Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2019, 17:25   #76
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Lei nie wiedziała gdzie dokładnie przebywa półorczyca, ale pamiętała jej zapewnienia, że zna ją każdy półork w mieście. W Dzielnicy Klejnotów ich akurat nie było, ale już poza nią łatwiej było wypatrzyć szaroskórych nieludzi. Jeden z nich, zagadnięty o Laurę Poszukiwaczkę, pokiwał głową na znak, że wie o kogo chodzi i za symboliczną kwotę zgodził się zaprowadzić do niej Leilenę.
Długowłosa mieszkała w biednej dzielnicy Calimshanu, raczej w chacie niż domu i (co dobrze świadczyło o magii Lei) zupełnie nie rozpoznała tantrystki.
- Kim jesteście? - zapytała nieufnie, stojąc w progu swego bardzo skromnego domostwa.
Lei rozproszyła swoje zaklęcie i uśmiechnęła się do seksownej półorczycy.
- Leilena? - Laura również się uśmiechnęła, prezentując równe, ale ostre zęby. - A ten to kto?
Ander wolał zachować milczenie, nie wiedząc jak wiele Lei chce zdradzić.
- Przyjaciel, po niego poszłam do paszy - odpowiedziała. - No przedstaw się - szturchnęła Andera, pozwalając mu zdecydować o imieniu.
- Auu - zaczął od syknięcia. Może rudowłosa trafiła go akurat w jakieś niezaleczone miejsce, albo po prostu był mazgajem. - Nazywam się Ander - roztarł bok, a zaraz potem rozproszył na sobie iluzję. - I już wcześniej korzystałem z gościny twoich ziomków.
Półorczyca otworzyła szerzej swe brązowe oczy.
- Dwójka czarodziejów. I to w moich skromnych progach? Przyszliście tak po przyjacielsku, czy po jakąś pomoc?
- Jeśli nas na chwilę ukryjecie, będziemy wdzięczni. Trochę poturbowali Andera w lochu. No i będą nas szukać, chociaż to duże miasto - wyjaśniła Lei ze swoim zwyczajowym, naturalnym uśmiechem.
- Potrafimy się odwdzięczyć - zapewnił od razu sługa Nessaliny.
- Nie wątpię. Co to za czarodziej, co by nie potrafił? - spytała, nie oczekując żadnej odpowiedzi. - Chodźcie, u mnie was trzymać nie będę, ale zaprowadzę was do kryjówki.
Społeczność półorków w Calimshanie była jedną z największych w Krainach i potrafili się całkiem nieźle zorganizować. Wspomniana kryjówka znajdowała się w centrum ubogiej dzielnicy, w gąszczu krzywych alejek i uliczek - Lei bardzo szybko straciła orientację. Luksusów to tam nie było, ale proste łóżko i trochę jedzenia się znalazło.
- Wolę nie pytać co nabroiliście, bo jeszcze zmienię zdanie - stwierdziła Laura, pomagając Anderowi wygodnie się położyć. - Postaram się przynieść jakieś bandaże. Potrzebujecie czegoś jeszcze? - pytając spojrzała jednak tylko na Leilenę.
- Ja wiadomo co nabroiłam, zabrałam go z miejsca, skąd nie miał być zabrany - wyszczerzyła się. - Czy coś jeszcze… może pięknej przewodniczki, która zaprowadzi mnie jutro do pewnego miejsca? Bo się pogubiłam w tych uliczkach. Dlaczego uważasz, że czarodzieje umieją się odwdzięczyć?
Laura chyba nawet trochę się zarumieniła, ale przy jej dziwnej cerze trudno było jednoznacznie określić.
- No bo czarujecie - odparła, wcale już nie tak pewnie. - A jak ktoś czaruje, to może wszystko.
- Oh, ale to by było piękne - rozmarzyła się rudowłosa. - Niestety moje możliwości są bardzo ograniczone.
- W pojedynkę uratowałaś więźnia paszy i mówisz mi, że masz ograniczone możliwości? - długowłosa ani trochę nie uwierzyła w skromność tantrystki.
- W dużej mierze użyłam tego, że jestem całkiem ładna i niewinna - uśmiechnęła się słodko dziewczyna.
- Ahaa… - z tonu półorczycy wynikało, że zupełnie nie uwierzyła w takie zapewnienie. - Nie chcesz, to nie mów - wzruszyła ramionami, co momentalnie wprawiło jej duże piersi w przyjemne kołysanie. - Jakbyście czegoś potrzebowali w międzyczasie, to poproście miejscowych. A ja idę po te bandaże - pożegnała się, zostawiając rudowłosą samą z Anderem.
- Eh i znowu ty - westchnęła teatralnie i z wyraźnym przymrużeniem oka Leilena, siadając obok łóżka. - Wydajesz się altruistyczny i w ogóle, jakim cudem skończyłeś jako JEJ sługa?
- W skrócie? Bo uratowała mi życie - odpowiedział po chwili wahania.
- Wszyscy jesteśmy dziwni - zachichotała dziewczyna po chwili przerwy. - A to lustro? Wspomniałeś coś o tym, że jest przeklęte.
- Podobno… zależy jak na to spojrzeć. Wiąże się z nim legenda, chcesz usłyszeć?
- I tak nie mamy co robić - zauważyła.
- W Calimshanie żył kiedyś kupiec. Nie był ani specjalnie bogaty, ani przystojny, ani wygadany. Był jednak odważny - zaczął półork, tonem doświadczonego gawędziarza. - Zakochał się w córce sułtana, ale nie miał czym jej zaimponować. Czego by jej nie kupił, ona mogła kupić sobie coś droższego. Jakby jej nie komplementował, poeci pisali o niej lepsze wiersze. I tak dalej i tak dalej - machnął ręką. - Wiesz o co chodzi. Ale był śmiały i nie poddawał się. Wiedział, że na pustyni swoje leże miał dżin. Potężny i okrutny, ale kupiec nie znał strachu. Ruszył w nieprzystępne piaski i rzucił dżinowi wyzwanie. Walczyli cały dzień i całą noc, a potem jeszcze jeden dzień. Kupiec był nieustępliwy i zmógł w końcu ducha ognia, zmuszając go, by spełnił jego życzenie. Zażądał, aby duch pozwolił mu zdobyć córkę sułtana. Dżin, przymuszony odwieczną magią, spełnił życzenie, ale wypaczył je z chęci zemsty na śmiertelniku, który go pokonał. Wręczył kupcowi lustro, mówiąc że ktokolwiek w nie spojrzy, spełni swe najskrytsze żądze. Kupiec zabrał lustro do swego sklepu, zdjął z niego ochronną płachtę i przejrzał się - półork zawiesił teatralnie głos. - A potem wziął miecz, wtargnął do pałacu i zgwałcił swoją ukochaną. Dżin dał mu to, czego chciał. Po prostu nie tak, jakby się kupiec spodziewał - zakończył.
- Piękna opowieść, prawie jak dla dzieci - podsumowała z uśmiechem. - Twoje najście na harem było trochę jakbyś spojrzał w to lustro.
- Och, na rany Lathandera, próbowałem komuś pomóc - mruknął ponuro w odpowiedzi. - I nie wiem gdzieś ty się chowała, jeżeli opowiadają tam dzieciom o gwałtach.
- Przecież powiedziałam prawie - wzruszyła ramionami. Ona i Ander to naprawdę jakieś dwa różne światy. - Ciekawe jak takie lustro można wykorzystać… inaczej niż podkładając je wrogom.
- Zakładam, że Ona właśnie do tego chce go użyć. Ale jeśli się zastanowić, to lustro wyzbywa swą ofiarę z zahamowań. Może się to komuś przydać. W końcu nie u każdego pierwszym instynktem jest wyrąbanie sobie drogi do gwałtu.
- Mojej mamie by się przydało - westchnęła rozmarzona nagle Lei.
- Mogę ci je pożyczyć - mężczyzna zaoferował żartobliwie.
- Raczej nie powinnam próbować, to mogłoby mieć opłakane skutki.
- Pewnie. Mama mogłaby sobie znaleźć nowego kochanka i tata byłby niepocieszony - Ander był przekonany, że oboje żartują.
- Oh, to jest pewne i teraz, ale musi się przestać wstydzić to robić przed i z innymi członkami rodziny - sprecyzowała Lei zupełnie poważnie. A to już sprawiło, że mężczyzna zapomniał języka w ustach. Na twarzy malowały mu się co chwila inne emocje: zdziwienie, niedowierzanie, rozbawienie, szok.
- No co? Gdybym nie miała w sobie zwariowanej krwi to nigdy bym po ciebie nie przyszła - zauważyła.
- Nie mam zamiaru krytykować mojej wybawicielki - zapewnił po chwili ugodowo. - A jak ciebie znalazła nasza Pani?
- Przez moją, i nie tylko moją, ciekawość. Potem okazało się, że możemy się całkiem przyjemnie… dogadać - zachichotała.
- Skoro tak mówisz - rzucił tylko i zmienił temat. - Jak mogę ci się odwdzięczyć za twoją pomoc?
- Szczerze to nie wiem - wzruszyła ramionami. - Nie za wiele możesz mi ofiarować patrząc po twoich dobrach materialnych, na nauczenie jakiegoś zaklęcia też raczej za mało czasu. Może masz jakiś pomysł, sam wiesz czym dysponujesz.
- Bo ja wiem… jak trochę odpocznę, mogę z moich zapasów dać ci jakieś zwoje. Mam też na zbyciu pierścień ochronny, trochę złota, ale to wszystko wydaje się… no, jakby niewystarczające - przyznał. - Mogę też coś dla ciebie zdobyć, jeśli masz coś na oku.
- Nie chcę nic kradzionego - podkreśliła. - Zawsze jestem chętna na nową magię lub doświadczenia, mają większą wartość od złota - dodała po chwili zastanowienia.
- Nowe doświadczenia… - powtórzył jak echo, wpatrując się w krzywy sufit. - Jakiej natury?
- Po prostu nowe - wzruszyła ramionami. - Chyba lubię poznawać życie. Najlepiej jak ma to coś wspólnego z seksem lub magią, lub tym i tym.
- Z seksem mówisz? - bezskutecznie próbował ukryć uśmieszek. - We Wrotach Baldura mają bardzo ciekawy klub, w którym odbywają się erotyczne przedstawienia. Mógłbym cię tam zabrać… no, tak między innymi - dodał, żeby nie zabrzmiało to jakby uważał, że spłaci to jego dług.
- A kto potem odprowadzi mnie do domu? - zapytała żartobliwym tonem.
- Ja - odparł natychmiast i z pewnością w głosie stojącą w sprzeczności z jego stanem zdrowia.
- W jaki sposób? - dociekała. - To tak jakby wysoka magia, przenosić na taką odległość.
- Prawda. Ale stać mnie na kręgi teleportacyjne, a ty mówiłaś, że masz tutaj maga, który takim dysponuje. Ja znam takiego we Wrotach, czyli to tylko kwestia gotówki.
- Ale ten tutaj zna krąg u mnie, a ten we Wrotach może nie znać - wypowiedziała na głos swoje obawy. - Niewiele wiem jeszcze o takiej magii.
- I pewnie nie zna - przyznał półork, ale tonem zbyt radosnym by uznawał to za problem. - Więc się tutejszemu dopłaci, by zdradził sekwencję sigili do ciebie. I już będziesz mogła skakać po całym Wybrzeżu Mieczy… jeśli jesteś bogata.
- Bogata będę dopiero w przyszłości, więc pierwsze dwa razy ty sponsorujesz - wyszczerzyła się radośnie.
- Zgoda. Będę ci spłacał moje życie w ratach.

Wkrótce do chatki wróciła Laura, zgodnie z obietnicą z zapasem bandaży. I przydały się prawie wszystkie, bo Druzir nie oszczędzał swojego jeńca i lał go jak popadło i gdzie popadło. Gdy półork został już w pełni opatrzony wyglądał jak mumia, której zresztą długowłosa kazała się po prostu przespać, żeby doszedł do siebie.
- Będziesz go pilnować, czy uciekasz przed gniewem paszy? - szeptem spytała półorczyca.
- Poczekam do rana, wtedy chciałabym odejść - odpowiedziała Lei.
- Rozumiem - kobieta przeczesała ciemne pukle. - Tam, skąd pochodzisz… są tacy jak ja? - spytała nieoczekiwanie.
- Niewielu - przyznała szczerze dziewczyna. - U nas rasa nie ma takiego znaczenia, niestety nasz system kastowy w dużej mierze zależy od umiejętności czarodziejskich.
- Szkoda - westchnęła. - Bo już zastanawiałam się nad tym, czy nie dać ci się jednak porwać do twoich stron - mrugnęła.
- Pewnie mogłabym cię zabrać, ale pomóc tam u siebie nie za bardzo. Jeszcze nie teraz - zrobiła smutną minkę. - Co nie znaczy, że nie mogłabyś znaleźć pracy i żyć całkiem godnie.
- Tutaj mam rodzinę, wujostwo, kuzynów. No i może to piekiełko, ale znane piekiełko - uśmiechnęła się szeroko. - Nie jestem dość szalona, żeby to rzucić. Ale miło było cię poznać, Leileno. Jesteś bardzo interesującą osobą.
- I nawzajem. Powinnaś bardziej wykorzystywać swoje piękne ciało - mrugnęła do niej żartobliwie Lei.
- Półorczyca prostytutka? Nie sprawdziłabym się. Odgryzłabym fiuta pierwszemu oblechowi - odpowiedziała w równie żartobliwym tonie.
- Dlaczego od razu prostytutka? - szczerze zdziwiła się Leilena. - Ja tu mówię o własnej przyjemności, choćby z samego kuszenia innych. Bo patrzy się na ciebie bardzo przyjemnie.
- Dziękuję. Rzadko spotykamy się z komplementami od ludzi.
- Bo żyjecie w dziwnym miejscu - wzruszyła ramionami. - Albo to ja jestem dziwna - zachichotała.
- Raczej to drugie. I nigdy się nie zmieniaj.
Laura wstała.
- Jak będziemy tak gadać, to go obudzimy - wskazała palcem Andera, który jakby w znaku protestu zachrapał. - Odpocznij. I życzę ci powodzenia.
Rudowłosa zbliżyła się, stanęła na palce i dała buziaka najwyżej gdzie sięgnęła. Czyli tuż powyżej piersi, co sprawiło że kobieta z trudem stłumiła młodzieńczy chichot.
- Umiesz sprawić, że kobieta czuje się piękna - przyznała, ale cofnęła się o krok. - No to… do zobaczenia. Gdzieś i kiedyś - pożegnała się.

Noc okazała się… długa. Leilena była przyzwyczajona do halruaańskich upałów, ale noc w pustynnym Calimshanie okazała się bardzo zimna. Do tego półork rozochocił się w chrapaniu i rudowłosa długo nie mogła usnąć. W konsekwencji długo też nie mogła się obudzić i kiedy w końcu otworzyła zaspane oczy było już dawno po świcie. A chatka była pusta. Ander zdążył się gdzieś zmyć. Leilena nie lubiła bezczynnie czekać. I tak miała opuścić Calimport, a przecież w tych wszystkich krętych uliczkach ogromnego miasta już dawno straciła orientację i nie miała pojęcia jak dotrzeć do genasi. Postanowiła zatem odszukać półorczycę. Tak jak poprzedniego dnia, wypytała o nią półorki i dość szybko wskazano jej właściwe miejsce. Laura krzątała się z innymi swymi ziomkami przy kamiennej studni, układając nowy, kamienny mur. Zgodziła się jednak zamienić to zajęcie na rolę przewodnika... za opłatą. Jak na możliwości Leileny, wciąż bardzo niewygórowaną.
Teraz, gdy długowłosa oswoiła się już trochę z obecnością Lei, była znacznie bardziej otwarta i rozmowna. Czekając na pojawienie się Andera, opowiadała o tym, jak półorkom żyło się w Calimporcie. Byli traktowani jako niska kasta, służący, ochroniarze, tragarze. Nie dawało to wielu okazji do awansu społecznego. Z drugiej strony, nie prześladowano ich, a prostej pracy nie brakowało. Z tego, co słyszała Laura, w innych krainach bywało znacznie gorzej.
I w trakcie takiej luźnej pogawędki, nieoczekiwanie, Leilena usłyszała głos Andera. Rozejrzała się odruchowo, ale mężczyzny nigdzie nie było widać.
- Leileno, gdzie jesteś? Mam coś dla ciebie. Skorzystałem z zaklęcia komunikacji. Możesz mi odpowiedzieć szeptem, ale tylko w dwudziestu pięciu słowach.
Dziewczyna westchnęła ciężko. To się obudził. Zapytała Laury gdzie w zasadzie są, a następnie ładnie wyartykuowała odpowiedź, dodając jak daleko to jest od ich nocnego schronienia.
Półork pojawił się na miejscu po niespełna półgodzinie. Półrok, bo nie mógł to być Ander. Nie wyglądał jak mumia, ani ofiara poparzeń. Włosy miał długie, twarz zdobiła mu równie przycięta bródka, a za ubiór zamiast podartych szmat, miał wymyślną, białą koszulę, kubrak i dopasowane spodnie.


1

- Gotowy… do drogi - wysapał.
- Jak się ucieka, to chociaż się zostawia informację, że zamierza się wrócić - zauważyła z przekąsem. - Przynajmniej do kondycji wracasz - mrugnęła do niego. - Chodźmy więc.
- A ten twój… przewoźnik - wciąż z trudem łapał oddech. - Nie będzie robił problemów z dodatkowymi pasażerami?
- To się okaże, prawda? - Lei wzruszyła ramionami. - Za złoto to wątpię, o ile… nie zdążył się zbyt wiele dowiedzieć.
- No, to nie marnujmy czasu - w półorka jakby weszło nowe życie. Laura tylko przewróciła oczami i zaprowadziła oboje do znajomej już Lei posiadłości Syna Akadi.
Czarodziej, tak ja podejrzewał rudowłosa, faktycznie nie przejmował się większą liczbą niezapowiedzianych klientów. Złoto przeszło z ręki do ręki, a Leilena otrzymała kartkę z symbolami, których tylko część umiała rozszyfrować. To właśnie były te sigile, o których wcześniej mówił Ander. Swoisty adres kręgu teleportacyjnego, który należał do Złotego Drue.
Ale oni mieli udać się zupełnie gdzie indziej.
- Gotowa? - spytał półork. - Wrota to… cóż, szalone miejsce - ostrzegł.
Schowała karteczkę tak głęboko jak mogła przy swoim skąpym stroju i bardzo ograniczonym “ekwipunku”, po czym objęła Andera.
- Uwieeelbiam szaleństwo.
- To tam poczujesz się jak w domu - a pod nosem dodał. - Jeżeli w domu masz rąbniętego dziadka.

____________________
1 - grafika autorstwa Todda Lockwooda
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 15-09-2019 o 17:28.
Zapatashura jest offline