Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2019, 13:57   #121
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Racja. Racja. Trzeba to zrobić rano – zgodził się Gascoigne. Wzmianki o niebezpieczeństwie poruszania się w nocy, kiedy ktoś wrogi był w okolicy nieco ostudziły jego zapał. – Zawiadomimy gospodarstwa wczesnym rankiem, a Wy pójdziecie do kopalni. Trzeba ustalić warty. Pilnować, czy ktoś nie zaatakuje wsi.

Wraz z ciałem chłopaka wrócili do wsi. Mieszkańcy już się rozeszli do domów i nad wsią panowała cisza. Hector udał się do wdowy, której wciąż towarzyszył Albiończyk. To nie była dla niej łatwa noc. Łkanie dochodzące z domu słychać było do wczesnych godzin rannych. Nawet wtedy, gdy bohaterowie szykowali się do wyruszenia do kopalni. O śniadanie nie śmieli prosić.

Ścieżka do kopalni była wyraźna, dobrze utrzymana, więc nie sposób było zabłądzić. Poranna mgła szybko ustąpiła rześkiemu, górskiemu powietrzu. Szło się wygodnie i w miarę szybko. Oczywiście przy zachowaniu odpowiednich do sytuacji środków ostrożności.

Będąc już u podnóża gór, minęli olbrzymią, błyszczącą świeżym urobkiem hałdę. W jej cieniu przycupnęła kopalnia Grimbina. Płynąca ze zbocza woda kierowana była do koryta, nad którym umieszczono duże, łopatkowe, kręcące się z terkotem i pluskiem koło. Maszyneria zlokalizowana w pokaźnej szopie, jęczała i klekotała. Z kominów wydobywał się dym i para. Co jakiś czas coś gwizdało przeciągle. Wejście do kopalni było szerokie i ciemne. Widać w nim było kilka wózków i zaprzężone do nich kucyki. Pod przeciwległym zboczem stało kilka krasnoludzkich, kamiennych chat i większy od nich budynek, krytej kamiennym łupkiem świetlicy.

Na zboczu, powyżej świetlicy ktoś siedział. W zbudowanym z kamiennych bloków schronie ukryty przed wzrokiem gości, strażnik bacznie lustrował okolicę. Kiedy zobaczył nadciągających ludzi, zadął krótko w mosiężny róg. Dźwięk odbił się od ścian, powtórzy nutę i zamarł. Ze świetlicy wybiegł brodaty osobnik, odziany w łuskową karacenę, w płaskim hełmie na głowie i z toporem na długim trzonku w ręku.

- Stać! Stać! – krzyknął. – Kimżeście są? Czegóż chcecie w Grimbin-Grung?
 
xeper jest offline