Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2019, 08:16   #12
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
- Siły niższe, jeśli już - prychnął Kent. - Niestety, faktycznie istniejące.
- W normalnej sytuacji pozwoliłabym tobie i innym młodym wciąż wierzyć, że są miejską legendą - przyznała Mercedes. - Niestety obecnej sytuacji nie można już określić mianem normalnej.
- Vice City jest położone na wyspach, oddzielone od głównego lądu, można się tutaj dostać jedynie na pokładzie statku lub samolotu - zaczął perorować Rosenberg - a mimo tego te szkodniki jakoś się tu przedostają. Na początku była to jedna grupa, nieskoordynowana, kryjąca się po kątach, ale teraz… ile my ich już mamy? Cztery? Pięć?
- Według moich najnowszych informacji? Siedem - odpowiedział niechętnie Paul.
- Siedem?! SIEDEM?! - coś w prawniku pękło. - Siedem jebanych sfor! No po prostu pięknie. Jak tak dalej pójdzie, mamy totalnie przejebane! Powinienem był już dawno temu przenieść interes do San Andreas!
- Uspokój się, Ken! - Cortez spiorunowała go wzrokiem. - Ciesz się, że tego nie zrobiłeś. Tam teraz rozgorzała regularna wojna między Camarillą, Sabbatem, Anarchami a Kuei-jinami. Zresztą nie tylko tam, gdzie się nie obrócisz, tam wybuchają coraz gwałtowniejsze konflikty. Wojna na Wschodnim Wybrzeżu, wojna na Zachodnim Wybrzeżu, w Ameryce Łacińskiej nie ma kraju, gdzie byłoby spokojnie. Jak nie Sabbat to Łowcy, jak nie Łowcy, to Kuei-jini, wilkołaki albo inne tałatajstwo...
- Koniec świata w roku pańskim dwutysięcznym nie nastąpił, ale i tak mamy wesoło - zażartował Harpia, ale zamknął się pod ostrym spojrzeniem Cortez i zbolałym wzrokiem Rosenberga.
Primogen klanu Toreador zwróciła się znów do Marlo:
- Wiem, że to może być wiele do przyjęcia, ale owe miejskie legendy o "nawiedzonych wampirach z odchyłami" są zapewne w większości prawdziwe, nawet jeśli zostają podkoloryzowane, podczas przekazywania z ust do ust. Od teraz powinieneś zachowywać wzmożoną ostrożność i może wzmocnić ochronę twoich nieruchomości. Tak na wszelki wypadek. Nasze tereny powinny być bezpieczne, ale przyszły takie czasy, że nie mogę już tego powiedzieć ze stuprocentową pewnością. Jeśli dotrą do ciebie jakiekolwiek niepokojące pogłoski, przekaż je Harpii jak najszybciej. Jeśli będziesz potrzebował pomocy, nie wahaj się przyjść do mnie. I miej może oko na Noctrum… nasza Czarna Dama może się pochwalić niezwykłą determinacją, ale tylko wąska linia dzieli ją od oślego uporu, który może się dla niej źle skończyć.

-Zaraz… To wilkołaki też istnieją? – Marlo gapił się na nich nie wiedząc czy jaja sobie robią czy nie. Ale patrząc na nich miny to wyglądało na to, że nie. Chrząknął i podrapał się po głowie.
-Noctrum. Jej coś grozi? – Czoło przecięła mu pojedyncza zmarszczka.
-Może… Może powinienem ją wziąć do siebie. – Zastanowił się. Chyba, chyba nie pozagryzała by jego funek. Noo… chyba.
- Dobra. Słuchajcie. Wiecie… Mam helikopter i przyjaciela odpalę mu co nieco i powiem żeby krążył w nocy nad miastem i szukała jakiś podejrzanych łodzi czy innych obiektów latających, robił fotki i może to pomoże ustalić skąd się biorą ci „Sabatowcy.” – Westchnął. Znów podrapał się po głowie.
-A siebie to naprawdę nie wiem jak bardziej obronić. Nie jest łatwo się do mnie wbić. Mogę podwoić straże. Ale nie wiem co jeszcze mógłbym zrobić. Może czosnek? Czosnek na nich działa? A może kupie psa? Albo coś większego. Niedźwiedzia? A może… Powinienem wynająć kusznika? – Zastanowił się.
-No, ale do cholery taki typ to mnie też mógłby zastrzelić! – Zastanowił się.
-Zaraz a jakbym zainstalował lampy takie jak na solarium w korytarzach? Nie próbowałem się tak opalać ale to chyba byłoby bolesne nie? Może to jest jakaś myśl… - zastanowił się.

Trójka wampirów przysłuchiwała się myślącemu na głos Marlo ze zdziwieniem, które przeradzało się powili w z trudem ukrywane rozbawienie. Wreszcie Rosenberg nie wytrzymał i prychnął, co sprawiło, że Cortez zachichotała, a po chwili cała trójka śmiała się już otwarcie.
- Czosnek? Naprawdę? Dawno tego nie słyszałam… - stwierdziła Mercedes, ponownie poważniejąc, choć na jej ustach wciąż błąkał się lekki uśmieszek. - A czy ciebie czosnek jakoś działa? Zakładam, że nie, więc i na nich nie poskutkuje. Pies obronny, zwłaszcza regularnie karmiony twoją krwią, może się okazać przydatny. Sama mam dwa takie. Podwojenie ochrony też brzmi rozsądnie.
- Ja moją potroję! - oświadczył Rosenberg. - I wyposażę w cięższy kaliber. A odpowiadając na twoje pytanie, tak, wilkołaki istnieją naprawdę. Podobnie jak duchy, zombie czy mumie…
- Mumie? Naprawdę? - prychnęła pogardliwie Cortez. - Czy to dlatego byłeś przeciwny tej wystawie egipskiej w muzeum miejskim? Bo wierzysz w mumie?
- Hej! Skoro wampiry istnieją... i wilkołaki… to czemu nie mumie? - obruszył się prawnik.
- Jak tam chcesz - Mercedes wzruszyła ramionami. - Jeśli chcesz bać się egipskich nieboszczyków owiniętych w papier toaletowy, droga wolna. Ale na twoim miejscu skupiłabym się raczej na realnych zagrożeniach… A skoro o tym mowa, to doceniam twoją propozycję, Ethanie, ale gdyby krążący po nocy helikopter był rozwiązaniem, to nie mielibyśmy problemu. Poza tym to Vice City, przy natężeniu przemytu, głównie narkotykowego, powiedziałabym, że wszyscy są podejrzani.
- Tak, a nie chcemy tworzyć fermentu między nami a naszymi dostawcami, co nie, Marlo? - Kent Paul poklepał go po ramieniu.
- Czy masz do nas jeszcze jakieś pytania? - zapytała Cortez. - Jeśli nie to proszę, nie pozwól się dłużej zatrzymywać, pewnie masz jeszcze jakieś plany na tę noc.

-Dobra to sprawie sobie psa, największe bydle jakie będą mieli! - Krzyknął Marlo a jego twarz rozświetlił promienny uśmiech.
-No… I… Hmn… Wydam polecenie by ochrona przeszła na cięższy kaliber… - Spojrzał na Rosenberga.
-Czyli... “coś” co może dosłownie “odstrzelić głowę”... - Zamyślił się mrużąc oczy.
-To w zasadzie mogłoby wystarczyć. No bo przecież bez głowy nic się nie może ruszać nie? - zapytał retorycznie.
-Mumia chyba też. - dodał po chwili pocieszająco odnosząc się do rozterek prawnika. A kiedy stanęło na patrolowaniu nieba i Kent zasugerował mu, że jego hmn... “dostawcy” mogli by zerwać z nim kontakt. Przez... Hmn… niedyskrecje? Na serio się przestraszył. Bez grasu przecież nie pociągnął by długo!
-Nie no nie. Nie chciałbym tego! - zapewnił Harpie szybko. No ale… Fakt faktem. Coś trzeba było z tym zrobić no! Tylko… chwilowo nie miał lepszego pomysłu. Przestąpił nerwowo z nogi na nogę.
-Ja… Dzięki generalnie za ostrzeżenia. Chyba, chyba muszę porozmawiać z Noctrum. Może nawet jeszcze dzisiaj zdążę. - Spojrzał na złotego Rolexa. Niby coś mu starała się dzisiaj przekazać, ale chyba nie był wtedy za bardzo w nastroju do słuchania. No i miał jej oddać tę “wiadomość”.
-Chyba faktycznie powinienem iść. - powiedział w końcu i przeniósł wzrok na Rosenberga.
-Jesteśmy w kontakcie. - po czym przeniósł spojrzenie na Harpie i Cortez.
-Miło było poznać! Dozobaczenia. A! jak chcecie to generalnie zawsze możecie wpadać do Sześcianu. Mój dom wasz dom. - powiedział ruszając w stronę wyjścia jak nie chciał zasnąć u Noctrumm, a nie chciał to powinien się pospieszyć.
 
Rot jest teraz online