Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2019, 15:16   #11
Kesseg
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
Kiedy Marlo wrócił do Rosenberga, ten patrzył już przytomniej i miał założone oba buty.
- Słuchaj, młody, mogę ci pomóc w tej twojej wycieczce po sławę, nie ma problemu, ale tylko jeśli ty z Kentem pomożecie mi z moim bólem głowy. A źródłem tego bólu głowy są cholerni anarchiści, którzy coraz śmielej poczynają sobie w Downtown. Członkowie mojego klanu coraz częściej się skarżą; policja nie daje sobie rady; firma ochroniarska, którą zapewnia Szeryf ledwie wystarcza by utrzymać względny porządek. Wam też zresztą powinno zależeć na sprawie, bo studio nagraniowe też znajduje się w Downtown i może stać się celem, a tego byśmy nie chcieli, prawda? Uruchom swoje wpływy, słyszałem, że masz kontakty zarówno w policji jak i w półświatku. Nie powinno to być dla ciebie problem, prawda?

Pokiwał głową słysząc prośbę Rosenberga.
-Spoko załatwię to nie martw się dla przyjaciół wszystko. - zaśmiał się głośno.
-Zrobię to nawet jakby miał osobiście ich z tej ulicy wykopać! – powiedział siadając na kanapie obok prawnika. I chwilę gładził ją ręką. Była taka miękka i przytulna. W sumie to zdał sobie sprawę, że też chce taką mieć!

- Normalnie pomyślałbym, że to puste przechwałki, ale ty wyglądasz na takiego, co by mógł tych debili połamać gołymi rękami! - stwierdził Rosenberg z uśmiechem. - Kiedy sprawa będzie załatwiona, zadzwoń pod ten numer - wręczył Marlo wizytówkę. - Spotkamy się tutaj.
- Hej, hej, hej! - Kent Paul podszedł do Ethana i wręczył mu zaklejoną kopertę. - To dla Czarnej Damy. Z najszczerszymi wyrazami szacunku, ucałowaniami i tak dalej, i tak dalej… Chyba nie muszę ci mówić, żebyć tego pilnował i przekazał do rąk własnych?

Marlo uśmiechnął się szeroko słysząc słowa Rosenberga. Skoro oboje już w to wierzą to musi być prawda – nie inaczej. Przyjął wizytówkę i schował ją do tylnej kieszeni spodni.
-Spoko. Masz to jak w banku przyjacielu. – jeszcze raz zapewnił prawnika. I jego wzrok przykuł Harpia wręczając mu kopertę którą przyjął i schował do drugiej kieszeni.
-Jasne. Oka z tego nie spuszcze i oddam do ślicznych łapek naszej wspólnej znajomej. – powiedział szczerząc się szeroko i zastanawiając się czy Harpie i Noctrum łączy coś więcej niż interesy. i... nawet miał o to zapytać. Ale… Cichy głos w środku powiedział, mu żeby się powstrzymał. Chociaż na razie...

- No, a skoro to mamy załatwione, czas na kolejne spotkanie. Cortez czeka.
Rosenberg skrzywił się.
- Kent, kretynie, nie przy gościu! - warknął.
- On i tak wiedział. Nie wiem skąd, ale wiedział. A skoro wiedział, to niech idzie z nami - Harpia wzruszył ramionami. - Mogę za niego poręczyć. To dobry chłopak, nawet jeśli nieco nieogarnięty.
Rosenberg jęknął ciężko, ale nie zaprotestował.
- Dobra, ludziska, koniec imprezki, możecie wracać do domów albo na główną salę. Wypad!
Śmiertelni, mniej lub bardziej obruszeni takim potraktowaniem, wynieśli się czym prędzej.
- Hej, Ken, po co tak nerwowo? - upomniał go Paul.
- Eh, nie wiem, Cortez tak na mnie działa. Sama myśl wystarczy…
- Daj spokój! Przecież wszyscy jesteśmy przyjaciółmi! To nie Książę, żeby się tak stresować - Harpia poklepał prawnika po ramieniu. - Chodź z nami, wschodząca gwiazdo! - rzucił do Grina i ruszył przodem.

Kolejna sala dla VIPów. Tym razem mniejsza, bardziej kameralna. Całkowicie wyciszona względem reszty klubu. Tu również światło było przyciemnione, może nawet bardziej niż w poprzednim pomieszczeniu. W tle leciała wesoła, latynoska muzyka gitarowa.
W środku stał stolik, a wokół niego półokrągła kanapa. Naprzeciwko wejścia siedział umięśniony mężczyzna w okolicach czterdziestki. Ogorzały, wąsaty i pewny siebie, rozpierał się na oparciu jakby był właścicielem tego miejsca. Do jego boku przytulała się latynoska piękność w sięgającej połowy uda i mocno wydekoltowanej fioletowej sukience.
- Pozdrowienia dla Primogena! - przywitał się radośnie Kent Paul. Ethan zauważył jednak, że dotychczasowa szczera beztroska została zastąpiona wyuczoną mianierą. Więc Harpia również nie czuł się pewnie…
- A ten to co za jeden? - burknął wąsacz, piorunując wzrokiem Grina.

Grim przez chwilę tylko gapił się na typa. No nie tego się spodziewał. No bo chyba kiedyś to go widział w jakimś pornosie, no ale… Nie był taki no… Majestatyczny? To dobre słowo? Przełknął ślinę. Niby był na lekkiej fazie, a teraz jakby z niego zeszło. No... stres. Ale… na szybko kobietę oblukał. Ładna była. W końcu wziął się w garść żeby odpowiedzieć.
- Jestem Ethan Grin. Właściciel sieci hoteli w mieście. Przychodzę… Przychodzę jako przyjaciel.

- Pierwszy raz cię widzę. Czemu mam ci ufać? - wąsacz wyglądał, jakby chciał się podnieść, ale kobieta wisząca na jego ramieniu go powstrzymała.
- Spokojnie. Ja go znam - powiedziała łagodnie.
- Właśnie, właście, wszyscy powinniśmy zachować spokój! - Paul zaśmiał się i zabrzmiało to niemal szczerze. - Jesteśmy w końcu przyjaciółmi, prawda?
- Tylko przyjaciółmi? - zapytała kobieta, a w jej głosie słychać było wyraźną nutę zawodu.
- To znaczy… nie to miałem na myśli… to było uogólnienie… żeby rozładować atmosferę - Harpia dotychczas wygadany teraz zdawał się mieć problem ze skleceniem sensownego zdania. - Kochanie, wiesz przecież, że ja dla ciebie wszystko… - rozłożył bezradnie ręce.
Latynoska zaśmiała się perliście.
- No już, odetchnij, kocurku. Nie obetnę ci pazurków tylko dlatego, że zaprosiłeś jednego kolegę więcej. Zwłaszcza że to taka przyjemna niespodzianka… - uspokoiła Kenta, po czym spojrzała na Grina wzrokiem, który zdawał się przeszywać na wylot. - Witaj, Ethanie… czy może powinnam mówić "Marlo"? Niezwykle mi przyjemnie, że tak na siebie wpadliśmy. Nie widziałam cię od nocy, gdy zostałeś oficjalnie przedstawiony społeczności na dworze Księcia. W sumie się nie dziwię. Jesteś samodzielny i doskonale sobie radzisz. Po co miałbyś składać wizyty twojemu Primogenowi? - w głosie zabrzmiały nuty ostre jak szpilki.
- Wszyscy ostatnio jesteśmy strasznie zajęci - rzucił nerwowo Kent. - A Ethan realizuje się w branży muzycznej. Podbija serca tłumów! A teraz jest gotowy by z moją i Kena pomocą stać się gwiazdą wielkiej sceny! - wróciwszy w rozmowie na znajomy teren poczuł się pewniej.
- O? Doprawdy? - wypielęgnowane brwi latynoski lekko uniosły się w górę. - No to muszę pochwalić takie przejawy kreatywności. Aczkolwiek nie sądzę, że usprawiedliwiają one braki w socjalizacji. No, ale teraz już tu jesteś - zwróciła się bezpośrednio do Grina - więc możemy pokonwersować. Carlos, psiaczku, do budy - szepnęła na ucho wąsatemu mężczyźnie, który podniósł się ociężale i bez słowa ruszył w kierunku wyjściowych, po drodze jeszcze obdarzając Ethana nieprzyjaznym spojrzeniem.
- Ekhem - Rosenberg odchrząknął. - Skoro jesteśmy już w wyłącznie w swoim towarzystwie, może przejdziemy do spraw Spokrewnionych? - zapytał, podchodząc do kanapy.
- Czy pozwoliłam ci usiąść? - zapytała ostro kobieta.
- Uhm, w-wybacz, nie chciałem cię urazić - zestresował się Ventrue.
- Spokojnie, Ken, spokojnie - roześmiała się. - Znamy się tyle czasu, a ty wciąż się mnie boisz? Nie żeby mi to nie schlebiało…
- Początkowo bałem się twojego ojca - przyznał Rosenberg. - Ale z czasem udowodniłaś, że potrafisz być nawet groźniejsza od niego.
- Potraktuję to jako komplement! - Zaśmiała się ponownie.
- Cieszę się, że nastrój ci dopisuje - odezwał się Kent Paul.
- Nie ciesz się za bardzo, kocurku - upomniała go, ale zaraz też posłała mu ciepły uśmiech i poklepała kanapę obok siebie dając mu znak, żeby usiadł. - Powiedz mi lepiej dlaczego o przybyciu do miasta nowej sfory Sabbatu muszę się dowiadywać od Linsey, a nie od ciebie? Zdajesz sobie sprawę, że jeśli takie informacje nie spływają do ciebie jako pierwszego, to twoja pozycja głównej Harpii może być zagrożona…
- Ja… ja wiedziałem o tym, ale…
- Ale co? - zapytała tak słodko, że niemal jadowicie.
- Szeryf zakazał mi rozpuszczać tę informację…
- O? I dotyczyło to też mnie? Twojej ukochanej Primogen? Jestem rozczarowana…
Paul skulił się nieco w sobie.
- Skoro już o Sabbacie mowa, to czy ty miałeś z nim jakiekolwiek problemy? - zwróciła się do Marlo.

Marlo błysnął szerokim uśmiechem do kobiety. Fanka? Na fanki zawsze mógł polegać!!! To dodała mu otuchy i sprawiło, że się trochę rozluźnił. Spojrzał na plączącego się Harpie. Chyba działo się tu coś o czym nie wiedział…
Dopiero gdy kobieta mówiła dalej… Zrozumiał, że musiał ją znać. Ale nie pamiętał tego. W sumie… nic dziwnego było tam trochę osób, no na tym „przedstawieniu”, a on zaraz po porządnie się nagrzał. Musiał przecież odreagować stres nie?
I… Gdy rozmowa toczyła się swoim torem stała się rzecz dziwna. Kobieta spławiła Carlosa a ten jej posłuchał. Dobra. Może… Może faza weszła mu bardziej niż przypuszczał? NIEWAŻNE. Ignorować rzeczy dziwne tego nauczył się już dawno temu.
Jednak mimo wszystko postanowił słuchać. I… Sprawa się wyjaśniła! To nie Carlos był Primogen tylko ona. Jakkolwiek ONA miała na imię. Zaraz… W sumie to znaczyło, że Harpia nie jest homo. Chyba.
Marlo gapił się na kobiet zastanawiając się jak bardzo na jego twarzy odbijały się skomplikowane procesy myślowy. Kiedy ta nagle zapytała go o Sabat… Sabat….Szybko stał się znaleźć jakąś odpowiedź,
-Zaraz… Mówimy o nawiedzonych wampirach z odchyłami nie? Oni faktycznie istnieją? To nie jest jakaś „miejska legenda”? – podrapał się po ogolonej głowie.
-Hmn… bo u mnie tak generalnie zdarzają się budry w klubie, ale to raczej przez alkohol i dragi nie żadne. Hmn… No… Siły wyższe.
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline