Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2019, 22:12   #19
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację



- Hej! Hejo-hej! - Bubbles podbiegła do Leonarda i przytuliła go. - Szybko się zjawiłeś! No, ale mówiłam, że tego miejsca nie da się przegapić, nawet jeśli się nie pamięta dokładnego adresu… Wszystko w porządeczku? Mam nadzieję, że masz lepszy humor niż aniołki, bo tak zażartej dyskusji wśród nich to nie słyszałam od czasu upadku Lucyfera. Ale już uprzedziłam, że wpadniecie. Może tylko powinniśmy dać im jeszcze chwilę na uspokojenie się… Nie masz nic przeciwko?

Leo uśmiechnął się nieco pobłażliwie w stronę kłócących się wampirów. Ich ekscentryczność go nie dziwiła, ale pytanie co sobą reprezentowali i jak mogli im posłuzyć.

- Niech te dzieciaki lepiej ogarną się szybko, nie mamy całej nocy. U mnie w porządku, poza wkurzonymi Rekinami… - Rozejrzał się po klubie i jego klientach.

Klub był stosunkowo mały i utrzymany w punkowo-neonowej estetyce. Klienci w większości również ubrani byli odpowiednio (od pary potarganych, wytartych, kolczastych punków po grupę odblaskowo-tęczowych nastolatków, którzy wpasowali by się łatwo w rave'vową imprezę, przez wszystko pomiędzy) chociaż znalazło się więcej niż kilku przygodnych turystów.

- Wkurzonymi Rekinami? Jak to? Wczoraj zdawało mi się, że się dogadujecie - zdziwiła się Bubbles. - Na pewno zirytowało ich twoje negatywne nastawienie! Ich też nazwałeś dzieciakami? Zadzieranie nosa tylko dlatego, że jest się starszym, to zwyczaj camarylczyków, którego nie powinieneś praktykować. Nawet gdybyś był najstarszy w okolicy. To nie jest zachowanie, które zjedna ci przyjaciół, a ja chciałabym, żebycie ty i twoi zostali przyjaciółmi mnie i moich, a może też pozostałych! - zapewniła tyleż stanowczo, co dziecinnie. - Wybacz, idę przypudrować nosek - rzuciła i pomaszerowała w kierunku damskiej toalety.

- Nie chodziło mi tylko o wiek… - mruknął nieco zirytowany Leo, odprowadzając Bubbles wzrokiem. Na dłuższą metę może lepiej byłoby kontaktować się z kimś bardziej opanowanym spośród Nietoperzy….

- Ohoho, uniosła się. Jestem ciekawa, jak zareaguje, gdy powiedzą jej co zaszło… - odezwała się błękitnooka dziewczyna o długich, mysich włosach, która niespodziewanie znalazła się u boku Leo, który mógłby przysiąc, że nie tylko nie było jej wcześniej przy nim, ale w ogóle w klubie. Na pewno zwróciłby na nią uwagę. Nosiła lekką, czarną bluzę dresową z napisem "No love, no hope" oraz super-krótkie spodenki. Obrazu dopełniały adidasy z żółto-różowo-błękitnymi wstawkami oraz pojedyncza podkolanówka opinająca wyrzeźbione mięśnie prawej nogi.
- Jestem Kayah Rooyens tak w ogóle - rzuciła niedbale, bawiąc się żółtym glow-stickiem.

- Cześć Kayah, jestem Leo z Księżycowych Wilków. Jesteś jednym z aniołów? Co masz na myśli mówiąc “co zaszło”? - Odparł niewinnym tonem, przesuwając spojrzenie od odsłoniętych nóg Kayah po jej glow-sticka.

- Aniołem? Niezupełnie. Chociaż w pewnym sensie… można powiedzieć, że jestem honorowym członkiem - odparła. - Na tyle, że przysługuje mi możliwość uczestnictwa w głosowaniach. Dysponuję jednym głosem, podczas gdy większość może wrzucić dwa. Jest też jedna osoba, która dysponuje trzema głosami. Najpierw był to założyciel, ale kiedy ten zdecydował się żyć w odosobnieniu, dodatkowy głos dostał Cass Złamany Paznokieć, który tak jakby był przywódcą grupy. Teraz, po jego zejściu, to pewnie przywilej przejdzie na Smokefisha, który najbliżej ma do kapłana. Powiedz, nudzę cię? Mogę się zamknąć, jeśli chcesz - wzruszyła ramionami.

- Głosowanie w sforze, przy czym różne osoby mają różną ilość głosów? Interesujący system, choć też nieco skomplikowany, prawda? - Skomentował zaciekawiony Leo.

- Przekomplikowany. No ale co ja tam wiem - wzruszyła ramionami. - Wymyślony przez Toreadora ostatecznie...

Wtem do klubu weszła Tasha z Tienem. Tremere rozglądał się nerwowo i widać było, że nie cieszy się na widok punków, którzy musieli mu się kojarzyć ze Szklańskim, z którym nigdy nie miał najlepszych relacji. Flame z kolei od razu wtopiła się w tłum, a wypatrzywszy Ravnosa, ruszyła w jego stronę.

- Twoja towarzyszka przybyła - mruknęła Kayah. - To pewnie wolisz, żebym się zmyła, co? Widzimy się później… - nie czekając na odpowiedź, zniknęła wśród innych klientów.

Tymczasem Bubbles wróciła z łazienki, znów w dobrym humorze. Wylewnie i głośno przywitała się z Tashą. Następnie zaczęła przepraszać Leo za to, że się niepotrzebnie uniosła i wyraziła nadzieję, że nie zepsuje to w żaden sposób ich relacji.
- Wysłałam też wiadomości do Biskup i do Billa, tak jak chcieliście. Będziecie mieli spotkanie, ale jeszcze nie wiem gdzie, podam wam szczegóły, gdy tylko sama je dostanę. Ale raczej będzie to później w nocy. Mam nadzieję, że to nie macie innych planów?

- To świetnie, jesteśmy wdzięczni. Znajdziemy czas… - odparł Leo, spoglądając na Tashę. Zastanawiał się jak rozegrać konflikt z Rekinami…
- Kochaniutka, nawet jeśli mamy inne plany to nie takie które zmusiły by nas do odwołania spotkania - roześmiała się brujaszka.

- Jak miło! - ucieszyła się Bubbles. - Osobiście chcę, żeby wasze spotkanie przebiegło w jak najmilszej atmosferze, więc jeśli macie jakieś pytania co do tego, to chętnie pomogę wam się przygotować. Pytajcie śmiało, bez krępacji! - puściła oko.

- Hm, im więcej będziemy wiedzieć o Aniołach tym lepiej. Oni chyba nie mają jednego przywódcy tylko jakiś udziwniony pseudodemokratyczny system. Rozumiem też że mają z twoją Sforą dobre relacje? - Zapytal Leo.

- Myślę, że można tak powiedzieć - potwierdziła Bubbles wesoło. - Na pewno najlepsze ze wszystkich innych Sfor. Chociaż byłoby fajnie, gdyby ostatecznie dołączyli do nas. Bylibyśmy jedną, wielką, szczęśliwą rodziną! - uśmiechnęła się szeroko.

Do grupki wampirów podszedł punk o ewidentnie indiańskich korzeniach. Ciemne włosy miał wygolone po bokach głowy, zaś z tyły splecione w gruby warkocz. Nosił ciemną koszulkę z oberwanymi rękawami i czarne, rozdarte na kolanach spodnie. Obrazu dopełniały ćwiekowany pas, pieszczocha i obróżka oraz kilkanaście srebrnych kolczyków.
- Witajcie, jestem Smokefish, rozmawiający z duchami, czy jak to zwykle mówicie "szaman". W chwili obecnej, wbrew własnym pragnieniom, sprawuję rolę nieoficjalnego przywódcy Neonowych Aniołów, aczkolwiek to się może zaraz zmienić. Przyszedł czas na głosowanie i jestem zmuszony poprosić Bubbles, aby do nas dołączyła.
- Nie chcę ich tu zostawiać, nie mogą pójść z nami? - zapytała wampirzyca. - I tak chciałam was potem przedstawić.
- Jeśli obiecają nie przeszkadzać…
- Oczywiście, że nie będą przeszkadzać. Za kogo tych ich masz, Smokefish? Za Czerwonookich? - żartobliwie oburzyła się członkini Nietoperzy.
- Dobrze więc, chodźcie za mną.
Punkt poprowadził pozostałych do przestronnego pomieszczenia na zapleczu klubu, które musiało normalnie spełniać funkcję magazynową, ale okazjonalnie służyło też jako miejsce spotkań. W chwili obecnej, oprócz Bubbles i Smokefisha, znajdowała się tam też Kayah Rooyens i szóstka innych wampirów. Spoglądały one ciekawie w kierunku Księżycowych Wilków, ale nie nawiązywały kontaktu.
- No dobrze, przyjaciele, przyszła pora na głosowanie, w którym zadecydujemy o kierunku działań na nadchodzące noce - oznajmił zmęczonym głosem szaman. - Zgłoszono trzy propozycje. Pierwszą była moja sugestia: nawiązanie bliskiej współpracy z Braćmi Apokalipsy. Max zaproponował, żeby podjąć próbę odnalezienia naszego założyciela, Luciana Ferrera…
- A ja zaoferowałam wam sojusz z moją sforą - wtrąciła się wesoło Bubbles.
- Tak, to trzecia opcja - pokiwał głową Smokefish. - Przypominam, że możliwe jest też oddanie głosu na kontynuację dotychczasowego stylu działania. Pozwólcie, że zacznę… - Gdy nikt nie zgłosił sprzeciwu kontynuował. - Mac the Bullet z Braci Apokalipsy przekonał mnie, że nie możemy sobie więcej pozwalać na bezczynność. A jeśli mamy zacząć działać, to przydadzą nam się sojusznicy, którzy pomogą nam się zorganizować. Dlatego jeden głos oddaję na wpółpracę z Braćmi Apokalipsy a drugi na sojusz z Nietoperzami.
- Masz jeszcze trzeci - zauważyła Kayah.
- Trzy głosy miał Cass, a jego już z nami nie ma - zaprotestował szaman.
- Dlatego przechodzi na kogoś innego, w tym wypadku na ciebie. No chyba, że ktoś wnosi sprzeciw? - zapytała, ale nikt się nie odezwał. - Sam widzisz.
- No dobrze - westchnął Smokefish, wyraźnie nie czując się komfortowo w pozycji przywódczej. - W takim razie ostatni głos również oddaję na Braci Apokalipsy. Ostatecznie zaproponowałem to rozwiązanie, sądzę, że jest najlepsze.
- Brzydal - mruknęła Bubbles.
- Oddaję głos… - szaman spojrzał po zebranych. - Perry, na co głosujesz?
Perrym okazał się łysy, wysoki i barczysty mężczyzna o jasnofioletowej, poznaczonej licznymi bliznami skórze. Miał on, niczym Voldemort, zupełnie spłaszczony nos a do tego czarne oczy z czerwonymi tęczówkami oraz pozbawione warg usta pełne zębów ostrych jak u piranii. Na obszernym t-shircie, który nosił, znajdował się napis "I play ukulele because punching people is frowned upon"
- Mogę coś powiedzieć przed oddaniem głosu? - zapytał niskim, chrapliwym głosem, a otrzymawszy potwierdzenie, uśmiechnął się upiornie i rzekł. - Po pierwsze: pieprzyć Luciana Ferrera, zostawił nas. Po drugie: pieprzyć Czarną Wendy, na Nietoperze zagłosowałbym, gdyby przewodził im Bill Nexus. Tak więc dwa głosy na Braci Apokalipsy. Matt-G, twoja kolej.
Siedzący obok punk z niebieskim irokezem noszący skórzaną kurtkę, na której widać było liczne ślady zaschniętej krwi, poluzował zawiązaną na szyi czerwoną bandanę i rzucił:
- Tym całym Braciom Apokalipsy to nie ufam. Niby przysłał ich Sasha Vykos i są oficjalni, ale w moich oczach ich to nie ratuje, wręcz przeciwnie. Wiecie dobrze, co myślę o Tzimisce. Toteż daję głos na sojusz z Nietoperzami i głos na poszukiwania. Lucian to chuj, ale nasz chuj. Emily, dajesz.
Wysportowana, młoda kobieta o niebiesko-fioletowych włosach, posiadająca tatuaż chińskiego smoka na prawym przedramieniu, przewróciła zielonymi jak szmaragdy oczami i powiedziała:
- Do tej pory byliśmy niezależni i było dobrze, więc jeden głos daję na brak zmian. Ale jak już mamy coś robić, to sojusz z Nietoperzami ma dla mnie najwięcej sensu. Więc tam wędruje mój drugi głos. AJ, teraz ty.
Platynowa blondynka leżąca jej na kolanach uniosła nieco głowę i zmróżyła swe wielkie, błękitne oczy.
- Głosy zgadzają się ze mną, że powinniśmy podążać za pierwszym spośród upadłych. Oddajemy więc wszystkie nasze głosy na poszukiwania Luciana Ferrera.
- Ann Jane, przypominam, że twoje głosy nie biorą udziału w głosowaniu - upomniał ją Smokefish.
- Ale to głosy! Jak głosy mogą nie mieć głosów! I to jeszcze w głosowaniu! - zaprotestowała blondynka.
- Już o tym mówiliśmy - jęknął szaman. - Kogo wyznaczasz?
- Maskotkę - odparła.
- Pawzee, twoja kolej.
Dziewczyna-wilk, niewątpliwie Gangrelka, która do tej pory bawiła się swoimi tęczowymi dredami, teraz usiadła prosto, poprawiła swoją koszulkę zespołu Avenged Sevenfold i odezwała zaskakująco łagodnym i ujmującym głosem:
- Chciałam oddać oba głosy na dotychczasową niezależność, ale skoro AJ wierzy w poszukiwania Ferrera to zmianiam zdanie i jeden głos oddam na niego. Max Killigan.
Przystojny młodzieniec o długich, blond włosach bardzo starał się zaadoptować punkową estetykę poprzez zafarbowanie części włosów na niebiesko i niechlujnego irokeza jak również zakolczykowanie uszu, brwi i dolnej wargi. Nie współgrało to ze srebrnym naszyjnikiem i lekką, czarną koszulką o długich rękawach, którą zdobiły skomplikowane, neonowobłękitne wzory. Całość miała jednak swój specyficzny, buntowniczy urok.
- Dwa głosy na moją propozycję. Dopóki mój Stwórca przewodził naszej Sforze, wszystko się układało. Kiedy odszedł, wszystko się posypało. Taka prawda. Więc musimy to zrobić. I zrobimy, bo moja propozycja właśnie wygrała.
- Właściwie to jeszcze ambasadorki muszą oddać swoje głosy - zauważył Smokefish.
- Które niczego nie zmienią, no chyba że obie zagłosują na Braci Apokalipsy, co jest raczej nierealne… - stwierdził Max. - Ale dobrze, niech się tradycji stanie zadość. Bubbles.
- O. Ja to jestem za tym, żebyśmy mieli sojusz - odparła tamta bez zastanowienia.
- A ja to mam to wszystko gdzieś - mruknęła Kayah. - Róbcie co chcecie, jak długo będziecie pamiętać, że z Rekinami się nie zadziera.
Na te słowa Leo wzdrygnął się.
- Ops, to ona jest Rekinką... - powiedział cicho do siedzących obok niego Tiena i Tashy.
- Czyli się potwierdziło - zabrał głos Max. - Szukamy Luciana. A że był to mój pomysł, to dopóki go nie znajdziemy, to ja przewodzę. Czy ktoś ma z tym problem?
- Ja to mam problem tylko z twoim tatkiem - odparł Perry. - Więc oznajmiam, że pomogę go szukać, ale jak już go znajdziemy, to się urywam. Czy masz z tym problem, "przywódco"?
- Nie, nie mam - odpowiedział Killigan. - Ale dokąd pójdziesz? Może cię nie lubię, ale wciąż jesteś jednym z nas, Neonowym Aniołem, i nie dam ci zdechnąć w samotności.
- Choćbym był sam, nie zdechnę - zarechotał Perry. - Z gorszych rzeczy wychodziłem. Nie musisz się o mnie martwić. A dokąd pójdę? Gdybym wierzył, że twój imiennik ma choć tyle honoru co ty, to wróciłbym do Czerwonookich i wyzwał go na pojedynek. Ale nie wierzę, więc pewnie poproszę Billa o przysługę, po starej znajomości…
- A Bill na pewno nie odmówi - zapewniła Bubbles.
- Jakbyś chciał, to u Rekinów zawsze znajdzie się u ciebie miejsce - zaoferowała Rooyens. - Zęby masz odpowiednie, wpasujesz się bez problemu - zażartowała. - Poza tym znasz Diamondbacka, pograsz z nim w duecie, jego gitara i twoje ukulele. Pomyśl o tym.
- Pomyślę - obiecał poważnie fioletowy.
- Dobrze, to skoro sprawę głosowania i przywództwa załatwiliśmy ostatecznie - Smokefish znów zabrał głos - to czas na kolejną. Chcę wam przedstawić Księżycowe Wilki. Niedawno przybyli do Vice City. Cass i Cindy ich odbierali, kiedy…
- ...naród ognia zaatakował! - wtrąciła się AJ. - A nie, wybaczcie, to dopiero za rok będzie miało sens. Ale jakby co to wiem gdzie jest ich samochód i inne graty! Tu macie adres… - rzuciła w stronę Leo papierowym samolocikiem.

Tasha jednym płynnym ruchem wstała i odezwała się pewnym siebie, dźwięcznym głosem.
- Dziękujemy za zaproszenie do Vice City, jednocześnie pragnę oświadczyć, że pomimo tak gorącego powitania ze strony miejscowego szeryfa nie daliśmy się zastraszyć i nadal z chęcią będziemy wspierać sforę Neonowych Aniołów. Nie ma bowiem między nami złej krwi. Z przyjemnością pomożemy Wam w poszukiwaniu waszego przywódcy.

Leo wbil w Tashę spojrzenie, zastanawiając się czy trochę się nie pospieszyła z oferowaniem pomocy. Z drugiej strony obowiązki związane z funkcją Ductusa zaczynały mu trochę ciążyć więc może dobrze że jego przyjacióka przejawiala inicjatywę. Również wstał po jej slowach.
- Moja towarzyszka jest prędka jak to Brujahowie - uśmiechnął się porozumiewawczo - powinniśmy się najpierw przedstawić. Jestem Leo, Ductus Księżycowych Wilków, a to Tasha i Tien. Nasz kapłan Artur, podobnie jak Mendoza, Ray i Andrzej są chwilowo zajęci. Miło was poznać.
- Widzę że podobnie jak my cenicie sobie wolność, więc się dogadamy. - skonstatował przenosząc wzrok pomiędzy członkami Aniołów.

- Nam również miło - odparł nowy przywódca Neonowych. - Zdążyliście już pewnie załapać nasze imiona, ale dla zachowania dobrego zwyczaju, pozwólcie, że oficjalnie wszystkich przedstawię: Ann Jane Living, Emily Queen, Matt-G, Smokefish, Pink Perry, Pawzee i ja, Max Killigan - po kolei wskazywał swoich towarzyszy. - Z góry też proszę was o wybaczenie, jeśli oczekujecie dopełnienia jakichś tradycji gościnności czy czegoś podobnego. Jak zauważyłeś, cenimy sobie wolność, sami podejmujemy decyzje na nasz sposób i nie podporządkowujemy się obcym zasadom, nie ważne czy Sabbatu czy jakimkolwiek innym. Doceniamy waszą chęć pomocy. Nasz założyciel, a mój Stwórca, Lucian Ferrer, dumny przedstawiciel klanu Toreador, opuścił nas swego czasu, aby żyć w odosobnieniu. Jeśli natraficie na jakikolwiek ślad jego obecności, będę wdzięczny za informację. Ze swojej strony mogę zaoferować informacje i zasoby, które pozwolą wam się zadomowić…
- Już im załatwiłam wygodne mieszkanko! - pochwaliła się Bubbles, a Kayah przysłuchiwała się z ciekawością.
- Na naszym terenie, jak mniemam? - zapytała Emily, a w jej głosie można było się doszukać niechęci.
- Bo po co pytać się o zdanie, kiedy uważacie, że całe miasto należy do was… - szydziła ambasadorka Rekinów.
- To nie czas na kłótnie! - uciął Killigan. - Wybaczcie - zwrócił się znów do Leo i Tashy. - Czy mogę wam jakoś pomóc? Skoro mamy być sąsiadami, powinniśmy żyć w zgodzie…
Emily prychnęła.
- Czemu mamy im pomagać? Najpierw niech oni zrobią coś dla nas. Są nam coś winni, to przez nich zginęli Cass i Cindy. W ogóle to czy możemy być pewni, że to nie oni ich wystawili? Bo to trochę podejrzane, że nasi zginęli, a oni wszyscy wyszli z tego cało, mimo tego, że są na obcym terenie…
-My też nie wyszliśmy z tego bez szwanku - wtrącił Leo, który nieco żałował że musi odsłaniać się przy przedstawicielce Rekinów, ale w sytuacji wrogości Rekinów potrzebowali jego zdaniem chwilowo życzliwości zarówno Nietoperzy jak i Aniołów. Nie sądził aby jego osłabiona i nie znająca dobrze miasta Sfora była w stanie aktualnie samotnie wygrać wojnę z Rekinami, lub jej uniknąć za cenę która byłaby akceptowalna….
- Uwierzcie mi, nie jest miło jak Szeryf strzela do ciebie z rakietnicy, musieliśmy sami ratować życie. - odparł, podciągając rękaw koszuli i pokazując dziurę w przedramieniu.. - Jeden z naszej Sfory jest ciężko ranny, a drugi zagubił się po ataku i jest w niewoli u Rekinów, którzy żądają za niego okupu, chyba że już został ofiarą dla Wielkiego Rekina - rzucił oskarżycielskie spojrzenie w stronę Kayah.
- Jak rozumiem też nie wzywaliście nas tu bez powodu, z tego co zrozumiałem chodziło głównie o wsparcie przeciwko Camarill. Jesteśmy gotowi stanąć u waszego boku. - wzruszył hardo ramionami, kończąc swoją wypowiedź. -
Tasha wtórowała mu cicho powarkując, a gdy tylko dusctus skończył przemawiać wstając uderzyła gwałtownie krzesłem w stół.
- Bracia i siostry w Sabbacie, przybyliśmy tu na wasze zaproszenie aby wam pomóc - wbiła wzrok w Emily i zazgrzytała zębami - i co na nas czekało zamiast komitetu powitalnego … KURWA zasadzka na nas czekała. Surwiel z rakietnicą i pierdolony SWAT. I co teraz mamy może przepraszać że się kurwa nie daliśmy wyrżnąć i przeżyliśmy na wrogim terenie - spojrzała na szamana aniołów - bez gościny którą nam obiecano - wzięła głęboki oddech i kontynuowała już spokojniej - za to z lekko niedysponowanym kolegą którego nogi niestety nie zdążyły jeszcze odrosnąć. Nasz Andrzej do dziś się nie odnalazł a mojego syna Raya gdy uciekał porwały Rekiny, bo podobno naruszył ich terytorium - w jej oczach pojawiły się krople krwi, której jednak tak szybko zniknęły jak się pojawiły, momentami nienawidziła tego bachora ale to mimo wszystko był jej syn - i zażądały okupu za jego życie. Nawet nie wiem czy młody żyje… Współczuję Wam waszej straty ale sami na chwilę obecną jesteśmy cieniem dawnych siebie…. - wzięła szybki oddech - nie oznacza to jednak że nie jesteśmy niebezpieczni i że nie potrafimy się bronić. - posłała profesjonalny uśmiech w stronę przedstawicielki Rekinów, jednak jej oczy pozostały zimne. Następnie spojrzała Emilly - jeśli wasza wola możemy zacząć wzajemne rozliczenia kto komu jest ile winien, możemy nawet wykończyć się wzajemnie ku uciesze Camarilli jeśli taka wasza wola. - gdy skończyła mówić usiadła z impetem głośno szurając krzesłem o podłogę.
- Dobra, dobra, wyluzuj - wycofała się Emily. - Ja tu tylko rozważam teoretyczne możliwości. Gdybym miała pewność, że to wy jesteście winni śmierci Cassa i Cindy, jedyne na co moglibyście liczyć z mojej strony to granat wepchnięty do gardła. Ale tak naprawdę, to mam wrażenie, że nikt z nas tutaj nie jest winny… że to robota kogoś z zewnątrz.
- O wpływy nad obszarem portowym rywalizują primogeni klanów Nosferatu i Malkavian - poinformowała Kayah. - Każdy z nich ma dostateczną siatkę informacyjną, by odkryć przybycie nowej Sfory. Osobiście obstawiałabym Nosferatu. Staruszek Malkavian nie dzwoniłby po Szeryfa, tylko zająłby się sprawą korzystając z własnych zasobów.
- Dużo wiesz… - mruknął Smokefish.
- Bo w przeciwieństwie do was, my interesujemy się tym co się dzieje - odparła członkini Rekinów. - C&C byli parą ignorantów i przez to zginęli - powiedziała, nie zważając na wściekłe spojrzenia Emily. - Wszystkim wam grozi podobny los, bo z wyjątkiem Perry'ego i może Maxa, nie macie nawet podstaw…
- Do tej pory ich nie potrzebowaliśmy - warknęła Pawzee. - Po co się wgłębiać w te wszystkie zawiłości. Nie jest nam potrzebne do życia rozróżnianie Nostafatów i Malkafian. Kogo to tak naprawdę obchodzi?
- Ej, futrzaczku - wtrąciła AJ smutnym tonem. - Ja jestem z Rodziny. A Rodzina jest z Malkavian. Nie mów o nich źle, ok?
- Przepraszam - odpowiedziała wilczyca i cmoknęła platynową blondynkę w policzek.
- Możesz nas krytykować, Kayah, ale mnie bardziej interesuje co innego - Killigan zabrał głos. - Czy to prawda, że uwięziliście jednego z Księżycowych Wilków?
- A jeśli tak, to co? - uśmiechnęła się, ukazując nieludzkie, trójkątne zęby.
- Jeśli tak, to ja rozumiem, że jesteście bardzo terytorialni. Macie umowy z nami i innymi. Ale oni są nowi. Nie powinni podlegać takim samym zasadom, jeśli nie znali sytuacji. Gdyby nie atak Szeryfa, Cass na pewno by im wszystko wytłumaczył i…
- A-a-a, nie będziemy tu gdybać - Rooyens pogroziła punkowi palcem. - I nie jesteśmy bezwzględni. Potrafimy zrozumieć sytuację. Naruszenie naszego terytorium rzeczywiście mogło wynikać z nieświadomości. I dlatego byliśmy skłonni do ugodowego rozwiązania sprawy. To nie z naszej winy sytuacja się skomplikowała.
- Skomplikowała? Co to znaczy?
- Nieważne. To sprawa między Rekinami a Wilkami - odparła Kayah krzyżując ręce na piersi. - Radzę wam się w to nie mieszać, chyba że mało macie problemów…
Killigan zastanowił się przez moment, po czym zdecydował się nie kontynuować słownej przepychanki. Rozwiązał spotkanie. Anioły się rozeszły, podobnie ambasadorka Rekinów. Pozostała jedynie Bubbles, Max i Księżycowe Wilki.
- No dobrze, teraz, kiedy zostaliśmy sami, możemy w spokoju rozważyć, co powinniśmy zrobić w sprawie tych wspomnianych przez Kayę "komplikacji" - zaczął przywódca Aniołów.
- Co to w ogóle za komplikacje? Przecież wszystko się układało i miała być zgoda. - Bubbles spojrzała podejrzliwie na Leo. - Co im powiedziałeś? - zapytała oskarżycielsko. - Coś wrednego? Krytykowałeś surfing? Masz awersję do wody? Ja nie rozumiem czemu nie możecie się po prostu zaprzyjaźnić! - wyglądała jak bliskie płaczu dziecko.

- W naszym świecie nic nie jest takie proste, Bubbles, ale myślę że wszystko dobrze się ułoży - Leo uśmiechnał się do Bubbles jak do dziecka.
- Mam taką nadzieję - powiedziała cichym, ale już spokojniejszym głosem i westchnęła.
- Moge wam powiedzieć w czym problem ale prosiłbym o zachowanie tego w poufnosci, inaczej Rekiny będą jeszcze bardziej wkurzone.
- Oczywiście - zgodził się Killigan.
- Ja nie powinnam mieć sekretów przed moimi - stwierdziła Bubbles. - Chociaż pewnie dowiedzą się tak czy inaczej, nawet jeśli im nic nie powiem. Może nawet już wiedzą… - zamyśliła się.
Tasha westchnęła głęboko i spojrzała na Bąbelka
- Możemy się zatem umówić, że pozostawisz to w sekrecie tam gdzie będzie tylko możliwe i tak długo jak będzie to możliwe? - czekała na znak zgody.
Gdy zaś Bąbelek skinęła głową, kontynuowała.
- Problem polega na tym, że nasza sfora poszła w rozsypkę i kiedy my omawialiśmy z rekinami wysokość okupu za naszych, jeden z naszych wziął sprawy we swoje ręce i wyprowadził jednego z jeńców. Było to bez naszej autoryzacji, ale nie mogę mieć mu za złe że gdy dowiedział się, że inni mają problemy wziął sprawy w swoje ręce i udało mu się uratować jednego z naszych, każdy by to zrobił na jego miejscu. Także teraz Rekiny nie lubią nas jeszcze bardziej niż wcześniej… nie mam pomysłu czym ich złagodzić.
- Rozmawiałem z Ollow, ona twierdzi że woli uniknąć wojny ale potrzebuje czegoś od nas żeby udobruchać Gangreli ze swojej Sfory. Zaproponowalem jej wstępnie pomoc w walce z Camarillą i innymi wspólnymi wrogami i pierwszeństwo w lupach. Mogę też dorzucić trochę pieniędzy ale niewiele więcej mam. Chcemy pokoju ale nie za cenę nie do zaakceptowania. - dodał pojednawczo Leo.
- Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. - dodała Tasha - ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata ma swoją cenę. My nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Dlatego zrobimy co możemy aby go zachować, ale jeśli nie da się inaczej będziemy walczyć. Owszem jesteśmy osłabieni, ale nie jesteśmy słabą sforą.

- Ollow… to ta Tzimisce, prawda? Drobna, wysportowana blondynka z dredami? - próbował sobie przypomnieć Max. - Hmm, Tzimisce są podejrzani, ale swój honor mają, więc jeśli stwierdziła, że chce wam pomóc uniknąć konfliktu, to ja bym w to wierzył.
- My mamy Tzimisce w naszej Sforze - oświadczyła Bubbles. - Panią Geneviere. Zanim powstały Nietoperze, należała do Czerwonookich. Ona też kiedyś wkroczyła na terytorium Rekinów w pogoni za jakimś wampirem Camarilli. Też została złapana, ale zdołała przekonać panią Ollow, by ją wypuściła. W zamian za to oddała Rekinom trójkę innych członków swojej ówczesnej Sfory, włącznie z własnym potomkiem - dziewczyna wzdrygnęła się.
- Fascynująca historia, ale jak to ma nam pomóc? - zapytał Killigan.
- Właściwie to nie wiem - przyznała Bubbles. - Ale kiedy pani Geneviere opowiadała tę historię, powiedziałaś też, że w negocjacjach ważne jest, żeby wiedzieć, czego druga strona naprawdę chce. Rekiny zawsze trzymały się na uboczu, nie udzielały w sprawach politycznych, nie szukały wpływów ani pieniędzy. Więc oferowanie im gotówki albo pomocy w walce raczej do nich nie trafi.
- Coś w tym jest… - przyznał Max. - Ale czego w takim razie chcą, co moglibyśmy im dać?
- Nie wiem - przyznała znowu Bubbles. - To mógłby nam powiedzieć tylko jeden z nich. Może spróbowałbyś wypytać Kayę?
- Mógłbym, ale ona spędza więcej czasu z nami niż z własną Sforą, więc nie wiem czy stanowi najlepsze źródło informacji - skrzywił się punk.
- Innego nie mamy…
- Oni wcześniej chcieli wampirów do złożenia w ofierze swojemu Wielkiemu Rekinowi, w sumie jeżeli będziemy mieli jeńców z Camarilli to czemu nie…. ale jakoś do oddawania samych siebie nam się nie pali... wspominalas jeszcze że Bill ma z nimi kontakty? - Leo spojrzał na Bubbles.
- Tak. Jego znajomość z Rekinami też trwa od czasów sprzed powstania Nietoperzy, kiedy jeszcze należał do Czerwonookich. W sumie nie jestem pewna kiedy się zaczęła, Bill jest jednym z najstarszych członków naszej Sfory… i potrafi być dość tajemniczy jeśli chodzi o przeszłość.
- Hm, ciekawe, a przypadkiem nie zalatwiłas nam spotkania z nim i z waszym Biskupem tej nocy? - Ravnos zadał kolejne pytanie, zastanawiając się nad dalszym planem działania.
- Tak, chociaż jeszcze nie dali znaku, że są gotowi do spotkania - odpowiedziała Bubbles. - Muszę was prosić o jeszcze trochę cierpliwości.
- Oczywiście, jak mamy chwilę to może pogadamy o sytuacji w mieście? Nadal nie mam pełnego obrazu. Czy jesteście w stanie otwartej wojny z Camarillą i w tym celu nas wezwaliście? - Zwrócił się do Killigana.
- Chętnie udzielę wam informacji, chociaż tutaj ja będę was prosił o dyskrecję, bo o ile Nietoperze są wtajemniczone w sytuację, o tyle Czerwonoocy, Rekiny i nawet część Aniołów nie zna wszystkich okoliczności. Niech to będzie pokaz zaufania i dobrej woli z mojej strony.
- Zatem dziękujemy za okazane nam zaufanie i zamieniamy się w słuch - odpowiedziała Tasha.
- Jesteśmy w stanie wojny z Camarillą, to dość oczywiste. Jednak nie z naszego wyboru. Neonowe Anioły nigdy nie szukały konfliktu. Do naszej Sfory przyjmowaliśmy tych, którzy chcieli po prostu być sobą, "żyć" po swojemu. Jestem pewny, że jesteście w stanie to zrozumieć. Dlatego to do was wystosowaliśmy zaproszenie. Bo jesteście podobni do nas, a jednocześnie nie jesteście słabą grupą, potraficie walczyć. Liczyliśmy na to, że będziecie nam w stanie pomóc obronić się przed Szeryfem i jego sługusami, jednocześnie umożliwiając nam zachowanie niezależności. Mogliśmy poprosić o pomoc Nietoperze, ale Czarna Wendy po prostu włączyłaby nas ostatecznie do swojej wojskowej kampanii.
- Zawsze możecie prosić nas o pomoc! - oświadczyła Bubbles. - Chociaż co do Biskup to chyba masz rację.
- Wracając do kwestii Camarilli, teraz postaram się wyjaśnić naszą… specyficzną sytuację. Bo chociaż Szeryf na nas poluje, to mamy… hmmm… pewien układ z Primogen klanu Toreador. Pozwólcie mi wyjaśnić! - zaznaczył nerwowo. - Mój Stwórca, który założył naszą Sforę, był jednym z niewielu wampirów, które przetrwały czystkę, której dokonał obecny Książę, gdy przejmował władzę. Po tym co przeżył, co widział… po tym jak Camarilla przymknęła oczy na masakrę przeprowadzoną przez Seledynowego Tommy'ego i zatwierdziła jego władzę… utracił wszelką wiarę w system. Odszedł z Camarilli, która uznała go za zmarłego. On zaś uratował kilku świeżaków, których Stwórcy zginęli: Cassa, Cindy, Pawzee i Emily. Przeistoczył mnie. Potem przyjął jeszcze Matta i Smokefisha. I nawet Perry'ego, gdy ten uciekł od Czerwonookich. No, ale to nie takie ważne… Ważne jest to, że jego Stwórczyni, Czarna Dama Noctrum, także przeżyła czystkę, ponieważ akurat nie było jej w mieście. W pewnym momencie Lucian się z nią skontaktował. Albo ona z nim, zależy jak na to patrzeć… Tak czy inaczej, wymyślili plan. Plan, który Noctrum przedstawiła Primogen Toreadorów i który został przyjęty. Zgodnie z tym planem Neonowe Anioły miały w imię Sabbatu zająć tę część miasta, która była pod kontrolą Toreadorów. Mogłyby działać stosunkowo swobodnie, jak długo nie narozrabiałyby za bardzo. W ten sposób inne, groźniejsze Sfory nie wchodziłyby na teren Toreadorów, a Toreadorzy przymykaliby oko na działania Aniołów. Wszyscy korzystają… System działał nawet po odejściu Luciana. Zaczęły się jednak pojawiać problemy. Noctrum, zirytowana faktem, że jej Potomek gdzieś się rozpłynął, chciała wykorzystywać nas w swoich politycznych gierkach. Primogen Toreadorów na przestrzeni lat umocniła swój klan do tego stopnia, że coraz mniej potrzebowała naszego układu. A do tego Szeryf próbuje rozszerzyć swoje wpływy we wschodniej części miasta…
- Problemy lubią ganiać stadami - pokiwała głową Bubbles. - Jak szczeniaczki. Tylko nie są wcale słodkie.
- Cóż… - Max nie bardzo wiedział jak odpowiedzieć na takie stwierdzenie. - Tak czy inaczej. teraz już wiecie jak sytuacja wygląda i czemu potrzebowaliśmy pomocy. Czemu *potrzebujemy* pomocy. Teraz pozostało mi jedynie wierzyć, że nie opuścicie nas w potrzebie. I zapewnić, że w swoim czasie odwdzięczymy się jak tylko będziemy mogli.
-Tak, nie mamy zamiaru was opuszczać….-Leo skrzyżował ręce na piersi, zaczynał odczuwać pewną sympatię do Aniołów. - Pomożemy wam, tylko muszę wymyślić jak uniknąć totalnej wojny z Rekinami, zaczynam rozważać pojedynek z Tiburon… ale wracając do waszej historii, chce jak najlepiej zrozumieć równowagę i stosunek sił w Vice City… rozumiem, że Szeryf, podobnie jak Książe, jest Brujah. Książe kontroluje rodzinę Vercettich i w związku z tym prawie cały lokalny półświatek, prawda? Zakładam, że Camarilla jest liczniejsza, a ponieważ Sfory nie są w pełni zjednoczone, Książe i Szeryf mają przewagę… choć widzę, że po stronie Camarilli tez mamy rysy…- wyszczerzył się przebiegle.
- Cóż, służę wiedzą na ile mogę, ale niestety większość moich informacji dotyczy klanu Toreador - powiedział Max, nieco zażenowany.
- Głuptasie, Szeryf nie jest Brujah. Jest Ventrue. - Bubbles łagodnie upomniała Leo. - Książę kontroluje półświatek, to prawda, ale podzielił też część swoich wpływów pomiędzy swoich koleżków: Szeryfa i Primogenów. Zaś co do liczebności to siły Camarilli w mieście liczą przynajmniej trzydzieści-czterdzieści wampirów i dwie setki ghouli, nie wspominając o instytucjach śmiertelnych takich jak policja czy wojsko. Więc jest się z kim bawić, jeśli ma się na to ochotę.
-Tylko trzydziestu, czterdziestu? - zdziwił się Leo, który spodziewał się z setki.
- W takim razie Sabbat jest tu chyba liczniejszy, licząc wszystkie Sfory… a co z anarchistami?
- W mieście nie ma Anarchów, chyba żeby tak określić Phila Cassidy'ego - odpowiedział Killigan. - Albo nas - dodał żartobliwie.
- Tak mi powiedział Bill - Bubbles wzruszyła ramionami. - Podczas spotkania będziecie mogli go dopytać. Jest dużo lepiej poinformowany. Może pokaże wam swoją listę. Ooooo! Może któreś z was trafi na listę! To by było niesamowite! - oczy jej zabłysły.
- Listę? - zdziwił się Max.
- Top-tenkę - wyjaśniła Bubbles dumnie. - Listę dziesięciu najgroźniejszych wampirów w Vice City. Wprawdzie jedynym kryterium jest jego malkaviańska intuicja, ale jak dla mnie większość pozycji brzmi bardzo sensownie. Chociaż po prawdzie, to nie wypadamy na niej najlepiej…
- Kto wie - odpowiedziała Tasha- ale mam mocne przeczucie że jeden z naszych jest mocnym kandydatem do podium. A tak przy okazji, zastanawiam się czy nie dolać odrobiny oliwy do ognia w wewnętrzych sporach Camci - uśmiechnęła się szeroko - dalej macie konrakt z Torreadorami? Dalibyście radę szepnąć im słówko lub dwa, że w mieście pojawiła się młoda anarchistka z Brujahów Tara.

- Jasne, da się załatwić - potwiedził Killigan. - Najbezpieczniej będzie posłać informację przez Randolfa. Musisz się tylko liczyć z tym, że jest trochę… wolny. Więc nie mogę obiecać kiedy wieści trafią do uszu wyżej postawionych. To może być dzisiaj, ale równie dobrze jutro czy pojutrze. Jakie namiary mu podać, żeby ktoś kto by tę anarchistkę chciał znaleźć, mógł to zrobić?

- Nie ma pośpiechu, najważniejsze aby wiadomość dotarła - Tasha uśmiechnęła się szeroko i podała im kartkę z zapisanym numerem telefonu. - jakby coś mogą grzebać, mam dobrze osadzone Alter ego.

- Doprawdy? To niebezpieczna gra, ale niewątpliwie posiadanie takiego alter-ego musi być niezwykle przydatne - stwierdził Max.

- Tak nie możemy się już doczekać spotkania z Billem, nie ma to jak Malkaviańska wiedza i przenikliwość, widzę też że bardzo dobrze się znacie - Leo spojrzał na Bubbles, zastanawiając się czy jest ona córką Billa.

- Właściwie to głównie znam się z Mabel, ale znając Mabel nie sposób nie poznać Billa choć trochę... - odpowiedziała dziewczyna, ale przerwała gdy zabrzmiał dzwonek jej telefonu. - O Billu mowa a Bill tu! - ucieszyła się. - Dał mi właśnie znak, że jest już wolny, tylko trzeba by go odebrać, bo nie ma samochodu, a taksówki łypią na niego podejrzanie. Będzie czekał przed fabryką lodów "Cherry Poppers" w Małej Havanie. I wysłał mi uśmiechniętą buźkę, jak słodko!

-To świetnie, zaraz tam podjedziemy moim nowym autem… - Leo wstał, poprawiając kurtkę.
- A przy okazji, gdzie możemy odebrać nasze rzeczy ze statku? - spojrzal na Killigana.

- AJ nie dała wam karteczki z adresem? To ona miała za zadanie odebrać i zabezpieczyć cały wasz "bagaż główny" - odpowiedział. - AJ bywa roztargniona, ale jest odpowiedzialna i…
Nagle rozdzwonił się telefon Bubbles, która przeprosiła pozostałych, odeszła o kilka kroków i przeprowadziła krótką rozmowę. Wróciwszy, oznajmiła:
- Biskup wyznaczyła miejsce spotkania. Podwórko za sklepem "Little Havana Streetwear". Jadąc od fabryki na północ na pierwszym dużym skrzyżowaniu trzeba skręcić w lewo, minąć centrum zdrowia i wypatrywać podświetlonego szyldu. Powinniście trafić bez problemu.

- Dzięki, to ruszamy z piskiem opon.. Miło było was poznać Max, musimy pozostać w kontakcie, może daj nam telefon do ciebie i Smokefisha a ja i Tasha damy do nas. -Odparł Leo. W drodze do samochodu miał zamiar zadzwonić do Mendozy.


 
Lord Melkor jest teraz online