Pomóc trzeba było, dzieciom tym bardziej. Czy to się komuś podobało, czy nie. Szczęście w nieszczęściu, to były dzieci stepów, samodzielne i przyzwyczajone do wysiłku, bólu i obowiązków. Pomogły Yariemu w urządzaniu obozowiska tak, jak potrafiły, a Yahim udał się wraz z Rusłanem na polowanie. Dzieciak ustrzelił dwa susły, a dorosły kilka kuropatw. Mieli co jeść.
Gnimnir tymczasem próbował sobie to wszystko poukładać w głowie. O dziwo, nawet notatnik Putinova zszedł na dalszy plan. Póki Yahim polował, krasnolud wyciągał pojedyncze z informacje z dzieciaków. Starszak uzupełnił je później, gdy obdzierał susły ze skóry.
Napastnicy wyglądali zupełnie jak ludzie, tylko mieli te straszne, całkiem czarne oczy i jakoś dziwnie mówili, tak gardłowo. Było ich wielu i zaskoczyli śpiące Polyan. Do tego ten potwór, gigant, którego nie widzieli dokładnie... Miał mieć ponad dwadzieścia stóp wzrostu, niezliczoną ilość rąk i ogromną siłę. To on rozwalił bramę, a potem zabił wielu obrońców. Gdy ci w końcu poddali się, zostali związani przez czarnookich i popędzeni w góry. Najmłodsi, nie wiedzieć czemu zostali puszczeni wolno. Ruszyli do Medvednyj, bo co innego mieli robić? Tam bezpiecznie, i są ważni ludzie, którym trzeba było przekazać wiadomość o ataku.