Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2019, 18:05   #100
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 25 - 1940.IV.12; pt; późny ranek; Lofoty

Czas: 1940.III.29; pt; wieczór; godz. 19:30
Miejsce: pn - pd WB; Londyn; centrala Agencji
Warunki: ciepło, jasno, sucho, wnętrze biura, na zewnątrz ziąb i pochmurno



- Dzień dobry państwu. Cieszę się, że już jesteśmy w komplecie. - jeden z dwóch oficerów prowadzących odprawę zaczął mówić gdy zebrali się już wszyscy w komplecie. Wszyscy zebrani należeli do agentów Spectry, różnił ich tylko staż, stopień i specjalizacja. Ale łączyło ich to samo: należeli do tajnej organizacji aliantów jaka koncentrowała się na badaniu zjawisk jakie wymykały się nowoczesnej nauce. I zaprzęgnięcie tych zjawisk do wysiłku wojennego w walce z III Rzeszą.

- Jak wiecie od paru dni nastąpiło pewne ożywienie na frontach. - brytyjski oficer w dystynkcjach komodora - porucznika Royal Navy pozwolił sobie na typowo brytyjski eufemizm z tym “pewnym ożywieniem na frontach” co wywołało delikatnie uśmieszki wśród zebranych. W końcu dziś mieli czwartek wieczór. A dwa dni temu, we wtorek, 9-go, zaczęła się z Niemcami bitwa o Norwegię. Bo o Danię to się już i zaczęła i skończyła i na półwyspie Jutlandzkim to raczej już było pozamiatane. Niemiecką miotłą. No ale zmagania w Norwegii dopiero się zaczęły i wszystko wskazywało na to, że jeszcze sporo potrwają.

- Nasze sojusznicze floty i armie zmagają się z nieprzyjacielem. - do rozmowy wtrącił się Francuz z dystynkcjami kapitana. Francuski kapitan Busson był stałym rezydentem w londyńskiej siedzibie Agencji. Reprezentował francuskich sojuszników w operacjach połączonych. - Walki toczą się na od Skagerrak przez Morze Północne aż po Norwegię jak ona długa i szeroka oraz jej wody. Właśnie na tych wodach wczoraj wieczorem, jednostkom Royal Navy udało się przejąć niemiecki transportowiec. Statek nazywa się “Alster”. Prawdopodobnie wiózł materiały wojenne do niemieckich jednostek jakie wylądowały w Narviku. - francuski oficer zaczął przedstawiać tło i wstęp do celu wizyty jaki sprowadził do tej sali całą grupkę agentów terenowych.

To, że działania wojenne nie tylko na morzu zostały wznowione nie było dla nikogo zaskoczeniem. Nawet to, że zaczęło się w Skandynawii. Sytuacja była napięta od początku wojny zimowej gdy mówiło się o wysłaniu wojsk alianckich do Finlandii. No ale podpisano pokój między ZSRR a Finlandią więc alianci nie zdążyli zareagować. Ale napięcie wokół północnej flanki Europy nie malało. Wręcz przeciwnie, zatrzymanie niemieckiego “Altmarka” na norweskich wodach terytorialnych przez brytyjskie niszczyciele traktowano jako wstęp do tej rozgrywki. Od początku kwietnia wydawało się, że wojna wisi na włosku. Tyle, że mało kto w Londynie czy Paryżu spodziewał się, że to Niemcy ją zaczną. Jak można zacząć operację powietrzną i morską bez panowania w powietrzu i na morzu! Hitler musiał być szaleńcem, że zaczął tak ryzykowną grę. Przecież jego Kriegsmarine nie umywała się do potężnej Royal Navy połączonej z flotą francuską. A sama Luftwaffe, chociaż groźna i nawet imponująca no nie mogła przecież zapewnić Niemcom przewagi. Prawda? No a jednak od wtorku Niemcy najechali jednak Norwegię przy pomocy wojsk powietrznodesantowych, desantów morskich i lotnictwa. Ale wszyscy w Londynie byli dobrej myśli! Może Niemcy i wylądowali ale jeszcze byli słabi, bez wsparcia morzem ich jednostki ugrzęzną i wyginą w tych norweskich fiordach. Ich statki i samoloty tak samo.

- W teczkach macie to co nam się udało zebrać na tego statku. - dodał komodor Lloyd biorąc z biurka teczki i rozdając je pomiędzy agentów wezwanych na odprawę. Wewnątrz dość cienkiej teczki na pierwszej stronie było zdjęcie rzeczonego frachtowca.





Na pierwszy rzut oka jednostka nie wyróżniała się niczym szczególnym. Raczej jednostka średniej klasy... jednokominowiec… długość, szerokość, wyporność… załoga… Nie taki stary bo z 1928-go… No sam w sobie taki sobie. Chociaż na pewno ciekawe było to, że była to wroga jednostka przejęta ledwo wczoraj w toku działań wojennych. Dla wywiadu, standardowego wywiadu, była to na pewno niezła gratka. No ale dla Agencji?

- Wczoraj załoga pryzowa przejęła jednostkę na północ od norweskiego portu Bodo. Macie w teczkach mapki poglądowe. A następnie przyprowadziła pryz do… - Francuz wznowił wprowadzanie w nową misję gdy dał chwilę swoim agentom na zapoznanie się z zawartością teczek. Ale zająknął się gdy natrafił się do bardzo trudną do wymówienia norweską nazwę.

- W każdym razie macie w podanych materiałach nazwę. Na górze trzeciej strony. Ta na “S”. - wybrnął w końcu kapitan Busson gdy zrezygnował z wymówienia tej trudnej, lokalnej nazwy ale wskazał gdzie jest ona zapisana. No rzeczywiście była i było “Selfjord”. Mało który Brytyjczyk czy Francuz mógłby do bez kłopotów wymówić.

- Tam Royal Navy założyła improwizowaną bazę do operowania na północnych wodach. - brytyjski kolega wsparł swojego francuskiego odpowiednika no i rzeczywiście coś na ten temat w podanych teczkach było.

- Wczoraj wieczorem pryz* przejęła załoga z lekkiego krążownika “HMS Penelope”. Został uszkodzony, przechodził naprawę więc dla częściowo bezrobotnej załogi nie było problemem przejęcie tej załogi. - komodor Lloyd zaczął tłumaczyć dalsze dzieje przejętej niemieckiej jednostki. Mówił o wczorajszym wieczorze czyli mniej więcej dobę temu. Czyli sprawa była bardzo świeża.

- I ta noc dała się pryzowej załodze na tym transportowcu do wiwatu. Tam coś jest. Coś na tyle niecodziennego, że marynarze mają kłopot ze sprecyzowaniem co to właściwie jest. Dziś rano wysłali raport do dowództwa. Dowództwo przekazało sprawę wywiadowi, wywiad nam a my wezwaliśmy was. Polecicie do tego norweskiego fiordu, wejdziecie na ten niemiecki statek i sprawdzicie czy tam cokolwiek jest niecodziennego. - Brytyjski zwierzchnik zebranych agentów przeszedł do zasadniczego celu tej nowej misji jaka ich czekała. Wyglądało na to, że jak na biurokratyczne drogi przez różne, rządowe instytucje to i tak sprawa trafiła całkiem szybko, wręcz błyskawicznie skoro od dzisiejszego ranka była na biurkach Royal Navy a jeszcze przed lunchem zebrano ich tutaj, w centrali Agencji.

- Za półtorej godziny czeka na was samolot. Zabierze was do Szkocji. Stamtąd polecicie łodzią latającą do tego fiordu. Oficjalnie będziecie specjalną ekipą z wywiadu która ma sprawdzić te doniesienia i ewentualnie zabezpieczyć wszelkie materiały wywiadowcze. - Francuz przedstawił jak i kiedy grupka agentów ma się zabrać do wykonania im powierzonego zadania.

- Jak widzicie z konkretów nie ma zbyt dużo więc nie chcemy wam wiązać rąk zbędnymi wytycznymi. Po prostu będziecie się musieli zorientować jak się sprawy mają już na miejscu. Gdyby zaszła taka potrzeba na pewno będziecie mogli poprosić naszych marynarzy o pomoc. Zresztą i tak pewnie zaczniecie od rozmowy z nimi. Przez radio nie można przecież rozmawiać zbyt swobodnie. - brytyjski oficer widocznie zdawał sobie sprawę, że misja jest mocno w ciemno więc nie wiadomo czego się właściwie można spodziewać. Może to tylko wybujała wyobraźnia, zestresowanych marynarzy, spędzających polarną noc na świeżo zdobytej jednostce wroga. No ale może jednak nie. A przez radio nie można było mówić zbyt wiele bo przecież wróg słucha.


---



Czas: 1940.IV.12; pt; późny ranek; godz. 09:00
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord
Warunki: chłodno, jasno, sucho, wnętrze Sunderlanda, na zewnątrz ziąb i pochmurno





Potężna, czterosilnikowa łódź latająca zatoczyło koło ponad poszarpaną doliną w jaką wdzierała się ponura, stalowa woda. Na niej widać było obłe kształty jednostek pływających. Pilot obniżył lot jeszcze bardziej, wyrównał lot i zaczął podchodzić do lądowania stopniowo zagłębiając się pomiędzy wystające z wody górskie szczyty. Gdy Short Sutherland podchodził do lądowania na bujającej się stalowoszarej tafli fiordu widać było coraz więcej detali. Wzgórza były pokryte gęstym lasem a wśród widocznych jednostek widać było powiewające bandery Royal Navy i coraz więcej szczegółów.

Wcześniej przed 4 rano, jeszcze w nocnych ciemnościach, o wiele mniejszy Avro Anson przewiózł agentów z Londynu do bazy głównej Royal Navy w Scapa Flow. Z Londynu startowali zaraz po północy. A teraz lądowali tą potężną łodzią latającą na ponurych i zimnych wodach norweskiego fiordu. Jeszcze krótkie uderzenie dna i wodę, kolejne i już Sutherland pruł wodę jak motorówka stopniowo wytracając prędkość. Pilot w końcu zwolnił do spacerowej prędkości i zaczął kierować się ku nabrzeżu aby tam zacumować.

- Dziękujemy za skorzystanie z linii lotniczych Coastal Command i zapraszamy ponownie! - pilot na sam koniec pozwolił sobie na żarcik jaki załoga i pasażerowie usłyszeli w słuchawkach hełmofonów. Jeszcze chwila i silniki zamarły a na pokładzie zapanowała nie słyszana od kilku godzin cisza. Tylko chlupot fal o kadłub i samo kołysanie się maszyny dawało odczuć, że wylądowali na wodzie. Zaraz potem jeden z załogantów podszedł do włazu i otworzył go. Wtedy do środka wdarło się nieprzyjemnie zimne arktyczne powietrze i blada, pochmurna poświata polarnego poranka.

- O, już płynął. Zaraz tu będą. - lotnik uśmiechnął się do kogoś na zewnątrz a przez bulaje widać było mały ponton jakim trójka marynarzy płynęła w stronę bujającej się na wodzie maszyny. Dwóch wiosłowało a trzeci siedział na rufie. Lotnik czekał przy drzwiach przy dziobie maszyny aby pomóc pasażerom przejść do pontonu gdy ten podpłynie. Widok z tych drzwi czy bulajów skusiłby pewnie mało którego turystę. Było ponuro, szaro i zimno. I biało tam gdzie leżał śnieg. I chyba właśnie z nieba tak samo stalowoszarego jak morze, zaczynało coś padać. Z dołu, z punktu widzenia wody i brzegu, otaczające fiord góry wydawały się strasznie wysokie. Nawet widoczne bliżej czy dalej statki i okręty aliantów wydawały się przy nich mikre.

- Już są. - rzucił lotnik stojący w drzwiach i wyrzucił na zewnątrz linę. Tam złapał ją jeden z marynarzy i dało się słyszeć stukot gdy ponton przybił do burty łodzi latającej.

- Dzień dobry! Porucznik Jeremy Perry, HMS Penelope! Witamy na pokładzie! - zawołał w stronę Sutherlanda mężczyzna w oficerskim mundurze z dystynkcjami porucznika Royal Navy.


---


*pryz - załoga pryzowa, część załogi statku wyznaczona do obsadzenia innego, zwykle zdobycznego statku. Na taki zdobyczny statek obsadzony pryzową załogą też się mówi pryz.


---



Czas: 1940.IV.12; pt; późny ranek; godz. 09:00
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord
Warunki: chłodno, ciemno, mokro, wnętrze ładowni, bujanie fal



Leżąca na chłodnej, zimnej stali głowa jęknęła gdy się poruszyła. Zaraz też coś ją zapiekło. Odruchowo zmarznięta dłoń przetarła twarz i zmazała coś z tej twarzy. Strup? Krew. Zaschnięta krew. Jej? Czy nie? Chyba powinna się przestraszyć. Ale jakoś wszystko wydawało się przymglone. Głowa miała kłopot aby skoncentrować się na czymkolwiek. Nawet na strachu. A powinna się bać?

Głowa przez chwilę na poważnie zastanawiała się przedzierając się przez zmarzniętą melasę myśli wszelakich. Chyba tak. Coś było. Coś niedobrego… Ale co? Te cholerne zimno… Zamarzała? No tak chyba działało wychłodzenie. Ale nawet tym jakoś nie potrafiła się przejmować. To źle. Resztki zmarzniętego, osłabionego rozsądku szeptały, że powinna. Przejmować się i zwiewać stąd. Znaczy skąd?

Głowa jakoś zdołała podnieść się do pionu. Wspomogła ją dłoń która złapała się za jakąś zimną, metaliczną sztabę i podniosła się do siadu. Siedziała. To już sukces. Tak w połowie drogi między leżeniem a staniem. Czemu tu jest tak ciemno? I zimno. Bo było ciemno i zimno. To na pewno nie była jej kajuta. Kajuta! No tak, przecież miała własną kajutę! To dlaczego leży… No właśnie gdzie? A ta kajuta była nawet niczego sobie. Pamiętała, że…


---



Czas: 1940.IV.02; wt; wieczór; godz. 21:15
Miejsce: Pn. Niemcy; Brunsbüttel; port
Warunki: chłodno, ciemno, wilgotno, wnętrze magazynu, szum wiatru na zewnątrz


- Ale ponuraki. - Kurt mruknął cicho chuchając w zmarznięte dłonie. Zerkał na ponurych wartowników w ponurych mundurach, ponuro wyglądających hełmach i ponuro nasadzonych bagnetach na karabinach. Wszystko to sprawiało wrażenie, że wyglądali groźnie, odpychająco i ponuro co odstręczało od chęci jakiejkolwiek integracji z nimi. Zwłaszcza takim jajogłowym jak oni.

- No w ogóle raczej wszędzie tutaj ponuro. - pozwolił sobie na kolejny cichy komentarz. Sięgnął po zwykły, metalowy kubek herbaty jaki mu podała. Jedno z niewielu atrakcji jakie mieli tutaj do dyspozycji. Właściwie to łatwo było odnieść wrażenie, że sami technicy są więźniami. W końcu siedzieli w jakimś portowym magazynie, zamkniętym głucho na cztery spusty, obstawiony przez tych ponurych wartowników, z zakazem komunikowania się ze światem zewnętrznym. Podobno mieli rozkaz strzelać by zabić. Do każdego kto próbowałby dostać się do magazynu. Do każdego kto próbowałby się wydostać też. Więc ten magazyn od wczoraj stał się ich domem. I to takim niezbyt wygodnym, przewiewnym, kiepsko ogrzewanym, bez wygód i z zakazem opuszczania go. No wymarzone warunki na wakacje to to nie były ale przecież nie byli na wakacjach.

Kurt upił łyk parującego napoju z widoczną ulgą. Ale zaraz czujnie rzucił głową w stronę odryglowywanych drzwi wejściowych. Do środka weszło kilka osób. Mieszanina różnorakich mundurów i garniturów. Z wojska, marynarki, w płaszczach reprezentujących różnorakie ugrupowania, kompetencje i interesy. - O cholera to on. - szepnął cicho Kurt gdy rozpoznał jedną z postaci jaka energicznym krokiem zbliżała się do ich małej magazynowej kanciapy. Brigit wiedziała kogo miał na myśli. Theiss. Wolfgang Theiss. Hauptsturmführer tego strasznego SS. I szef tej operacji. Dotąd prawie go nie znali. Słyszeli nazwisko ale ktoś tak ważny nie interesował się zwykłymi technikami. A teraz pruł przez trzewia tego mrocznego magazynu wprost do nich. Kurt szybko odstawił ledwo upity kubek i zerknął szybko i ukradkiem na koleżankę. Nie było zwykle zbyt dobrze, gdy oficer SS interesował się kimś takim jak oni. A teraz zostali oddani pod jego komendę.

- Ah! Nasza nadzieja nauki III Rzeszy! Witam drogich państwa! - najstraszniejsze w tym facecie było to, że uśmiechał się całkiem sympatycznie i mówił jak dobry wujaszek. Jakby był dobrym przyjacielem i miał czyste intencje. Co cholernie kontrastowało z jego czarnym mundurem i wiedzą kim ten facet był, co mógł zrobić i co zrobił. I co zamierzał.





- Witamy herr Hauptsturmführer! - Kurt był zdenerwowany by nie rzec przestraszony ale jakoś dał radę przejąć ciężar rozmowy za siebie i swoją koleżankę. A kapitan SS słuchał go tylko przez chwilę taksując od stóp do głów bacznym spojrzeniem. Tak samo koleżankę stojącą obok.

- Ciekawy odcień włosów. - zauważył Theiss zatrzymując spojrzenie na mało aryjskich włosach Brigit. Niby neutralna uwaga. Dawniej mogła być uznana jako żart, może nawet początek flirtu. Ale teraz profesor szybko zaczął zapewniać, że Brigit jest jak najbardziej aryjska jak tylko może być, ma wszelkie pozwolenia i uprawnienia aby uczestniczyć w tym projekcie no i jest bardzo uzdolnionym inżynierem. - Naturalnie. - odrzekł oschle nowy szef młodych techników ale więcej już do Brigit się nie uśmiechnął.


---



Czas: 1940.IV.03; śr; noc; godz. 03:30
Miejsce: Pn. Niemcy; Morze Północne; strefa przybrzeżna
Warunki: chłodno, ciemno, mokro, wnętrze ładowni, bujanie fal

Kajuta okazała się całkiem wygodna. Niezbyt przestronna ale wygodna. Dostali ją na spółkę z Kurtem. Statek na jaki trafili co prawda był towarowy ale jednak został zmobilizowany całkiem niedawno. Właśnie na ten rejs. A więc wciąż miał kabiny pasażerskie dla garstki pasażerów jakich mógł przewozić. I technicy zostali uhonorowani własną kajutą na czas rejsu. Jak się okazało po właśnie zakończonej odprawie, po rejsie do Norwegii. I to gdzie! Aż za koło podbiegunowe! Do Narviku. Statek wiózł ciężki sprzęt tak bardzo potrzebny dzielnym żołnierzom gen. Dietla którzy dostali najtrudniejsze zadanie zajęcia najbardziej na północ wysuniętego portu tej operacji. I dopiero co opuszczali niemieckie wybrzeże i mieli tak płynąć jeszcze prawie tydzień.

Ale co tu nie ukrywać. Bali się. Nikt o tym nie mówił, nikt się nie przyznawał ale bali się wszyscy. Führer zdecydował się zagrać bardzo ryzykownie. Przecież nawet laik wiedział, że morza i oceany to domena Royal Navy. A teraz, przez tych cholernych Polaczków mieli z nimi wojnę. I jeszcze Brytole byli wspierani przez żabojadów. A tu wystarczyłby jeden, jedyny brytyjski u-boot, jeden zagubiony niszczyciel, samolot i wtopa. Nawet jakby chciał grać według reguł i konwencji to musiałby sprawdzić czy Niemcy nie przewożą materiałów wojennych. A przewozili materiałów wojennych od jasnej cholery! No to wtedy albo Angole przejęli by statek albo go zatopili. I tak dla “Alster” skończyłaby się kampania norweska. Dlatego dzień, po dniu wszyscy marynarze modlili się o sztormową albo chociaż deszczową pogodę, o deszcz ze śniegiem i fatalna widoczność aby przemknąć jeszcze jedną, cholerną milę, jeszcze jedną godzinę aby do zmroku. Kompletnie na odwrót niż nakazywał zdrowy rozsądek czy jak to się pływało w czasie pokoju.


---



Czas: 1940.IV.12; pt; późny ranek; godz. 09:00
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord
Warunki: chłodno, ciemno, mokro, wnętrze ładowni, bujanie fal


Tak, pamięć wracała. Tak było. Najpierw w Szlezwiku zaokrętowali się na “Alstera”, jak złodzieje, po tajniacku, w środku nocy z nabrzeżem obstawionym przez wojsko. Pamiętała, że przecież miała własną kabinę. Na górze. Na spółkę z Kurtem. Całkiem wygodną. Ciepłą, ogrzaną i oświetloną. To czemu leżała tutaj? W zimnie i na gołej podłodze… ładowni. Tak. Tak, była w ładowni. Było ciemno ale nie całkiem. Co jakiś czas świeciła się nędzna lampa dając trochę światła. To była ładownia. Ta sztaba za jaka się złapała aby się podnieść to zderzak. Zderzak załadowanej do ładowni statku ciężarówki. Ciężarówki jaką mieli wylądować w Narviku dla wsparcia generała Dietla. Tylko dlaczego leżała w ładowni? I to sama? Gdzie są wszyscy? Gdzie Kurt?

Niepokój pobudził ją do działania na tyle, że zdołała podnieść się do pionu. Chociaż na wszelki wypadek musiała się jeszcze wspomóc podtrzymywaniem się o chłodną maskę ciężarówki. Ta i kolejna. Cały rząd ciężarówek. Tego już nie widziała z tego miejsca ale wiedziała, że bywała tutaj wcześniej. Więc wiedziała, że są tutaj i działa, i skrzynie z amunicją i ekwipunkiem wojskowym. O tak, to też coś jej przypomniało.


---



Czas: 1940.IV.10; śr; późny ranek; godz. 09:00
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Vestfjord
Warunki: chłodno, ciemno, mokro, wnętrze ładowni, bujanie fal


Anglicy! Royal Navy! No tak, wszyscy się ich bali, że ich dorwą i zatrzymają a pewnie i zatopią. Dlatego każda godzina i dzień podróży był taki nerwowy. Na szczęście pogoda im sprzyjała bo była paskudna. I tak kawałek po kawałku płynęli. Morze północne, ujście Skagerak, południowe, postrzępione wybrzeża Norwegii, tak całkiem inne od gładkich i płaskich wybrzeży Niemiec. Potem Bergen, Trondheim, Bodo… I już Vestfjorden co był bramą wejściową do fiordu w jakim położony był Narvik. Ale…

No tak! Jak mogła zapomnieć! Anglicy! Royal Navy! Znaleźli ich! Ledwo minęli Bodo! Brigit znów poczuła to samo szarpnięcie splotu nerwów w żołądku jak wtedy. Zupełnie jakby ktoś jej tam przygrzmocił. Anglicy! Ta beznadzieja próba ucieczki i negocjacji. Ale smukła sylwetka drobniejszego niszczyciela przeciwnika nie dała się ani zgubić ani wymanewrować. A strzał przed dziób wymownie świadczył o przewadze jaką ma uzbrojony przeciwnik nad nieuzbrojonym frachtowcem. A więc przepadło. Statek był stracony. Już nic nie mogło go uratować. Niemców czekało albo internowanie w Norwegii albo brytyjska niewola. Ale statek i materiały wojenne nie mogły wpaść w łapy wroga! Kapitan dał rozkaz do samozatopienia jednostki. W trzewia frachtowca ruszyły zespoły marynarzy jacy mieli otworzyć zawory denne i nie dopuścić aby statek wpadł w łapy wroga. Ale Brytole nie byli w ciemię bici.

Abordaż! Szykują się do abordażu!

- Zabraniam! Zajmijcie ich czymś! To sprawa najwyższej wagi! Nie wpuście ich na pokład! - Theiss używał całego swojego esesmańskiego autorytetu i władzy, wspomagając się Lugerem aby wymusić na kapitanie odroczenie wyroku. Kapitan statku może by go i posłuchał ale dobrze zapowiadający się oficer SS nie miał żadnego wpływu na groźne wycelowane lufy brytyjskiego niszczyciela i szalupy obsadzone załogą pryzową jaka miała przejąć niemiecką jednostkę.

- Ja dowodzę tą jednostką! Człowieku nie mamy z nimi szans! To jest niszczyciel! Przygotować się do zatopienia i opuszczenia jednostki! - kapitan “Alstera” próbował przemówić SS-manowi do rozsądku. Przestał gdy lufa Lugera rozorała mu skroń i chyba na chwilę zamroczyła.

- Przejmuję dowodzenie! Wy! Macie dopilnować aby pojemnik nie wpadł w ręce wroga! Wyrzućcie go za burtę! Natychmiast! - oficer w mundurze oficera marynarki jaki nosił dla niepoznaki na czas rejsu zaczął krzyczeć na dwójkę swoich osobistych podwładnych. Wyglądał strasznie, jak jakiś szaleniec. Zwłaszcza jak tak machał pistoletem na wszystkie strony a obok niego leżał obezwładniony kapitan frachtowca z krwią spływającą z rozciętej skroni.

- Ależ herr hauptsturmführer aby załadować pojemnik potrzebowaliśmy wysięgnika i pół tuzina ludzi… - Kurt musiał być tak samo przerażony jak Brigit ale chyba niezbyt rozsądnie ale całkiem sensownie próbował przypomnieć rozwścieczonemu SS-manowi w jakich warunkach ładowali do ładowni ten “pakunek”. Ostre uderzenie lufą Lugera powaliło go tak samo jak przed chwilą kapitana.

- Za burtę! Natychmiast! Wróg nie może nic wiedzieć! - słowa Theissa nie znosiły sprzeciwu. Było prawie pewne, że za chwilę w razie jakiegokolwiek zwłoki w wykonaniu swoich rozkazów to zaraz zacznie strzelać.



---



Czas: 1940.IV.12; pt; późny ranek; godz. 09:00
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord
Warunki: chłodno, ciemno, mokro, wnętrze ładowni, bujanie fal


Tak. Tak to było tak. Wcześniej. W dzień? W nocy? Wszystko się tutaj mieszało. Pod pokładem i w monotonnym, niezmiennym świetle. Chyba była głodna. To może tak i “wczoraj”. Bo mocno była głodna. I pić jej się chciało. I zimno jej było. Tak. Ale pamięć wracała i już pamiętała właściwie całą drogę od czasu zaokrętowania na “Alstera”. Ale końcówka wciąż jeszcze jej umykała. Tak, dopłynęli do Bodo, minęli je i wtedy napatoczył się ten brytyjski niszczyciel. Theiss wpadł w szał… Kazał terrorem pozbyć się “pojemnik”... i co było dalej?

Znów na pamięć spadała czarna noc niepamięci. Pod wpływem impulsu spojrzała w boczne lusterko ciężarówki przy jakiej stała. No w tak słabym świetle ledwie coś widziała. Ale widziała nieregularną, ciemną kreskę płynącą po boku jej twarzy? Krew? Gdy chwilę potarła i sprawdziła palce była już prawie pewna, że to krew. Zwłaszcza jak na skroni namacała rozcięcie. Jakby tam przygrzmociła. Albo ktoś ją przygrzmocił. Albo…


---


Wcześniej


Coś usłyszała. Coś co ją zaniepokoiło. Tylko teraz nie mogła sobie przypomnieć co. I pamiętała te wahanie. Sprawdzić? Czy uciekać? Postanowiła sprawdzić. Przeklinając samą siebie z każdym krokiem. Ale robiła krok po kroku po tym chwiejnym pokładzie ładowni. Jeszcze krok i zaraz kończył się rząd umocowanych ciężarówek. I…

- Kurt! - krzyknęła odruchowo. Wiedziała, że to on. I wiedziała, że nie żyje. Szybko powiększająca się kałuża czerwonej krwi z jego rozwalonej głowy jasno to wskazywała.

- Wróg nie może się dowiedzieć! - wycharczał lodowatym tonem Theiss wycelowując swojego Lugera prosto w jej twarz. W jednej sekundzie pojęła co się stało. Chciał ich zabić! Oboje! Z całej załogi tylko ich trójka wiedziała o pojemniku i co jest wewnątrz! Na szczęście nie zdążyła wyjść zza rogu cała a łajbą akurat miotnęło. Więc jak strzelił to kula świsnęła tuż obok a nią rzuciło i wszystko zrobiło się czarne. Aż się obudziła. Teraz.

A może i wcześniej. Wszystko się mieszało. Ale wciąż była w ładowni. I nie była przy ciele Kurta. Nigdzie go nie widziała. Ale słyszała. Głosy. Po angielsku. Brytyjczycy. A więc statek wpadł w ich ręce. Ale statek był dość duży więc pewnie nie zdołali go sprawdzić całego. I pamiętała jeszcze coś. Chciała się poddać. Szła korytarzem. Słyszała ich kroki. Biegli. Zatrzymała się i gdy widziała sylwetkę w charakterystycznym “talerzyku” zawołała do niego po angielsku. A ten do niej strzelił! A potem uciekł i zamknął drzwi! Na szczęście nie trafił i pocisk zrykoszetował o stalowe ściany.

No i chyba dlatego. Wciąż była w tej ciemnej i zimnej ładowni. Spróbować jeszcze raz się poddać? No chyba powinna. Przecież inaczej tutaj zamarznie albo się odwodni albo umrze z głodu. A jak jeszcze przyjdzie im do głowy zatopić okręt? To przecież pójdzie razem z nim na dno jeśli tutaj zostanie!

Ale… Ale zaraz… Zaraz, zaraz…. Poznawała ten fragment ładowni. Poznawała całkiem dobrze! Przecież była tutaj. Tyle razy. Sprawdzała czy wszystko jest w porządku. No i na szczęście było. A teraz…

Przeszła przy boku ciężarówki. Słyszała metaliczne skrzypienie frachtowca na falach. Jak trzeszczą pasy, liny, siatki, łańcuchy mocujące ładunek w tej ładowni. Jeszcze druga ciężarówka. I kolejna. Już ostatnia. A teraz…

Wychyliła się zza szoferki i ponad maską ciężarówki ujrzała to co powinna ujrzeć. “Pojemnik”. Chociaż powinien być przykryty plandeką. I właściwie to powinien nazywać się klatką. Plandeki nie było bo przecież Theiss kazał wyrzucić to za burtę. Ale pojemnik… Zrobiła jeszcze krok i poczuła jak usta momentalnie jej wysychają a mimo zimna oblewa ją fala gorąca. Klatka była pusta!
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 16-09-2019 o 12:36. Powód: IV.10 to śr a nie nd :)
Pipboy79 jest offline