Olbrzymi orzeł, widząc przygotowania podjęte przez karawanę, przerwał swój lot za nieuchwytnymi elfami i zawrócił w stronę obozowiska. Kiedy od towarzyszy dzieliło go już ledwie trzysta metrów, obniżył lot i wylądował. Obrócił się plecami do obserwujących go ludzi i rozpoczął przemianę powrotną do swojej zwykłej formy. Poświęcił jeszcze chwilę, żeby doprowadzić się do porządku po poprzednich zdarzeniach, a następnie, nie śpiesząc się, ruszył w stronę Cantha.
- Widzę, że dowódca jak zawsze czujny i gotowy. Świetnie! - pokiwał z uznaniem głową - Myślę, że mamy jeszcze trochę czasu, są jakieś osiem do dziesięciu kilometrów od nas. Jeśli to elfy, w co wątpię, to spodziewałbym się, że grupa, którą ruszyła w przeciwnym kierunku, zmaterializuje się za naszymi plecami, kiedy tamci już dotrą. To by było w ich stylu… Hmm... - Przerwał, jakby się zastanawiał czy chce coś jeszcze powiedzieć. -Może tamci…- wskazał ręką na powoli zbliżających się nomadów-... polują na tych spiczastouchych drani? W takim wypadku warto byłoby zadbać, żeby nie doszło do strasznego nieporozumienia, chociaż nie mam pojęcia jak ktoś mógłby nas pomylić z Elfami. Jeśli mam rację to może nasz grupy mogłyby sobie pomóc nawzajem? Tyle niewiadomych! - w głosie Gwardzisty po raz pierwszy było słychać jakieś odległe echo wesołości.