Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2019, 11:08   #200
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dwaj zmotoryzowani mężczyźni ruszyli ponownie w dżunglę, by sprawdzić co ewentualnie szykują tubylcy. Jak wspominał Peter, bębny mogły oznaczać opłakiwanie poległych, albo i wojenne poruszenie, w celu pomsty za owych poległych. Tego jeszcze nie wiedzieli, i być może dowiedzą się co i jak przy owym zwiadzie, albo nie dowiedzą się nic, albo zginą w trakcie… los pokaże.

Gdzieś po trzech kwadransach podróży przez zieleninę, przyszedł w końcu moment, by choć na chwilę odpocząć, oraz by dalszą drogę odbyć już na piechotę, bez zwracania na siebie uwagi wszystkiego żywego w promieniu kilometra, odgłosami quadów.

Van Straten, siedząc na swoim pojeździe o zgaszonym już silniku, napił się wody z manierki, i otarł pot z czoła pod kapeluszem. Spojrzał w kierunku, skąd dochodziły odgłosy bębnów.
- Jeszcze jakieś pół godziny spacerku... - powiedział.
- Powinni być bardzo zajęci swoimi sprawami - z cieniem ironii w głosie odparł Peter, po czym również się napił. - Przy odrobinie szczęścia podejdziemy na tyle blisko, bez zwracania na siebie uwagi, że się domyślimy, co planują.
- Oby. - Myśliwy zszedł z quada, po czym chwycił swoją broń długą w obie dłonie. Chyba był gotowy…
Peter 'ozdobił' sobie twarz paroma mazgnięciami farby kamuflującej, założył plecak z granatami i, chwyciwszy w dłonie sztucer ruszył za Van Stratenem.

Ruszyli więc pieszo w dżunglę, w kierunku siedziby pieprzonych tubylców, ku odgłosom ich prymitywnych instrumentów… za każdym krzakiem mógł się czaić dzikus gotowy ich zabić, z każdym metrem ryzykowali życiem. Gdzieś po kwadransie nerwówki van Straten zamarł nagle w pół kroku, po czym tak zastygł, jakby był jakimś pierniczonym posągiem.

Czy on coś zauważył, albo nasłuchiwał??
Peter nadstawił uszu, zastanawiając się co takiego usłyszał van Straten.
- Na ziemię - Syknął w końcu Tropiciel, po czym sam najpierw ukucnął, a w końcu i padł całkiem do parteru wśród trawy, a Peter natychmiast poszedł w jego ślady..

Przez dżunglę przebijało się coś masywnego, obalające nawet na swej drodze drzewa. Duży i wredny Dinozaur? Nie, jednak nie. Oczom obu mężczyzn ukazał się po chwili dziwaczny, dwunożny… robot?? pędzący przez gąszcz w kierunku bębnów.
- Ki diabeł? - wyszeptał Peter, gdy robot zniknął mu z oczu. - Nie lubi bębnów, czy też dzikusy mają mechanicznego sojusznika?
- Collins mi opowiadał o takim robocie-pająku, jak byli potajemnie odwiedzić Ufo, tej samej nocy gdy my odbijaliśmy panienkę Miles. Chcieli jakoś uzdrowić najemniczkę Cooke, której stan się pogorszył. Przebudzili te draństwo? - wyjaśnił van Straten szeptem, podczas gdy owy robot oddalał się, przebijając przez dżunglę.
- A niech to diabli... - Peter był równie cichy. - Mam tylko nadzieję, że nie podobają mu się te bębny, bo jak się okaże, że tubylcy się skumali z robotem i potrafią nim kierować, to mamy przerąbane. Totalnie przerąbane... Idziemy? - spytaj po chwili, gdy robot zniknął im z oczu.
- Prymitywne dzikusy skumały się z robotem z innego świata? Chyba ochujałeś. - Van Straten spojrzał krytycznie na Currana. - A z tego co mi Collins gadał, wydaje się, że to oni go jakoś wybudzili, być może leczeniem Cooke w tym latającym spodku. Dobra, idziemy…
- Coś kiepskie było to leczenie - mruknął Peter, ruszając za Wenstonem. - Jak nagle zawróci, to go usłyszymy - dodał.

Obaj mężczyźni podążyli więc za robotem w bezpiecznej odległości, sięgającej i nawet chyba 200 metrów. Przebijające się przez dżunglę ustrojstwo było głośne i tarasowało sobie często siłowo drogę, nie było więc możliwości stracić go gdzieś po drodze… spacerek za nietypowym osobnikiem trwał pół godziny.
Na dodatek nie musieli zbytnio uważać na to, by nie hałasować.

Gdy robot dotarł w końcu do jaskiń zamieszkiwanych przez tubylców… na jego ramieniu odezwał się jakiś szybkostrzelny karabin. Najwyraźniej maszyna właśnie ustrzeliła dzikusów wartujących blisko wejścia? Po chwili ponownie uczyniła to samo z kimś na skałach, a w końcu i weszła pod ziemię. Tam z kolei, rozległa się już cała kanonada, szybkostrzelne działko, plus coś większego, strzelającego pojedynczym ogniem. A do akompaniamentu wrzaski mężczyzn, kobiet i dzieci. Bębny wkrótce zamilkły.

- Tyle chyba z teorii, że ten metalowy bydlak jest po stronie tutejszych - Stwierdził sucho Myśliwy.
- Idziemy stąd, zanim dojdzie do wniosku, że dzikusy nie są tymi, którzy zakłócili jego spokój w UFO - odparł Peter, oderwawszy wzrok od wejścia do jaskini. - Nie ma co czekać, aż wyjdzie i zacznie się rozglądać za innymi ofiarami. - Ruszył w stronę quadów. Van Straten zaś, bez zbędnych komentarzy, za nim…
Meldowanie o spotkaniu z robotem Peter pozostawił na osobiste spotkanie z majorem. Kto wie, czy robot czasem nie mógł podsłuchiwać ich rozmów.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 09-09-2019 o 12:43.
Kerm jest offline