Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2019, 12:02   #101
Vadeanaine
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Nie do wiary, jak strach potrafił być konstruktywny, o ile nie urośnie do ślepej paniki. Widok pustego pojemnika, nawet w ledwo oświetlonym wnętrzu ładowni wyrył się w umyśle Birgit jak błyskawica, wraz z którą powróciła do steranej pamięci fala następnych skojarzeń, a napędzane adrenaliną mięśnie odzyskały część sił. Niemka przylgnęła do burty ciężarówki, przytkniętym do ust rękawem tłumiąc odruch krzyku i przekleństwo.
Obiekt zniknął!

***

"Zabezpieczycie konstrukt według schematu cztery przez pięć G. Detektory pięć."

Rozkaz. Wtorkową noc kobieta przypominała sobie wyraźnie.
Rozkaz. Hauptsturmführer Theiss nie był dowódcą, z którym warto dyskutować, zwłaszcza po tym, jak na wstępie zwrócił uwagę na rude warkocze Birgit i choć przypomniała sobie także, iż trzeciego dnia podróży ciągnęli w kabinie zapałki, które z nich, ona czy Kurt, pójdzie wreszcie z nim porozmawiać... Nie zdążyła. Odwlekała, nawet przed sobą samą tłumacząc się błahostkami, łącznie z chorobą morską i po prostu już nie zdążyła. Zapałkę z ułamanym końcem wciąż pewnie znalazłaby w kieszeni, jednak zgrabiałe z zimna palce nie chciały jej słuchać i porządnie chwycić za guzik.

***

Teraz Kurt nie żył.
A ten skurwysyn Theiss...

Próbował mnie zabić.
Zagryzając wargi do krwi i starając się jak najciszej rozcierać dłonie, żeby choć trochę je ogrzać, Birgit ruszyła powoli w stronę klatki eksperymentu.

***

"Tak jest, zrobimy wszystko, co konieczne".
Pomagała Kurtowi wstać, jeszcze na pokładzie. Bała się, straszliwie się bała, że po wszystkim chemikowi puszczą nerwy. Że jej też puszczą nerwy, a wtedy oficer od razu pociągnie za spust. Wydawało jej się, że bardziej już nie będzie się bać. Pomyłka. Ale potwierdzenie rozkazu esesmana to tylko kłamstwo... Już wtedy.... to było kłamstwo? Kłamała, ze skamieniałą twarzą, tak samo jak milczeniem podczas ohydnego rytuału marcowej równonocy?

***

Nie, Theiss, nie będzie żadnego wyrzucania. Wróg MUSI się dowiedzieć.
Jaki wróg? Ty jesteś moim wrogiem.

Uparcie usiłowała nie myśleć, że gdzieś, w innej jednostce, w innym miejscu, ale także w czarnym mundurze z trupią główką na czapce "służy Narodowi" jej rodzony brat, Alexander.
Wszystko, co konieczne. Boże.
Dezercja. Zdrada. Co jeszcze? Czy to oni sami? Ona i Kurt… Czy...
...Boże!...

***

Mrowienie, a później ból. Przeszywający dłonie ból powracającego w palcach krążenia przywołał chaotyczne myśli Birgit do pojedynczej, bieżącej chwili. To dobrze, jeszcze ich nie odmroziła. Jeszcze jeden i drugi łapczywie złapany oddech. Wolniejsze, ale uparte zaciskanie w pięści bolących rąk i... Już. Stała tuż przy fatalnym pojemniku i wytężając wzrok oglądała wygięte od środka wewnętrzne pręty już nie jak przestraszona dziewczynka, tylko jak przestraszony naukowiec. Zabezpieczenia, te specjalne, którym poświęcała najwięcej czasu, spaczinżynieryjne – oczywiście - nie działały. Trudno było jednak stwierdzić, czy to przyczyna, czy skutek... Tak samo jak szereg wgnieceń na konstrukcji, których pochodzenie nie budziło żadnych wątpliwości. Ślady po kulach.
Kto strzelał? Theiss, czy Anglicy?
Znów zakryła usta, choć przez ściśnięte falą strachu gardło i tak nie przeszłoby żadne słowo. Zamarłaby w zupełnym bezruchu, gdyby mogła to zrobić, ale nie potrafiła opanować szarpiących wychłodzone ciało dreszczy.
Jeśli Anglicy, to pewnie zamknęli teraz ładownię na głucho i żadne krzyki nie pomogą, najwyżej sciągną jej na kark wypuszczoną z klatki bestię.
Lepiej założyć, że to żyje.
Lepiej założyć, że żyje jeszcze Theiss, choćby po stokroć życzyła mu śmierci.
A jeśli ciągle są w ładowni, stanowią większe zagrożenie niż głód, pragnienie i hipotermia.
Każde skrzypnięcie kołyszącego się kadłuba statku przyciągało nadaremnie spojrzenie w ciemność. Z każdym ruchem kadłuba coś gdzieś się przesuwało na metalowej posadzce którejś ciężarówki, a może ładowni, a chrzęst mimowolnie urastał w wyobraźni do odgłosu kroków. Birgit gorączkowo obmacywała trzęsącymi się rękami wszystkie kieszenie. Wiedziała, że często ma w nich więcej niż mieć powinna, a spontanicznie "pożyczony" od marynarzy, lub zabrany z własnej kabiny drobiazg mógł teraz przeważać szale wagi. Teoretycznie w samej ładowni, na samochodach znajdowało się mnóstwo broni. Dla Obiektu to niemalże zabawki równoważne z packą na muchę, ale gdyby wyszła do Anglików z bronią, nie mogłaby ich nawet winić, jak obwiniała w myślach tamtego smarkacza, który strzelił do niej odruchowo, kiedy chciała się poddać.

To be, or not to be - absurdalne skojarzenie z lekcji Martina Learsa. – Gówno!

Pamięć znów płatała Niemce niewczesne figle, szczęściem zawroty głowy nie powracały od przynajmniej kilkunastu minut, więc mimo paraliżujących skurczy i uciążliwych dreszczy musiała spróbować jeszcze raz.
Musiała spróbować się stąd wydostać. Na pokład.
Zanim ulegnie irracjonalnej pokusie schowania się gdzieś i zaśnie z zimna, snem, z którego już się nie obudzi.
Zanim spotka Konstrukt. Albo zanim Theiss sam zatopi całą, cholerną, stalową trumnę.
Paradoksalnie, wciąż najbardziej bała się fanatyka w czarnym mundurze SS. Być może dlatego, że od niedawna przerażająco wyraźnie zdawała sobie sprawę, do czego jest zdolny człowiek, podczas gdy demoniczne byty nadal stanowiły na wpół naukową zagadkę.
Moralne kwestie zdrady odeszły w zupełną niepamięć.
Musiała się WYDOSTAĆ.

Patrz!

Sprawdziwszy zawartość kieszeni kurtki i spodni, Birgit mozolnie próbowała opanować oporne, rozdygotane nerwy i skupić się na pierwszym etapie. Ominąć bestię i dotrzeć do korytarza prowadzącego na pokład. Bo jeśli… Jeśli Obiekt zostawił po sobie ślady, powinna je zauważyć. Nie mogło minąć aż tak wiele czasu...
 
Vadeanaine jest offline