Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2019, 13:50   #112
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
dnalezieniu Roweny towarzyszyło niepokój i niepewność. Nie było wątpliwości względem tego, że w pewnym stopniu znała się na magii. Fakt ten przywodził wiele wątpliwości i czarnych myśli. W umysłach rysowały się złe scenariusze tego, jak to wszystko miało się zakończyć. Aura całej tej osady i tego dworu była przytłaczająca, przygnębiająca i przerażająca. Niekiedy po prostu depresyjna i pozbawiona nadziei. Kiedy okazało się, że to nie ona była odpowiedzialna za cały ten koszmar część z obaw zniknęła, niektóre napięcia odeszły w niepamięć, lecz nie wszystkie. Paranoiczne niekiedy myśli, że w każdej chwili ktoś z nich mógłby stracić nad sobą panowanie i własny rozum nie opuszczała ich na krok. Pomocne słowa i czyny zdecydowanie poprawiły odbiór czarodziejki oraz pozwalały przypuszczać, że rzeczywiście jest po ich stronie. Służyła ona im swą wiedzą, tak odnośnie tego co się działo w okolicy, jak i względem zaklętych kuriozów.

Podczas gdy Pelaios wraz z Hanah, a potem także Neff, zajęci byli rozmową oraz wymienianiem spostrzeżeń pozostali korzystali z chwili wytchnienia i możliwości złapania oddechu. Wieść, że już wkrótce przyjdzie im stawić czoła źródłu tego całego zła i zepsucia napawała ich tak odwagą jak trwogą. Niektóre ręce trzęsły się, usta robiły się suche, a myśli niespokojne, galopujące i przytłaczające. Cóż tam zastaną? Co będzie trzeba uczynić by przegnać owo widmo ciążące nad całą okolicą? Czy wyjdą z tego cało? Czy zobaczą jeszcze kiedyś swych bliskich? Na większość z tych pytań odpowiedzi miały przynieść najbliższe godziny. Oni zaś czynili wszystko co mogli by się do tych chwil przygotować jak najlepiej. Opatrzyli świeże rany i doglądali starych, modlili się i odprawiali stosowne rytuały, ostrzyli broń, sprawdzali ekwipunek i rozmyślali nad taktyką. Kto był w stanie coś przełknąć skubał co mu zostało z resztek prowiantu.

Astine w milczeniu przysiadła na ziemi. Jedną dłonią bawiła się sztyletem, którego rękojeść zakończona była głową jednorożca. Obracała go w palcach, chwytała i przekręcała, kiedy Luna była przy niej z głową wciśniętą między jej nogi a brzuch. Wilczyca byłą niespokojna, świadczyły o tym uniesione uszy oraz lekko nastroszona sierść. Nie czuła się tutaj dobrze, tak samo jak dziewczyna, którą zdawała się przygniatać ciężar spoczywający na sercu.

Valfara wraz z Zaszirem trzymała się z tyłu i prowadziła z nim cichą rozmowę.
Jak myślisz podołamy temu?Zaszir był niespokojny. Zazwyczaj optymistyczna iskra w jego oczach gdzieś uleciała, ręką nerwowo poprawiał sztylety w przerzuconym przez pierś pasie.
Wojowniczka wzruszyła ramionami spoglądając w rozświetlone wejście do kryjówki szlachcianki.
Nie mamy innego wyjścia. Albo my albo te stwory.
Westchnął.
Nie cierpię sytuacji, kiedy nie można się dogadać, nawet spróbować
Może i by można. Chociaż wątpię by warunki układu nam się spodobały.
Pewnie masz rację. – Skupił wzrok na Valfarze. – Jak się czujesz? Dajesz radę?
Kobieta opatrzyła na niego.
Poradzę sob… Choler!
Kobieta osunęła się na kolana, złapała ręką za głowę. Zaszir dopadł do niej niemal błyskawicznie.
Dasz radę. Już niedługo. Wytrzymasz!
Kobieta dyszała między spazmami wykręcającymi jej sylwetkę. Pozostali z niepokojem obserwowali to co się działo. Pelaios wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Neffem. Domyślali się cóż miało właśnie miejsce. Potomek Eagelshieldów przygryzł wargę.
Zaszir próbował przytrzymać Valfarę, lecz ta odepchnęła go. Szybko zebrał się z ziemi, kiedy ktoś złapał go za ramę.
Zostaw – Usłyszał obok siebie głos Troy. Zerknął na wiedźmę, której wzrok w skupieniu obserwował walkę z przemianą.

Valfara charczała i rzucała głową, jakby chcąc coś od siebie odpędzić. Jedną ręką trzymała się za pierś, kiedy drugą wbijała w kamienną posadzkę.
Dagonecie! Co się dzieje?! – Zaniepokojona i skołowana Rowena zwróciła się do swego wiernego towarzysza, który równie zdezorientowany popatrzył po pozostałych dostrzegając napięcie i gotowość do sięgnięcia po broń. Przesunął się bliżej swej pani, by w razie czego stanąć na drodze ataku. Wolną dłonią pochwycił za kiścień.
Valfara wydała z siebie przeciągłe charknięcie i skuliła się trzymając oburącz za głowę. Włosy jej lekko zmierzwiły się, przez chwilę wyglądało to wręcz tak, jakby robiło się ich więcej, lecz wtem wojowniczka wydała z siebie długie jęknięcie i dysząca opadła na bok. Spazmy minęły.
Ruszajmy wreszcie nim stracę cierpliwość – rzekła do Zaszira, który zaraz pojawił się obok niej, by pomóc wstać i usiąść na jakiejś ze skrzyń.
Dajcie nam chwilę i będziemy mogli ruszać – diablę zwróciło się do wpatrzonych w nich towarzyszy niedoli z zaniepokojonymi i niepewnymi wyrazami twarzy.
Słyszeliście! Ruszać nam pora! Przeznaczenie wzywa nas przed swe oblicze byśmy stawili czoła próbie! – niespodziewanie podniosła głos Troa uderzywszy o ziemię laską.
W ciszy, która na chwilę zapadła usłyszeli trzaski i dziwaczne odgłosy nie do porównania z niczym innym co do tej pory napotkali.
Zaprawdę nie jesteśmy tu mile widziani – skomentowała owe dźwięki wiedźma.



wyruszyli. Zabrali ze sobą co uważali za przydatne bądź potrzebne, a następnie opuścili podziemia posiadłości. Za namową szlachcianki skorzystali z tylnych drzwi skracając tym samym drogę i pozwalając uniknąć rozpadliny. Droga do nich prowadziła przez pomieszczenie, które Pelaios jakiś czas wcześniej postanowił zostawić w spokoju, bowiem zauważył ciągnące się tam pędy. Teraz jednak byli całą grupą i potwór z tamtejszego kłębowiska nie stanowił najmniejszego problemu. Uporawszy się z nim dopadli do drzwi i znaleźli się za posiadłością. Przywitała ich ta sama niezmienna aura nocnego nieba rozświetlonego światłem księżyca oraz otaczająca wszystko mgła, która wisiała nad zmarniałymi resztkami tego co niegdyś było ogrodem. Odgłosy, które wprawiały ich w zaniepokojenie nasiliły się. Wydawało im się, że dochodzą gdzieś z centrum dworu, być może z samej rozpadliny.

Dostrzegając to co się działo Dagonet zaczął czynić swe czary, lecz Rowena powstrzymała go. Ten wspomniał jej wcześniej cóż chciał dla niej uczynić.
Sir Dagonecie nie róbcie tego. Zachowajcie siły na prawdziwą potrzebę.
Słysząc owe słowa zawahał się, nie dokończył zaklęcia skłaniając się ku woli szlachcianki. Ona zaś zaczęła wskazywać drogę. U swego boku miała zarówno Astine dbającą o znaki i niebezpieczeństwa dzikich ostępów, jak i Pelaiosa z jego bystrym wzrokiem. Zmierzali czym prędzej ku lasowi, nie była to wprawdzie droga daleka, lecz narastający hałas dobiegający z posiadłości nie pozwalała na mitrężenie czy zbędne oczekiwanie. Wraz z chwilą, kiedy osiągnęli punkt, w którym ogrody i okoliczne łąki przechodziły w las byli świadkami sceny, która napełniła ich serca trwogą.

Oto bowiem nocną ciszę rozerwał ni to skrzek, ni to charkot. Owy dźwięk przypominał mieszankę krakania, ludzkiego krzyku oraz dyniowatego skrzeku. Zawtórował mu hałas łamanego drewna i wówczas to dostrzegli tę istotę. Dwa brudne, postrzępione, czarnopióre skrzydła wystrzeliły spomiędzy połówek rozbitego dworu. Ciągnęły one opierzoną, barczystą sylwetkę stwora ze szponami i wielooką dynią w miejscu głowy. Pająkopodobne oczy dostrzegły ich w jednej chwili i pod nimi rozwarła się paszcza w makabrycznym uśmiechu z setkami ostrych szpilkowatych zębów. Maszkara przypominająca skrzyżowanie człowieka, dyni, stracha na wróble i wielkiego kruka jednym machnięciem skrzydeł wzbiła się w powietrze ciągnąc za sobą całun opadających piór. Zamachała po raz wtóry i ze skrzekiem runęła w ich kierunku.


Nie czekając wbiegli między łyse, martwe drzewa. Gałązki i wyschnięte na proch liście strzelały i rozsypywały się pod szybkimi krokami. Wtem rozległ się przeciągły trzask łamanych gałęzi, kiedy to monstrum wbiło się między drzewa. Odwróciwszy się dostrzegli jedynie opadające na ziemię czarne pióra i połamane gałęzie.



iegli co sił wpatrując się w niebo nad sobą desperacko poszukując owej skrzydlatej sylwetki, lecz nie mogli jej dostrzec. Nie oznaczało to bynajmniej, że ta dała sobie spokój, co to to nie. Jej dziwaczny jazgot przecinał wszechobecną ciszę, a pióra zdawały się opadać dosłownie wszędzie, bez ustanku. Nim dane im było wreszcie dotrzeć do rzeczonych ruin potwór spadał na nich kilkakrotnie, czasami od czoła, niekiedy wprost z góry, lecz za każdym razem nie dane mu było nikogo zranić, chociaż nie można było rzec, że się nie starał. Jego pazury zaskrobały przenikliwie o napierśnik Tarczy, a Hanah w ostatniej chwili zdążyła z unikiem. Wielkim sprzymierzeńcem był sam las, którego martwe drzewa stanowiły pomocną osłonę przed zakusami skrzydlatego potwora.

Wreszcie osiągnęli swój cel. Pośrodku lasu, w miejscu, które niegdyś musiało być polaną pełną kamieni, znajdowało się wykopane zejście kończące się czymś na kształt kamiennych wrót. Na tych zaś widniały przeróżne symbole, niektóre mniej więcej znane, pospolite wręcz, lecz większość pozostawała zagadką. Rowena natychmiast stanęła przed nimi.
Coś się stało. Jest inna niż kiedy byłam tutaj ostatnio – wskazała na bezkształtne, niedające się dobrze określić słowami delikatnie jaśniejące symbole niby narysowane na kamieniu. – Jakby coś je wypaczyło. Może to ten fenomen...
Otworzysz to czy nie?!Valfara niemal krzyknęła na dziewczynę, kiedy sama stała z obnażonymi ostrzami na górze tworząc z innymi obronny pierścień.
Yyy… Chyba tak, może… Zmiany mogą pomóc albo utrudnić sprawę… Ktoś z was też potrafi przełamywać zaklęcia? Razem będzie szybciej!Rowena nie kryła strachu i zdenerwowania, które nią owładnęły. Gorączkowo skakała wzrokiem między symbolami i liniami, które ze złotym blaskiem rozciągały się po dwóch fragmentach kamiennych wrót.

Tymczasem Pelaios wraz z Neffen zauważył coś dziwnego. Te same ślady pancernych buciorów, które znaleźli w okolicach posiadłości. Wyraźnie odznaczały się w miękkiej ziemi, kłębiły przed wrotami, by potem… odejść w las? Zostali przez coś przegonieni? Próbowali dostać się do środka? W głowie diablęcia pojawiały się kolejne myśli i pytania, kiedy to niebo rozdarł kolejny wrzask monstra. Nim zdążył unieść głowę ten już rozbijał ich szeregi. Przeciął linię obrony obok Mukalego, który wraził mu włócznię w nogę, lecz to nie zatrzymało go, ba wyglądało top tak, jakby tego nie zauważył. Dosięgnął swojego celu, którym był Zaszir i rozorał diablęciu pierś i ciskając nim o ziemię. Ten jęknął z bólu i z warknięciem posłał w stwora sztylet, który wbił mu się prosto w pierś. Straszydło jednym machnięciem skrzydeł wzbiło się w powietrze i krążąc nad nimi szukało kolejnej ofiary.


 

Ostatnio edytowane przez Zormar : 09-09-2019 o 17:33.
Zormar jest offline