Legionista przyjrzał się dwójce awanturników, których przywiódł Saadi. Relhad wzbudzał raczej dobre odczucia prostego wojownika, który mieczem wspomaganym przez odrobinę pomyślunku wyrąbał sobie drogę do swojego wieku. Okaryjka z kolei od razu przywiodła mu na myśl młodego Khankhaaru, którego spotkali w Torillo. Kuta na cztery łapy, na które do tej pory zawsze udało się jej spaść.
Potem zerknął na Zahiję. Spodziewał się, że Saadi raczej wynajmie typów o większej lojalności i mniejszym rozumie. Wyglądało jednak na to, że czarownik zasmakował o dziwo w towarzystwie awanturników. Pytaniem pozostawało, czy na swoją, czy na ich wszystkich zgubę.
- Ianvs Accipiter - przedstawił się. Leżąc wyciągnięty na ziemi i żując siemię lniane prezentował się raczej marnie. Bo choć muskulaturę chłop miał wojaka, a bary pozwalające na obycie się bez broni, to chałat i tunika, w które był odziany były okrwawione, podarte i niemożebnie brudne. Zresztą równie jak on sam. - A co do twojego pytania Kibrio to i tak się nie dowiemy przecież ile w istocie zapłaciłaś.
Uśmiechnął się znacząco i ponownie zamknął oczy ciesząc ciało bezruchem i zachodzącym już rusamanamskim słońcem.
- Dla mnie miecz. Prosty i niezakrzywiony w jakich się tu lubują. Jakby oszczep jaki się znalazł to też nie zaszkodzi. I odzież. Koniecznie - Dodał już nie otwierając oczu. Nieopodal była studnia. A on marzył by spłukać z siebie kurz, krew, bród i resztki Saadiego. I przebrać się.