| 18 Brauzeit 2518 KI, domostwo Klausa Brücknera
Ciemne piwo miało przyjemny smak i chociaż Karl Peter Niers na co dzień niezbyt za nim przepadał preferując południowe wina, tym razem musiał przyznać, że napitek zaspokoił jego wygórowane oczekiwania. Piwo w Ostermarku nie było wcale najgorsze, a przynajmniej znacznie lepsze niż to, którym raczył się w Nuln czy Averlandzie. Choć czasem zdarzały się perełki, kiedy do szynku w którym akurat pijał dotarł jakiś krasnoludzki trunek, to jednak im bardziej na północny wschód Imperium, tym lepsze mieli piwo. Może to kwestia pogody? Pomyślał Karl i spojrzał na swojego gospodarza. Rozparty na ławie po przeciwnej stronie stołu Klaus Brückner wychylił głęboki łyk piwa z własnego cynowego kufla, a potem wychylił się w bok i dorzucił do kamiennego paleniska kilka wyschniętych szczap. Iskry strzeliły w górę komina, kiedy ruchliwe płomienie zaczęły pochłaniać z żarłocznym trzaskiem drewno.
Karl spojrzał po kątach, szybko zauważając porządek i pewien ład, który zawsze zadziwiał go w domach ludzi ustatkowanych. Brak srebrzonej i złoconej zastawy i gołe ściany, bielone jednak wapnem, zdradzały, że choć dom był dobrze utrzymany, nie przelewało się tu bogactwo.
- Nie wiem, czy do końca pojąłem, czego właściwie ode mnie oczekujesz - stwierdził po chwili milczenia Niers - Cała ta wyprawa nie brzmi zbyt zachęcająco. Nie wątpię, że puszcza o tej porze roku jest na swój sposób piękna, a trzy białogłowy, wśród nich wysoko postawiona szlachcianka, tylko przydają landszaftowi uroku, ale nie sądzę, aby to było zlecenie dla kogoś takiego jak ja.
- Podajesz w wątpliwość mój osąd? - Klaus Brückner odparł pozornie przyjaznym tonem, ale Karl znał go dostatecznie długo, aby w głosie gospodarza wychwycić ledwie słyszalny ton przestrogi. Zaprzeczył głową i spokojnie słuchał Klausa, który ciągnął dalej - Ta kobieta musi być kimś dalece innym od zwyczajnej arystokratki, jestem tego pewien. Sędzia nawet mi nie zdradził szczegółów rozmowy, którą z nią odbył w ratuszu, a on zwykł dzielić się ze mną wieloma tajemnicami. Lubię wiedzieć, co dzieje się w mojej okolicy, a Herrendorf jest dostatecznie blisko, aby się do tej okolicy zaliczać.
- Herrendorf? - zapytał rzezimieszek marszcząc brew. W końcu sobie przypomniał.
- Trzy dni drogi przez knieję i wrzosowiska, by koniec końców dotrzeć do mokradeł i tej zapomnianej przez Sigmara wiochy - Niers cmoknął znacząco dając wyraz swej wciąż istniejącej dezaprobacie - Gdyby poprosił mnie o to ktoś inny, najpewniej roześmiałbym mu się w twarz, ale tobie nie odmówię. Co oznacza, że będziesz miał wobec mnie dług.
- Nie licz na to, że mnie weźmiesz pod włos - roześmiał się chłodno Klaus - Nic podobnego do starych układów. Sędzia cię opłaci z urzędowej szkatuły, a ode mnie dostaniesz coś więcej, jeśli będę zadowolony z wieści, które mi przywieziesz.
- Jasne - kiwnął głową. Karl lubił proste i konkretne zadania.
Obaj mężczyźni milczeli przez dłuższą chwilę, siedząc w niewielkiej izbie rozjaśnionej migotliwą czerwoną poświatą płomieni i sączący z kubków ciemne piwo. Karl rozparł się nieco wygodniej, brzękając trzewikiem czarnej pochwy o jedną z ostróg. Przez chwilę bawił się trzymanym w ręku kuflem, jakby próbował dostrzec na nim jakąś rysę czy pęknięcie, które pozwoliłoby skupić uwagę. Albo chociaż odwrócić od natłoku nurtujących go pytań.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że zdecydowałeś się tutaj osiąść - przełamał w końcu milczenie Niers - Miasteczko rzecz jasna niczego sobie i widziałem tu całkiem niemałe grono młódek godnych wielkopańskiego chędożenia, ale ktoś taki jak ty się tutaj zwyczajnie marnuje. Nie żal ci tych czasów, które spędziliśmy wspólnie w Bechafen? Zatęskniłeś za życiem szanowanego mieszczka, z tłustą żonką u boku, ze stadem usmarkanych wrzeszczących bachorów? Nie takiego cię znałem.
- Widzisz gdzieś tutaj żonę i bachory? - odpowiedział Brückner - Mam swoje powody i nie zwykłem ich wyjawiać, jeśli nie mam ku temu potrzeby. A teraz nie mam. Chcę, żebyś pojechał z resztą do Herrendorfu z dwóch powodów. Jednym z nich jest ta kobieta z Bechafen. Dowiedz się, kim naprawdę jest i czego szuka na prowincji, tak daleko od stolicy. Ale oprócz niej będziesz miał oko na jeszcze kogoś w świcie.
- Myślałem, że na wszystkich - uśmiechnął się Karl - Czyżby chodziło o służącą wielmożnej pani? - zapytał tonem zdradzającym zainteresowanie. Chyba nie chodziło o prostych myśliwych czy zwykłego miejscowego więźnia. A może nie był taki zwykły? Myśli Karla krążyły wokół jego przyszłych towarzyszy, o których zdążył już co nieco usłyszeć.
- Toporny ze mnie szpieg, uprzedzam cię - zastrzegł szybko.
- Sędzia wynajął do tej ekspedycji miejscowego trapera, Franza Mauera - powiedział ściszonym tonem Brückner - Czuję rosnącą fascynację jego osobą, chociaż jej powody niechaj ci będą sekretem. Chcę, abyś obserwował go w podróży równie bacznie, co panią Lautermann i pilnie zapamiętywał wszystko, co wyda ci się dziwne. To ważne. Bardzo ważne. Może się zdarzyć tak, że szanowna pani zechce was odesłać z powrotem do Remer, a samej zostać w Herrendorfie. Jeśliby się tak stało, graj na zwłokę, gdybyś zaś musiał pomiędzy nimi wybierać, wróć z powrotem z Mauerem. Jest dla mnie ważniejszy od tej szlachcianki.
- Jasna sprawa - rzezimieszek uśmiechnął się wrednie pod nosem, licząc w duchu na niezłą zabawę.
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est |