Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2019, 18:12   #111
Asuryan
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Esmond po cichu otworzył okno prowadzące na kładkę. Nie opuszczało go wrażenie że coś jest nie tak. Czyżby ktoś go wyprzedził? Może ktoś się go spodziewał?
Upewniając się, że nikt go nie dostrzeże, przeszedł przez kładkę starając się być najciszej jak to możliwe. Po drugiej stronie ostrożnie zajrzał do środka pomieszczenia, trzymając nóż w pogotowiu.
W pokoju nikogo nie było. Pod ścianami leżały sterty różnych pakunków. Było ich dużo. Drzwi do pokoju były lekko uchylone, a z korytarza dobiegały odgłosy rozmowy.
Łowca uchylił mocniej okno, tak by nie przeszkadzało przy potencjalnej ucieczce, po czym ostrożnie wkradł się do środka. Co chwilę zerkając pod nogi, przemieszczał się w stronę drzwi. Po drodze spoglądał na pakunki l, szukając tych które mogły należeć do smoka.
Bardzo ciężko mu było powiedzieć bez zaglądania do środka które mogą należeć do smoka. Plecaki i worki wyglądały podobnie do siebie, ale kilka miało naszywki żółtych mieczy. Póki co jeszcze żadna deska nie skrzypnęła mu pod nogami.
Szedł ostrożnie badając podłoże, nie przenosząc od razu całego ciężaru ciała. Mijając pakunki postanowił zajrzeć do jednego z tych, na których widniał znak najemników.
Pierwsze co zobaczył to jakiegoś rodzaju ubrania. Zdawał sobie sprawę, że o ile łowcy nie przepakowali rzeczy smoka, raczej nie powinny być w plecaku z naszywką ugrupowania. Póki co rozmowa wciąż trwała a łowca był bezpieczny.
Rozglądając się po pokoju szukał pakunków, które różniły się od pozostałych. Przeglądał je pobieżnie, szukając czegoś co mogło należeć do Auroriusa. Starał się zachować ciszę, nasłuchując przy tym odgłosów z korytarza.
Po tym jak poświęcił chwilę aby dokładniej pezyjrzeć się pakunkom dostrzegł kolejne trzy inne od pozostałych. Zaczął je przeglądać. W jednym były dziwne urządzenia, trochę ubrań, ale i notatniki. W drugim, dużo bardziej znoszonym, było znacznie mniej ubrań, ale za to bardziej znajome dla łowcy przyrządy. Widział podobne na uniwersytecie. W trzecim zaś zobaczył kilka złotych łusek, normalnych monet oraz kamieni.
Kiedy skończył przeglądać ostatni pakunek usłyszał jak rozmowa na korytarzu się kończy. Miał tylko chwilę aby cokolwiek zrobić zanim wartownik wróci.
Spiesząc się pokierował się intuicją. Złapał pierwszy z pakunków zawierający dziwne urządzenia i notatki. Nawet jeśli nie byłaby to własność smoka, notatki mogły okazać się przydatne.
Trzymając pakunek, i starając się być jak najciszej, rzucił się do okna. Będąc już po drugiej stronie przymknął je do stanu w jakim je zastał. Następnie, nim skierował się do kładki, niemal wstrzymał oddech nasłuchując odgłosów z zewnątrz. W pogotowiu trzymał przygotowany wcześniej nóż.
Łowca zastygł stojąc na dachu tuż obok okna. Jedna ręką musiał się przytrzymać krawędzi aby nie spaść. Słuchał co się w pokoju działo. Kroki zbliżały się w jego stronę. Jednak strażnik tylko westchnął.
- Będzie duchota… - po czym zamknął okno. Esmond nie słyszał już kroków tamtego, ale zaraz usłyszał coś zupełnie innego. Okno zostało z trzaskiem ponownie otwarte. Jakiś mężczyzna wyskoczył na kładkę klnąc pod nosem. W połowie jakby się zorientował, że coś mu nie pasuje i spojrzał wprost na łowcę.
- Kurwa - sapnął wyciągając ręce w obronnym geście.
Łowca przyłożył nóż do zasłoniętych chustą ust nakazując mężczyźnie zachować ciszę. Kiwnięciem głowy nakazał mu przejść kładką do sąsiadującego budynku.
Mógł pozbyć się go tu i teraz, jednak narobiłby przy tym zbyt wiele hałasu. Uważnie obserwował ruchy mężczyzny, gotów poderżnąć mu gardło, lub strącić go z kładki gdyby ten zamierzał walczyć lub krzyczeć.
Nieznajomy zaczął się cofać. Jego mina spochmurniała kiedy zobaczył, że Esmond ma jeden z pakunków. Nie zamierzał jednak działać póki był na łasce łowczego. Dopiero kiedy znalazł się tuż przy oknie trącił nogą deskę lecz w efekcie tylko sam się ześlizgnął w ostatniej chwili łapiąc krawędzi. Esmond zaś wykazał się większą zręcznością w ostatniej chwili skacząc do przodu i lądując w pokoju.
- Eej! Pomocy! - Za sobą usłyszał nagle krzyk tego, który prawie spadł oraz trzask spadającego drewna. Chyba nie miał drogi powrotnej.*
Łowca zaklął szpetnie podnosząc się z klęczek. Ciągnąca się sprawa Mevela mocno grała mu na nerwach, a rozwój sytuacji nie poprawił mu nastroju. Obrócił się wyglądając przez okno i zobaczył, że nie będzie już w stanie skorzystać z tej drogi gdyby chciał wrócić do magazynu najemników. Nie mając pewności czy pakunek faktycznie należy do smoka, była to nadwyraz zła wiadomość. Na szczęście cały ten bałagan mógł wytłumaczyć jeden nieszczęśliwy wypadek.
Ze złością spojrzał na wiszącego na rynnie mężczyznę, przekraczając parapet. Obejrzał się po okolicy, sprawdzając czy nikt nie wygląda z okien karczmy, lub nie kręci się po ulicy. Zobaczył jedynie Gviera, którego obecność była mu na rękę.
Spojrzał na najemnika wskazując palcem wiszącego mężczyznę, po czym wykonał gwałtowny ruch głową, sugerujący skręcenie karku.
Raz jeszcze sprawdził otoczenie i z impetem nadepnął to na jedną, to na drugą dłoń kurczowo trzymające rynnę, zmuszając je do puszczenia. Gdy tylko dopiął swego, pośpiesznie udał się z powrotem do budynku. Nie potrzebnych mu było więcej świadków.
- Nie..! - wydusił z siebie mężczyzna nim jego dłonie puściły.
Gveir wzruszył ramionami, czekając na spadającego mężczyznę. Kiedy ten tylko upadł, wprawnym ruchem doskoczył do niego i złapał za szyję, oczekując znajomego uczucia łamanego karku. Najemnik znał swój zawód i postanowił wykonać rzecz szybko, zwłoki zaś umieścić w jednej z pobliskich skrzyń.
Kiedy je przenosił jego broń do niego “przemówiła”. Mężczyzna poczuł dziwne świerzbiące uczucie na ciele w miejscu gdzie trzymał przytroczoną broń. Wołała go aby jej dobył, aby jej użył. Tylko, mężczyzna i tak był martwy. Uczucie jednak nie znikało. Nie było to mocne, raczej uciążliwe jak zdrętwiała dłoń. Najemnik mógł spokojnie je zignorować. Tylko czy chciał?
Gveir, kiedy tylko ukrył trupa, poświęcił parę chwil na zbadanie tego uczucia, którego sam nie był pewien, co znaczy. Przez chwilę ścisnął rękojeść jednego z ostrzy, z zamiarem wypuszczenia go i odejścia z miejsca zdarzenia. Wyglądało na to, że Esmond miał to, co chciał, zatem nie było sensu pozostawać tutaj.
Kiedy tylko Gveir dotknął broni świerzbienie się wzmocniło. Chciała krwi zabitego. Pożądała jej. To miało być tylko jedno nacięcie, szrama na skórze. Kropla krwi…
Gveir wyciągnął dłoń… Z jakiegoś powodu, wszystko nagle straciło znaczenie. Dziwna broń miała swoje własne żądze, cokolwiek to miało znaczyć. Jego palce zatańczyły na rękojeści ostrza. Wahał się… ale wygrał. Opanował potrzebę broni i przypiął ją do paska. Zamknął skrzynię i odwracając się dostrzegł wychodzącego z budynku Esmonda.
Łowca przechylił głowę na bok, gestem sugerując by oddalić się od ciała.
-Gdzie Hektor?- zapytał, gdy już oddalił się wystarczająco.
- W karczmie - odparł wojownik. - Zapewne dołączy do nas wkrótce.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline