Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2019, 12:35   #114
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Mukale i Pelaios

im jeszcze plemię zdążyło "zwinąć swoje namioty" i ruszył w dalszą drogę, Mukale nie mogąc powstrzymać narastających w nim obaw, podszedł do Pelaiosa z poważnym - jak zawsze - wyrazem twarzy.
Wielki Bawole! – zaapelował do Wodza – moja dusza doznaje rozterki. Pragnę wymienić z tobą myśli w sprawie naszej rychłej wyprawy do jądra ciemności. Czy wysłuchasz swego sługi?.

Pelaios skinął głową, choć nie bez obaw. Choć przyzwyczaił się do bycia “Wielkim Bawołem”, Mukale budził w nim mieszane uczucia. Lubił dzikiego wojownika, ale jego poglądy zawsze zaogniały i tak już napiętą sytuację w drużynie. Zastanawiał się, czy i tym razem będzie tak samo.
Mów otwarcie Mukale. – odpowiedział – Postaram się rozwiać te rozterki… o ile będę w stanie
Nie śmiem wątpić w to, że jesteś mocen to uczynić. Nie miałem w zamiarze wzbudzić w tobie rozterek co do mojej wierności. Zawsze oddaję ci hołd jako Wodzowi silnemu i mądremu, roztropnemu. Tyś lwem naszego ludu, a my twoje lwiątka. Idziemy tam, gdzie Wódz nasz idzie. Twoje lwice zaś jak najdorodniejsze owoce papai, słodkie i soczyste. W swej prostocie, zwykłego wojownika, w uniżeniu mym zarazem, pojąć nie potrafię jednakże twych zamiarów względem obcoplemieńców. Czy nie wzbudza w tobie gniewu ich zachowanie? Czy to, czego byliśmy świadkiem, co uczyniła ta miernota, chlubiąca się jak głupia mianem wojownika, nie budzi w tobie wątpliwości? Czy nie sądzisz, że jej nieopanowana druga natura, natura psa dingo, może zgromadzić czarne chmury nad naszemi głowy wtenczas, kiedy w największej będziemy trwodze? Mów Wodzu, bo sługa twój słucha.

Gdy Mukale mówił, Pelaios był coraz bardziej zaskoczony. Na wzmiankę o papaiach, choć nie wiedział co to za owoc, mimowolnie zerknął w kierunku zbierających się towarzyszy zawieszając wzrok na żeńskiej części drużyny i ich niebojowych atutach. Diabelstwo było już pewne, że nietypowa mowa i słownictwo czarnoskórego mężczyzny, zdobyłoby niewątpliwe uznanie na salonach, gdyby oprawić je w jakiś zgrabny tomik. Już widział oczami wyobraźni te rumieńce na twarzach dziewcząt porównywanych do soczystych owoców.
Jednak temat rozmowy nie był taki przyjemny. Szlachcic odchrząknął zbierając myśli. Spojrzenie powędrowało wpierw na Valfarę, a potem wróciło do towarzysza.
Budzi to we mnie wątpliwości Mukale… jak wiele rzeczy z którymi ostatnio przyszło mi się borykać. Jednakże to co widziałem nie stanowiło dla mnie zaskoczenia. Już wcześniej miałem swe podejrzenia. Teraz zaś zostałem w nich upewniony. – zawiesił na moment głos, po czym kontynuował – Rozsądek podpowiada mi, by nie odwracać się plecami do tych, których podwójna natura może mi zagrażać. Czy jestem w stanie jej zaufać bezgranicznie? Z pewnością nie. Jeszcze nie teraz. Kto wie czy kiedykolwiek. Widzę jednak że walczy z tym co próbuje się wydostać. Uratowała mi raz życie. Mój instynkt podpowiada mi, że jej obecność może nam pomóc.
Położył dłoń na barku wojownika, co mogło wyglądać dziwnie, bo Pelaios pomimo rogów był wciąż niższy.
Powiedz mi. Czy spotkałeś kiedykolwiek na swej drodze kogoś o podwójnej naturze? Człowieka kryjącego bestię?

Bestia kryje się w ciemnych zakamarkach ducha każdego z nas, poza Przodkami. Spotykałem nie raz ludzi, którzy, gdy stawałeś im naprzeciw, przybierali postać piękną, smukłą, silną lub oku miłą. Zaś ledwie wzrok twój odsunąłeś na chwilę, z pyska wystrzelał język rozdwojony, a oczy stawały się oczami żmii. Wiem jednak, że pytasz inaczej, pytasz o takiego człowieka, jak jedna z naszych kobiet. Znam ja i takich. Potężni szamani mojego dawnego ludu potrafili z mocy Przodków zmienić niemowlę w tukana, a siebie samych w dzikiego leoparda. Nigdym jednak nie widział takiego, tylko najwięksi mędrcy Mutampa potrafili naginać naturę podług swej woli. Oni jednak - zważ, o Wodzu - czynili to świadomi swoich czynów. W zgodzie ze swoją wolą, nie wbrew jej. Zaś sprawa odszczepieńczej kobiety nie jest li sprawą jej dwunatury. Ona nie jest częścią naszego ludu i inne ma cele niż nasz lud. Jak i inni jej bracia, jak i jej ohyda. W każdej chwili dążenia ich mogą stać się przeciwne naszym, a wtedy zwrócą ku nam swe ostrza i łuki. Jeśli byśmy - racz rozważyć, Wodzu - uprzednio pozbawili ich życia, wyprawa nasza byłaby bardziej spokojna i nie trzeba byłoby nam spoglądać w cień ukryty za naszymi plecami.

Pomimo wzmianki o pozbawianiu życia, Pelaios uśmiechnął się.
Obawiam się, że ta wyprawa nigdy nie będzie spokojna. Wiem jednak co cię trapi i podzielam twoje obawy… do pewnego stopnia. Zanim bowiem ruszyłem na te ziemie, słyszałem o niej… o tej kobiecie. Służy wodzowi, wobec którego pan tych ziem, po których stąpamy chylił czoło. Nie wiem co zrobi, gdy już poradzimy sobie z tą… mgłą. Jednak jestem niemal pewien, że tak jak i my, chce zniszczyć zło z którym przyjdzie nam się zmierzyć. Choćby po to, by móc stąd odejść. Nie martwi mnie jej motywacja… a to czy zdoła utrzymać bestię pod kontrolą. Zawsze umiałem czytać ludzi i w tej umiejętności pokładam swoje nadzieje od początku tej wyprawy. Bardziej obawiam się tego czego nie znam. To czego nie wiem. Jednym z pytań rodzących się w mym sercu jest to, czy dwie druż… dwa plemiona to wystarczająca siła, by zarówno przezwyciężyć monstrum z jakim przyjdzie się nam zmierzyć i powrócić cało, nie zostawiając za sobą więcej trupów. Wiem że ty nie boisz się śmierci. Ja zaś wiem, że nie lubię jej oglądać.

Czytać… – powtórzył cicho pod nosem czarnoskóry wojownik. Nie wiedział, co to oznaczało, ale mniemał, że było czymś potężnym, może i rodzajem mocy Przodków, danej Wielkiemu Bawołowi? Wtem jednak jego myśli skupiły się na innych słowach Pelaiosa.
Nie "lubisz", Wodzu, oglądać śmierci? Nie raduje cię widok idących na śmierć wojowników, stąpających dumnie ku krainie Przodków, niosąc na ustach twoje imię? Inne są tu obyczaje niźli w mej ojczystej ziemi, choć ten jest najmniejszą z niezgód. Dla mych braci w krwi nie ma nic bardziej haniebnego od długiego życia. Kto żyje długo, ten nie szukał w swym życiu boju, lecz chował się pośród kobiet i dzieci, gdy inni piersią swą je zasłaniali przed wrogiem. Kto umiera jako starzec, ten jest pośmiewiskiem dla rodziny i zgorszeniem dla plemienia. Takich lud Mutampa się pozbywa, aby nie kalali jego czystego łona.

W tym momencie zawahał się. Chciał jakby zapytać o coś jeszcze, lecz bił się z myślami.

Twoja wola jest moją – skłonił się nisko. – Nie będę czynił żadnego gwałtu odszczepieńcom. Przynajmniej dopóty oni sami w swej przewrotności nie sięgną za broń przeciwko nam. Tobie Przodkowie dali nad nami władzę, cokolwiek rzeczesz, idę za tobą, mimo mych wad i wątpliwości. Wiedz, o Wielki Bawole, że choć jestem inny od was i pochodzę z daleka, przyjmuję wolę Przodków, którzy zesłali mnie do tego plemienia, pod twój rozkaz. Moja włócznia nie jest ani na jotę mniej wierna niż włócznie innych twych wojowników, choć jestem ostatnim spośród nich. Racz nie watpić przeto we mnie, mimo że nie mamy wspólnego ojca ani dziada. Na Przodków! Bodajbym zdechł jako zniedołężniały staruch, jeśli język mój jest językiem żmii! – uderzył się prawą dłonią mocno w pierś, tak że nietrudno było to innym usłyszeć, nawet jeśli nie słyszeli dotychczas ich rozmowy.

Pelaios był jak zwykle onieśmielony deklaracjami Mukalego i jak zwykle starał się tego po sobie nie okazać.
Rad jestem. Cieszą mnie też twoje wątpliwości i pytania – oznajmił – Może i nie znasz tych ziem i obyczajów, ale nie boisz się z tym mierzyć. To więcej niż mógłbym rzec o większości osób, które spotkałem w swym życiu
“Łącznie ze mną” – dodał w myślach.
Mukale zdawał się być prostym człowiekiem, ale tylko z pozoru. Pewne rzeczy wciąż wymykały się diabelstwu poza granice pojmowania.
Wyjaśnij mi Mukale… nazwałeś mnie Wielkim Bawołem. Wspominałeś o Leopardzie… dużo mówisz o zwierzętach. Natura jest ci bliska, widzę to. Gdybyś nie wyraził swych wątpliwości rzekłbym że byłbyś przychylny komuś o zwierzęcej naturze.

Nosisz na głowie rogi bawoła. Jakem miał cię nazwać? – odpowiedział szczerze zdziwiony pytaniem, po czym zdjął z szyi amulet w postaci leoparda i szybkim, energicznym ruchem zamieścił go przed twarzą Pelaiosa. – Spojrzyj na ten amulet, Wodzu. To kamień ociosany tak, by kształtem swym przypominał leoparda. Jest on moim totemicznym znakiem, moim duchem-opiekunem. Każdy wojownik ma Przodka, który go chroni w boju. Przodka, którego po śmierci uosabia zwierzę, do którego za życia upodobnił się najbardziej. Małpą będzie więc głupiec, żmiją kłamca, a leopardem wielki wojownik. Moim duchem-Przodkiem jest mój ojciec, Wielki Wódz Kalamalla, dwunasty spośród Mutampa w kolejności chwały. Odeń także mam mą włócznię. Kiedy rodzina pożre już ciało zmarłego, najgodniejszy spośród potomków przychodzi by spożyć serce i nerki. Wtedy cnoty zabitego nie giną, lecz przechodzą na syna. Wtedy też duch-Przodek zaczyna wędrówkę razem z Tobą, a szaman wręcza ci totem – wyjaśnił, miał nadzieję, dosyć zrozumiale.

Zaś gdy pytasz o dwunaturę innych - nie ona dokładnie budzi moje obawy. Jakem mówił, i u nas najmędrsi szamani potrafią przybrać postać zwierza. Nie rzekłbym słowa wątpiącego, jeśliby to Rozmawiający z Duchami, ze swej woli, przybrał inny kształt żywy. Lecz jeśli czyni to kobieta, ta, której czarów czynić nie wolno, wiem, że rodzi nam przeto zagrożenie.

Pelaios starał się nie zdradzić z osłupieniem w jakie wprawiła go wzmianka na temat jedzenia zmarłych, poczynione jakby to było coś normalnego. Raz jeszcze stanęła mu przed oczyma scena z katakumb świątyni.
Nie był gotów by zmierzyć się z tym tematem. Postanowił skupić się na ostatniej uwadze Mukalego. Potrzebował jednak pomocy.
W naszym świecie zarówno mężczyzni jak i kobiety parają się czarami… co już pewnie zauważyłeś. Dla przykładu Hanah…
Skinął ręką na kapłankę by podeszła.
Cieszy się łaską swego Boga i dzięki niemu potrafi nas leczyć i wytwarzać światło.



ura mgły osiadała na myślach Pelaiosa bardziej niźli chciałby to przyznać. Czuł jakby niebo miało się zaraz zwalić na głowę. Czy to dosłownie, czy też w postaci rzucających się sobie do gardeł towarzyszy. Proklamował się ich przywódcą, choć sam nie wiedział co go do tego skłoniło. Czemu tak wybuchł? Uniósł się dumą? On? Chciałby żeby było to takie proste. Na jego oczach namiastka tego czego nigdy nie miał przesypywała się przez palce, a on nie będąc nauczonym jak sobie z tym radzić poszedł na skróty.

Nigdy nie uważał siebie za mocno oddanego jakiejkolwiek wyższej idei. Czy to religia, czy też rodzina. Poddawał wątpliwościom wszystko to co inni brali za niepodważalne. Teraz płacił za to wysoką cenę. Nie mogąc znaleźć żadnego oparcia, nie mógł się opędzić od gromadzących się w głowie wątpliwości. Kurczowo trzymał się chęci życia lecz właśnie tą chęć mgła odbierała najszybciej. Miał jeszcze zadanie... nigdy żadnego nie zawalił. Ta myśl trochę mu pomagała. Trochę.

Pojawienie się nowego przeciwnika, powitał nawet z ulgą. Oczywiście był nim przerażony. Któż nie byłby? Zajadłość upiornych dyń, tym razem na skrzydłach? To miejsce ewidentnie ewoluowało. Jednakże przeciwnik dodawał adrenaliny, ta zaś brutalnie odsuwała jakiekolwiek pesymistyczne myśli na bok. Zaczęła się ucieczka.

Pelaios starał się wypatrywać zagrożenia, ciągle czujny. Ostatnie czego chciał to być porwanym w powietrze przez tą kruczą karykaturę. Wiedział jednak że jego rapier oraz noże na niewiele się zdadzą. Miał jeszcze łuk i wystrzelił z niego kilka strzał gdy była ku temu okazja, jednak przez przeklętą mgłę wszystkie chybiały celu.


o stu diabłów! – warknął pod wpływem niemocy – Zaszir, łap. Kupcie nam trochę czasu.

Rzucił rannemu diabelstwu łuk oraz kołczan. Sam zaś zeskoczył przed wrota.

Nie potrafię przełamywać zaklęć, ale umiem grać w szachy i "Zwierzenia Portowej Dziw..." – urwał zerkając na Rowenę. – Jeśli jest w tym choć odrobina logiki, to może będę w stanie pomóc.

Pelaios skupił się na symbolach. Nie tylko ich znaczeniu, ale też ułożeniu i powtarzalności. Każda łamigłówka, magiczna czy nie, posiadała rozwiązanie. Zamierzał je odnaleźć.
 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 15-09-2019 o 13:47.
Jaracz jest offline