2054.09.20 - ranek, nd; deszcz; gorąc; Sioux Falls, mieszkanie Eve
Poranek okazał się ciężki. A właściwie budzenie okazało się ciężkie. Głowa jakoś wtopiła się w poduszkę i nie miała najmniejszej ochoty aby się podnieść. Ale w końcu powieki zrobiły się bardziej otwarte niż zamknięte i oczy a potem mózg zaczęły rejestrować otoczenie. Błękitny sufit, szczeliny dnia między żaluzjami okna, bębnienie deszczu o parapet no i niskopienne łóżko. A właściwie obleczony w pościel materac. Tym razem pusty. Chociaż budząca się na tym materacu młoda kobieta świetnie pamiętała, że nie zasypiała tutaj sama ostatniej nocy. Tylko w doborowym towarzystwie! Ze mężczyzną który zgodził się być jej chłopakiem i z kobietą która zgodziła się być jej dziewczyną. Brzmiało trochę skomplikowanie. Ale w rzeczywistości chyba było jeszcze bardziej skomlikowane niż brzmiało przy pierwszym wrażeniu.
No i tak, panowała cisza. Nie licząc bębnienia deszczu na zewnątrz. I wytłumionej muzyi dobiegającej gdzieś zza drzwi sypialni. Głowa w końcu uniosła się i rozejrzała po tej sypialni. Poza nią nikogo tutaj nie było. Ale po drugiej stronie widziała te pamiętne biurko gdzie nagrały z Eve swój pierwszy, wspólny filmik a przy materacu leżał laptop na którym wczoraj przed zaśnięciem oglądali inne filmiki. Właśnie na ekranie laptopa była żółta karteczka samoprzylepna z krótką informacją.
“
Kuchnia. Pewnie ten aneks kuchenny gdzie gospodyni zwykle przygotowywała coś do jedzenia. Niedaleko. Gdzieś chyba z tej okolicy dobiegała ta muzyka co ją słyszała od chwili przebudzenia. Właściwie zaraz przy sypialni gospodyni. Zostawało zmienić poziom na pion i wydostać się z tego wygodnego materaca.
- O! Lamia! Czeeeśććć! Dobrze, że wstałaś bo właśnie kończę śniadanie to zjemy wszyscy razem! - krótkowłosa blondynka w ładnym szlafroku pomachała do niej wesoło posyłając jednocześnie radosny uśmiech jak jakieś jasne, blondwłose słoneczko.
- To siadaj do stołu, zaraz wszystko przyniosę. Ten żarłok już tylko przez grzeczność chyba udaje, że nie jest głodny. - fotograf świergotała radośnie w najlepsze więc chyba miała świetny humor mimo deszczowego poranka. Chociaż poranek mimo, że deszczowy to jednak okazał się bardzo gorący co w połączeniu z deszczem powodowało wręcz tropikalne warunki.
A przy stole Lamia zastała Krótkiego. Siedział rozwalony na samym środku kanapy przez co wyglądało jakby ją zdominował i zawłaszczył na dobre. Ale jednak gdy wyszła zza rogu uśmiechnął się całkiem sympatycznie i wskazał zapraszającym gestem na miejsce obok siebie.
- Żyjesz? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem. Świadomie czy nie ale jakoś pozajmowali te same miejsca co wczoraj przy kolacji. Bo zaraz potem przyszła Eve z tacą pełną talerzy, kubków i misek rozkładając co trzeba na stole.
- Częstujcie się, zaraz przyniosę resztę. - oznajmiła szybko gospodyni i rzeczywiście wróciła po drugą turę śniadania.
- Same dobre rzeczy. - skomentował Steve oglądając co blondynka pozostawiła na stole. Dania może nie były zbyt wyszukane a raczej takie typowo śniadaniowe. Jajka sadzone, boczek, grzanki z serem, dżem, smażona kiełbasa i tak dalej w ten deseń.
- Poczekaj, podpuszczę ją zobaczymy czy łyknie. - uśmiechnął się i szepnął cicho do Lamii słysząc już kroki powracające kroki gospodyni.
- Już jestem! To możemy zaczynać no to smacznego! - Eve przyniosła drugą turę śniadania i usiadła na swoim fotelu. Przez chwilę wszyscy po kolei zaczęli się częstować, kroić, smarować, gryźć i przeżuwać ciesząc się swoją obecnością i wspólnym śniadaniem.
- A będziesz na deser? - Steve bez ostrzeżenia zapytał przeżuwającą grzankę Eve zerkając na nią z niewinnym uśmieszkiem.
- Deser? Oh… Ale… Jej to bym musiała pojechać na miasto i coś kupić… Bo wczoraj zużyliśmy wszystko co miałam… No chyba, że dżem albo miód bo nic więcej chyba nie znajdę… - Eve w pierwszej chwili zamurowało tak bardzo, że zapomniała przełknąć to co właśnie przeżuwała więc miała niezbyt mądry wyraz twarzy. Za to można było złośliwie uznać, że zabawny. A efekt pogłębił się gdy szybko w końcu przełknęła to co miała w buzi i zaczęła gorączkowo się tłumaczyć jednocześnie spływając rumieńcem zażenowania. Całość w końcu rozbawiła Krótkiego tak bardzo, że nie wytrzymał i roześmiał się na całego co do reszty zbiło gospodynię z tropu. Popatrzyła w końcu na Lamię jakby po niej oczekiwała jakiegoś stosowniejszego a przynajmniej czytelniejszego zachowania.