Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2019, 19:32   #121
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 46 - 2037.III.29; nd; popołudnie

Czas: 2037.III.29; nd; wieczór; g. 21:30
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho


Na zewnątrz panowała ponura słota. Ale wewnątrz to nie robiło większej różnice. Mimo ponurej, obdrapanej i zdawałoby się porzuconej dekady temu facjaty browaru Lempa, zakamuflowane wnętrze było całkiem wygodne. Ogrzane, oświetlone i klimatyzowane. Co pozwalało się odprężyć i zrelaksować albo po prostu pracować w całkiem znośnych warunkach. I można było udawać, że ten ponury i niebezpieczny świat poza ponurymi i obdrapanymi murami nic, nikogo nie obchodzi. A przynajmniej gdy się wracało do tego zakamuflowanego domu po wypadzie na zewnątrz. Nawet poza granice tego megapolis gdzie stare mieszało się z nowym.

No ale udało się. Było nerwowo, było niepewnie, poruszali się po omacku nie znając ani terenu, ani wątpliwej jakości przeciwników a nawet niby “swoje” MECi ADVENTu też były mało standardowe. Pierwotny plan Lawa co prawda nie poszedł bez problemów i mieli małą wtopę na samym początku gdy niespodziewanie ostrzelał ich stróżujący MEC ale ostatecznie wyszli z tej przygody bez szwanku. Wszystkie roboty padły chociaż połączone siły ludzi nie wyszły z tego bez szwanku. Właściwie tylko xcomowcom udało się wyjść cało z tej przygody.

Może dlatego po walce w robotami nie było kolejnej, tym razem między ludźmi o podział łupów albo o cokolwiej innego. Ludzie Kelley’a zostali mocno przetrzebieni a sam Kelley zginął. Ze złomiarzy też mało kto wyszedł bez szwanku. I pewnie każdy umiał kalkulować, że walka pomiędzy najmniejszą chociaż najlepiej uzbrojoną grupką a zgrają słabiej uzbrojonych i poranionych zapowiadała się na wyrównanym poziomie. Czyli krwawo a wynik był niepewny. Zresztą o co mieli się bić? Skoro xcomowcy nie rościli sobie pretensji do czegoś więcej niż uzgodnili z obydwoma szefami przed walką? Więc w końcu wszyscy zaczęli szabrować skrzynie do swoich samochodów. Najwięcej ambarasu było z zapakowaniem MEC-a. Potem jeszcze zdobyczne skrzynki, dwójka xcomowców i nagle ta furgonetka zrobiła się jakaś taka ciasna i mała. Aż dziwne, że na cztery osoby jak wyjeżdżali z bazy to wydawała się taka obszerna i pusta.

- Wiesz co będzie jak nas shaltują z takim towarem na pace? No to kombinuj by nas nie shaltowali. Chyba, że ta seksowna Monica. Znów bym ją zbajerował. Leci na mnie, od razu widać. - Ruben zagadnął właściwie nie wiadomo do kogo gdy ruszał z opustoszałej drogi przy jeziorze Rain Tree Lake. Chyba do Lawa bo siedział obok na miejscu pasążera ale i dwójka zbrojnych z braku miejsca siedziała na ławce tuż za kierowcą bo resztę zajmował MEC i skrzynie ze zdobyczą.

- No pewnie. Wszystkie na ciebie lecą. - zaśmiał się ironicznie Junior zerkając po skosie na szefa skanerów równie ironicznym spojrzeniem. Chyba miał wątpliwości co do tego, że płeć piękna tak w ciemno szaleje za ich kierowcą.

- Dokładnie! A żebyś wiedział! - Ruben bez wahania przyklasnął temu pomysłowi, zupełnie jakby nie dostrzegał jawnej ironii kolegi.

- To jedź tak aby nas nie shaltowali bo będzie kocioł. Nie wytłumaczymy się z tego. Jak gliny to może jakaś szansa, że trafimy na przekupnego jak ADVENT to kocioł. - Dunkierka nie dała się wciągnąć w zabawę i wylała kubeł zimnej wody na swoich kolegów. Co prawda nie mówiła nic nowego ale wieźli naprawdę gorący towar. Każdy glina mógł ich z miejsca aresztować za handel, przemyt i posiadanie nielegalnych, kosmicznych technologie. Ale jeszcze była szansa, że jakiś sprzedajny by się trafił. Ale ADVENT to z miejsca by złapał za spluwy.

- Spoko, wjedziemy tak jak wyjechaliśmy, przez dzielnicę Alvareza. A dzięki niemu rządowi się do nas nie zapuszczają. - Ruben uspokoił resztę a może siebie samego. Co by nie mówić w sektorze jaki u siebie xcomowcy nazywali VIII-mym, sił rządowych rzeczywiście było raczej skromnie. Gdyby musieli jechać do centrum czy przez centrum, to prawie na pewno trafiliby na jakąś kontrolę. Ale nawet w ich domowych pieleszach zawsze było ryzyko napotkania bystrego drona czy jakiś zagubiony patrol.

Pakowanie się zeszło im z godzinę. Odjechali nie niepokojeni przez żadną z pozostałych grup. Obie podobnie były zajęte pospiesznym pakowaniem i szykowaniem się do odjazdu. Nikt nie chciał ryzykować pozostania na pobojowisku dłużej niż konieczne. Gdy xcomowcy odjeżdżali złomiarze próbowali chyba uruchomić starą ciężarówkę a może tylko chcieli coś z niej wymontować. Tego się już nie dowiedzieli bo odjechali.

Droga do St. Louis była dość ponura. Pogoda typowo wiosenna czy jesienna, do tego zapadający zmierzch i wczesny wieczór. Jazda przez pustkowie, nawet samochodów na drodze było tak sobie. Na pograniczu miasta widzieli unoszące się rządowe drony no ale te prawie zawsze latały po obrzeżach miasta niczym mechaniczne, rządowe sępy wiecznie węszące za świeżą krwią i padliną. Zwłaszcza ludzką. Oficjalnie strzegły prawa i porządku oraz wzywały pomoc w razie popełnienia przestępstwa. Tak dla dobra praworządnych obywateli. No ale właściwie prawie zawsze podnosiły raban gdy krzywda działa się ludziom. Albo siłom rządowym. Dlatego dla wszelkich dysydentów, gangów, mafiozów, konspiratorów te latające drony jednoznacznie kojarzyły się z sępami.





Ale jakoś się udało. Latający dron nie wyłuskał ich furgonetki spośród innych pojazdów. W końcu minęli bezludne peryferia, przedmieścia i ulice. Zaczynali się zbliżać do już całkiem znanych rejonów starego browaru aż wreszcie ujrzeli jego pozornie odstręczającą, porzuconą sylwetkę z brudnej, pociemniałej cegły. I parę chwil później już byli w środku wśród znajomych wnętrz i twarzy.

A ile było radości z tego powrotu! Wrócili bez strat i to z łupami! Skrzynie i mechaniczne truchło MEC-a zawleczono do rusznikarskiego warsztatu wywołując wielką radość. - Kanistry Meld! O rany, prawdziwy Meld! I to całe! Człowieku wiesz co z tego można zrobić?! Tylko cholera daj mi sprawdzić czy to naprawdę to na co wygląda! - Frank nie posiadał się z radości gdy otworzył pierwszą skrzynię i z miejsca nie zorientował się w zawartości. No tak, te rdzenie były trzonem do wielu nowoczesnych technologii i urządzeń bez jakich trudno było je zastąpić. Właściwie niemożliwe nawet bo standardowa ziemska technologia nawet dzisiaj miała kłopoty aby dorównać za technologią kosmitów.





Meld. Tajemnica substancja złożona z nanomaszyn które potrafiły łączyć substancje organiczne a nawet nieorganiczne w niesamowity sposób. Kluczowy element w tworzeniu modyfikacji genetycznych, cybernetycznych czy nawet potężnych żołnierzy MEC. Oraz wielu innych technologii. Oczywiście o ile mieć odpowiednie laboratorium do prac nad takimi technologiami. Na razie żadnego takiego nie mieli, chociaż z nowojorskiej bazy macierzystej obiecali przysłać MEC Lab ale i tak sukces i radość z takich trofeów była ogromna i powszechna w bazie.

No a teraz był wieczór. Dość wczesny ale na zewnątrz już dawno panowała deszczowa noc. I Law, pewnie jak i inny uczestnicy dzisiejszej akcji miał wreszcie chwilę spokoju. Na dobre czy na złe, ominęła go cotygodniowa narada szefów działów. Barb miała go zastąpić bo była szefową PR a razem ze skanerami tworzyli II-kę czyli Informacyjny. Więc gdy szefa Działu nie było na naradzie to powinien go zastąpić szef drugiego Wydziału. Zresztą znalazł na swojej skrzynce streszczenie najważniejszych spraw o czym mówiono na naradzie. Tydzień był raczej spokojny a większościach atrakcji albo uczestniczył sam albo ktoś z jego działu. Więc raport tym razem był dość skromny i nacechowany przygotowaniami na przyjęcie MEC Labu w przyszłym tygodniu i ewentualną akcją w Denver też pewnie już niedługo.

A co do akcji w Denver to jutro Nancy i Bencze powinni spróbować wywinąć ten numer “na reporterkę” i z podrzuceniem ogona w Blue Lab. No ale to jutro. Chyba, że coś się zmieni do tego czasu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline