| 18 Brauzeit 2518, karczma "Siedem Świec", późny wieczór.
Jedno trzeba przyznać - Hans Hans umiał robić wrażenie na nowopoznanych. Czy było to wrażenie dobre, czy złe, to już zupełnie inna kwestia. Wieczorek zapoznawczy zorganizowany przez sędziego skończył się na szczęście szybko. Wychodząc z posiadłości oprych miał nadzieję, że smarkula Olivia zrozumiała, z kim ma doczynienia. Hans zamierzał się wywiązać się z powierzonych, ochroniarskich obowiązków, ale gdy dziewczyna za mocno nadepnie mu na odcisk, to nie będzie się z bachorem patyczkować. Rozmyślania na temat tej całej sprawy powoli jednak odpływały z jego głowy, bo o to nadchodziła długo wyczekiwana tego długiego jak końska pyta dnia chwila - wieczór z kamratami, przy piwku.
Zazwyczaj wykidajło pod karczmą sprawiał problemy i nie chciał wpuszczać Hansa do środka, powołując się na liczne burdy i skargi, zarówno właściciela i gości. Oprych radził sobie z tym problemem na różne sposoby. Najpopularniejsze rozwiązania stanowiły słowne negocjacje (Wpuszczasz mnie albo zaraz z chłopakami odwiedzimy twój skromny domek!"); zwołanie znajomych i bezpośrednia groźba grupowego manto; uregulowana tradycyjna "opłata wejściowa"; a jeżeli żadne z powyższych nie działało, to dziwnym zbiegiem okoliczności nagle przychodził inny wykidajło, zmiennik obecnego, ktory oczywiście był znajomym Hansa.
Tego wieczora jednak, z wejściem do karczmy problemu żadnego nie było. Wyszorowany, w nowym odzieniu, jeszcze trzeżwy "Bęcki" nawet nie zwrócił niczyjej uwagi na progu. W środku szybko wypatrzył swoich znajomych, przywitał z nimi na tyle głośno, że cała reszta gospody mogła słyszeć i zamówił piwo od jeden ze służek.
Reszta wieczoru minęła mu na przechwalaniu się, jak to znowu udało mu się uniknąć kary i nabrać tego starego capa Brumsteina na wypuszczenie go na wolność. Oznajmił wszystkim, ze na parę dni zniknie z Remen, bo ma nową, niesamowicie intratną ofertę pracy. Gdy monety w kieszeni zaczęły się kończyć, a pijackie przyśpiewki powtarzać, chwiejnym krokiem udał się na spoczynek. *** Przedświt, 19 Brauzeit 2518 KI, przeprawa promowa w Remer
Bardzo wczesnym rankiem Hans Hans zwlokł się z posłania, walcząc jeszcze z kacem. Takie pobudki były dla niego niemalże chlebem powszednim, a obecna dolegliwość to byle co w porównaniu do niektórych kaców-gigantów, które w swoim zyciu przeszedł. Obmył mordę wodą na rozbudzenie, a do głowy przyszła mu jeszcze desperacka myśl, czy może jednak nie olać tego wszystkiego, wrócić do spania, a Brumsteina w jakiś sposób uniknąć. Następnie przypomniał sobie twarz sędziego, z wczorajszego wieczora, jak nigdy jeszcze rozgniewaną i poważną. Nie, z tego sie już nie wywinie, trzeba będzie odpracować swoje.
Pierwsze wrażenie jakie arystokratka zrobiła na oprychu? Bogata, konkretna babka. Widać, że z wielkiego świata. "Nie ma co, szlachciura pełną gębą. Nie spieprz tego Hans. - pomyślał, mobilizując się do pokazania się z jak najlepszej strony. Po szybkiej wymianie uprzejmości i najmniej czułych pożegnaniach jakie dane mu było widzieć, prom w końcu przycumował, a wszyscy stanęli w oczekiwaniu, jakby nie wiedzieli co ze sobą zrobić. Hans postanowił przejąć inicjatywę. No ruszać się kmioty! Nie stać tak jak widły w gnoju! Słyszeliście wielmożną Panią, chce ruszać w drogę jak najszybciej, a wy stoicie i patrzycie się na te lejce jak szpak w piczę! Wprowadzać konie na pokład! Kobitki, brać torby Pani Lauterman i zanieść do kajuty kapitana, ino ostrożnie, bo tam pewnie są rzeczy warte więcej niż wasza cnota! Ruchy, ruchy! Szanowna Pani Katerina pozwoli, że pomogę z wejściem na pokład. Nie ufał bym tej łajbie, ale nie mamy wyjścia... - zawołał do wszystkich Hans, próbując zorganizować towarzystwo i jednocześnie uniknąć obowiązków. Wyciągnął usłużnie rękę w stronę hrabiny, oferującą pomoc w wdostaniu się na prom.
__________________ The cycle of life and death continues.
We will live, they will die. |