Gwardzista zastanawiał się jeszcze moment, po czym niespiesznym krokiem podszedł do modliszki. Rzadko robił cokolwiek bez powodu, ale tym razem postanowił, że ulegnie pokusie, by zaspokoić swoją ciekawość.
- Witaj Cha'klach'cha. - powiedział w języku stwora - Zechcesz poświęcić mi chwilę?
- Mów jeśli masz mówić -
Kreen odpowiedział ze swojego "rozstawionego" namiotu. Przybił płachtę do ziemi i nawet nie trudził się z rozstawianiem masztów po prostu naciągając materiał na sobie.
- Widzę, że niezbyt towarzyski z Ciebie osobnik. Rozumiem, że wolisz konkrety. Co tu robisz Kreenie? Poza prowadzeniem karawany oczywiście. - Vantrag kontynuował rozmowę w języku modliszki.
Cha'klach'cha podniósł głowę na gwardzistę.
- Siedzę - odparł z pełną powagą. Ewentualnie to był żart. Mowa kreenów pozostawia wiele do życzenia jeśli idzie o takie niuanse.
- A ty pierzasty? Czemu chodzisz jak cień za chuderlawym mącicielem?
-Takie mam zadanie. Powierzył mi dowódca naszego dowódcy. - Gwardzista starał się mówić prosto. Bądź co bądź, nie miał zbyt wielu okazji do ćwiczenia tego języka. - Pierzasty? Podoba mi się… Gdybym przybrał inną formę to nazwałbyś mnie kudłatym lub łuskowatym? - Wydawał się być bardziej rozbawiony tym określeniem, niż bardzo konkretną odpowiedzią na poprzednie pytanie.
- Pewnie tak. Przyznajesz więc, że ten którego boku nie opuszczasz to mąciciel? Dobrze. - Cokolwiek się stało arystokrata ewidentnie zalazł za chitynę kreenowi.
-Nie wiem czemu masz o nim takie złe zdanie. Każde z nas pełni tu swoje zadania. Jednym z moich jest pilnować jego bezpieczeństwa. Odnoszę wrażenie, że na razie tylko tobie mogłoby zależeć na pozbyciu się Eupatryda. Nawet nie ukrywasz się ze swoją niechęcią do niego. - Ton z lekko rozbawionego zmienił się na poważny, bardzo poważny.
Cha'klach'cha skrzeknÄ…Å‚.
- Nie wiem z czym wy tu przyszliście, że każdy z was boi się o swój odwłok. To pustynia. Nie odpowiadam za wasze życie tylko za to abyście dotarli na miejsce. Jesteście jednak głupcami jeśli myślicie, że sól pozwoli wam myśleć o czymkolwiek innym niż przetrwanie! - kreen się podniósł wyrywając powbijane w ziemię śledzie. Był rozeźlony.
- A nie ma nic głupszego niż burzenie hierarchii. Miękkie istoty są w tym niewyćwiczone. Jak ktoś tu umrze to z powodu waszych decyzji. Ja do tego pazurów przykładać nie będę!
- Nie spodziewałem się innej deklaracji. Nie wiem też, czy można mnie zaliczyć do "miękkich istot". Wiedz, że będę Cię obserwował twarda istoto. - Gwardzista nieco złagodniał, rozbawiony postawą Kreena.
Ten wyrzucił z siebie nieartykułowany skrzek i następującą po nim stertę dźwięków. Zebrał swoje rzeczy i niczym obrażone dziecko poszedł w przeciwległy koniec obozu.
Jeszcze bardziej rozbawiony Vantrag udał się do swojego namiotu. |