Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2019, 21:30   #75
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Wstała, przeciągnęła się i rozejrzała. Nie zamierzała robić nic gwałtownego, ale co miała zrobić, musiało zostać zrobione. Na początek: śniadanie. No bo nie można było pomagać piekielnej demonicy bez śniadania. I o ile nie znajdzie w jedzeniu szczątków to będzie trzeba poczekać aż do obiadu. Tutaj akurat przebywanie w złotej klatce działało na korzyść Lei. Mogła sobie bowiem zażyczyć na śniadanie co tylko chciała. Kurczak? Żaden problem, chociaż niektóre kochanki kpinkowały, że przy takiej diecie rudowłosa szybko straci swe kuszące kształty. Lei nie miała nic przeciwko dodatkowym kilogramom u dajmy na to kochanek. Byłyby wtedy tak przyjemnie mięciutkie, kiedy się ich by dotykało… potrząsnęła głową, szybko zjadając tyle, żeby wystarczyło do zaklęcia. Nessalina zawsze bardzo mocno wzmagała podniecenie i rudowłosa miała problemy ze skupieniem. Dlatego uznała, że musi to zrobić szybko. Jak tylko zebrała i zawinęła kości w niewielką chusteczkę, co nie było łatwe przy próbie zrobienia tego potajemnie, podeszła w miarę blisko drzwi, czekając na ich otwarcie. Wtedy zamierzała zacząć zabawę, najpierw od przywrócenia męskości jednemu ze strażników.
Lei nie musiała nawet długo czekać. Wczesna godzina wiązała się z tym, że kobiety paszy budziły się, raz jedna raz druga. Te, które spały szczególnie twardo właśnie wstawały i miały ochotę na śniadanie. Jeden z rosłych eunuchów otworzył drzwi słysząc pukanie i znalazł się w zasięgu skrywanego magią kostura Leileny. Regenerujące zaklęcie nie wymagało nawet słowa, by je aktywować i wnet rudowłosa mogła podziwiać bezbrzeżne zdziwienie malujące się na twarzy mężczyzny. Biedaczek. To była jedyna współczująca mu myśl, bo za nią popłynęły słowa, mruczane cicho zaklęcie słowa mocy: żądzy. Skoro robić zamieszanie, to na całego. Przy czym upewniła się, że to nie na nią będzie patrzył, kiedy uwolni magię.
Sytuacja robiła się coraz ciekawsza, bowiem świeżo odzyskany penis od razu stanął na całą swoją długość. A rozmiarów był takich, że luźne spodnie nie były w stanie go ani trochę ukryć. A już na pewno nie przed zielonowłosą kobietą (która była Lei przedstawiana, ale imię jakoś umknęło jej z pamięci), która właśnie zamawiała sobie śniadanie. Zdębiały strażnik miotał się, targany emocjami - zdziwieniem, żądzą, strachem. Niestety zwróciło to uwagę drugiego wartownika. Na niego oczywiście Lei też szykowała niespodziankę, tym razem z kostura. Wysłała mu falę niesamowicie przyjemnych wizji… trochę ciekawa jak podziałają na eunucha, skoro to była magia to chyba niepotrzebny mu był sprawny penis?
Wyobraźnia wystarczyła. Kaleka osunął się po ścianie, z przymkniętymi oczami i głupkowatym uśmiechem wykrzywiającym wargi. Nie narobił dzięki temu hałasu, a kolorowa nałożnica yn Kalila w międzyczasie zdążyła podejść do drugiego mężczyzny, dosłownie oblizując przy tym wargi.
- No proszę, proszę, tyle czasu ukrywałeś przed nami taki prezent? - kokietowała kompletnie zdezorientowanego Calimszytę. - Za karę będziesz musiał nas nim wielokrotnie obdarować.
Były już eunuch coś tam wydukał, ale kobieta nawet go nie słuchała. Złapała za to za kołnierz zbroi i wciągnęła go do środka. Musiała być bardzo wyposzczona i akurat znalazła źródełko, do którego zaraz zaczęły schodzić się inne nałożnice.
Lei zostawiła ich samych i korzystając z tego jak odwracał uwagę, wymknęła się na zewnątrz, najkrótszą drogą zmierzając ku celom. Wykorzystywała przy tym wszystkie wyuczone zdolności skrytego poruszania się, wolała spróbować takiego podejścia. Wycieczka, którą zapewnił jej Druzir bardzo się przydała. Pamiętała dzięki niej zakamarki, w których można było przeczekać patrol strażnika, miejsca szczególnie uczęszczane przez służbę, w skrócie - najbezpieczniejszą ścieżkę do celu. A ponieważ schody do piwnicy nie znajdowały się szczególnie daleko, to mogła usłyszeć stłumione chichoty dobiegające z haremu. Widać zabawa rozkręcała się tam w najlepsze. Pierwszym problemem był uzbrojony strażnik, który pilnował zejścia do lochu. Jeśli pamięć Leileny nie zawodziła, za nim (już na dole) czekało ją ominięcie jeszcze jednego, który pilnował samej celi. Miała ciągle dwa użycia porno-wizji, na nich zamierzała je zużyć i liczyć na to, że nie pojawią się następni. Bo inne rozwiązania już nie były tak ciche.
Czar zadziałał na pierwszej ofierze i panna Mongle przemknęła się niezauważona po schodach. Zostawione przy ostatniej wizycie ślady na ścianach były nieocenione. Wiecznie zakręcające korytarze bardzo szybko dezorientowały i pewnie dziewczyna by się zgubiła, gdyby nie wcześniejsze przygotowania. Drugi strażnik także nie oparł się zaklęciu i usiadł na ziemi, z szybko wybrzuszającymi się z przodu spodniami.Cela, w której trzymano półorka była jednak zamknięta. Ten problem rozwiązało pobieżne przeszukanie gwardzisty, który miał przy sobie kółko z kluczami. Jeszcze tylko kilka nieudanych wyborów tego właściwego i cela stanęła otworem. Ander dalej wyglądał fatalnie, nawet w pełgającym, słabym świetle pochodni, pozostawał też nieprzytomny. Nie trwoniąc czasu spróbowała, czy któryś z kluczy pasuje do kajdan. Ten problem wyglądał na najtrudniejszy, kiedy myślała o tym wszystkim wcześniej. Gdyby nie pasował, to musiała użyć zaklęcia leczącego już teraz, Ander mógł bowiem wiedzieć gdzie kluczy szukać. Jej magia była zdecydowanie zbyt słaba, jeśli chodziło o manipulację przedmiotami, do pokonania kajdan. Najwyraźniej jednak ktoś uznał, że najlepiej trzymać wszystkie klucze w jednym miejscu. Trzeci z kolei przekręcił się w zamku, a zwalisty półork prawie spadł na Leilenę. Zawisnął jednak w pokracznej pozycji, zwisając na drugim łańcuchu. Kiedy i ten został rozkuty, Ander zwalił się bezwładnie na ziemię. Wtedy rudowłosa uwolniła magię leczącą, na wszelki wypadek cofając się po tym poza zasięg jego ramion. Trudno powiedzieć jak na nią zareaguje. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać - reakcją był krzyk. Gardłowy, niski, zwierzęcy i pełen bólu. Na oczach rudowłosej spalona skóra nabierała rumieńców, ledwie zasklepione do tej pory rany pokrywały się świerzymy strupami, a złamane kości zrastały się z upiornym chrzęstem. Nagle wyrwane z otępienia ciało reagowało niemal agonalnie i Lei obawiała się, że półork tego nie zniesie. Po kilkunastu sekundach, które ciągnęły się jak melasa, mężczyzna w końcu umilkł, a jego szeroka, owłosiona pierś unosiła się w równym oddechu. Dopadła do niego i klękając obok spróbowała ocucić lekkimi uderzeniami i potrząsaniem. Do tego także miałaby pewnie zaklęcie, ale rażenie elektrycznością nie należało do rzeczy, których próbuje się w pokojowych okolicznościach jako pierwszych.
Półork po chwili otworzył oczy, ale spojrzenie miał rozbiegane.
- Hama? - wychrypiał coś bez ładu i składu.
- Obawiam się, że nie. I obawiam się, że mamy mało czasu na ucieczkę, więc lepiej weź się za siebie i nas stąd zabierz - Lei mówiła cicho, ale dobitnie i wyraźnie. - Nasza pani będzie jeszcze bardziej niezadowolona, gdy dasz się złapać powtórnie i to ze mną na dokładkę.
- Nasza… pani? - zapytał. Widocznie oberwał o parę razy za mocno w głowę, skoro nie pamiętał takich rzeczy.
- Nie dyskutuj - syknęła. - Podobno umiesz nas stąd wydostać. Przyniosłam szczątki, pewnie do zaklęcia. Zaczynasz łapać?
- Zaczynam - przyznał, a jego spojrzenie skupiło się odrobinę. - Ładna jesteś - rzucił ni z tego ni z owego, niemrawo próbując usiąść.
- Skup się, bo sięgnę po bardziej drastyczne środki - poklepała go po policzku. - Zrobiłam tu dużo zamieszania, zaraz się zorientują. Wolałabym nie żałować przyjścia ci na ratunek.
- Dobrze, dobrze. Daj mi te szczątki - poprosił, rozmasowując co bardziej obolałe miejsca. A tych musiał mieć sporo. Kiedy już otrzymał to, co zostało z kurczaka, drżącymi palcami zaczął układać kostki i chrząstki w jakąś figurę. - Potrzebuję czegoś ostrego.
Lei podeszła do pogrążonego w marzeniach strażnika i rozejrzała się za jakąś bronią. Dysponował jakimś dziwnym, wygiętym mieczem, ale kształt miał drugorzędne znaczenie. Liczyło się to, że dało się nim ciąć. Kiedy Ander otrzymał ostrze, westchnął cierpiętniczo, po czym zacisnął szczękę i rozciął sobie dłoń. Krew zaczęła kapać na utworzony symbol. W celi rozszedł się dźwięk, trochę jak syk gotowanej wody, a trochę jak syczenie węża. Kości zaczęły się wyginać i zrastać, po chwili układając się w nierówny prostokąt. Resztki skóry i mięsa roztapiały się wydając paskudny smród padliny. Proces był ohydny i odrzucający, a magia za nim stojąca w niczym nie przypominała Leilenie tego, co sama doświadczała dzięki łaskom Nessaliny. W końcu na podłodze ukształtowała się księga. Ciemna, oprawiona skórą, która chyba jednak nie przypominała drobiu. Na okładce znajdowały się symbole, od patrzenia na które dziewczyna dostawała dreszczy.
- Gotowe - oznajmił półrok, łapiąc tom w jedną rękę. Zanim wstał wypowiedział jeszcze krótką formułkę w jakiejś gardłowej mowie. Zbladł od tego, policzki zauważalnie się zapadły, w pod jego oczami wykwitły purpurowe plamy. Lei nie wiedziała co to był za czar, ani co robił, ale efekt wizualny upodobnił mężczyznę do trupa… a przynajmniej kogoś śmiertelnie chorego.
- Chyba wolę swoją magię - westchnęła pod nosem. W życiu nie zdecydowałaby się na zostanie czarodziejką, gdyby musiała przechodzić takie obrzydliwości. Nessalina wspomniała coś o chodzeniu między cieniami, czy coś takiego. Może teraz tak też miało to zadziałać. - No dobrze, nie wiem co robisz, ale co ze mną? - zapytała głośniej.
- Uratowałaś mi pewnie życie, więc cię tutaj nie zostawię. Ale musimy załatwić jeszcze jedną rzecz - odpowiedział, podchodząc do pochodni. Poruszał się nienaturalnie sztywno, ale jednocześnie szybko.
- Na pewno uratowałam ci życie - sprecyzowała równie dobitnie co wcześniej. Nie podobał się jej ten półork wcale. - I dlatego sugeruję, że te sprawy mogą poczekać. Już raz dałeś się złapać i zaklinam się, że drugi raz po ciebie nie wrócę.
- Tak, masz rację. Uratowałaś mnie i jestem ci bardzo wdzięczny. Możesz mnie prosić o co chcesz - zapewnił, zdejmując pochodnię ze ściany i ciskając ją na twardą ziemię. Szybko zadeptał płomień, skrywając ciasne pomieszczenie w zupełnej ciemności. - Ale jeżeli nie zabiorę stąd lustra, to Ona i tak mnie zabije. Więc nie mam wielkiego wyboru.
- Jakiego znowu lustra i dlaczego szukałeś go w haremie?! - westchnęła zirytowana. - Mam wielką ochotę potraktować cię jakimś zaklęciem. Wciągnij tu tego strażnika, to co mu zrobiłam zaraz się skończy i narobi alarmu. Tak jak dwóch poprzednich, o ile ktoś nie zauważył już, że jeden eunuch lubi się pieprzyć. Aha, i ja nic nie widzę!
Na początku nie było żadnej odpowiedzi. W mroku tylko słychać było jakieś szuranie, najwyraźniej półork posłuchał rady. Potem, do Lei zaczęły zbliżać się kroki, niewątpliwie Andera. Odezwał się stojąc tuż obok niej.
- Po to zgasiłem światło. Ciemność, to nasz sprzymierzeniec - rudowłosa poczuła na ramieniu jego dłoń. - Nie powiedziała ci nic o lustrze? Ani słowa?
- Twój sprzymierzeniec - zauważyła cierpko. - Ja się będę potykać o własne nogi. Dopóki stąd nie wyjdziemy, bo na górze jest dzień. I czy byłabym zdziwiona, gdybym wiedziała o jakimś lustrze?! Ruszmy się, za długo jesteśmy w tym miejscu.
- Lepiej, żebyś się potknęła, niż żeby nas ktoś zobaczył - delikatnie popchnął rudowłosą do przodu. - Rób małe kroki, ostrzegę cię przed przeszkodami - obiecał. W korytarzach piwnicy panował półmrok, gdy dziewczyna schodziła na dół jeszcze dziesięć minut wcześniej, ale teraz jakby panowała w nich noc. Czyżby to też był efekt piekielnej magii tego półorka?
- Pamiętasz drogę na górę?
- Gdybym coś widziała. Na ścianach są znaki, które porobiłam. Po ciemku to ja nawet nie wiem gdzie jesteśmy po kilku krokach - no pięknie Nessalina nas dobrała, westchnęła w duchu.
- No to będę szukał znaków - odpowiedział mężczyzna. - To lustro jest magiczne. I nasza Pani chce je mieć… oho, znak numer jeden - przerwał wytłumaczenie i znowu delikatnie pchnął Lei, tym razem w prawo.
- Wyobraź sobie, że domyśliłam się, że nie pragnie zwykłego lustra, żeby sobie popatrzeć jaka jest piękna - syknęła w odpowiedzi. Jakoś przy nim nie umiała nie być sarkastyczna i milczeć.
- Och, no po co ta kąśliwość? Gdzie twoja żądza przygody? - on z kolei zaczynał nabierać humoru. Dalszą wymianę uwag przerwały im jednak odgłosy ciężkich buciorów dudniących po kamieniu. Ander przycisnął Lei do ściany i wkrótce przebiegło obok nich trzech mężczyzn z pochodniami, zupełnie jednak nie zwracając na nich uwagi. Lei wciąż wydawało się, że w koło jest strasznie ciemno, ale przecież pochodnie musiały rzucać jasne światło. Kroki ucichły w oddali i dopiero wtedy półork poprowadził towarzyszkę dalej.
- Nie szukałem lustra w haremie. Znalazłem je wcześniej. Do haremu poszedłem po Hamę, czego obecnie żałuję - podjął szeptem.
- Lepiej teraz jej nie szukajmy, bo będą większe problemy. Mogłam nie przypaść jej do gustu - zachichotała. - Że tak dałeś się złapać, nie mogłeś poczekać aż będzie tylko z paszą zamiast wchodzić do gniazda żmij? - teraz to Lei brzmiała jakby weselej.
- Pasza jest chroniony znacznie lepiej, niż jego kochanki. Nawet lustro było lepiej zabezpieczone, choć jest przeklęte. On… nie najlepiej traktuje ludzi - stwierdził.
- I dlatego chciałeś ratować półelfkę razem z lustrem? Zauważyłam, że dając mu czego chce nie traktuje cię źle. A potem zapomina i następuje nuda. Znów stoimy - dodała.
- Bo szukam tych twoich symboli - odparł. - A dla mnie niewola, to nie jest dobre traktowanie - dodał. Przynajmniej był trochę spostrzegawczy, bo wreszcie znalazł dalszą ścieżkę i po dwóch zakrętach stali już u podnóża schodów.
- Idziesz ze mną po te cholerne lustro? Bo niewidzialność nie ma dużego obszaru - zapytał.
- Przecież tu nie zostanę - zauważyła. - Niewola to nie jest dobre traktowanie, a służysz JEJ? Dlaczego akurat półelfka? - pomimo sytuacji Lei na całego włączyła się gadatliwość.
- Bo mi pomogła. Aż do samego końca, gdy mnie kompletnie udupiła - ostatnie zdanie wypowiedział już zrzędliwie. Temat Nessy przemilczał.
Korytarz u szczytu schodów nie był już tak strasznie ciemny. Nie wyglądało to jak środek dnia, raczej jak późny wieczór, ale Leilena przynajmniej widziała gdzie idzie. Gdy Ander rozglądał się na boki, wyraźnie czegoś wypatrując, rudowłosa mogła usłyszeć gniewne krzyki od strony haremu. Romans najwyraźniej się wydał. Trzymała się blisko niego, rozglądając się za zagrożeniami. Nie zagadywała go już, bardziej skupiona. Wreszcie półork zdecydował się ruszyć. Ciągnąc tantrystkę za rękę pośpieszył w głąb korytarza, w kierunku przeciwnym do haremu. Skręcił za róg, a potem znowu szli prosto. Spieszył się, ale Lei zachowywała czujność, dzięki czemu usłyszała kolejnych strażników na długo przez Anderem i ponownie przywarli do ściany do czasu, gdy okolica stała się bezpieczna.
Okazało się, że miejscem, którego szukał mężczyzna była wnęka z posągiem nagiej kobiety. I choć Lei sama nie była nieczuła na takie widoki, to wydało jej się dziwne, że w takiej sytuacji Ander miał ochotę pogapić się na kamienne cycki. Nie była taka głupia, słyszała już nie raz o tajnych przejściach. W końcu Akademia miała ich mieć sporo, jeszcze nie odkrytych. Liczyła właśnie na to, że to jedno z nich i pozwalała półorkowi działać. Trochę się pomyliła, ale niewiele. Za posągiem nie było przejścia, ale była skrytka. Półork wyjął z niej sporą szkatułkę, długą jak jego ramię.
- I koniec wycieczki - szepnął. - Zabierajmy się, zanim pasza sprowadzi jakichś wieszczy.
Tak, jak mówiła Nessa, Ander miał swoje sposoby by się gdzieś dostać, albo wydostać. W dzień było mu trudniej, długo szukał odpowiednio ciemnego miejsca, zaglądając do różnych pomieszczeń. W końcu jednak trafił na odpowiednie, z oknem wychodzącym na zacieniony palmami ogród. Złapał Leilenę w pasie i w mgnieniu oka poczuła pod stopami trawę. Byli na zewnątrz. Wydostanie się z posiadłości na ulicę zajęło jeszcze więcej czasu, ale i to się im w końcu udało.
- Masz jakiś plan co dalej? Moje kontakty w tym mieście na pewno już postawiły na mnie kreskę - zapytał, kiedy skrywali się w jakiejś bocznej alejce.

Spojrzała na niego jakby się zerwał właśnie z wyjątkowo egzotycznego drzewka. I westchnęła teatralnie.
- Nie mów, że nie masz drogi ucieczki. To nawet ja mam plan powrotu do swojego kraju, a w tym mieście jestem pierwszy raz.
- Miałem plan dekadzień temu - odparł. - Tylko wtedy nie byłem rannym zbiegiem, który wygląda jak trup i którego chce zabić jeden z najbogatszych ludzi w mieście. To jaki plan masz ty?
Milczała przez moment, patrząc mu w oczy. Wreszcie uśmiechnęła się szeroko.
- Wrócić do siebie. Skąd jesteś?
- Z Amn. Z pogranicza - odparł. Czar, którym byli objęci zaczynał tracić na sile i Lei mogła się dokładniej przyjrzeć słudze Nessaliny. Miał jakieś sześć stóp wzrostu, był szeroki w barkach i wnioskując z kępek włosów, które mu odrosły przez lecząca magię, nie ścinał się krótko. Z ust wystawał mu pojedynczy kieł. - A ty?
Przez chwilę odtwarzała sobie w głowie mapę Faerunu i skrzywiła się po umiejscowieniu ich krajów.
- Halrua. Mój krąg niewiele ci pomoże, ale zdążyłam spotkać tu pewną półorczycę. Zgodziła się pomóc w razie czego, a tobie powinno być jeszcze łatwiej. Tyle, że nie mam środków, które mogłabym ci zaoferować.
- Och, mam środki. Zabezpieczyłem się na ile mogłem. Potrzebuję miejsca, gdzie mogę się przebrać, umyć, dojść do siebie, a wtedy mogę zabrać moje rzeczy i się stąd zabierać… Czemu twój krąg mi nie pomoże?
- Bo znajduje się w moim mieście - powiedziała to jak coś oczywistego. - A po tej stronie… cóż, nie znam dobrze właściciela. Poszukajmy najpierw mojej znajomej, lub jej znajomych.
- Tak wyglądając nie ujdziemy nawet pół dzielnicy - zaprotestował mężczyzna. - Umiesz zmienić swój wygląd?
- W ograniczonym zakresie - przyznała. - Ale nie umiem zmienić stroju.
- Masz charakterystyczna fryzurę, będą szukać rudych - stwierdził. - Przerobisz się na szatynkę i większość zmylisz.
Samemu przewertował swoją księgę, aż zatrzymał się na jednej ze strony. Odczytał powoli i rytmicznie zaklęcie i na oczach Lei zmienił się w Calimszytę. Kolor skóry, ubiór, zmieniło się wszystko poza wzrostem. To był ciekawy rodzaj magii, prosto z księgi. Leilena nie zwlekała jednak dłużej, sięgając po swoje zaklęcie i sprawdzając jego możliwości. Zmieniła włosy na długie i czarne i spróbowała pozbyć się piegów, a nawet przyciemnić swoją skórę. Nie miała lustra, więc nie była pewna efektu. Ander jednak pokiwał po chwili głową.
- Może być, w drogę - zdecydował.
 
Lady jest offline