Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2019, 22:07   #6
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację


Inu skłoniła się Sato i opadła ciężko na siedzisko. Skinęła kelnerce by ta podeszła.
- Ktoś coś miał, ale już nie ma.. ktoś był ale pojechał… Niestety nic się nie udało załatwić. - Mruknęła niezadowolona, po czym zamówiła piwo i lunch u dziewczyny, która podeszła do ich stolika.

Kelnerka, ta sama co wczoraj, przyszła, przyjęła zamówienie i wróciła za bar aby w kuchni je zrealizowali. Kanmi popatrzył za nią i wrócił do tematu rozmowy. - No powiem ci zdziwiłbym się jakby CB radio dało się załatwić od ręki w jeden czy dwa dni. - najwidoczniej rzeczywiście tak szybkiego znalezienia tego szpeja się nie spodziewał bo nie wydawał się ani zły ani niezadowolony z wyniku poszukiwań Amandy. - A byłaś u Hori? Co powiedział? - zapytał o wizytę o jakiej wczoraj rozmawiali przed rozstaniem. Sato na razie nie odzywała się i czekała na wynik tej dyskusji.

- Hori nie było, spotkałam się z Sadao San i pomysły mu się podobały. - Inu westchnęła ciężko. - Dziś spróbuję jeszcze raz ich odwiedzić.

- W porządku. A co myślisz o tych przeróbkach wozu? - blondyn skinął głową na znak, że popiera pomysł partnerki i zapytał o to o czym mówił na początku.

- Tak długo jak nie pozałatwiam wszystkich spraw nie planuję się ruszać z miasta…. więc może i by miało sens, tylko skąd weźmiemy na to hajs, co? - Amanda wydobyła z kieszeni świeżo napoczętą paczkę papierosów. Swoją jedyną zdobycz z ostatniej doby.

- Noo taak… To może być trochę problem… Ja mam trochę no ale nie wiem czy starczy. Masz się coś dorzucić w razie czego? Inaczej trzeba będzie szybko skombinować jakąś kasę. - Kanmi westchnął gdy doszli do tego drażliwego punktu który potrafił przetrącić kręgosłup tak wielu, wspaniałym planom: brak gotówki. Okazja wydawała się niezła na te przeróbki no ale za darmo nikt im nic nie usprawni.

- Trochę to dobre słowo, a chce ci przypomnieć, że czeka nas zaraz trasa i od cholery kosztów. - Amanda zaciągnęła się mocniej papierosem wypalając go niemal do połowy i pozwalając by kelnerka postawiła przed nią lunch i zamówione piwo. - Nie wiem jaka to musiałaby być fucha by rodzinka się nie czepiła, a forsy z tego wystarczyło na te “drobne poprawki”.

- Rodzina się nie będzie czepiać o ile nie będziemy ich robić w wała. - kierowca zamyślił się nad źródłem finansowania na tą wyprawę.

- A nie dadzą nam jakiejś zaliczki? - Azjatka z blond warkoczykami wtrąciła się do rozmowy.

- W piątki są dni wypłaty to może w piątek coś nam dadzą? - blondyn wzruszył ramionami gdy się nad tym zastanowił. Rzeczywiście Koi wypłacali kasę w piątki. Więc może w piątek coś wypłacą na poczet tej wyprawy?

- A w ogóle to jak z tą fura u was? W porządku? - Kanmi zapytał Japonki o ich sprzęt.

- Tak, w porządku. - odpowiedź byla szybka i krótka. - A właściwie wiecie już kiedy i jak będziemy jechać? - zrewanżowała się swoim pytaniem.

- Poprosiłam o tydzień i zdziwiłabym się gdyby dano mi choć dzień więcej. - Amanda nie była zadowolona z tej rozmowy, z ostatniego wieczora… w ogóle z tego co udało się jej załatwić. Stała w punkcie wyjściowym, a czas znikał jak mundurowi gdy byli potrzebni. - Zaskoczyliby mnie dając nam więcej kasy na ogarnięcie auta, ale dziś chce uderzyć do Horiego.. spytam. Dobrze byłoby jednak zakręcić się za jakąś fuchą… zdobyć kasę przynajmniej na to podwozie.

- No to pogadaj, jakaś kasa by się przydała. - blondyn zgodził się z pomysłem swojej partnerki.

- To ja też z tobą pójdę, żeby zapytać się o nas. - Sato zadeklarowała się aby iść we dwie do szefa całej wyprawy.

- A robota tak, trzeba by się zakręcić za czymś. Zobaczę u swoich znajomych czy czegoś nie mają na szybko. Ty właściwie też byś mogła jak będziesz latać po mieście za tym CB i resztą. - kierowca upił łyk piwa przyglądając się jak Amanda zjada swoją porcję.

- Taki mam plan. - Inu prawie prychnęła na młodego. - Dobrze by było jakbyś się nieco ruszył, a nie tylko gapił na kelnerki. Też popytaj o te CB.

- Mówię, że się rozejrze nie? - kierowca zrewanżował się w podobnym tonie w jakim zwróciła się do niego wspólniczka. Jakby za złe miał jej to wypominanie.


Czas: 2053.IV.04 pt
Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas, knajpa “U Marcusa”
Warunki: wnętrze lokalu, ciepło, widno, sucho, na zewnątrz pochmurnie i nieprzyjemnie


Ponownie spotkali się “U Marcusa” następnego dnia o podobnej porze i pogodzie. Tylko tym razem bez towarzystwa osób trzecich. Wczoraj, Amandzie razem z Sato dowiedziały się tyle, że zaliczka będzie no ale w piątek. A to by zostawal ta część piątku no i weekend aby na coś przeznaczyć tą kasę jeśli w poniedziałek mieli mieć narade w sprawie wyjazdu.

Ale i Kanmi miał też ciekawe informacje. W sprawie potencjalnej fuchy. - Jest taki jeden koleś. Ma namiar na niezłe fanty. Ale trzeba się tam dostać. Znaleźć wejście no i sprawdzić co jest w środku. No i poprowadzić tego typa. Jakiś dawny, częściowo zawalony magazyn. Powiedziałem, że ci przekażę. To co? - blondyn streścił najważniejsze detale co do tej fuchy o jakiej słyszał.

- Znasz tego typa czy ktoś z przypadku? - Inu rozsiadła się naprzeciwko chłopaka i wydobyła częściowo opróżnioną paczkę szlugów. Już chciała jeden odpalić ale coś od poprzedniego wieczora nie dawało jej spokoju. - Sorki młody za ten tekst wczoraj. To chyba nerwówka przed wyjazdem.

- Jaki młody? Jesteśmy w jednym wieku. - kierowca roześmiał się rubasznie rozbawiony tym przydomkiem jakim go obdarzyła. - I nie ma sprawy. - machnął ręką na ten wczorajszy tekst wracając do tego co mieli na tapecie.

- Typ to tak trochę go znam. Taki kolega kolegi. Szukałem czegoś jak dla ciebie albo dla mnie tak po znajomych no i mi powiedzieli, że on coś szuka do tego magazynu. I jak z nim pogadałem to rzeczywiście aktualne. No to co? Zainteresowana? - Kanmi popatrzył z zaciekawieniem na Amandę czekając na jej reakcję.

Amanda parsknęła i odpaliła szluga. Zaciągnęła się analizując fuchę, która przyniósł chłopak. Po dłuższej chwili wypuściła z ust kilka kółek.

- Brzmi dobrze… może znajdziemy tam jakieś fanty dla siebie. - Uśmiechnęła się do Kanmi. - Lepsze to niż bieganie po tym zasranym mieście.

- Dobra to powiem mu, że się zgadzasz.
- blondyn skinął głową przyjmując decyzję wspólniczki do wiadomości.

- Spotkalibyśmy się z nim jutro. Umów jakieś miejsce i zgarnij mnie rano, dobra? - Amanda dopiła swoje piwo i wstała od stołu.



Czas: 2053.IV.04 pt
Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas, kompleks “Pillbox”
Warunki: wnętrze lokalu, ciepło, widno, sucho, na zewnątrz pochmurnie i chłodno

[MEDIA]http://szczecinblog.pl/wp-content/uploads/2014/09/stocznia-szczecinska-zdjecia-07.jpg[/MEDIA]

“Pillbox” był lokalem dla podróżnych. Położony na zachodnich sektorach dawnej metropolii. Tu spotykali się wędrowcy, kurierzy, tirowcy i karawaniarze. Można było się najeść, napić przed lub po podróżą. Był spory parking bo lokal był zorganizowany albo w dawnych magazynach albo supermarkecie więc przestrzeni użytkowej miał sporo. Można było wjechać do środka nawet TIRem. No i zawsze z tego trochę ciężarówek korzystało. Poza tym spora rzesza mniejszych pojazdów.

Oprócz lokalu gastronomicznego od którego wziął nazwę cały kompleks można było kupić lub sprzedać części do samochodów, całe samochody, wynająć łóżko na godziny albo dnie, samemu lub z kimś, no i posłuchać szafy grającej która zawsze grała jakiś kawałek.

Właśnie tutaj, na zachód od West Gate, symbolicznej bramy do właściwej części miasta zwanego obecnie Nowym Jorkiem, Amanda miała namiar, że ktoś tu, nie tak dawno temu, wrócił z Florydy.

Facet miał się nazywać Richard Bush i podobno tutaj bywał. Był kurierem czy kimś takim. Chyba. No jeździł w każdym razie furgonetka albo pickupem. Koleś który jej powiedział o nim nie był pewny bo słyszał, że cis mu szlag trafił pickupa i przerzucił się na vana no albo na odwrót. W każdym razie miał mieć czarne włosy spięte w kucyk.

A póki co, w ten piątkowy wieczór, tłum był całkiem spory. Skoro Nowy Jork to oczywiście nie mogło zabraknąć pana prezydenta. Wisiał na plakacie przy wejściu zapewniając, że wszystko idzie zgodnie z planem i Nowojorczycy wygrywają na wszystkich frontach. I na wojnie z robotami, i w odbudowie miasta, i licznych inicjatywach publicznych no i w ogóle wszędzie. A poza plakatami z prezydentem była ta szafa grająca przygrywająca jakieś skoczne kawałki, był tłum pstrokatych gości, bar, obsługa i cała reszta “Pillbox”.

Inu westchnęła ciężko widząc ilość ludzi, która dziś wieczór postanowiła nawiedzić “Pillbox”. Czekało ją szukanie igły w stogu siana. Zaklęła pod nosem i zsuwając z głowy kaptur weszła do środka. Jej wzrok przesunął się po głowach szukając czarnego kucyka.

To było bez sensu. Po kwadransie czy dwóch Amanda zorientowała się, że ludzi pełno z czego facetów z kucykami też widziała przynajmniej kilku. Trudno było zgadnąć który z nich jest tym którego szuka. I samo patrzenie raczej nie za bardzo moglo jej więcej pomoc. Bush mógł być każdym z nich albo żadnym. Do tego panował chaos i ruch cześć ludzi wchodziła, część wychodziła, siadala do stołów, podchodziła do baru, gadała że znajomymi lub szla za potrzebą. Nawet tych kilku podejrzanych o bycie Richardem Bushem nie sposób było mieć na oku naraz.

Inu podeszła do baru i zamówiła piwo. Jej wzrok cały czas wędrował po tłumie. Wahała się. Z jednej strony informowanie o trasie mogło nie skończyć się dobrze, a z drugiej… musiała się dowiedzieć co dzieje się bardziej na południu.
Dostając wypełniony bursztynowym płynem, skupiła wzrok na barmance.

- Szukam Richarda Busha. Podobno się tu zatrzymał.

- Rich? No tak, chyba go widziałam dzisiaj. Zobacz przy kartach, pewnie jak jest to znów gra.
- dziewczyna skinęła głową twierdząco i machnęła gdzieś w stronę wejścia do jakiegoś bocznego pomieszczenia.

- Dzięki. - Amanda zgarnęła swoje piwo i upiwszy z niego spory łyk ruszyła przez tłum w stronę sali karcianej. Mając nadzieje, że tam nie ma już zbyt wielu facetów kucykami.

No i nie było. Okazało się, że w bocznej sali jest z pół tuzina stołów zrobionych z jakichś wielkich zwojów na kable. Większość z nich była osadzona przez karciarzy. A przy jednym z nich Amanda dojrzała ciemnowlosego mężczyznę z końskim ogonem. Siedział w podkoszulku i wytartej, dżinsowej kamiselce grając z innymi w karty przy jednym z okrągłych stołów.

[MEDIA]http://1.bp.blogspot.com/-eFnkw57MzJU/T8y03GArLZI/AAAAAAAANs8/oL7UbVEPo-Y/s1600/Bono1987beerJaneBown.jpg[/MEDIA]

Inu przystanęła z boku obserwując grę i popijając piwo. Ustawiła się tak by Rich mógł ją zauważyć. To zawsze nieco ułatwiało zapoznanie.

Rich co prawda zerknal na nią raz czy dwa ale znacznie bardziej absorbowala go gra więc nie zwracał na nią uwagi więcej niż na inną osobę co tam czy tu obserwowała grę przy tym czy innym stoliku. A sądząc z tego co Amanda widziała chyba niezbyt mu szło. Na szczęście dla siebie trafiła na końcówkę partii. Jakiś facet w kapeluszu zgarnął całą pulę wywołując jęk albo przekleństwa u pozostałych oraz uśmiech u samego siebie. W każdym razie facet z końskim ogonem machnął na to ręką i wstał od stołu mówiąc, że idzie się odlać.

Inu odprowadziła go wzrokiem, dopijając piwo. Gdy zniknął w drzwiach na zaplecze stanęła nieopodal i odpaliła papieros. Spłoszyła go, czy też na serio musiał nieco zmniejszyć ciśnienie. Zdarzało się jej grywać i nie lubiła przerywać rozgrywki, ale teraz musiała pogadać.
Zaczekała aż mężczyzna na spokojnie załatwi swoje sprawy wypalając jednego szluga i zaczynając kolejnego. Wtedy go dostrzegła. Wracając do sali wciąż jeszcze zapinał rozporek. Amanda uśmiechnęła się pod nosem, ale nie odzywała się dopóki nie znalazł się tuż obok niej.
- Podobno jesteś z Miami. - Rzuciła, spoglądając wprost na Busha.

Facet spojrzał na nią z zaciekawieniem ale nie przerwał marszu. - Podobno umiem też grać w karty. - odpowiedział ironicznie przystając przy barze. - Daj mi jedno piwo Lucy. - zwrócił się do tej samej kelnerki z którą niedawno rozmawiała Amanda.

Inu westchnęła ciężko i ruszyła za Richem. Oparła się o bar tuż obok mężczyzny spoglądając na salę.
- Nie oceniam twoich umiejętności hazardowych. - Mruknęła dając znak barmance by i jej nalała piwa. - Ale potrzebuje informacji o trasie na Miami.

- No ok, potrzebujesz informacji a ja potrzebuje dolców. - Bush pochylił się aby sięgnąć po przyniesione piwo. Uchylił je w stronę sąsiadki i upił duży łyk po czym sapnął z ulga na tą drobną przyjemność.

- By je przegrać w karty? - Inu upiła własnego piwa ale też uniosła nieco kielich w niemym toaście. - Nieco słaba opcja.

- Lubię partnerskie relacje. Ja nie wnikam po co ci takie informacje to ty nie wnikaj po co mi dolce. I wiesz, ja spije to piwo i wracam do stolika.
- facet z końskim ogonem na plecach pstryknął jeszcze w większości pełna szklankę piwa i skinął głową gdzieś w stronę pokoju do gry. Wyglądało jakby sobie tylko przerwę od gry na te piwo zrobił.

- Przegrasz jeszcze z dwa razy i sam mnie będziesz szukał by pogadać. - Inu wzruszyła ramionami. - Bo ja mam forsę i zapłacę za informacje, jeśli uznam że są warte więcej niż twój talent do gry w karty.

- Chyba czegoś nie łapiesz.
- Bush uśmiechnął się gdzieś do półek przed sobą i pokręcił głową. - Ja mam info jakie ty chcesz. Ty masz forsę jaką ja chcę. Mamy pół piwa aby się dogadać zanim wrócę do gry. Teraz załapałaś? - popatrzył na siedzącą obok rozmówczynie dając jej znać, że deal jest jeszcze możliwy ale Amanda zabiera się do tego nie tak jak jego zdaniem powinna. A to nie wróżyło zbyt wielu szans na zakończenie negocjacji sukcesem.

- Problem w tym, że nie wiem czy masz to info. - Amanda przyjrzała się stojącemu przed nią facetowi. Mogła dać znać rodzince. Pewnie wyciągnęliby z niego wszystkie potrzebne informacje. Tylko czy odpowiadałoby jej, że połamią mu wszystkie paluchy… wybiją zęby. Westchnęła ciężko. - Daj mi próbkę. Trasa na Miami. Jest ok ja płacę, ty mówisz i idziesz sobie grać, ok?

- Próbkę?
- facet z kucykiem uśmiechnął się i chyba się zastanawiał chwilę upijając łyka ze swojej szklanki. W końcu wzruszył ramionami odstawiając już w większości puste naczynie na ladę. - Na początek najlepiej jechać przez New Alle i Fort Harris. Do Fortu mniej więcej rządzą nasi więc powinno być bez większych przygód. Nie ma sensu jechać przy wybrzeżu zwłaszcza przez dawny Washington DC i Baltimore. Chyba, że chcesz świecić w ciemności. - kurier odpowiedział całkiem swobodnie o początku trasy i zaczął bawić się swoją szklanką obracając ją na różne strony.

Amanda wyjęła sobie szluga i odpaliła go, po czym położyła przed mężczyzną paczkę, a na niej plik banknotów.
- Opowiadaj dalej… chyba że.. potrzebujesz do tego jeszcze jednego piwa. - Uśmiechnęła się niewyraźnie. Nie odpowiadało jej takie rozwiązanie, ale nie chciała jechać w ciemno. Nawet jeśli informacje od Busha były kijkiem na wodzie pisane, to zawsze jakieś były.

Facet w podartym, dżinsowym bezrękawniku sięgnął po plik banknotów i bez pośpiechu przeliczył je. Skinął głową i schował pieniądze do kieszeni, upił łyka piwa i nawet się rozgadał.

Mówił całkiem sensownie i tak przekonywująco, że jeśli nie wrócił niedawno z Miami to rozminął się z powołaniem i powinien zostać aktorem albo partyjniakiem. Wywalił bez ogródek, że on się zna na “swojej” trasie, na ja* sprawdzoną i nie ma pojęcia co jest za nią chociaż kawałek dalej.

A ta trasa wiodła po zachodnim pograniczu Federacji. Trasę miał obcykana bo znał już kogo trzeba i jego znali kto trzeba co bardzo ułatwiało sprawę. Zwykle jeździł do Fortu Harris. I potem zależy. Albo przez Pulasky co było bliżej Federacji więc niby krócej ale bliżej Federacji. No albo przez Charleston i Nashville co było trochę dłużej ale dalej od Federacji. Zależy kto czego szuka i potrzebuje. A dalej to już prosto, przez Atlante do Jacksnonville co już było prawie przedsionkiem Florydy. Jeszcze potem tylko skok przez ten cypel i już napisy “Miami wita”.

Gdy się tak go słuchało to brzmiało jak reklama jakiegoś dawnego biura turystycznego. Bułka z masłem. Nic tylko wsiąść w samochód, niczym się nie przejmować i jechać przed siebie aż się droga skończy w oceanie na plaży w Miami. Z drugiej strony facet się spieszyl do kolejnej tury pokera, pierwsze wrażenie wywali na sobie niezbyt dobre a sumka dolców mieściła się w zwyczajowej normie.

- Dasz mi jakieś kontakty w Charleston i Nashville? - Inu wydobyła z kieszeni na piersi dziesięcio dolcowy banknot. Nigdy nie nosiła gotówki razem. - Kogoś kto mógłby mi sprzedać info jak tam dalej trasa?

- Jasne.
- facet z kucykiem wziął jakąś serwetkę z baru, ołówek i coś zaczął tam gryzmolić. Po chwili przekazał serwetkę rozmówczyni a sam wyciągnął rękę po banknot. - To w Nashville to warsztat a w Charleston to lokal. Jak zapytasz w okolicy o te nazwy to raczej powinni cię pokierować gdzie to jest. - wyjaśnił znaczenie adresów które Amandzie w tej chwili nic nie mówiły same z siebie.

Kobieta wręczyła mu banknot, zagarniając serwetkę. To będzie musiało wystarczyć… przynajmniej na początek.

- Na długo zostajesz w NY? - Spytała zerkając na wręczone notatki i patrząc czy da je radę rozczytać.

- No jeszcze trochę będę. - facet skinął głową i machnął otrzymanym banknotem do barmanki zamawiając kolejne piwo. Ta podeszła i po chwili zrealizowała zamówienie stawiając pełną szklankę a zabierając pustą. - No a teraz wybacz, stolik czeka. - Bush przyłożył palce do skroni w niemym pożegnaniu i odszedł w stronę bocznej sali gdzie wcześniej grał w pokera. Amanda pomachała mężczyźnie i schowała serwetkę do kieszeni, w której do niedawna tkwił banknot. Uśmiechnęła się na pożegnanie do barmanki. Na zewnątrz nadal siąpiło. Cholerna nowojorska pogoda. Poczuła jak wilgoć znów atakuje jej ciało i już irytowała się na myśl o wejściu do chłodnego mieszkania. Z papierosem w ustach ruszyła w kierunku bloku, w którym udało się jej wygospodarować nieco swojego miejsca. Co by nie mówić o rodzince… dbali o nią. Tyle że… była tak cholernie samotna w tym wszystkim. Niby był ten dzieciak.. Kanmi, ale on był nawiedzony na ich punkcie, a ktoś inny prawie nie wchodził w rachubę przez ten cholerny tatuaż. Toż jakby trafiła na jakąś pieprzoną glinę zaraz wylądowałaby na sympatycznej rozmowie z lampką wycelowaną w twarz prowadzoną przez gostka który lubi bdsm ewidentnie inne niż ona.

Wyrzuciła nadpalony filtr od szluga w kałużę i przyspieszyła kroku. Jutro sobie może coś ogarnie. Podczas trasy raczej na pewno nie będzie okazji, bo banda azjatów będzie zbyt intensywnie patrzyła na jej tyłek. Nie ważne… zobaczy jak jutro pójdzie gadka z tym ziomkiem Kanmiego i resztę się jakoś ogarnie. Jak zwykle.


Obudziła się pośród zimnych ścian. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w obdrapany sufit nim sięgnęła po leżącą obok łóżka paczkę papierosów. Dopiero gdy wzięła pierwszego bucha podniosła się i usiadła na pościeli. Spała jak zwykle w koszulce. Wkurzał ją widok własnych pleców, a ktoś kto tu mieszkał był cholernym maniakiem luster. Powinna coś z tym zrobić, tak samo jak z cieknącym kiblem i uszkodzonym sufitem tylko… cały czas miała nadzieję, że jutro już jej tu nie będzie. A teraz na serio była na to szansa. Zaciągnęła się mocno i podeszła do niewielkiego aneksu kuchennego, który udało się jej przez ten czas w NY skompletować. Była kawa, było coś na śniadanie. Wielu ludzi na pustkowiach by ją zabiło by to zdobyć, zaraz znów będzie tam… znów będzie trzeba zrzucić bambosze i postarać się przeżyć. Nie mogła się doczekać… Zerknęła na leżący przy łóżku plecak. Spakowany od kiedy tylko dostała zlecenie. Może… uda się jej wyrwać? Odstawi tą cholerną brykę i pojedzie w innym kierunku… jeśli tylko przeżyją. Z dala od rodzinki, w miejsce gdzie nikt nie będzie łączył z nimi tego malunku na jej plecach. W miejsce, gdzie będzie mogła mieć faceta nie wyselekcjonowanego przez tą bandę azjatów. Jak tak dalej pójdzie zrośnie się jej błona dziewicza, a nie miała ambicji na jakiś czysty mariaż. Jeden narzeczony wystarczy jej do końca jej zasranych dni.

Podjęła decyzję. Po rozmowie z tym typkiem od Konmiego ogarnie sobie na Brooklynie jakieś szlugi i alko… popyta o te zasrane CB radio, a wieczorkiem… tak. Uda się do rybki, lokalu prowadzonego przez emerytowaną członkinię rodziny, który stara się zapewnić tym popapranym skośnookim coś na wzór łaźni. Spróbuje ogarnąć sobie jakiegoś faceta…. dobra jak już będzie na shoppingu popyta o jakieś gumki. Jak szaleć to szaleć, a ona na serio miała dość spania w tym chłodnym mieszkaniu, sama.. w łóżku, w którym mogłaby się zmieścić pięcioosobowa rodzina.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 17-09-2019 o 10:05.
Aiko jest offline