lewej strony, zza załomu muru i wydawał się z każdą sekundą przybierać na sile, aż nagle zza rogu wyłoniła się szeregowa w rozpiętym nieregulaminowo mundurze; poczochrana i ze skręconym byle jak cygarem-samoróbką który to był źródłem swądu palonych chwastów i siana. Widok nowego żyjątka w najbliższej strefie dziewczyna powitała zmrużeniem czarnych oczu.
- Co się lampisz, zgubiłeś coś? - burknęła między wdechem a wydechem, otaczając się siwą chmurą dymu.
-Nie, ale tak z ciekawości.. trzymanie w zębach kawałka liny holowniczej dodaje powagi? Bo palić się ewidentnie nie chce…
- Ty tam do mnie mamroczesz? - szeregowa przystanęła, korzystając z okazji że facet siedzi, a ona stoi, więc dała radę posłać mu spojrzenie z góry, takie z gatunku które teoretycznie wgniatać miały oponenta w piach areny… gdyby ich autor nie miał niecałe 170cm.
-Darujmy sobie tę twardą gadkę, jak masz czas to siadaj. Kojarzę cię z widzenia ale nie kojarzę z nazwiska - Co prawda oboje mieli nazwiska na mundurach, i choć bluza Marcusa leżała przewieszona przez oparcie to widoczne było nazwisko (choć do góry nogami) jak i pagon ze stopniem podoficerskim

Czarnowłosa szeregowa popatrzyła na patkę kapsla i jakoś na książkę.
- Od kiedy kapsle mogą czytać? - spytała, nagle więcej uwagi poświęcając książce niż jej właścicielowi - Skoro umiesz składać literki to wiesz już jak mam na nazwisko. A przypadkiem książki nie łamią tego waszego zjebanego regulaminu?

-Podoficer zawsze musi umieć czytać, zresztą nie ukrywajmy to non-Comach się opiera cały ten bajzel. Zazwyczaj wolę nie ryzykować że będę kaleczyć wymowę, zresztą nie ma pełnego imienia szeregowa L. Harquin. Może darujmy sobie to całe odgrywanie twardzieli, jesteśmy w Armii, więc każdy z nas przeszedł szkolenie i zaprawę fizyczną więc nie bardzo musimy udowadniać że nie jesteśmy tu z przypadku. Nie jestem twoim wrogiem. Kawy?

- Pierwsze słyszę że podoficerka musi umieć cokolwiek ponad napierdalaniem na siłce, a czytania wystarczy tyle, aby odróżnić nalepki na odżywkach od trutki na szczury… więc książka jest zastanawiająca. I kawa… jaja se robisz, nie? - popatrzyła na kaprala tak podejrzliwie jak się tylko dało - Jasne, masz to daj. Ale grać w zbijaka nie będziemy, sobie odpuść. - dodała, kucając obok i opierając plecy o ścianę.

-Mam tylko żołędziową, bo prawdziwa się pojawia w kantynie od święta. - Podał dziewczynie do powąchania menażkę wypełnioną ciepłym brązowym płynem - miała całkiem przyjemny zapach, obok postawił czysty kubek - jeszcze nie piłem, dopiero się zaparza

Menażka trafiła pod zmarszczony nos, szeregowa zaciągnęła się pierwszy raz nieufnie, drugi już z zastanowieniem, a przy trzecim przestała się krzywić.
- Luna - powiedziała cicho, przelewając część naparu do kubka - A ty? Mam zgadywać jedno z pięciu pierdylionów imion na “m”? Dzień dziecka dziś, dobroci dla zwierząt czy ci czegoś dosypali do żarcia na śniadaniu? Tak się z plebsem spoufalać, jaśnie kurwa panie kapralu - uśmiechnęła się krzywo - I co to za książka?

-Marcus - Głos afroamerykanina był niski raczej przyjemny- warto być miłym dla wszystkich dookoła, wszyscy nosimy w plecakach buławę marszałka ale nigdy nie wiesz czy komuś nie uda się jej wyciągnąć przed tobą. Zresztą w armii ważny jest oddział - Marcus roześmiał się lekko - słyszałaś kiedyś koncert zespołu solistów? Gdzie każdy chce grać pierwsze skrzypce?

- Rozumiem… tak. Czaję już - dziewczyna siorbnęła - Dobry glina, zły glina. Słabość do szczeniaków, kotków, smutnych sierot. Niezła gadka, taka motywująca. Że niby wszyscy jesteśmy tacy sami, nie gorsi ani nie lepsi. Że powinniśmy się wspierać, dbać o wspólne potrzeby, ufać, szanować… ja pierdolę Dziadku - popatrzyła na Murzyna z uznaniem - Odrobiłeś lekcje z bycia dowódcą, brawo. Uczą was tego na odprawach? Bo coś w chuj rzadko idzie doświadczyć tej wspólnoty. Co ja się dziwię - prychnęła w kubek, odwracając wzrok na plac - Przecież typ czytający książkę w tym pierdololo nie może być normalny.

Marcus beznamiętnie popatrzył na stojący na blacie zespół zamkowy, wyglądało na to że nie zmienił w żaden widoczny sposób długości.
-No cóż, ciekawsze to niż wyciskanie pompek. Ale szybko się przyzwyczaisz, cała wojna to jedno wielkie “pośpiesz się i czekaj” Nuda jest nieodłącznym elementem wojny. A wojna, wojna nigdy się nie zmienia…

- Można jeszcze wyciskać na klatę, albo ogłosić dzień nóg… a potem iść razem z innymi kolegami pod prysznice. Podziwiać obwód bica, rzeźbę brzucha. Wiadomix że plecy ciężko się myje samemu, a jeszcze i mydło się przypadkiem upuści. Śmiechom nie było końca - czarnowłosa wydmuchnęła dym i popiła naparem. Niezłym, mimo że bez kofeiny, ale darmowym - Nie jesteś lubiany, co? Dlatego zaczepiasz szeregusów. Szukasz kolegów.

-To nie ja odezwałem się pierwszy - Marcus parsknał smiechem - Po prostu zacząłem wąchać bo myslałem że pożar wybuchł na śmietnisku. Zresztą darujmy sobie te cliche z obozu dla rekrutów, NCO mają w życiu inna role niż wieczne darcie ryjów na niższych stopniem o to że buty się nie dość świecą. No ale jaka jest twoja historia? Od dziecka marzyłas o maszerowaniu wszerz i wzdłuż placu apelowego?

- Miałam ciężkie dzieciństwo, kanciaste zabawki i wychowały mnie Ruiny… a w ogóle to chciałam trafić na Front, ale wylądowałam tutaj. Marzę o pokonaniu Molocha, pokoju na świecie i darmowej tabletce ołowiu w łeb dla każdego zjeba. Nudy - rzuciła kapslowi spojrzenie bez emocji, siorbiąc głośno napar - A co z tobą, sprzedali cię za dwa sznurki koralików i puszkę mięsnej konserwy czy złapali w siatke?
-Nie, obowiązek wzywał, zaciągnąłem się, bo myślałem że da się odbudować świat który pamiętam z dzieciństwa.

Marcus pociągnął łyk kawy z menażki
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline