Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2019, 20:49   #92
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Z podziękowaniami dla Mag za wspólny post

Czas po mszy w świątyni. Dzień.

Horst żwawo ruszał w kierunku domostwa. Dając dzieciom po drodze nakaz od wuja. Nie było to trudnawe. Większość i tak zebrana z luda pod świątynią była. Stary już Grolsch właśnie za to szanował Jeremiego, szwagra swego. Był bystry. Bardzo bystry. Nieszczęśliwie przyjął rolę czarnej owcy Drzewiec. No, i nie zawsze wiedział kiedy milczeć, ale miał Dar. Dar którego Sidhe przy urodzeniu mu poskąpili, ale inaczej obdarzyły łaską…

Miał tylko nadzieję, że Luther niedługa wróci na doma. Zaprawdę wdał się w swojego dziada… Eh… emocje… młodość… Do niektórych rzeczy może trzeba dorosnąć, ale dlaczego czuł w kościach, że syn jego zgłupiał od nauk w mieście? Nie dziwota przecież. Miasto, luksus, światowi ludzie i ideały… nieoszlifowany umysł się zatracił i stracił z sobą kontakt. Jak ptak pochwycony w klatkę i karmion przez długie lata. Niejeden do klatki już przywyknięty i opuszczać jej niechce, a niektóre i latać zapominają…

Horst dotarł do domostwa i odkrywszy, że Arniki nie ma szybko pochwycił klucze do karczmy. To było logiczne, że tam skieruja Józwa włodarza. Józef mądry chłop. Z niejednego pieca chleb jadł. Tylko trza będzie w cieniu się ukryć pod chatą jego i klucze przekazać. Teraz nie była dobra pora ukazywać się Panu, a staruszka nie skrzywdzi… prawdopodobnie. Nie mniej, z czasem, z tym co odkryją w piwniczce i spiżarce… Tak, pojawią się pytania o to kto się karczmą opiekował po nieobecność Pana… ale wtedy, wtedy już ziarno zostanie zasiane i jeno podlewać je trza będzie, coby zboże nie zmarniało i plony zebrać na okrutną i zimną porę której deszczowe chmury jawnie nadciągały zewsząd nad Drzewce.

Po kluczy przekazaniu udał się w powrotną drogę. Potrzebował zjednoczyć się z ziemią, grunt na polu i rabatkach pod roślinki zrobić. Gnoju nanieść, grunty wymieszać, nasiona posadzić… popiołem sypnąć gdzie trza mniej, a gdzie trza więcej. Przez zimę popiołu mieli wiele, pod dachem skyty by woda paskudna go nie zniszczyła. Tak z nim było, popiół był życiem roślin, a woda wypłukiwała z niego życie prosto w glebę, a rośliny się nim żywiły. Ponoć i mydło z popiołu robią, tak słyszał na mieście i targach, ale jeszcze za mało wiedział, by takowy wyrabiać. Był człowiekiem ziemi jakby nie patrzeć. Choć kto wie? Może w tym roku coś się uda dowiedzieć?

Uśmiechnął się nieznacznie, ale uśmiech nie docierał do oczu. Zbyt boleśnie znał paniska i rzesze tych co mądrzejsi i ważniejsi są w swych myślach nie patrząc na dobro drugiego brata swego. Prawda, gdyby o karczmę nie dbał dość by pięknisi by było by do miasta się przenieść. Nie żeby nie miał ich ukrytych w sobie znanym miejscu na chacie. Ukryte przed wszestkimi, lecz nie Arniką. Niewiele, ale zawsze coś odkładał z targów właśnie ta te czasy. Tylko do miasta ucieczka? To by było zaprzedanie wartości jego dziadów i przodków z niepamiętnych czasów, a o których prawie cała wiedza zaginęła. Mógł tylko gdybać, ale czuł w kościach, że nie bez powodu w te ziemie się przenieśli i tu osiedlili. Jaka jednak prawda to była, jeno Sidhe wiedziały, a on je szanował… szanował i bał się bardziej niż kogokolwiek innego człeka…

Kopał więc i nawoził zachodząc w głowę jak je ugłaskać, by wiernych swoich i szanujących ich ludzi nie pokarali… byleby tylko ich nie złościć… to nigdy nie kończyło się dobrze, oj nie… O tym bardziej z Jeremim gadać mu będzie. Niefortunne to czasy nadchodziły. Nawet wycinkę prowadząc drwale na skraju lasu samym w śmiertelnym niebezpieczeństwie byli… a on musiał zdecydować kogo to do lasu posłać… tu jednak, małżonka jego musiała mu pomóc, bo wybór łatwy nie był i na sercu mu ciążył.

* * *

- Mów co cię trapi - przemyślenia przerwał mu głos jego żony. Arnika rozdzieliła dzieciom zadania domowe i teraz byli sami w izbie.

Horst chodził po obejściu z zamyślonym wyrazem twarzy. Kiedy usłyszał jej słowa spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął. Fajka w dłoni, choć się tliła, to jakoś niezbyt chętnie wędrowała do ust.
- Ten wariat, Otton, oszalał. - powiedział cicho - Zaczynając od jutra, przez cztery dni w tygodniu każde domostwo ma wystawić człowieka…
Zawiesił głos przymknął oczy lekko zaciągając się fajką. Dym wydmuchnął ku podłodze, a nie był to częsty widok. Wręcz rzadki.
- Ten idiota chce wykarczować Las Mgieł. Do ostatniego drzewa. Dobrzy Sąsiedzi będą wściekli… wiesz co to znaczy. Dla nich i dla nas wszystkich.

Kobieta aż usiadła na ławie z wrażenia. Doskonale wiedziała, ba, cała wieś była wielce świadoma czym grozić będzie próba ścinania drzew starego lasu.
- Przecież to będzie wyrok śmierci dla każdego kto przyjdzie z siekierą - odezwała się w końcu. - Oby duchy lasu wiedziały na kogo skierować swój gniew.

- To już nie w naszych rękach jest. - odpowiedział posępnie Horst - Jeno z Jeremim mógłbym z ofiarą do lasu iść… Duchy znają go i do niego przemawiają, nas szczęśliwie oszczędzały. Tak czy inaczej posłać kogoś trzeba. Mam tylko nadzieję, że nowy kapłan nie wpadnie na jakiś “mądry pomysł”. Dzisiaj wieczór mamy naradę. Zobaczę co to za człowiek i poradzim gdy wrócę.

- Ahh, tak dobrze nam było tu w Drzewcach, że też musiał się napatoczyć ten cały kuzyn byłego pana - westchnęła Arnika. - Oby jego pomysły przyniosły gniew bogów tylko na jego ludzi i nas oszczędziły - kręciła głową. - Zaraz będę się wybierać do Czeremchy. Może coś poradzi, jeśli będzie dziś miała lepszy dzień.

- Tak. - pokiwał głową Horst - To prawdopodobnie najlepsze co teraz możemy poczynić. Lecz kogo wysłać do lasu?

- Ulff jeszcze za słaby, żeby utrzymać siekierę, co najwyżej może pomagać przy ostrzeniu narzędzi. Matz... Można go tłumaczyć, że go przyuczam do mojego fachu, ale jeśli ten pan jest tak nierozważny, żeby wycinać las mgieł to nie ma co liczyć, że posłucha wytłumaczeń. No a Luther to już wogóle nie ma jak się wymigać - znachorce było ciężko o tym mówić, wiedząc jakie niebezpieczeństwo spadnie na jej dzieci.

Mężczyzna westchnął z ciężkim sercem.
- Przy odrobinie szczęścia będzie chwila spokoju. Może Luth zmądrzeje jak zobaczy na własne oczy nasz świat. To miasto, co na nauki go posłaliśmy, zmieniło go. - pokręcił z rezygnacją głową na boki - Obawiam się, że innej opcji nie mamy Oby tylko Panowie ze Wzgórza byli łaskawi i nas oszczędzili, choć dobrze wiemy, za dobrze.

- Niestety masz rację... - Arnika była niezwykle niezadowolona z takiego obrotu spraw. - Jak tylko wróci to trzeba będzie mu od razu to powiedzieć.

- Tak. Jak wróci. - Horst zaciągnął się fajką w zamyśle. Widać było, że nie był zadowolony. - Wróci, młodość nie mądrość. Miejmy nadzieję, że szybko zmądrzeje. Dobry to chłopak, tylko za bardzo w swego dziada się wdał. Za bardzo.

- A jak nie zmądrzeje to oby chociaż pozostałe miały od niego więcej oleju w głowie - pokiwała głową, zgadzając się ze zdaniem męża. Wstała i poprawiła tunikę. - Ruta pójdzie ze mną. Spróbuję i jej przemówić do rozsądku.

- Ruta? - uniósł brew w pytającym geście, po czym uśmiechnął się nieznacznie - Ten wiek… Zajmę się chłopcami. Chyba już pora, bym i ja z nimi porozmawiał.

- Taak, z Matza możesz uświadomić, za to Ulff to jeszcze za mały, jeszcze się speszy - wyraziła własne zdanie.

- Tak, pewnie masz rację. - przytaknął mąż - Pozdrów Czeremchę i proszę, uważaj. Otton nie jest i nie będzie łaskawym panem. Niech dziewczynki poza dom się nie ruszają. Chyba, że z bratem, ale tylko w nagłych wypadkach. To nie są dobre czasy.

- Oby to szaleństwo skończyło się jak najmniejszym kosztem naszym - powiedziała Arnika i wzięła w ręce koszyk. Podeszła do męża i pocałowała go w usta, gładząc wolną dłonią po jego policzku. - Musimy tylko mieć wiarę, że wrócą dobre czasy.

Horst odwzajemnił lekko pocałunek i objął Arnikę tuląc ją do siebie.
- Przetrwamy to najdroższa. - wyszeptał cicho jej do ucha - Jak zawsze. Przetrwamy tą burzę. Rzeka życia płynie, a my wraz z nią.

Kobieta wtuliła się w niego i chwilę stali tak przytuleni. Ale nie mogli tak pozostać, bo obowiązki, a raczej w tym momencie problemy, wzywały. Puściła go w końcu.
- Wrócimy przed zmrokiem - obiecała i wyszła z izby.

Horst patrzył za nią przez chwilę, aż zniknęła. Nadchodziły mroczne dni, ale wierzył, że przetrwają. Do tego jednak potrzebował informacji. Grolsch przetrwali zarazę i przetrwają Ottona. Choć zależało mu na Drzewcach i ich mieszkańcach… teraz najważniejsza była tylko Rodzina. Rodzina i nic więcej.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 30-09-2019 o 17:12.
Dhratlach jest offline